poniedziałek, 30 grudnia 2019

"Press To Play" - Paul McCartney [Recenzja]


Tug of War i Pipes of Peace radziły sobie dobrze. Może nawet więcej niż dobrze. Klapę przyniósł dopiero film Give My Regards To Broad Street. Wtedy właśnie Paul McCartney został po raz pierwszy od czasów zespołu Wings zmieszany z błotem przez krytykę. Ex-Beatlesowi trudno było jednak zaakceptować fakt, że po prostu nie nadaje się do robienia filmów. Uznał więc, że wina leży w muzyce i postanowił zmienić kierunek, w którym będzie dalej tworzył na nieco bardziej uwspółcześniony. Połączył więc siły z producentem Hugh Padghamem, odpowiedzialnym za sukcesy m.in. Phila Collinsa, The Police czy Genesis. Wraz z zestawem raptem kilku piosenek, McCartney rozpoczął nagrywanie nowego albumu w marcu 1985 roku. W sumie 6 utworów na płytę powstała dzięki współpracy z gitarzystą Erikiem Stewartem.
Pierwszego dnia pracy, do studia wszedł Padgham i powiedział Paulowi, że przyśnił mu się efekt ich współpracy i była to płyta straszna, której obaj nienawidzili i która pogrzebała ich kariery. McCartney wziął to za zły omen i postanowił pozapraszać na nagrania parę znanych nazwisk, które same w sobie gwarantowałyby sprzedaż na przyzwoitym poziomie. Przez studio przetoczyli się więc m.in. Phil Collins, Pete Townshend, Ray Cooper i Eddie Rayner. Album ukończono pod koniec 1985 roku, a wydany został 25 sierpnia 1986. Na uwagę zasługuje piękna okładka. Przedstawia ona Paula i Lindę McCartneyów, uwiecznionych w obiektywnie słynnego fotografa Hollywood z lat 40. i 50. - George'a Hurrella. Co ciekawe, przy wykonywaniu tego zdjęcia użył on aparatu, którego użył fotografując np. Clarka Gable'a czy Gretę Garbo.

Płytę rozpoczyna nieco stonowany Stranglehold. Z każdą chwilą nabiera on jednak rozpędu, a swoje apogeum osiąga w wybuchowym refrenie. Teoretycznie więc wszystko gra. Mamy tu ciekawą produkcję, solo saksofonu i naprawdę fajne wokale. Jednak coś mi w tym kawałku nie gra. Jakoś nie potrafię się do niego przekonać. Brzmi to może i przyjemnie, niby słucha się bez bólu, ale no nie bierze mnie to w pełni. Tak czy siak, przyznać trzeba, że otwiera album naprawdę dobrze i daje fajny rozpęd na pozostałe 40 minut. Piosenka wydana była nawet jako singiel promujący płytę, ale przepadła, docierając najwyżej do 81. miejsca, co w przypadku artysty rangi McCartneya jest porażką.


Stranglehold, you know you've got one on me
I don't want to go without you
Stranglehold, you've got me where you want me
But I want to know more about you
I want to know more about you

Bez wahania mogę natomiast powiedzieć, że Good Times Coming/Feel the Sun zdecydowanie mi się nie podoba. I nie ma tu nawet czego opisywać, ani o czym pisać, bo jest to po prostu mierny kawałek. Ciągnie się to nieubłaganie i nie ma ze sobą niczego ciekawego do zaproponowania.

All the beauty, all the pain
Will it ever be the same again?
If you love me, show me now
It's the only way that we know how

Feel the sun shine in, shine in, shine in
Feel the sun shining in on you

Talk More Talk to bardzo podobny poziom, ale tu chociaż pojawia się refren, który można łatwo zapamiętać, a nawet nucić. Niestety o pomstę do nieba woła tu produkcja, krzycząc: "Powstałam w latach 80.". Niestety, podkład mocno trąci myszką i niszczy to - i tak już niski - potencjał tej piosenki, robiąc z niej po prostu czysty kicz.

Talk more talk
Oh I love to hear the gentle sound
Of conversation sprinkled around
A room where I can be at one with you for

Talk more talk. Chat more chat
Words of feather are worn in a hat

Nawet na poziomie ballady Paul zawodzi na całej linii, a to przecież jego specjalność i to właśnie na tym polu pokładam w nim zawsze największe nadzieje. Footprints to jednak niestety kompletnie niezapamiętywalny, wymuszony i bezbarwny wypełniacz. Nic w tej piosence nie gra. Nie ma tu nawet zalążka dobrej melodii, która dałaby mi jakikolwiek argument w jej obronie. Footprints wytrąca mi jednak z ręki każde dobre słowo, które chciałbym o nim powiedzieć, z każdą kolejną minutą jego trwania. 4 i pół minuty. Najdłuższe 4 i pół minuty w moim muzycznym życiu. 

Oh white blanket, hiding the traces' of tears she didn't see
Snow white blanket simply covers the memory
Of all that used to be
But his heart keeps aching in the same old way
He can't help feeling that she might come back someday

Lepiej prezentuje się chociaż Only Love Remains. A to za sprawą bardzo intymnego brzmienia. Najpierw tylko fortepian, a potem orkiestra, która przywodzić może na myśl stare filmy Disneya, lub też takie, do których odwołuje się swoją stylistyką okładką. Wreszcie Paul zrobił coś godnego swojego nazwiska. Produkcja jest pełna i bardzo dobra, tekst jest niezły, a i wokale nawet zdradzają jakieś zalążki emocji, nie jest to tylko pusty i znudzony "wyśpiew". Bardzo dobrze. W dobrym stylu McCartney kończy stronę A longplaya. Piosenka wydana została też jako czwarty, ostatni, singiel promujący album. Niestety, przepadła na listach przebojów, osiągając w Wielkiej Brytanii najwyżej 34. pozycję.

When all our friends have gone and we're alone
There's nothing left to shout about
Together we'll explore the great unknown
I'd say we won't be going out tonight
Let tonight be the one that we remember
When love is all that stays
Only love remains

W niezłym otwiera też stronę B. Press to kolejna drewniana produkcyjnie piosenka, ale ma w sobie niewymuszoną chwytliwość, radość z grania i no po prostu dobrze to brzmi. I super, wreszcie trochę autentycznego optymizmu i wpadającej w ucho muzyki. Bardzo mi się to podoba i z przyjemnością do niej wracam, nawet pomimo tej tragicznej wręcz produkcji. Utwór wybrany też został do promowania albumu. Niestety, jako pierwszy singiel od czasów Back to the Egg (1979) nie trafił do Top 20 ani w Stanach, ani w Anglii. Najwyżej udało mu się umiejscowić w Belgii, bo tam trafił "aż" na 17. pozycję.

Darling, I know it really wouldn't be a crime
If I say I want to love you all the time
But with all these people listening in
I don't know where I ought to begin
Maybe we should have a secret code
Before we both get ready to explode
When you want me to love you
Just tell me to press

Pretty Little Head to jednak ponowne obniżenie lotów. Po wybornych dwóch poprzednikach, mamy tu ponownie do czynienia z prawdziwymi mieliznami artystycznymi. I ta piosenka wydana została jako singiel. I, ponownie, okazała się niewypałem komercyjnym. Wystarczy chwilę tego posłuchać, by przekonać się że również i artystycznym.

Hillmen are sworn to allegiance
Living a life of silent dignity
For your protection
Only so you don't worry
Your pretty little head

Move Over Busker. Koszmar.

Well, I've been waiting, but I'm impatient
No-one can hold me back, I want to stay with the action
But I won't get it, my great illusion
Will vanish anyhow if I don't grab it now

Angry. Miało być ostro, mocno i bezkompromisowo. Wyszło groteskowo.

