czwartek, 23 maja 2019

"Ringo" - Ringo Starr [Recenzja]


Ringo Starr niezbyt udanie rozpoczął swoją karierę. Podczas gdy pozostała trójka Beatlesów wydała albumy, które do dziś są wymieniane jednym tchem pomiędzy ich największymi dokonaniami (John Lennon - Plastic Ono Band i Imagine, George Harrison - All Things Must Pass, Paul McCartney - Ram), to perkusista zaproponował publiczności dwie płyty zawierające standardy muzyki rozrywkowej z lat 50. W efekcie, fani Starra zwątpili, czy bez Beatlesów jest w stanie jeszcze stworzyć cokolwiek wartego uwagi. Niedowiarkom usta zamknęły jednak 2 olbrzymie hity Starra wydane w okresie 1971-72, a mianowicie It Don't Come Easy i Back Off Boogaloo (w produkcji pierwszego brał udział Harrisona, który także był współautorem drugiego). Obie piosenki odniosły wielki sukces i dały nadzieję na to, że w Ringo wciąż drzemie jednak stary Beatles. Korzystając z dobrej passy, Starr 5 marca 1973 roku wszedł do studia w Los Angeles z zamiarem nagrania swojego rockowego debiutu.
To, że Ringo swoją sympatią wciąż miał pewien magnetyzm, najlepiej udowadnia fakt, że na Ringo pojawili się... wszyscy czterej Beatlesi! Może nie w jednym utworze (najbliżej tego był I'm The Greatest, gdzie pojawiają się Lennon, Harrison i Starr), ale jednak jest to fakt warty odnotowania. Od każdego z kolegów z zespołu Ringo dostał także po piosence (Harrison napisał samodzielnie bądź pomógł w aż trzech). Takie przedsięwzięcie nie mogło się nie udać.

Album rozpoczyna się utworem napisanym specjalnie dla Ringo przez Johna Lennona, czyli I'm The Greatest. Już sam tytuł bardzo sugeruje słynną rockandrollową bezczelność Lennona. Mamy tu także typowe dla niego rozwiązania muzyczne i nawet bez adnotacji o jego autorstwie, nietrudno byłoby się  domyślić, że ta piosenka to jego dzieło. To właśnie w tym utworze gra trójka ex-Beatlesów (Lennon na fortepianie i w drugim głosie, Harrison na gitarze, a Starr na bębnach i oczywiście na wokalu). Numer ten to prawdziwy killer, którego nikt by się nie spodziewał po perkusiście. Mamy tu charakterystyczną dla niego, niezbyt dużą rozpiętość dźwiękową wokalu, ale całość wypada bardzo przekonująca i nadzwyczaj dobrze otwiera longplay. Tekst, jak mówi sam tytuł, to oda do samego siebie, ale także niejako rozliczenie z beatlesowską przeszłością, gdyż pojawiają się tu również aluzje do dokonań z tamtych lat (m.in. do albumu Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band). Znakomity utwór.

I looked in the mirror
I saw my wife and kids
And you know what they told me... I was great

Yes, my name is Billy Shears
You know it has been for so many years
Now I'm only thirty-two
And all I wanna do is boogaloo

Jeśli chodzi o gwiazdorską obsadę, Ringo absolutnie nie skończył tylko na zaproszeniu pozostałych Beatlesów. W coverze Have You Seen My Baby (Hold On) pojawia się na przykład Marc Bolan - gitarzysta z glam rockowego zespołu T. Rex. Na wstępie podkreślmy, że gra, którą tu prezentuje, jest - jak łatwo się domyślić - typowa dla dokonań jego zespołu. Sama piosenka jest dziełem Randy'ego Newmana i wypada całkiem nieźle, choć ustępuje I'm The Greatest. Jest bardzo przyjemna i charakteryzuje się wpadającymi w ucho dęciakami i uzależniającym refrenem. Przyjemny i optymistyczny numer, kojarzony bardzo ze stylistyką, którą Starr reprezentuję. Mamy tu przyjemnego soft rocka z domieszką country. Cały Ringo.

Have you seen my baby on the avenue?
You know she's driving me crazy
With the funny things she do
I seen her with the milkman
Ridin' down the street
When you're through with my baby, milkman
Send her home to me

Na miano hitu z prawdziwego zdarzenia zasługuje bez wątpienia wspaniałe Photograph. Piosenkę tę napisał Ringo wspólnie z Harrisonem (którego zresztą można usłyszeć na nagraniu nie tylko grającego na 12-strunowej gitarze, ale także śpiewającego) podczas ich wspólnych wakacji na południu Francji, kiedy Starr skupiony był bardziej na swojej karierze aktorskiej niż muzycznej. Po raz pierwszy piosenkę nagrano w 1972 roku podczas sesji do albumu Harrisona, Living In the Material World. Utwór został wyznaczony do promowania płyty i wydano go na singlu pod koniec września. Piosenka okazała się wielkim sukcesem i w znacznym stopniu przyczyniła się do wielkiej popularności albumu. Kawałek ten to jedno z największych dokonań Ringo; nostalgiczna, pełna niebanalnych przemyśleń podróż przez życie (Starr mówił po śmierci Harrisona, że gdy teraz ją śpiewa, nabiera zupełnie nowego znaczenia). Cudowne solo saksofonu, bezbłędne wokale... Przepiękna piosenka i absolutny highlight płyty.