What the hell gives you the right to tell me what to do with my life
Especially when you made a mess of every chance you had of success
Look at you... Just look at you, I said I'm angry just looking at you

Przypuszczam, że However Absurd miało być coś w stylu Through Our Love; podniosłym i mocnym pożegnalnym hymnem do miłości. Nie wyszło jednak. Orkiestra jest tu za bardzo zepchnięta na dalszy plan, a wyjątkowo słabe wokale Paula są za głośne. Chciałbym jednak, by był to największy problem. Główną bolączką jest tu niestety sama kompozycja, która niestety jest słabiuteńka. McCartney coś się tu szamocze, ale nie jest w stanie sklecić czegoś godnego uwagi. Pożegnanie w jak najgorszym stylu.

Something special between us
When we made love the game was over
I couldn't say the words
Words wouldn't get my feelings through
So I keep talking to you


Press To Play to zdecydowanie najgorsza solowa płyta Paula McCartneya. Dwie bardzo dobre piosenki to jednak za mało, szczególnie gdy reszta jest tak wybitnie nijaka i żenująco słaba. Dali to też odczuć słuchacze w 1986 roku, gdyż jest to najsłabiej sprzedająca się - wówczas - płyta Paula. I to właśnie to, a nie Give My Regards To Broad Street, okazało się dla Beatlesa druzgocącą klęską. McCartney w zasadzie nawet jakby się nie starał ratować tego materiału. Melodie są tu szczątkowe, a spora rozpiętość stylistyczna samych kawałków (co samo w sobie nie byłoby jeszcze takie złe) wskazuje na to, że po prostu nie mógł się zdecydować, w jakim stylu chce robić płytę. Niestety, za co by się nie zabrał - wychodził knot. I ta płyta też jest po prostu jednym wielkim niewypałem.

Ocena: 1/10


Press to Play: 45:11

1. Stranglehold - 3:36
2. Good Times Coming/Feel the Sun - 4:44
3. Talk More Talk - 5:18
4. Footprints - 4:32
5. Only Love Remains - 4:13
6. Press - 4:43
7. Pretty Little Head - 5:14
8. Move Over Busker - 4:05
9. Angry - 3:36
10. However Absurd - 4:56

niedziela, 29 grudnia 2019

"Give My Regards To Broad Street" - Paul McCartney [Recenzja]


Ostatnią filmową reżyserowaną przygodą Paula McCartneya był Magical Mystery Tour z 1967 roku. Beatlesi, zachęceni sukcesem A Hard Day's Night oraz Help! postanowili pójść o krok dalej i stworzyli na wpół improwizowany obraz. Produkcja ta została dosłownie zmieszana z błotem i była pierwszym ewidentnym knotem w karierze zespołu. Później ukazał się jeszcze film Let It Be, jednak był to po prostu zapis sesji nagraniowych.
Gdy na początku lat 80. Paul znowu był na szczycie, uznał że to dobry moment, by ponownie wejść do tej samej rzeki. Po nagraniu Tug of War, dosłownie musnął pracę nad jego kontynuacją (Pipes of Peace), a już zaangażował się w powstawanie filmu. Sam napisał scenariusz, a samo kręcenie zajęło w sumie około 28 tygodni. W obrazie wystąpili również m.in. Linda, George Martin (który również był producentem ścieżki dźwiękowej) i Ringo Starr. Nie chcę oceniać tu jednak samego filmu. Po pierwsze, dlatego że nie o tym to blog, a po drugie, że jest to produkcja dosyć słaba i szkoda czasu, by się nad nią specjalnie rozwodzić.
Nagrywając ścieżkę dźwiękową, McCartney postanowił jednak zrobić ukłon w stronę każdej grupy swoich fanów. Tych, którzy tęsknili za Beatlesami, z pewnością uraduje obecność kilku coverów oryginalnej grupy (rzecz jasna każda z zaprezentowanych tu piosenek jest autorstwa tylko i wyłącznie Paula, bądź też zdominowana przez jego styl). Tych, którzy upodobali sobie Wingsów i ogólnie post-Beatlesowską karierę Paula, też czeka parę niespodzianek. A i również ci, którzy liczyli na coś nowego od McCartneya dostają co nieco. Płyta okazała się kolejnym złotym strzałem Paula; album dotarł na szczyt brytyjskich list, na całym świecie nie zszedł poniżej 25. miejsca, w Hiszpanii i Stanach pokrył się złotem, w Wielkiej Brytanii - platyną, a piosenka No More Lonely Nights otrzymała nominacje do Złotego Globu, a także BAFTA. Film natomiast został dosłownie zmiażdżony przez krytykę, a i komercyjnie okazał się jednym, wielkim niewypałem. 

Płytę zaczynamy od No More Lonely Nights (Ballad). Zacząć pozwolę sobie jednak od tego, co mi się nie podoba. Mianowicie, nie podoba mi się fakt, że ta piosenka to oczywisty autoplagiat. Kawałkiem bliźniaczo do niego podobnym jest przecież Wanderlust z albumu Tug of War. Co gorsze, wspomniany "pierwowzór" wydany został zaledwie parę lat wcześniej. Zrozumiałbym jeszcze, gdyby sięgnął po podobny schemat sprzed kilkudziesięciu lat, ale sprzed kilku? Nieładnie, panie McCartney. Nie ma co jednak długo się gniewać, gdyż No More Lonely Nights to naprawdę przyjemny i znakomicie brzmiący numer. Rzecz jasna, przegrywa starcie z Wanderlust, ale tej balladzie nie można odmówić uroku. Wpadająca w ucho melodia - i to nie tylko z refrenów, ale nawet ze zwrotek - świetne wokale Paula (piosenka jest bardzo wymagająca, nie dziwi więc fakt, że McCartney nigdy nie wykonał jej na żywo) no i to solo gitarowe... No, ale czemu tu się dziwić, skoro za gitarę odpowiada tu nie kto inny, jak sam David Gilmour - druga najważniejsza persona zespołu Pink Floyd (a od 1985 wręcz pierwsza). Tak, czy siak, utwór robi na mnie wielkie wrażenie i często do niego wracam, gdyż rozbraja mnie niewymuszony urok i melodyka tej piosenki. Znakomite otwarcie i - co jasne - najlepszy utwór krążka.

I can wait another day until I call you
You've only got my heart on a string
And everything a' flutter

But another lonely night might take forever
We've only got each other to blame
It's all the same to me love
'Cause I know what I feel to be right

No more lonely nights
No more lonely nights
You're my guiding light
Day or night I'm always there

Good Day Sunshine/Corridor Music. Good Day Sunshine to oczywiście cover The Beatles z płyty Revolver. Przypomnę tylko, że album ten był wielkim przełomem w muzyce popularnej; zespół zamknął się w studiu i stworzył dzieło wybitne i chyba swój najbardziej eksperymentalny album, wyładowany znakomitymi, solidnymi i szalenie melodyjnymi piosenkami. Wykonanie Good Day Sunshine na tej płycie jest jednak zupełnie pozbawione jaj. Na Revolver Paul wręcz kipiał energią i optymizmem. Tutaj śpiewa tak, jakby nie bardzo chciało mu się tego nagrywać. Wokale są tu wymuszone, a podkład nudny i wtórny. Corridor Music to właściwie tylko parę nudnych dźwięków i krótki dialog McCartneya z Ringo Starrem.

Good day sunshine

And then we lie, beneath a shady tree
I love her and she's loving me
She feels good, she knows she's looking fine
I'm so proud to know that she is mine

Yesterday. Wiadomo - jeden z najważniejszych (jeśli nie najważniejszy, bo na pewno najczęściej coverowany) utwór w historii muzyki popularnej. I tutaj musi robić wrażenie, szczególnie że Paul wykonuje to dość bezpiecznie (w stosunku do oryginału z albumu Help!). Na pierwszym planie, ponownie, mamy wokal McCartneya i gitarę akustyczną, jednak sekcja smyczkowa została zastąpiona dętą. Bez szczególnej straty dla numeru, ponieważ brzmi on naprawdę znakomicie. Piękne wykonanie.

Suddenly I'm not half the man I used to be
There's a shadow hanging over me
Oh, yesterday, came suddenly

Jeszcze piękniej wypada Here, There And Everywhere, czyli kolejny kawałek z płyty Revolver. Dęciaki, gitara, jasne że pięknie to brzmi. Ale swoimi wokalami Paul dosłownie rozwala system. Tak pięknie i melodyjnie nie brzmiał już od dawna. Krótkie solo dęciaków daje McCartneyowi usiąść do fortepianu.

I want her everywhere
And when she's beside me I know I need never care
But to love her is to need her everywhere
Know that love is to share
Each one believing that love never dies
Watching their eyes and hoping I'm always there

Przy fortepianie wykonuje bowiem Wanderlust, czyli jeden z moich ulubionych utworów jego solowej kariery. Ten kawałek, z płyty Tug of War, został tutaj nieco uproszczony, w sensie wokalnym. Paul - zapewne obawiając się, że nie udźwignie takiej interpretacji, jaką zaprezentował w pierwowzorze - śpiewa tu zdecydowanie inaczej. Niestety, w bardziej kameralnej wersji piosenka nie ma już siły rywalizować z rozbuchanym, przeładowanym orkiestrą i znakomitymi wokalami Paula, oryginałem. Utwór wciąż zachwyca, jednak wykonanie już mniej.

Light out wanderlust (oh where did I go wrong, my love?)
Head us out to sea (what pretty crime was I found guilty of?)
Captain says there'll be a bust (what better time to find a brand new day?)
This one's not for me (oh - wanderlust away)

Dropping a line
Maybe this time
It's wanderlust for me

Zostajemy przy Tug of War, albowiem Paul proponuję nam powtórkę z Ballroom Dancing. Najwyraźniej McCartneyowi mało było znanych nazwisk i - po Gilmourze w No More Lonely Nights - do tej piosenki zaprosił Johna Paula Jonesa, multiinstrumentalistę, klawiszowca i basistę zespołu Led Zeppelin. Ballroom Dancing wypada tu dość zachowawczo i mało tu oryginalności. Właściwie nie zauważyłem nawet większych różnic między pierwowzorem; tu jakiś dodatkowy okrzyk, tu zaśpiewał trochę niżej, tu nie ma paru instrumentów. Tyle co nic. Niestety jednak, Paul ponownie wydaje się wyprany z energii, sprawia wręcz wrażenie, jakby nagrywał to na siłę. Jedyne, co naprawdę może się podobać w tym wykonaniu, to znakomicie rozbudowana środkowa część piosenki z ostrymi solówkami gitary i mocnymi dęciakami. Owszem, to robi wrażenie. Jednak reszta piosenki - najmniejszego.

Well I used to fly when I was a kid
And I didn't cry if it hurt a bit
On a carpet ride to a foreign land
At the time of Davy Crockett

But it wasn't always such a pretty sight
'Cause we used to fight like cats and dogs
Till we made it up in the ballroom

Tym razem Paul zaprasza nas do powrotu do repertuaru zespołu Wings za pomocą jednego z ich największych przebojów - podchodzącego z albumu Wings at the Speed of Sound hitu Silly Love Songs. I ponownie powtórzyć można wszystkie zarzuty, które mówiłem już przy poprzednich utworach; to wszystko nagrane jest zupełnie bez polotu i energii. Piosenka jest naprawdę fajna i podoba mi się w każdej wersji, ale te delikatne, kosmetyczne zmiany są tak nieznaczące, że nie wiem, czemu miałbym słuchać tego wykonania, skoro oryginał jest 100 razy lepszy?


Love doesn't come in a minute
Sometimes it doesn't come at all
I only know that when I'm in it
It isn't silly, no, it isn't silly
Love isn't silly at all

Niestety, poziomu nie podnosi też premierowe, Not Such a Bad Boy. Mało tego, nawet go zaniża. Piosenka bowiem jest tak bez wyrazu, z tak szczątkową melodią i żenującym tekstem, że aż nie chce się tego słuchać. Stanowczo do przewinięcia.

I followed the leader
Into her tent
But nobody told me that she owed some rent

She wanted to love me
I wanted to go
But she taught me things that I needed to know

Jak najgorsze wrażenia pozostawia też kolejny premierowy utwór, No Values. Zarzuty takie same. Tak jak i efekt: żenada.

It seems to me that you've still got no values
Oh you know you're not so hot, no values
You know you've got a lot, but no values
And I'd be glad if you went away again
No values
No values
No values at all

Paul upodobał coś sobie ten Revolver, bo oto i kolejny numer z tamtej płyty: For No One. Nie będę pisał tu rzeczy oczywistej, czyli że wykonanie to, do pięt nawet nie dorasta pierwowzorowi. Wypada natomiast całkiem nieźle, jak na ten album. Szczególnie nieźle brzmi tu nowy aranż smyczków, a i Paul śpiewa jakoś bardziej z sercem

Your day breaks
Your mind aches
You find that all her words of kindness linger on
When she no longer needs you

She wakes up
She makes up
She takes her time and doesn't feel she has to hurry
She no longer needs you

Bardzo podoba mi się natomiast nowa wersja Eleanor Rigby rozszerzona o długą kodę, nazwaną Eleanor's Dream. Część śpiewana brzmi bardzo podobnie (z tym, że znów Paulowi się jakby nie chciało), jednak rozbudowane zakończenie musi się podobać. Główną rolę wiodą tu smyki, chociaż pojawia się tu i róg francuski. Medley ten trwa oryginalnie 9 minut, jednak dzięki swojej wielowątkowości, ani na chwilę nie nudzi. Naprawdę fajna sprawa.

Eleanor Rigby picks up the rice in the church where a wedding has been
Lives in a dream
Waits at the window, wearing the face that she keeps in a jar by the door
Who is it for?

All the lonely people, where do they all come from?
All the lonely people, where do they all belong?

The Long And Winding Road z albumu Let It Be rozpoczyna się saksofonem (znakomity Dick Morissey) i dopiero po chwili wchodzi Paul. Wychodzi to jednak bardzo słabo. McCartneyowi łamie się głos i śpiewa tak, jakby chciał, a nie potrafił. Szkoda tak pięknej piosenki na tak słabą interpretację.

The wild and windy night
That the rain washed away
Has left a pool of tears
Crying for the day
Why keep me standing here
Let me know the way

Męczy ta płyta strasznie. Ale po co kończyć tak wcześnie, skoro można 2 razy sprzedać to samo? No More Lonely Nights (Playout Version) to wersja taneczna singla promującego album. Paul widocznie był tak bardzo zadowolony z tego, co napisał, że postanowił zaserwować nam ten utwór ponownie. W wersji balladowej robi on wrażenie, tu się zgadzam. Ale tu absolutnie. Aranż trąci myszką, McCartney brzmi tu jak swój własny remiks i w ogóle nic tu się nie klei. No, gorszego zakończenia płyty to Paul nie mógł nam zaserwować.

May I never miss a thrill of being near you
And if it takes a couple of years
To turn your tears to laughter
I will do what I feel to be right


Nie będę ukrywać - Paul mnie zawiódł na całej linii. Po serii trzech naprawdę dobrych albumów, zaliczył w końcu porażkę. Ale jak to się w ogóle mogło stać, przecież wystarczy spojrzeć na tracklistę Give My Regards To Broad Street. Toż to same samograje! Tego przecież nie da się spieprzyć. McCartney sięgnął tu po ewidentne pewniaki, które gwarantują dobrą słuchalność. Nawalił jednak po całości. Aranżacje są do bani, całość się nie klei, a wręcz nudzi. Ale gwoździem do trumny tej płyty są wokale: wymuszone, zblazowane i manieryczne. McCartney śpiewa, jakby zmuszono go do nagrywania i chciał dać nam znać, że on wcale tego nie chciał. Wypada to okropnie i jedynym plusem tej płyty są No More Lonely Nights i rozbudowana Eleanor Rigby. Reszty słucha się - w najlepszym razie - bez większych emocji, a i tak większość aż drażni. Ze wszystkich Beatlesów zawsze McCartney był mi najbliższy, ale przy okazji tej płyty zawiodłem się  na nim, jak chyba nigdy.