I can't get used to living here
While my heart is broke, my tears I cried for you
I want you here to have and hold
As the years go by and we grow old and grey

Now you're expecting me to live without you
But that's not something that I'm looking forward to

Kolejnym numerem, który Ringo otrzymał od George'a jest Sunshine Life For Me (Sail Away Raymond). Harrison napisał ten utwór przebywając w Irlandii ze znanym Szkockim muzykiem i gitarzystą, Donovanem. Piosenka ta zawiera sporo elementów charakterystycznych dla muzyki folkowej, zahaczając jednakże o country, a nawet szanty. Tekstowo kawałek ten opowiada o potrzebie życia blisko natury, a "Raymond" to pseudonim, który Harrison nadał prawnikowi zatrudnionemu przez Alana Kleina (managera Lennona, Harrisona i Starra), pomagającemu ex-Beatlesom w sądowym sporze z McCartneyem. Piosenka została napisana przez George'a bardzo umiejętnie. Co mam na myśli? Zawiera ona sporo elementów charakterystycznych dla twórczości jednego jak i drugiego. Zacięcie country typowe dla Ringo, ale i egzotyczne brzmienie, które bez wątpienia można znaleźć na solowych dokonaniach Harrisona. Piosenka jest niezwykle udana i słucha się jej z niekłamaną przyjemnością. Kolejna znakomita rzecz.

There's a good life had for free
When you're out in the country
That's what I could use
If I could get away there soon

Pierwszą stronę albumu kończy kolejny cover, czyli You're Sixteen (You're Beautiful You're Mine) po raz pierwszy wykonywanego przez Johnny'ego Burnette na początku lat 60. Jest to oblicze Ringo, które kojarzymy z czasów zespołu The Beatles, czyli optymistyczne, wesołe i stworzone wręcz do puszczania w radio (do podobnych konkluzji doszli chyba ludzie z wytwórni, gdyż wydali ten numer na singlu i opłaciło im się to, bo piosenka osiągnęła szczyty list przebojów). Warto zauważyć, że w tym nagraniu pojawia się także Paul McCartney, który gra tu solo na... kazoo. Nie jest ono może bardzo rozbudowane, ale dodaje numerowi jeszcze więcej optymistycznej energii i radości. Słuchanie tego to czysta przyjemność. Może nie jest to rzecz najwyższych lotów, ale bez wątpienia świetna.


You walked out of my dreams into my arms
Now you're my angel divine
You're sixteen, you're beautiful and you're mine

You're my baby, you're my pet
We fell in love on the night we met
You touched my hand, my heart went pop
When we kissed, I could not stop

Oh My My to piosenka napisana przez Ringo wraz z Vini Poncia otwierająca drugą stronę albumu. Utwór ten ukazał się nawet na singlu i okazał się kolejnym sukcesem. Na tyle sporym, że John Lennon po premierze wysłał do Starra telegram o treści "Gratulacje. Jak śmiesz! Proszę, napisz też przebój i dla mnie". I według mnie jest to rzecz jak najbardziej udana, żywiołowa i wręcz zarażająca optymizmem. Refren wpada w ucho i nie chce wypaść. Co ciekawe, zwrotki wcale nie ustępują mu chwytliwości. Wyraziste pianino, dęciaki i kobiece chórki, na tle których znakomicie wypada głęboki głos Ringo. Ciężko przy tej piosence wysiedzieć w miejscu i trudno się dziwić, że odniosła taki sukces w eterze. Mimo upływu wielu lat, jestem skłonny zaryzykować stwierdzenie, że dziś poradziłaby sobie tak samo dobrze, jak nie lepiej. Prawdziwa petarda!

I phoned up my doctor to see what's the matter
He said, "Come on over"
I said, "Do I have to?"
My knees started shakin', my wrist started achin'
When my doctor said to me:

"Oh my, can you boogie, can you slide?
Oh my, you can boogie if you try
Oh my, it's guaranteed to keep you alive"

Step Lightly wydane zostało jako strona B singla Oh My My, a napisana została samodzielnie przez Starra. Specjalnie do tej piosenki Ringo poprosił swojego szofera, by kupił mu... buty do stepowania, których bardzo chciał tu użyć. Stepowanie pojawia się tu w zasadzie tylko w charakterze smaczku, aczkolwiek bardzo fajnie, że Ringo, pisząc utwór, zwraca uwagę na takie szczegóły producenckie. Piosenka ta to zdecydowanie oddech po takiej bombie energetycznej, którą był poprzednik.

Step lightly
You're moving too fast
Take your time, boy
Soon the pain will pass
In the meantime
You gotta find yourself a love
That's gonna last

Six O'Clock to klasyczna ballada oparta głównie na dźwiękach fortepianu, bardzo charakterystyczna dla jej autora, czyli ostatniego z Beatlesów - Paula McCartneya. Paul napisał piosenkę razem z żoną Lindą i razem robią tu dla Ringo drugie głosy (oprócz tego McCartney gra tu także na fortepianie, syntezatorze i zaaranżował partie smyków i fletów). Utwór ten to jakby próba pojednania i przeprosin, którą Paul skierował ku byłemu koledze. Wówczas ich relacje nie należały do udanych; kłótnie spowodowane rozpadem zespołu, a także proces sądowy, który McCartney wypowiedział pozostałym Beatlesom, mocno nadwyrężyły ich przyjaźń. Specjalnie na nagranie tej piosenki Ringo przyjechał do Anglii, z której Paul miał zakaz wyjeżdżania, związany z przyłapaniem go z marihuaną. Piosenka nie odbiega od stylu, który McCartney prezentował wówczas z Wings (płyta Red Rose Speedway). Starr udowadnia tu, że czuje się w balladach równie dobrze, jak i w kompozycjach nieco bardziej żywiołowych. Bez wątpienia jest to obok Photograph najpiękniejsza piosenka na płycie. Wspaniały numer, tak typowy dla Paula jak i dla Ringo.