Ocena: 2/10


Give My Regards to Broad Street: 61:10

1. No More Lonely Nights (Ballad) - 5:13
2. Good Day Sunshine/Corridor Music - 2:33
3. Yesterday - 1:43
4. Here, There and Everywhere - 1:43
5. Wanderlust - 4:07
6. Ballroom Dancing - 4:51
7. Silly Love Songs/Silly Love Songs (Reprise) - 5:27
8. Not Such a Bad Boy - 3:29
9. So Bad - 3:25
10. No Values - 4:12
11. No More Lonely Night (Ballad Reprise)/For No One - 2:12
12. Eleanor Rigby/Eleanor Rigby's Dream - 9:10
13. The Long and Winding Road - 3:57
14. No More Lonely Nights (Playout Version) - 5:03

czwartek, 26 grudnia 2019

"Milk and Honey" - John Lennon & Yoko Ono [Recenzja]


Gdy John Lennon i Yoko Ono wydali album Double Fantasy, John mówił, że nie chce już nigdy nagrywać innych płyt i marzy o tym, by do końca życia wydawać wspólne płyty z Yoko. Podczas sesji do wspomnianego albumu, Lennon zdążył nagrać kilka piosenek więcej niż zmieściło się na krążku. Wszystkie utwory na Milk and Honey zostały zarejestrowane pomiędzy 6 sierpnia a 13 października. Z Ono sprawa miała się trochę inaczej, bo jej utwory zostały w pełni dokończone dopiero przy okazji wydania tej płyty.
Po tragicznej śmierci Lennona, Yoko dopiero po trzech latach była w stanie wejść z powrotem do studia i powrócić do pracy nad niewydanym materiałem. Tytuł albumu, jak wspomina Ono, pochodzi z jej wspomnień o wspólnej podróży do Stanów z mężem. Mówili na ten kraj, że to miejsce "mlekiem i miodem płynące". Ale ponadto, w Biblii, tak samo opisywane jest życie pozagrobowe. Zdjęcie na okładce pochodzi z sesji okładkowej do Double Fantasy. Wydawnictwo zebrało średnie recenzje, ale udało mu się osiągnąć całkiem niezłe wyniki sprzedażowe (w Japonii, Szwecji i Wielkiej Brytanii trafiło nawet na 3 miejsce list przebojów).

Podobnie jak w przypadku Double Fantasy, zaczynamy od Lennona. I'm Stepping Out daleko jednak do (Just Like) Starting Over. Zaczyna się mówionym wstępem, jednak w zwrotce pojawia się już fajna melodia, a refren jak najbardziej wpada w ucho. Mimo, że nie jest to poziom poprzedniego otwieracza, to piosenka jest naprawdę dobra i może się podobać. Czuć, że to jednak dopiero nagranie demo. Słychać tu wiele pustej przestrzeni i nie wątpię, że John zadbałby o to, by była wypełniona kolejnymi wersami tekstu, lub solówkami jakichś instrumentów. W piosence tej Lennon zachwyca się nocnym życiem Nowego Jorku i serwuje nam parę odniesień do swojego okresu "ojcowania". Utwór ten został wydany, jako ostatni singiel promujący płytę, jednak przepadł na listach przebojów, lądując najwyżej na 55 miejscu US Billboard Hot 100. Symboliczny jednak jest fakt, że to właśnie I'm Stepping Out otwiera album, bowiem jest to pierwszy utwór nagrany podczas sesji do wspólnego projektu z Yoko, 7 sierpnia 1980 roku. Koniec końców jest to naprawdę zgrabny i fajnie rozkręcający płytę kawałek.

If it doesn't feel right you don't have to do it
Just leave a message on the phone and tell them to screw it
After all is said and done, you can't go pleasing everyone
So screw it

I'm stepping out

Stroną B singla I'm Stepping Out został natomiast Sleepless Night Yoko. Piosenka dokończona została dopiero podczas sesji do Milk and Honey i, co jasne, sprawia wrażenie zdecydowanie bardziej dopieszczonej. Wokale Ono i instrumentarium naprawdę brzmią tu dobrze. Japonka postanowiła - podobnie jak w przypadku Double Fantasy - nieco bardziej "skomercjalizować" swój materiał, by nie odstawał zbytnio od szalenie melodyjnych i przebojowych numerów Johna. Za każdym razem udało jej się to, choć nie brak też jej zwariowanych krzyków gdzie nie gdzie. I w Sleepless Night to zadanie zostało zakończone sukcesem, bo to bardzo dobry i wpadający w ucho utwór.

Sleepless night
The moon is bright
All I'm asking for is
Three minute love

Nieco słabszy jest już natomiast I Don't Wanna Face It. To pierwszy ewidentny niewypał Johna. Ostatecznie bronić się mogą jedynie świetny podkład i wokale Johna, jednak sama piosenka jest niestety po prostu nieciekawa. Melodia jest szczątkowa, a refreny to ewidentne pójście na łatwiznę. Usprawiedliwić to może jedynie fakt, że słychać tu, że Lennon śpiewa tu bardzo "poglądowo", a jego wokale zapewne nagrane zostały tylko jako punkt odniesienia dla instrumentalistów, a popracować nad nimi miał dopiero później. Instrumentaliści zrobili swoje, jednak John już nie zdążył. W efekcie czego mamy tu do czynienia raczej ze słabym ogniwem.

Say you're looking for some peace and love
Leader of a big old band
You want to save humanity
But it's people that you just can't stand

I don't wanna face it
I don't wanna face it
Well, I can dish it out
But I just can't take it


Don't Be Scared Yoko kontynuuje stylistykę, którą zaprezentowała w Sleepless Night. Ponownie serwuje nam więc delikatny i wyciszony soulowy numer. Tutaj jednak wychodzi jej to jeszcze lepiej niż w poprzedniku. Bardzo lubię kontrast pomiędzy wyciszoną zwrotką i szalenie melodyjnym refrenem. Utwór jest bardzo konsekwentny i fajnie to wszystko razem po prostu brzmi. 

Sun in the east
Moon in the west
This boat's moving slow
There's no land in sight at all
Away we go

Nie dziwi fakt wybrania Nobody Told Me na pierwszy singiel promujący płytę. Nie ma chyba drugiego tak dopracowanego kawałka Johna na tej płycie. Jest dynamiczny, ze świetną melodią i refrenem, który po prostu musi wpaść w ucho. Na dobrą sprawę, dopiero tutaj faktycznie czuć poziom Double Fantasy. Tekst do tej piosenki najeżony jest wręcz odniesieniami do poematu J. Miltona Hayesa Zielone oko żółtego Boga. Piosenka nagrana była krótko przed śmiercią Lennona, a ukończona przez Yoko, jako ostatnia podczas przygotowań płyty. Co ciekawe, początkowo piosenka pisana była dla Ringo na jego album Stop And Smell the Roses z 1981 roku. Jednak po śmierci Johna, Starr odmówił zaśpiewania jej. Piosenka odniosła wielki sukces na listach przebojów, nie schodząc poniżej 10. miejsca. Nic dziwnego. Ta piosenka to jeden z najlepszych kawałków Lennona i po prostu robi wrażenie. Przynajmniej na mnie.

Everybody's talking
And no-one says a word
Everybody's making love
And no-one really cares
There's Nazis in the bathroom
Just below the stairs
Always something happening
And nothing going on
Always something cooking
And nothing in the pot
They're starving back in China
So finish what you've got

Nobody told me there'd be days like this
Strange days indeed

Stronę A albumu kończy strona B singla Nobody Told Me, czyli O' Sanity. Jest to dość krótka piosenka (nieco ponad minutowa) i właściwie szybko przemija. Nawet nie zauważyłem, że się w ogóle pojawiła.