Six o'clock in the morning, you've just gone to sleep
I wipe a tear from my eye
I can't be the kind of company I keep
That keeps me askin', you keep me askin'
You keep me wonderin' why

Devil Woman rozpoczynają ostre, rockowe gitary, które rozpoczynają bez wątpienia najmocniejszy utwór na płycie. Mamy tu potężne, rockandrollowe brzmienie, które nie pozbawione jest jednak melodyjności. Jest to kolejny numer napisany przez Ringo wespół z Vini Poncia, którzy udowodnili już, że stanowią zgrany autorski duet przy okazji Oh My My. Tutaj pokazują zupełnie inne oblicze Starra i, nie ukrywam, że jest to najbardziej zaskakujący numer albumu. Tak brzmiącego Ringo chyba nikt się nie spodziewał, włączając ten album. Mamy tu przenikliwe gitary, rytmiczne solo perkusyjne, dęciaki i dynamiczny wokal ex-Beatlesa. Świetna rzecz.

Your eyes are green and your legs are long
And if I'm gonna get you, well, I gotta be strong
But yo're like the devil with horns in your head
The only way I'll get you is to get you in bed

You And Me (Babe) to już piosenka kończąca cały album, tak też zresztą pomyślana była przez autorów - George'a Harrisona i wieloletniego przyjaciela Beatlesów, Mala Evansa. W tym utworze Ringo żegna się z publicznością, dziękując za wysłuchanie całego krążka. Jest to kolejny optymistyczny i wpadający w ucho numer. Nie ma tu może za dużo polotu, ale stanowi na pewno udane zakończenie płyty.

Now I wanna tell you the pleasure really was mine
Yes, I had a good time, singing and drinking some wine
And when the sun sets in the sky
And you close your weary eyes
I'll be in some night-club, getting high, that's no lie



Po Ringo żaden słuchacz nie spodziewał się rewelacji w chwili, gdy płyta się ukazała. Zapewne oczekiwano kolejnego, lekko brzmiącego i umiejętnie sklejonego zestawu piosenek, idealnego do grania w tle podczas sprzątania domu. No bo czego więcej oczekiwać po Ringo? Jakież musi być zaskoczenie tak nastawionego słuchacza po odpaleniu krążka w odtwarzaczu! Ringo to bowiem coś o wiele więcej niż prosty zestaw piosenek - to album godny prawdziwego ex-Beatlesa. To album, który jest lepiej nagrany niż debiut McCartneya, bardziej melodyjny niż pierwszy piosenkowy album Lennona i spójniejszy niż 3-płytowe opus magnum Harrisona. Mało tego - uważam, że jest to najbardziej beatlesowski ze wszystkich solowych dokonań każdego z Beatlesów. I nie tylko dlatego, że możemy usłyszeć tu całą czwórkę (nie tylko grającą, ale przecież także udzielającą się wokalnie). Mamy tu spójność, ale i różnorodność, tak charakteryzującą zwłaszcza późniejsze dokonania zespołu. Efekt pracy perkusisty docenili także słuchacze, którzy sprawili, że album podbił praktycznie wszystkie listy przebojów, zajmując 2. miejsce na liście Billboard 200 (przegrywając tylko z opus magnum Eltona Johna - Goodbye Yellow Brick Road). Ringo nigdy już nie osiągnął takiego sukcesu i nigdy nie nagrał już lepszej płyty. Ten album to jego wizytówka, która po dziś dzień robi wrażenie i spokojnie może uchodzić za największe dokonanie ex-Beatlesa. Jeśli mielibyście posłuchać tylko jednej płyty Ringo, to musi być właśnie ta!

Ocena: 9/10


Ringo: 37:07

1. I'm the Greatest - 3:21
2. Have You Seen My Baby - 3:44
3. Photograph - 3:56
4. Sunshine Life for Me (Sail Away Raymond) - 2:45
5. You're Sixteen - 2:48
6. Oh My My - 4:16
7. Step Lightly - 3:15
8. Six O'Clock - 4:06
9. Devil Woman - 3:50
10. You and Me (Babe) - 4:59

poniedziałek, 13 maja 2019

"Living In the Material World" - George Harrison [Recenzja]


W 1971 roku George Harrison zaangażował się w pomoc dla Bangladeszu. Po zrealizowaniu dwóch, pierwszych w historii, charytatywnych koncertów, na których zebrał plejadę ówczesnych gwiazd, nie zajął się nagrywaniem kontynuacji All Things Must Pass, ale całkowicie poświęcił się działalności charytatywnej. Wkurzony tym, że musiał odprowadzić ogromny podatek od zysków, które udało mu się zdobyć (przez co mniej dochodów mogło już pójść na ustalony cel), nie miał głowy do powrotu do studia nagraniowego. Przez te 2 lata Harrison oddał się całkowicie medytacji i życiu religijnemu. Pogrążony w modlitwie zajął się tworzeniem nowego materiału, zamiast wyciągać z szuflad piosenki pozostałe po debiutanckim longplayu. Wszedł do studia w październiku 1972 roku, a ostatnie sesje miały miejsce w lutym 1973.