It's only sane to be insane
Psychotic builds a castle and neurotic lives in it
I don't know what to do with my sanity
When the world's at a verge of calamity
O' sanity, O' sanity

Stronę B otwiera kolejny trzymający poziom Borrowed Time. Piosenka ta zainspirowana została słynną wyprawą Johna z Seanem jachtem. Całą załogę zmogła choroba morska. Lennon - jako jedyny był wolny od tej choroby - musiał więc sam radzić sobie z żeglugą przez kilka godzin. Podczas tego rozmyślał nad kruchością życia i tak właśnie powstała ta piosenka. Po powrocie do domu nagrał demo na domowym magnetofonie tylko z gitarą i zdublowanym wokalem. Piosenka nagrana została jako druga podczas sesji do Double Fantasy, 6 sierpnia 1980 roku. Lennon nie dokończył jej jednak, wkurzony na zespół, że nie potrafi złapać "tego rytmu reggae", o który ich prosił. Porzucił ją jednak i dopiero Ono podjęła się dokończenia jej. Wyszło naprawdę fajnie, choć też bez zbytnich rewelacji. Jest to bardzo przyjemny i delikatnie płynący z głośników numer, który pokazuję tę bardziej melancholijną i kontemplacyjną stronę Lennona.

When I was younger
Living confusion and deep despair
When I was younger
Living illusion of freedom and power
When I was younger
Full of ideas and broken dreams
When I was younger
Everything simple but not so clear

Living on borrowed time
Without a thought for tomorrow

Your Hands Ono to jednak już rzecz nieco bardziej podniosła. Stanowi ciekawy kontrast do dość akustycznego Borrowed Time. Tutaj Yoko śpiewa głośniej, a i podkład brzmi, jakby został wzięty żywcem z jakiejś pompatycznej opery. Przy pięknym tekście Ono użycie tego jest jednak uzasadnione, a piosenka bardzo mi się podoba.

In a lifetime
No matter how many times we meet
It's not enough
In many lifetimes
No matter how many times we meet
It's not enough

(Forgive Me) My Little Flower Princess chyba najbardziej czuć, jak bardzo ta piosenka nie została dokończona. Są tu zalążki dobrych melodii i parę fraz, o które Lennon pewnie miałby się oprzeć, pracując dalej nad tym utworem. Jak wiemy, nie zdążył, więc został nam tylko szkic, który nagrał pewnie tylko dla siebie, by mieć punkt odniesienia. Jednak łatwo można sobie wyobrazić, jak dobry byłby to numer, gdyby zdążył go dokończyć. Łatwo, ponieważ nawet w wersji poglądowej brzmi to fajnie, szczerze i prosto. Mnie to na przykład bierze. 

Times is on our side
Let's not waste another minute
Because I love you, my little friend
I really love you

Give me just one more chance
And I'll show you
Take up the dance where we left off
The rest of our life is the, my little

Let Me Count the Ways Yoko zainspirowane zostało wierszem Elizabeth Barrett Browning i Ono zdecydowała się zostawić na płycie jedynie wersję demo tej piosenki, gdzie nagrane zostały w warunkach domowych tylko jej wokal, a także fortepian, na którym sama zagrała. Tworzy to piękny dyptyk wraz z następującym po niej Grow Old With Me. Pewnego ranka ta piosenka po prostu wpadła jej do głowy. Zadzwoniła więc do Johna, który akurat był na Bermudach i nuciła mu ją przez telefon, prosząc by jej to zagrał na fortepianie. Piosenka jest przepiękna i jest najlepszym numerem Yoko na Milk and Honey.

Let me count the ways how I love you
It's like that gentle wind you feel at dawn
It's like that first sun that hits the dew
It's like that cloud with a gold lining telling us softly
That it'll be a good day, a good day for us
Thank you, thank you, thank you

W tej samej stylistyce wydany został także, najlepszy na albumie, Grow Old With Me. Lennon napisał tę piosenkę zainspirowany zarówno wierszem Roberta Browninga, jak i utworem Yoko, Let Me Count the Ways. Gdy usłyszał piosenkę żony, zachwycił się nią. Ono powiedziała, że powinien napisać odpowiedź na to w podobnej stylistyce, by mogli to umieścić na Double Fantasy. Pewnego ranka więc ta melodia i tekst przyszły do niego w najmniej spodziewanym momencie, a mianowicie, podczas jego pobytu na Bermudach. Zadzwonił więc szybko do Yoko i przez telefon zagrał jej i zaśpiewał tę piosenkę. Para rozważała nagranie tych piosenek w wersji orkiestrowej, jednak podczas tworzenia Milk and Honey, Ono zdecydowała o zachowaniu na albumie oryginalnych taśm demo, gdzie jej towarzyszy tylko fortepian, a Johnowi fortepian i prowizorycznie zrobione tamburyno. Piosenka jest naprawdę zjawiskowo i - przyznam się szczerze - nie potrafię słuchać jej bez wzruszenia. Lennon brzmi tu bardzo szczerze i intymnie, wyśpiewując tej piękny tekst. I to właśnie być może tak domowy charakter taśmy demo robi na mnie większe wrażenie, niż robiłoby wyklarowane brzmienie potężnej orkiestry (jak by to brzmiało można sprawdzić na wersji z boxu Gimme Some Truth, gdzie o aranżację orkiestrową Ono poprosiła samego George'a Martina). Zdecydowanie najlepszy utwór płyty, a także chyba najbardziej pamiętany. W 2019 roku Ringo na swojej płycie What's My Name nagrał cover tej piosenki z towarzyszeniem Paula McCartneya na basie i w drugim głosie. Pod koniec piosenki Starr niemal szepcze "God bless you, John".

Grow old along with me
The best is yet to come
When our time has come
We will be as one
God bless our love
God bless our love

Grow old along with me
Two branches of one tree
Face the setting Sun
When the day is done
God bless our love
God bless our love

Spending our lives together
Man and wife together
World without end
World without end

Płytę kończy You're the One, czyli kolejna rewelacja od Yoko. Poetycki tekst został tutaj podkreślony pompatyczną i bardzo mocną wersją instrumentalną. Zdecydowanie robi to wrażenie. Czuć tu ciągoty Yoko do nieco bardziej eksperymentalnych rozwiązań muzycznych, jednak jest to tu jeszcze podane w przystępnej i lekko strawnej formie. Brzmi to w każdym razie rewelacyjnie i kończy album naprawdę dobrze.

Mountains may move
River may run
But you make me be myself
You make me be
How do I tell you
How do I tell
You're the one


Milk and Honey udało się w miarę utrzymać poziom Double Fantasy. Jasna sprawa, nie może on konkurować z wydanym 4 lata wcześniej dziełem, z prostego poziomu, że przy kończeniu go zabrało tego bardziej twórczego umysłu. Yoko musiała zdawać sobie z tego sprawę, więc przy postprodukcji praktycznie bezbłędnie skopiowała wrażliwość muzyczną i aranżacyjną Johna. Wyszło to naprawdę dobrze. W kilku przypadkach słychać jednak, że są to mimo wszystko odrzuty, które z jakiegoś powodu na Double Fantasy nie trafiły. Całościowo płyta zostawia jednak pozytywne wrażenie. Drugi raz to samo i drugi raz tak samo dobrze. No, prawie tak samo.