Płytę otwiera jeden z największych solowych przebojów Harrisona, czyli Give Me Love (Give Me Peace On Earth). W tej piosence George łączy parę typowych zabiegów znanych mu z kultury indyjskiej z muzyką gospel, niejako powtarzając technikę, która sprawdziła się przy tworzeniu My Sweet Lord. Na pierwszy plan wysunięto delikatną gitarę akustyczną i niezwykle melodyjny wokal George'a. Melodia uzależnia, a tekst wpada w ucho. Ex-Beatles mówił o tej piosence, że jest to dialog między nim a Bogiem, lub tez "kimkolwiek innym, kto tylko chciałby posłuchać". Słuchając, zupełnie nie dziwi fakt, że utwór stał się wielkim przebojem i do dzisiaj pozostaje jedną z wizytówek Harrisona. Przepiękny i miły kawałek, przy którym można się rozmarzyć. Wspaniałe otwarcie.

Give me love
Give me love
Give me peace on Earth
Give me light
Give me life
Keep me free from birth
Give me hope
Help me cope, with this heavy load
Trying to touch and reach you with heart and soul

Sue Me, Sue You Blues to kolejny atak na Paula, tym razem George wylewa z siebie złość na byłego kolegę z powodu pozwu, który McCartney wystosował przeciwko Beatlesom w 1971 roku (chodziło o prawa związane z nazwą "The Beatles"). Piosenka sama w sobie nie jest może zbyt interesująca, mimo to bardzo przyjemnie się tego słucha; jednak uważam, że dla Harrisona większą rolę odgrywał tu ostry tekst, który nie pozostawia na Paulu suchej nitki. Oczywiście mamy tu znakomite wokale, doskonały aranż i wpadającą w ucho melodię, jednak nie jest to poziom oczekiwany od twórcy tego formatu.

You serve me
And I'll serve you
Swing your partners, all get screwed
Bring your lawyer
And I'll bring mine
Get together and we could have a bad time

It's affidavit swearing time
Sing it on the dotten line
Hold your Bible in your hand
Now all that's left is to
Find yourself a new band

The Light That Has Lighted the World napisane było jako strona B dla nigdy nie wydanego singla When Every Song Is Sung. Jako, że opublikowanie singla nie doszło do skutku, Harrison zdecydował się na wydanie tejże piosenki na swoim kolejnym długogrającym albumie i tak oto możemy się upajać tą przepiękną balladą wzbogaconą solówkami gitary, które kojarzyć się mogą tylko z oryginalnym stylem gry Harrisona. Delikatne, jakby płaczące dźwięki jego ukochanego instrumentu w żadnym wypadku jednak nie przyćmiewają bardzo wysokiego poziomu reszty utworu. Piosenka opowiada o tym, jakiej siły dodaje mu jego wiara w Hare Krishna i jak pomaga mu w życiu. Piękna rzecz.

I've heard how some people have said
That I've changed
That I'm not what I was
How it really is a shame
The thoughts in their heads
Manifest on their brow
Like bad scars from ill feelings
They themselves around
So hateful of anyone that is happy
Or 'free'
They live all their lives
Without looking to see
The light that has lighted the world

Don't Let Me Wait Too Long napisane zostało w okresie wielkiego zaangażowania Harrisona w religię, rozczarowaniem problemami finansowymi związanymi z organizacją koncertu dla Bangladeszu, a także w burzliwym czasie związku z Pattie Boyd, z którą miał się wkrótce rozwieźć. Don't Let Me Wait Too Long sprawia jednak wrażenie piosenki miłosnej, więc do kogo była ona adresowana? Pewnie nigdy się tego nie dowiemy. Jednak, wracając do samej kompozycji, utwór jest naprawdę fajny. Ma sporo optymistycznej nutki, radości i jest to całkiem chwytliwe granie. Bardzo dobre przełamanie melancholii z poprzedzających go trzech kawałków.

'Till you're here by my side
Now only you know how to dry up all
of those tears that I've cried

Here, with our love
Now only you know how to lay it down
like it came from above

Who Can See It można nazwać "Help! Harrisona". Podobnie jak Lennon w tamtych czasach, George przeżywał zdezorientowanie ogromną popularnością Beatlesów, a także swoją własną, jako twórcy solowego. Czuł się zagubiony i osaczony i przeżywał to, że do końca życia ludzie będą patrzeć na niego tylko jako na ex-Beatlesa. Mawiał: "Dla mnie >>George-Beatles<< to garnitur lub koszula, którą kiedyś nosiłem, a jedynym problemem jest to, że do końca mojego życia ludzie będą ją widzieć i mnie z nią mylić". Rzeczywiście czuć tu to rozdarcie. Całość ma raczej melancholijny charakter, jednak następuje tu w pewnym momencie zryw, a piosenka nabiera iście monumentalnego nastroju. Jest to utwór wspaniały i zdecydowanie niebanalny. 

I've been held up
I've been run down
I can see quite clearly now
through those past years
when I played towing the line
I only ask, that what I feel
should not be denied me now
And it's been earned and
I have seen my life belongs to me
My love belongs to who can see it

Utwór tytułowy, Living In the Material World, został napisany przez Harrisona na skrawkach koperty w centrum Londynu. Jest to kolejny tekst zainspirowany jego duchowymi przeżyciami wynikającymi z filozofii Hare Krishna. Mówi tu o tym, że każdy człowiek żyje w materialnym świecie, ale zapominamy o tym, że poza nim, istnieje jeszcze przestrzeń metafizyczna. Mimo, że z tytułu i tekstu możnaby wnioskować, że będzie to kolejna wolna, melancholijna, pełna uduchowienia i patosu kompozycja, to słuchając jej czeka nas niemały szok. Całość bowiem utrzymana jest w optymistycznym i szybszym tempie. Uwagę przykuwa moment, kiedy następuje przełamanie i pojawia się typowo indyjski motyw grany na sitarze (który zresztą ma potem jeszcze powracać). Nie trwa to jednak długo i po chwili wracamy do poprzedniego nastroju. Znalazło się tu nawet miejsce dla wesołej solówki saksofonu i popisówki gitarowej George'a, który pokazuje tu cały zestaw swoich firmowych, gitarowych chwytów i brzmień. Mój ulubiony moment płyty, który - pomimo ponad 5 minut - nie nudzi i słucha się tego wyśmienicie.

I got born into the material world
Getting worn out in the material world
Use my body like a car
Taking me both near and far
Met my friends all in the material world

Met them all there in the material world
John and Paul here in the material world
Though we started out quite poor
We got 'Richie' on a tour
Got caught up in the material world

The Lord Loves The One (That Loves The Lord) to kolejny kawałek oparty tekstowo na filozofii Hare Krishna. Mamy tu utwór w średnim tempie, zawierającym elementy zarówno bluesa jak i gospel. Utrzymany jest w bardzo pozytywnym nastroju, a George zalicza tu jedną z najlepszych partii grając na gitarze slide w całej swojej karierze. Gitara elektryczna co jakiś czas się przebija, jednak nie przytłacza bardzo dobrej linii melodycznej i - jak zwykle - nienagannych wokali. Kolejny świetny numer.

We all making out
Like we own this whole world
While the leaders of nations
They're acting like big girls
With no thoughts for their God
Who provides us with all
But when death comes to claim them
Who will stand
and who will fall?

Piosenka Be Here Now została zainspirowana jedną z książek opowiadających o filozofii hinduskiej. Nagrana została podczas nagrywania ścieżki dźwiękowej do dokumentu o medytacji w duchu Hare Krishna. I właściwie łatwo wywnioskować, w jakim nastroju będzie cała kompozycja. Ma bardzo "kosmiczny" i oniryczny klimat, przy którym łatwo można odlecieć. Nie ma tu jednak miejsca na nudę, gdyż utwór trzyma wysoki poziom przez całe 4 minuty, mimo właściwie tylko jednego motywu.

Why try to live a life
that isn't real
no how
A mind, that wants to wander
'round a corner
is an un-wise mind

Try Some Buy Some to odrzut z sesji do All Things Must Pass i, szczerze mówiąc, o wiele bardziej wolałbym tam to usłyszeć zamiast, dajmy na to, I Dig Love. Piosenka jest naprawdę zjawiskowa. Tekstowo to, typowy dla Harrisona, kolejny hymn do Boga, jednak muzycznie dzieją się tam bardzo ciekawe rzeczy. Nietypowa sekwencja akordów, świetny głos George i rozbudowana struktura. Dzieje się tu dużo, a covery tego numeru nagrało wielu artystów, z Davidem Bowie na czele (album Reality z 2003 roku). Piosenka nie stoi zdecydowanie w miejscu i cały czas się rozwija, zagęszczając aranż, dzięki czemu nie da się nudzić przy jej słuchaniu. Rewelacja! Uważam, że to najlepsza rzecz, jaką Harrison napisał na ten album.

Way back in time
Someone said "Try some"
I tried some
Now "Buy some" - I bought some
After a while
when I had tried them
denied them
I opened my eyes and
I saw you

Po sukcesie projektu z koncertem dla Bangladeszu, George zapragnął napisać o tym utwór. O tym właśnie opowiada The Day The World Gets 'Round. Harrison wyraża tu radość z sukcesu, ale jednocześnie i rozczarowanie tym, że coś takiego w ogóle było potrzebne. Piosenka jest przepiękna i po dziś dzień można ją usłyszeć, śpiewaną na ważnych wydarzeniach. Ma wpadający w ucho refren i jest wręcz stworzona do chóralnego śpiewania. Przepiękna rzecz.

The day the world gets 'round
to understanding where it's gone
Losing so much ground
killing each other, hand in hand
Such foolishness in man
I want no part of their plan

Album kończy jednak jeszcze piękniejsze That Is All. Jest to piękna ballada ze znakomitą, pompatyczną (w dobrym tego słowa znaczeniu) aranżacją orkiestrową. Harrison sięga tu nawet w wokalach po rzadko używany falset. Myślę, że nie zaskoczy nikogo, że jest to kolejny tekst zainspirowany hinduską filozofią. Jednak całość poprowadzona jest tak, że absolutnie nie nudzi. Przepiękna rzecz i przepiękne zakończenie.

Silence often says much more
Than trying to say what's been said before
But that is all I want to do
To give my love to you
That is all I'm living for
Please let me love you more
And that is all


Living In the Material World to płyta zdecydowanie bardziej osobista niż All Things Must Pass. Na debiucie Harrison pokazał wachlarz swoich możliwości, a na kontynuacji obrał już konkretny kierunek. Każdy z zawartych tu utworów to rzecz oparta na jego personalnych, często bardzo prywatnych przeżyciach. Od rzeczy dla niego najważniejszych, jak wiara przez rozczarowanie światem aż po problemy w związku. Mimo, że całość utrzymana jest w jednej stylistyce, płyta nie nudzi i jest nad wyraz spójna. Nie mamy poczucia znużenia, a piosenki nie mieszają się ze sobą. Z każdej coś zostaje, choć niekoniecznie po pierwszym przesłuchaniu. Przy pierwszym podejściu możemy mieć bowiem wrażenie przytłoczenia bądź znużenia, ale zapewniam że warto się w ten materiał "wgryźć", żeby odkryć, jak duża dawka piękna i melodyjności się w nim kryje. Dla mnie osobiście jest to jeden z ulubionych albumów któregokolwiek Beatlesa.