Ocena: 7/10

poniedziałek, 23 grudnia 2019

"Pipes of Peace" - Paul McCartney [Recenzja]


Paul McCartney po Tug of War zdecydowanie złapał wiatr w żagle. Po wydaniu kilku średnio udanych płyt z Wingsami i jednej w ramach kariery solowej, poprosił o pomoc George'a Martina. Były producent nagrań Beatlesów postawił Paula do pionu, okiełznał jego ego i uświadomił mu, że w studiu nie ma dla niego znaczenia, czy McCartney jest legendą muzyki popularnej czy nie. Ex-Beatles opuścił więc pokornie głowę i wziął się do roboty. Powstało wiele materiału. Na tyle, że Paul rozważał wręcz wydanie albumu dwupłytowego. Martin jednak się nie zgodził. Po pierwsze, ciężej jest złożyć dwuczęściowe wydawnictwo, żeby cały czas trzymało poziom i nie nudziło. A po drugie, część piosenek było po prostu słabych, bądź też wymagających dopracowania. McCartney niechętnie się zgodził. I tak oto w 1982 roku na rynku pojawił się album Tug of War.
Płyta okazała się sukcesem; zdobyła szturmem listy sprzedaży, a i odbiór krytyki był nienajgorszy. Swoje do tego dołożył z pewnością wielki przebój Ebony And Ivory. Paul mógł odetchnąć. A nawet więcej. Ponownie uwierzył w swój geniusz i swoją nieomylność. Zobaczył, że wszystko, czego się dotknie, natychmiast okazuje się strzałem w dziesiątkę. Do nagrywania nowego albumu wrócił więc tylko na chwilę, gdyż uznał, że oto nadeszła chwila, kiedy powinien ponownie spróbować swoich sił w filmie. Zapalił się więc do projektu Give My Regards To Broad Street (film ostatecznie okazał się spektakularną klęską, co ponownie sprowadziło chyba Paula na ziemię). W pewnym momencie jednak McCartney, widząc że prace nad obrazem się przeciągają, nie chciał stracić swojej dobrej passy. Wrócił więc do nagrywania premierowego materiału.
Na stanowisku producenta ponownie zasiadł George Martin, a do studia zaproszono kolejnych znanych gości: Ringo Starra, Denny'ego Laine'a, Erica Stewarta, a także - odnoszącego wówczas jeszcze większe sukcesy niż McCartney - Michaela Jacksona. Paul wziął się za dopracowywanie utworów napisanych podczas sesji do Tug of War, a także napisał parę nowych piosenek. Do trzech piosenek nakręcono teledyski, które na okrągło leciały w muzycznych programach telewizyjnych. To wszystko zagwarantowało Pipes of Peace niebywałą popularność; w USA, Kanadzie i Anglii pokryła się ona platyną, a oba single wspięły się na szczyty list przebojów. 

Pipes of Peace rozpoczynamy niepokojącą i głośną orkiestracją, wprowadzającą nieco chaosu. Za chwilę jednak uspokoimy się za sprawą łagodniejszych dźwięków. Z wejściem wokalu Paula wiemy, że to jest to. Poziom Tug of War. Tytułowy utwór ma pełnić dokładnie taką rolę, jak tytułowy poprzedniego albumu, z tym że ten jest o wiele lepszy. Nagła zmiana nastroju w refrenie to jest coś znakomitego. Potem robi się jeszcze ciekawiej. A mimo, że ten kawałek jest zdecydowanie wyższych lotów, to jest niemożliwie wręcz chwytliwy i wpadający w ucho. Tak samo jak Tug of War, tak i Pipes of Peace przyrównywano do słynnego Imagine Johna Lennona. Moim zdaniem oba idealnie do tego pasują, jednak w moim osobistym rankingu to właśnie Pipes of Peace zajmuje wyższą pozycję. Co ciekawe, podkład pod zwrotkę nagrywano bardzo, bardzo długo. Mimo, że może sprawiać wrażenie bałaganiarskiego, Paul miał bardzo skonkretyzowane wyobrażenie, co do brzmienia i dopiero po około 30-tu podejściach osiągnął satysfakcjonujący efekt. Utwór wydany został na singlu i powstał do niego rewelacyjny teledysk. Zdobył szczyty list przebojów w Wielkiej Brytanii i Irlandii. Nic dziwnego. Początek albumu i od razu najlepszy utwór płyty.

All around the world
Little children being
Born to the world
Got to give them all we can
Till the war is won
Then will the work be done

Help they to learn
Songs of joy instead of
Burn, baby, burn
Let us show them how to play
The pipes of peace
Play the pipes of peace

Jednak to Say Say Say stał się hiciorem z prawdziwego zdarzenia. Duet z Michaelem Jacksonem po dziś dzień jest jednym z najpopularniejszych utworów McCartneya, a także jednym z symboli lat 80. Dwóch najpopularniejszych wykonawców muzyki pop łączą siły i tworzą znakomity utwór. Właściwie nie ma tu ani jednego zbędnego dźwięku. Solo harmonijki, stonowane zwrotki McCartneya i wybuchowe refreny w wykonaniu obdarzonego jedynym i niepowtarzalnym wokalem Jacksona po dziś dzień robią wrażenie. Tak potężnej porcji energii od Paula już dawno nie słyszeliśmy. Ten utwór po prostu został stworzony, by być przebojem. I nim też się stał. Piosenka zawojowała cały świat, a ponadto powstał do niej znakomity teledysk z fabułą, bardzo w stylu ówczesnych teledysków Michaela. Warto zapoznać się także z remiksem tej piosenki z 2015 roku, gdzie użyto parę niewykorzystanych wokali i ciekawie rozbudowano cały kawałek. W każdej wersji ta piosenka to po prostu znakomity utwór.

You never ever worry, and you never shed a tear
You're sayig that my love ain't real
Just look at my face, these tears ain't drying

You, you, you can never say
That I'm not the one who really loves you
I pray, pray, pray everyday
That you'll see things girl, like I do

The Other Me to z kolei Paul w nieco spokojniejszej odsłonie. Nie jest to ballada, ale mamy tu raczej średnie tempo. Jest bardzo przyjemnie, jednak obniża odrobinę poziom. Nawet ciężko mi powiedzieć, co mi tutaj nie gra, bo teoretycznie wszystko jest na miejscu. Chwytliwe refreny, fajna melodia, dobre wokale, fajne rozwiązania aranżacyjne. A mimo wszystko chyba za bardzo czuć tutaj te syntezatory trącące już trochę myszką. Nie jest to jeszcze może natężenie ich użycia znane z innych disco hitów z lat 80., ale czuć tu mocne ciągoty Paula w tym kierunku. Tak czy siak, nie jest źle.

But if I ever hurt you
Well you know that it's not real
It's not easy living by yourself
So imagine how I feel

Bardzo przypadł mi do gustu natomiast zjawiskowy Keep Under Cover, który zaczyna się od Paula śpiewającego prawie acapella. Przejmujące. Po chwili mamy jednak nagły zryw i smyczki oznajmiają nam, że czas na zmianę nastroju. I rzeczywiście, rozwija się w zupełnie innym kierunku. Brzmi to, jak dwie (a w zasadzie nawet 3), połączone ze sobą piosenki na zasadzie losowej. Najpierw ballada, potem część dyskotekowa, rockowy bridge i powrót do dyskoteki. To po prostu musi robić wrażenie. Na mnie przynajmniej robi i uwielbiam ten utwór właśnie za takie ciekawe złożenie kilku teoretycznie nie przystających do siebie elementów i sprawienie, że ten kawałek jest po prostu coraz bardziej zaskakujący z każdą chwilą.

Love, I'm going to pick you up in the morning
Love, I'm going to take you out on a journey
I don't know where I'm going to
But I know what I've been going through
Without you by my side

Zwalniamy za sprawą So Bad. To z kolei już ballada z prawdziwego zdarzenia, wydana jako strona B singla Pipes of Peace. Przywodzi mi nieco na myśl piosenki Wingsów (szczególnie z Red Rose Speedway i Venus And Mars, a może nawet trochę z London Town). Paul śpiewa tu bardzo wysoko, a refren jest ciekawym rozładowaniem. Nie jest to może jakaś rzecz zjawiskowa, ale nie można odmówić jej uroku i nieprzesłodzenia. McCartney ma niestety skłonności do zbytniego przeładowywania swoich ballad. Tu na szczęście dał sobie na wstrzymanie i dzięki temu powstała po prostu piękna piosenka. Może i "tylko tyle", ale jak dla mnie to "aż tyle".