Ocena: 8/10

czwartek, 9 maja 2019

"Red Rose Speedway" - Paul McCartney & Wings [Recenzja]


W 1971 roku w skład grupy Wings wchodzili Paul i Linda McCartney, Denny Seiwell (perkusista) i Denny Laine (gitarzysta). W tym składzie zespół nagrał swój pierwszy album długogrający (dla Paula był to już trzeci krążek po rozpadzie Beatlesów), Wild Life. 24 stycznia 1972 dołączył do nich kolejny gitarzysta, Henry McCullough. W tym składzie wyruszyli w trasę po brytyjskich uniwersytetach, spontanicznie koncertując także w Europie.
W lutym zespół wydał singiel Give Ireland Back To the Irish (umieszczony na wznowieniu kompaktowym płyty Wild Life), który był politycznym manifestem-reakcją na brutalne stłumienie protestu, który odbył się 30 stycznia 1972 roku ("krwawa niedziela"). Piosenka została szybko zbanowana przez radio BBC i osiągnęła w Wielkiej Brytanii zaledwie 16. pozycję na listach przebojów (chociaż w Irlandii i Hiszpanii trafiła na szczyty notowań). Jako sarkastyczną reakcję na wspomniany zakaz emisji, Wingsi wydali - jako swój kolejny singiel - leciutką i prostą piosenkę dla dzieci, Mary Had a Little Lamb. Utwór ten poradził sobie lepiej tylko w nieznacznym stopniu. Kolejnym kontrowersyjnym singlem okazał się Hi, Hi, Hi zawierający seksualne aluzje, co zaowocowało ponownym banem (zamiast tego, w radiach puszczano stronę B, C Moon). Singiel dotarł jednak do wysokiego, 5. miejsca brytyjskich list przebojów.
Po zmianie nazwy zespołu z Wings na Paul McCartney & Wings (Paul tłumaczył tę decyzję tym, że  ich pierwszy longplay nie sprzedawał się, bo nie było na okładce jego nazwiska), muzycy wzięli się w marcu 1972 roku za nagrywanie następcy Wild Life. Co ciekawe, początkowo album był planowany jako wydawnictwo dwupłytowe. Ze względów komercyjnych, i by ograniczyć koszty wydawnicze, Paul zdecydował się jednak na ograniczenie listy utworów, w wyniku czego całość zmieściła się na jednym krążku. Na płytę trafiły 2 utwory napisane przez McCartneya podczas sesji do Ram, kiedy zespół Wings jeszcze nie istniał (Get On the Right Thing oraz Little Lamb Dragonfly). Podczas sesji do tej płyty nagrano także takie utwory jak Live And Let Die (motyw przewodni do filmu z Jamesem Bondem o tym samym tytule), I Would Only Smile (wykorzystanym później przez Laine'a na jego solowym albumie), a także Mama's Little Girl (który McCartney umieścił na stronie B singla Put It There w 1990 roku). 

Big Barn Bed został poniekąd zapowiedziany już na albumie Ram w piosence Ram On, a konkretnie w jej drugiej odsłonie. Paul wyśpiewuje tam pierwsze 2 wersy tej piosenki, z tym że tam sprawia to wrażenie luźnej improwizacji. Tutaj mamy już do czynienia z jak najbardziej dopracowanym utworem. Niesie on ze sobą masę pozytywnej energii, a chwytliwy refren po prostu musi uzależniać. Zwraca uwagę delikatne i krótkie solo gitarowe, a także nad wyraz zgrabne wokale Paula, który śpiewa tu powściągliwie, ale jednocześnie nie boi się odlecieć wokalnie na parę chwil, by po chwili jak gdyby nigdy nic wrócić do poprzedniego, dość zachowawczego frontu śpiewania. Może ambicji tu za grosz, ale otwieracz jak najbardziej udany.

Who you gonna weep on?
Who you gonna sleep on?
Who you gonna creep on next?

Weeeping on a willow
Sleeping on a pillow
Leaping armadillo, yes

My Love to jedyny większy przebój z tej płyty, ale za to jaki! Jest to jedna z pierwszych przesłodzonych (tutaj w dobrym tego słowa znaczeniu) miłosnych ballad Paula. Można powiedzieć, że mamy tu do czynienia z godnym następcą Maybe I'm Amazed, chociaż - rzecz jasna - mu nie dorównującym. Delikatna melodia, emocjonalny wokal McCartneya, no i wspaniała solówka na gitarze. Początkowo miał zagrać ją Paul i miał na nią zupełnie inny pomysł. Do studia wszedł jednak Henry McCoullough i zapytał, czy on nie mógłby spróbować coś tu sklecić, po czym sięgnął po gitarę i zagrał dziś powszechnie znane solo. McCartneyowi spodobało się ono o wiele bardziej niż to, które sam sklecił i ustąpił mu miejsca na płycie. Wracając jednak do samego kawałka: nad wyraz udana i przepiękna rzecz.

Don't ever ask me why
I never say goodbye to my love
It's understood
It's everywhere with my love
And my loves does it good

Get On the Right Thing to utwór napisany przez Paula podczas sesji do Ram, sprzed powstania zespołu Wings. Dopiero jednak na tej płycie postanowił po niego sięgnąć i przyznam się szczerze, że pasuje tu jak ulał. Jest to jeden z bardziej kolorowych i zarażających optymizmem numerów McCartneya. Zaczyna się niepozornie, miło pulsującym basem i wtrącanymi co jakiś czas akordami fortepianu. Potem Paul zaczyna śpiewać dość mało melodyjną zwrotkę, lecz po chwili piosenka się rozwija i wraz z wejściem refrenu śpiewanego przez kobiece głosy, wszystko już gra. Brzmi to może bardziej jak demo, niż jak profesjonalnie nagrany utwór, ale usprawiedliwiam to faktem, że chciano tu uchwycić pierwotną i niczym jeszcze nie stępioną energię wynikającą z pierwotnego wykonu. Nie będę marudzić, bo piosenka jest naprawdę przyjemna i fajnie się tego słucha, chociaż muszę jednak oddać sprawiedliwość, że jest to najsłabszy numer płyty.

All at once you get sound in your ears
And your cloud disappears into yellow
Well you know they were wrong
Get on the right thing
Well you knew it all along
Get on the right thing
Believe me its so beacause I happen to know

One More Kiss to chyba najbardziej beatlesowski numer albumu. Delikatna, optymistyczna piosenka utrzymana w średnim tempie. Nie wiem, czemu ale kojarzy mi się bardzo z dokonaniami Ringo. Może to przez stylistykę country, a może przez niezbyt dużą rozpiętość dźwięków na wokalu. Przypomina to trochę przyśpiewki, które Paul serwował nam na swoim debiutanckim McCartney. Jest bardzo przyjemnie, ale nic z tego nie wynika. Nie uznaję tych ponad dwóch minut za zmarnowane, ale można było lepiej to rozwinąć.

Only one more kiss
I never mean to hurt you, little girl
Let's make it one to remember
Only one more kiss

Somebody's built a home for us
Someday we'll see it standing there
But like the wind that has to blow
I must be on my way

Znakomitym przykładem rozbudowanego i ciekawego utworu jest na pewno Little Lamb Dragonfly, czyli kolejny numer napisany jeszcze w czasach Ram. Jest to znakomity, akustyczny utwór charakteryzujący się świetnymi wokalami Paula. Gdyby jednak przez 6 minut miało się dziać to samo, trochę by nas to zanudziło. Paul zdaje sobie z tego sprawę, dlatego co chwila proponuje nam coś nowego. Sam McCartney mówi, że piosenka ta opowiada o śmierci jednej z owiec na jego farmie, ale pojawiają się też teorie o tym, że tekst opowiada o jego przejściu na wegetarianizm (My heart is aching for you little lamb), a nawet że jest to kolejna laurka w stronę Johna (Since you've gone I never know/I go on but I miss you so). O czym by to nie było, przyznam się szczerze że jest to jeden z moich ulubionych kawałków w całej solowej karierze Paula. Przy pierwszym przesłuchaniu wydawał mi się słaby, ale warto się w niego wsłuchać i dać mu szansę. Ja tak zrobiłem i warto było.

Dragonfly don't keep me waiting
I'm waiting can't you see me I'm waiting
When we try we'll have a way to go
Dragonfly you've been away too long
How did two rights make a wrong
Since you've gone I never know I go on
But I miss you so in my heart
I feel the pain
Keeps coming back again


Single Pigeon to piosenka, która śmiało może rywalizować z One More Kiss o miano Najbardziej Beatlesowskiego Utworu Płyty. O wiele bardziej przypada mi do gustu jednak ten drugi, chociaż i opisywanemu tu numerowi nie brakuje wdzięku. Jest to delikatna przyśpiewka z wiodącą rolą fortepianu (echa Honey Pie). Podoba mi się moment, kiedy wchodzą dęciaki, przez co cała piosenka nabiera jeszcze bardziej wodewillowego klimatu. Dobry kawałek.

Single pigeon through the railings
Did she throw you out
Sunday morning fight about Saturday night

When the Night zaczyna się tak, jakby był po prostu dalszym ciągiem Single Pigeon. Jest to też mój ulubiony fragment płyty z emocjonalnym śpiewem Paula i czarującymi chórkami. Całość ma nieco egzotyczny klimat, ale wciąż jest to porcja dobrego, pozytywnego grania. Bujające chórki i ciekawa zmiana w refrenie. Mój ulubiony moment pojawia się na koniec, kiedy to Beatles zaczyna śpiewać całym sercem, dodając piosence jeszcze więcej emocji. Świetny numer.

I never will forget the way
You taught me how to swing and sway
Oh darling, don't you know?

That ever since that special day
My mind can only contemplate
The magic that you show
Oh little darling, don't you know?

Loup (1st Indian On the Moon) to już wyprawa w rejony psychodelicznego okresu działalności Pink Floyd. Ten numer to totalny odjazd. Paul zabawia się syntezatorem i co chwila odlatuje w zupełnie nowe przestrzenie. Męski chór, kosmiczne odgłosy i pulsujący bas - oto właśnie Loup. Ciekawy eksperyment formalny dla kariery McCartneya.
Czas jednak odłożyć na bok te psychodeliczne eksperymenty, gdyż oto przed nami prawdziwy kolos, czyli 11-minutowy Medley: Hold Me Tight/Lazy Dynamite/Hands of Love/Power Cut. Zaczyna się delikatnym i powolnym Hold Me Tight. Numer powoli przyspiesza, jednak do końca utrzymany jest w raczej rozmarzonym klimacie. Jest to zdecydowanie mój ulubiony moment medleya, gdyż - mimo że piosenka to właściwie wciąż to samo - Paul fajnie to rozbudowuje, w efekcie czego powstała całkiem fajna przyśpiewka. W podobnym nastroju rozpoczyna się także Lazy Dynamite, który został uzupełniony o harmonijkę ustną i fajne wstawki gitarowe. Numer ten jednak się specjalnie nie rozwija, w efekcie czego mamy tu do czynienia raczej z jednostajnym graniem, choć nie można mu odmówić przyjemności ze słuchania. Luźniej natomiast prezentuje się Hands of Love, który wydaje się powrotem Paula do stylistyki "piosenek śpiewanych przy ognisku". Żwawa przyśpiewka oparta głównie na gitarze akustycznej. Proste, przesłodzone słowa i fajny wokal - ot i cały numer. W dokładnie identycznej stylistyce prezentuje się Power Cut, wzbogacony jednak o bardzo przyjemne solo. W gitarowych riffach znalazło się też miejsce na repryzę motywów z poprzednich fragmentów medleya. Koniec końców uważam ten składak za naprawdę dobrą rzecz i wprawkę dla Paula przed takimi mocarnymi, wielowątkowymi klasykami jak Live And Let Die czy Band On the Run