There is a pain, inside my head
You mean so much to me
Girl, I love you, girl, I love you so bad

And if you leave, my pain will go
But that's no good to me
Girl, I love you, yes, I love you so bad

Stronę B longplaya rozpoczyna drugi duet Paula z Michaelem Jacksonem - The Man. Jest to zdecydowanie mniej znana piosenka i nic dziwnego. Nie jest wcale gorsza, skądże znowu. Po prostu jest mniej komercyjna. Rozpoczyna się fajną solówką na gitarze elektrycznej. Po chwili jej miejsce zajmuje jednak gitara akustyczna. Zwrotką panowie dzielą się na pół, a refren śpiewają razem. Wychodzi z tego znakomita i urocza balladka. Jest słabsza od Say Say Say, ale lepsza od obu piosenek, które powstały z połączenia sił Paula i Steviego Wondera na Tug of War. Fakt, że ciężko było stworzyć coś gorszego, ale ta piosenka naprawdę ma swój urok i bierze mnie całego.

And it's just the way he thought it would be
'Cause the day has come for him to be free
Then he laughs, he kicks then rolls up his sleeves
I'm alive and I'm forever
This is the man

Sweetest Little Show to z kolei odrobina country w wydaniu Paula. I jak dla mnie to dopiero ta piosenka jest z tych ewidentnie słabszych. Brak jej charakteru. Nawet ta fajna solówka na akustyku nic tu nie pomaga. Kawałek jest zupełnie bez wyrazu i jest pierwszą ewidentną wpadką na tym albumie. Szkoda, że przerywa tak dobrą passę. McCartney i Martin dwoją się i troją, żeby uczynić ją ciekawszą kilkoma zmianami tempa i nastroju, jednak słabej kompozycji to nic nie pomoże i panowie w tym wypadku chyba o tym zapomnieli.

Well they can treat you like a brother
Yeah they can treat you like a clown
But if they treat you like a lover
They've got the sweetest little show in town
You got the sweetest little show

Sweetest Little Show płynnie przychodzi w ewidentnie żwawsze Average Person. Mimo tak "ejtisowego" aranżu, to ten numer już przypadł mi do gustu. W tle dzieją się ciekawe rzeczy, fajne rozpędzone zwrotki, zwolnienie przed refrenem i ponowne dodanie czadu. Fajna rzecz, mimo że tak banalna i zdecydowanie niskich lotów. 

Well, I'm talking to a former engine driver
Trying to find out what he used to do
Tells me that he always kept his engine
Spit and polished up as good as new
But he said his only great ambition
Was to work with lions in a zoo
Oh to work with lions in a zoo
Yes dear, you heard right
Told me his ambition was to work with lions every night

Hey Hey to z kolei numer instrumentalny skomponowany przez Paula wraz z legendarnym basistą Stanleyem Clarkiem. Nie dziwi więc fakt, że jest to rzecz oparta głównie na sekcji rytmicznej, chociaż sporo do powiedzenia mają tu też dęciaki. Bardzo podoba mi się zupełna zmiana nastroju w połowie drugiej minuty. Tym fajniejszy jest powrót do głównego wątku i wybrzmiewa on chyba nawet jeszcze lepiej niż przy pierwszym kontakcie. Nieszkodliwy przerywnik, chociaż trochę niepotrzebny.
Ewidentnym nawiązaniem do Tug of War jest kolejny utwór - Tug of Peace. Na początku głosy dzieci i zgiełk, jak na jarmarku. Potem męski chór i ciekawe wprowadzenie rytmu. Do tego automat perkusyjny, dyskotekowo brzmiąca gitara basowa i mamy lata 80. w pełnej krasie. Niestety jest to rzecz słaba i odrobinę niewydarzona, wciśnięta tu trochę na siłę, chyba tylko po to, żeby w pełni podkreślić, że mamy tu do czynienia z dyptykiem. Bez tego byłoby lepiej.

It's a tug of war
No, no, your troubles cease when you learn to
Play the pipes of peace
What with one thing and another
It's a tug of war

Szczególnie, że na finał dostajemy monumentalne i rozbudowane Through Our Love (przynajmniej w sensie aranżacyjnym). Jest to przepiękna ballada, która po dość miałkiej zwrotce rozrasta się do rozmiaru wspaniałej pieśni o miłości. Potężna orkiestra dodaje jej mocy i prawdziwej wyrazistości. Głównie właśnie aranżem stoi ta piosenka, bo sama w sobie nie jest  może jakaś bardzo wybitna. Jednak dzięki orkiestracji zmienia się w kolejny wielki hymn o miłości. Wspaniałe i podniosłe zakończenie płyty.

Whenever you will be mine
Whenever you will be mine
I want to be with you
Just want to do whatever feels right
You've got the power of love
And love has the power to turn on the light


Pipes of Peace zostało zrobione według tej samej recepty, co powstało Tug of War. Paulowi w studio towarzyszy słynny wokalista R&B (tam: Stevie Wonder, tutaj: Michael Jackson). Paul robi z nim przebój, który od początku pisany jest pod kątem bycia hiciorem i zostaje też wydany jako pierwszy singiel promujący (tam: Ebony And Ivory, tutaj: Say Say Say). George Martin na stanowisku producenta. Płytę rozpoczyna utwór tytułowy, który jest odą do pokoju. Żeby nie było, ta płyta jest naprawdę bardzo dobra, jednak przypadła mi do gustu odrobinę mniej od Tug of War. Są tu piosenki znakomite, do których uwielbiam wracać (Pipes of Peace, Say Say Say, Keep Under Cover, The Man, Through Our Love), jednak znalazło się tutaj zdecydowanie więcej typowych wypełniaczy, które nic nie wnoszą do całości, a wręcz zaniżają poziom. Poza tym ta płyta jeszcze bardziej siedzi aranżacyjnie w latach 80., a - nie ukrywam - jest to dekada, której brzmienia wręcz nie cierpię. Owszem, produkcja wtedy została wzbogacona o zupełnie nowe bogactwa dźwiękowe, jednak wszechobecne syntezatory to coś, czego po prostu nie mogę ścierpieć. Mimo, że płyta nie jest jakimś wielkim atutem dyskografii Paula, to bardzo ją lubię i wracam do niej z przyjemnością.

Ocena: 7/10


Pipes of Peace: 38:58

1. Pipes of Peace - 3:56
2. Say Say Say (Duet with Michael Jackson) - 3:55
3. The Other Me - 3:58
4. Keep Under Cover - 3:05
5. So Bad - 3:20
6. The Man (Duet with Michael Jackson) - 3:55
7. Sweetest Little Show - 2:54
8. Average Person - 4:33
9. Hey Hey - 2:54
10. Tug of Peace - 2:54
11. Through Our Love - 3:28

niedziela, 22 grudnia 2019

"Old Wave" - Ringo Starr [Recenzja]


Do nagrywania swojego kolejnego albumu, Ringo Starr postanowił - który to już raz - zmienić strategię. Tym razem o objęcie stanowiska producenta płyty poprosił tylko jedną osobę, a mianowicie członka niedawno rozwiązanej grupy Eagles - Joe'ego Walsha. Panowie znali się już od lat 70., więc współpraca przebiegała w bardzo swobodnej atmosferze. Za pisanie nowego materiału wzięli się w Tittenhurst Park - domu, który Ringo odkupił od Johna Lennona w 1973 roku. Niedługo potem zaczęli nagrywać do nich podkłady i w bardzo krótkim czasie powstały robocze wersje 7-miu piosenek. Wszystko to działo się na początku roku 1982.
W marcu musiały jednak zostać wstrzymane, gdyż Walsh wyjechał do Los Angeles. Wznowiono je na 10 dni, 6 kwietnia. 15 kwietnia magazyn "Rolling Stone" jako pierwszy ogłosił, że ex-Beatles nagrywa nowy album. Wokale prowadzące nagrano bardzo szybko, bo w 4 dni. Materiał dopieszczano jeszcze przez parę miesięcy, ale ostatecznie ukończony został na początku lipca. Album Old Wave wydano 16 czerwca 1983 roku.

Rozpoczynamy pogodnym i rozpędzonym In My Car. Jest to piosenka dobra, a nawet bardzo dobra. Wpadający w ucho riff zostaje w głowie na dłużej, a wokale Ringo są naprawdę wyśmienite. Chórki w stylu The Beach Boys dodają piosence sznytu lat 60., gitary i ostra perkusja przywodzą na myśl lata 70., jednak syntezatory w motywie przewodnim dobitnie podkreślają jednak, w jakiej epoce utwór powstał. Koniec końców jest to kawałek sprawnie łączący 3 dekady muzyki Ringo. Dla każdego coś miłego. Nic dziwnego, że stał się on też pierwszym singlem promującym płytę. Odbił się jednak bez echa. Co ciekawe jednak, w 1987 roku swoją wersję tego kawałka zaprezentował sam Joe Walsh i to wykonanie zostało już umiarkowanym przebojem.

Doesn't make a difference
Don't care how far
We can go the distance in my car
Don't bother with directions
Doesn't matter where we are
Cruising down the highway in my car

Hopeless to zwolnienie, ale z klasą. Mamy tu przyjemny, swingowy klimat, melodia daje radę, a i tekst opowiada całkiem ciekawą historię. Szczególnie podobać się mogą nagłe, krótkie refreny z dziwacznymi odgłosami. Jak najbardziej może się to podobać, bo mamy tu typowego, przyjemnego Starra. 

When I woke up this morning
Much to my surprise
The sun was going down
And I was still alive
I looked into the mirror
And according to my eyes
The martians have invaded
It's hopeless

Poziom delikatnie spada przy Alibi, ale nie jest to absolutnie żaden niewypał. Jest znowu bardzo miło, głos Ringo brzmi jak powinien, barowa kompozycja jest bardzo w stylu ex-Beatlesa i w ogóle wszystko gra, jak się tak nad tym zastanowić. Sama piosenka jakoś mnie jednak nie przekonuje w takim stopniu, co poprzednie. Tak czy siak, wciąż trzyma fason.

Now we're together
It's going to be never
We'll be parted again
I've loved you since the day we met
And that was way back when
I was making life, feel all right
In the same old wave
I'm digging holes
Acting roles
With no lines to say

Be My Baby, czyli kawałku napisanym przez Joe'ego Walsha, Ringo daje do pieca. Może i nie jest to jakaś wyjątkowo hard rockowa muzyka, ale wyrazisty beat, mocne wokale Ringo i ciekawe efekty syntezatorowe dają piosence niepowtarzalnego pazura. Mi najbardziej przypadło do gustu solo na harmonijce przechodzące płynnie w solo gitarowe i rozpoczynające szalony, rozimprowizowany mostek. Wspaniałe. Najlepsza rzecz na płycie.

Hormone in production
Such a waste of time
Let's get down to business
I know I'm a stranger
You should know that I'm
Won't you be my baby?
Good girls should be careful
And always home on time
Don't misunderstand me
You can make the rules
But I'll make the arrangements

Nie zwalniamy tempa, a to za sprawą She's About a Mover, czyli przeboju wylansowanego przez Sir Douglas Quintet w 1965 roku. Ma on strukturę 12-taktowego bluesa, którą można usłyszeć także m.in. w przeboju Beatlesów She's a Woman (śpiewanego brawurowo przez Paula). Jest dobrze, a nawet świetnie. Na uwagę zasługuje znakomite solo gitarowe i rozbudowaną sekcję dęciaków. Rewelacja. Ringo kończy stronę A z przytupem.

She strolled on up to me
Said, "Hey, big boy, what's your name?"
Well, she strolled on up to me
She said, "Hey, big boy, what's your name?"
If you want love and conversation
Whoah, yeah, what I'd say

Coverów ciąg dalszy. Tym razem mamy przebój z 1962 roku - I Keep Forgettin'. I tutaj Ringo pokazuje klasę i wykonuje to naprawdę brawurowo. Znowu gitara gra tu pierwsze skrzypce, ale wokal i znakomite bębny Starra nie odstępują jej ani na krok. Ta mroczna i porywająca piosenka to zdecydowanie najlepszy cover, jaki kiedykolwiek nagrał ex-Beatles. Coś rewelacyjnego. Nie wyobrażam sobie, jak można się nie zachwycić tak świetnie rozbudowanym zakończeniem.

Though I know in my heart
We've drifted apart
Still I can't believe our love is dead
Though it's plain as can be
That you're finished with me
I just can't get it through my head

I keep forgettin' you don't love me no more

Picture Show Life to dla odmiany rzecz definitywnie lżejsza, jednak zdecydowanie nie oznacza to, że słabsza. Robi się przyjemnie, Ringo daje swoim słuchaczom nieco odetchnąć. Nie wskazałbym tego, jako rzecz słabą, bo wciąż trzyma poziom.

And can you imagine
All those girls are strolling
All the boys are holding
They're doing their best to
Make it through another L.A. night
In a picture show life

As Far As We Can Go to jedyna na tej płycie ballada z prawdziwego zdarzenia. I muszę stwierdzić, że i na tym polu Starr nie zawodzi. Delikatny wstęp na fortepianie, ledwo słyszalne smyczki w tle i otulający słuchacza wokal ex-Beatlesa tworzą z tego kawałka prawdziwie romantyczną i nieprzesłodzoną love song, której nie powstydziłby się sam Paul McCartney

You don't have to say, I see it in your face
When tears fall
They leave a trace
I told myself it won't be long
It's too bad
To lose what we had

I thought all love songs would go on and on

Everybody's In a Hurry But Me to prawie 3-minutowy, oparty na jednym motywie instrumental. Na szczęście dzieje się tam jeszcze parę rzeczy, które pozwalają słuchaczowi zaczepić się uchem o parę dźwięków. Stanowi on znakomite interludium do zakończenia płyty.
Going Down to również w większości kawałek instrumentalny, w którym główną rolę gra harmonijka, na której zagrał Waddy Watchel. Starr pojawia się tylko momentami z krótkimi zaśpiewami, jednak zupełnie to tej piosence nie szkodzi. Jest to znakomity i pełen mocy finał tej świetnej płyty.

I'm going down
I'm moving on


Przyznaję się bez bicia: nie spodziewałem się. Nie byłem na to przygotowany. Postawiłem już krzyżyk na Ringo, a tu proszę. Taka płyta! Old Wave to jedna z moich ulubionych płyt Starra, a także któregokolwiek Beatlesa z lat 80. Jak widać, Joe Walsh odpowiednio pokierował Beatlesa i był tym współpracownikiem, którego Ringo potrzebował. Starr obsadził też na stanowisku producenta tylko jednego człowieka, dzięki czemu dało to albumowi niespotykaną wcześniej w solowym dorobku perkusisty spójność. Przez niecałe 40 minut materiał trzyma poziom, ani chwili nie nudzi i nie ma tu żadnego słabego momentu. Produkcja jest dość oszczędna - co niespotykane, jak na lata 80. - i nie pozwala zapomnieć, że głównym bohaterem tego spotkania jest Ringo i jego "garażowy" band. Mógłbym tu długo jeszcze pisać o zaletach tej płyty, jednak jest to bezcelowe. Ten album jest w moim Top 3 Ringo i polecam go serdecznie każdemu, który jest zdania że Starr nie potrafił w trakcie swojej solowej kariery nagrać godnej uwagi i swojego statusu płyty.

Ocena: 8/10


Old Wave: 36:52

1. In My Car - 3:13
2. Hopeless - 3:17
3. Alibi - 4:00
4. Be My Baby - 3:44
5. She's About a Mover - 3:52
6. I Keep Forgettin' - 4:18
7. Picture Show Life - 4:21
8. As Far as We Can Go - 3:52
9. Everybody's in a Hurry But Me - 2:35
10. Going Down - 3:34

"PWRϟUP" - ACϟDC [Recenzja]

Po tragicznej śmierci Bona Scotta w 1980 roku, zespół ACϟDC z pewnością nie miał z górki. Zdarzało się wiele zawirowań, jednak chyba kolejną...