I can't get over myself
Falling into the hands of love
Just can't imagine myself
Falling head over heals in love

But when I saw you last night
I knew for the first time
That you were the one I'd been dreaming of


Red Rose Speedway sprawia wrażenie najlepiej wyprodukowanego solowego albumu Paula do 1973 roku. McCartney wreszcie poszedł po rozum do głowy i doszedł do wniosku, że dobra płyta to nie tylko dobre kompozycje ale i produkcja. Na szczęście o solidnych numerach też nie zapomniał, w efekcie czego ten krążek wypełniony jest świetnymi piosenkami. Głównie mamy tu do czynienia z optymistycznymi, popowymi utworami do potupania nogą i zapamiętania refrenów. Paul bardziej niż wcześniej sięga tu też do swoich beatlesowskich korzeni. Szkoda, że dziś Red Rose Speedway został przyćmiony przez sławę następcy i jest raczej zapomniany. Warto posłuchać, bo mamy tu popowego Paula w pełnym rynsztunku. Jeśli ktoś lubi McCartneya rockowego - niech omija z daleka. Jeśli lubi McCartneya popowego - zachęcam do wysłuchania. Jeśli jest fanem McCartneya na dobre i na złe - wiadomo, że jest to pozycja obowiązkowa.

Ocena: 7/10


Red Rose Speedway: 42:13

1. Big Barn Bed - 3:48
2. My Love - 4:07
3. Get on the Right Thing - 4:17
4. One More Kiss - 2:28
5. Little Lamb Dragonfly - 6:20
6. Single Pigeon - 1:52
7. When the Night - 3:38
8. Loup (1st Indian on the Moon) - 4:23
9. Medley: Hold Me Tight/Lazy Dynamity/Hands of Love/Power Cut - 11:14

czwartek, 2 maja 2019

"Some Time in New York City" - John Lennon with Yoko Ono & The Plastic Ono Band [Recenzja]


We wrześniu 1971 roku John Lennon i Yoko Ono opuścili swoją posiadłość pod Londynem i udali się do Nowego Jorku. Byli zmęczeni i wściekli na angielską prasę, która coraz bardziej wyśmiewała ich dziwaczne pomysły (np. bed-in) oraz wyzywała ich od świrów i narkomanów (to drugie akurat było uzasadnione, a co do pierwszego... no to już każdemu wedle uznania). Jednak to, na co natrafili w Stanach Zjednoczonych, dosłownie ich zatkało; od początku wrogo do nich nastawiona administracja prezydenta Nixona oraz śledzenie pary przez FBI, obsmarowanie ich w prasie i nazwanie narkomanami (ponownie) i komunistami. By oddać sprawiedliwość, Lennon i Ono sami do tych oskarżeń ich poniekąd spowodowali. Publicznie potępili bowiem brutalne tłumienie buntu osadzonych w więzieniu Attica State i bronili czarnoskórej działaczki komunistycznej (Angela Davis). Wszystkie te ostentacyjne manifestacje poglądów ex-Beatlesa sprawiły, że FBI założyło mu teczkę, w której miały być zbierane dokumenty, mające doprowadzić do jego deportacji. Ostatecznie, pod wpływem impulsu (Lennon twierdzi, że co do nagrania jakichkolwiek z jego albumów, decyzja nigdy nie zapadła tak szybko), postanowili nagrać płytę odnośnie tego, co działo się wówczas w Stanach i nie tylko. Błyskawicznie napisali zestaw piosenek i nagrali je w ciągu dziewięciu dni. Para poprosiła o pomoc w nagraniu grupę Elephant's Memory i perkusistę sesyjnego, a za stołem producenckim zasiadł - ponownie - Phil Spector. Sam John mówił po wydaniu płyty, że to jest typ muzyki jaki chce robić: prosty rock and roll, w którym może jednocześnie się wypowiadać o istotnych sprawach, które dzieją się wokół niego. Podkreśla też jednak, że ich zamysłem nie było stworzenie jakiegoś koncepcyjnego arcydzieła, a po prostu wypowiedzenie się na bieżące tematy w sposób, który mu najbardziej odpowiada.
Lennon i Ono nie skończyli jednak tylko na 10 nowych nagraniach studyjnych. Do oryginalnego wydania dołączono także drugi album, zawierający utwory zarejestrowane podczas dwóch koncertów: charytatywnego dla UNICEF-u w 1969 roku (poza Johnem i Yoko brali w nim tez udział, Eric Clapton, George Harrison oraz perkusista The Who, Keith Moon) i londyńskiego w 1971, w którym towarzyszył im Frank Zappa.
Okładka płyty - jedna z najlepszych w solowej karierze Lennona, o ile nie najlepsza - jest stylizowana na numer gazety. Nadrukowane są na niej teksty do wszystkich piosenek (dowodzi to, jak ważne było dla Johna, by ludzie się z nimi zapoznali), a także różne zdjęcia, m.in. Nixona i Mao Zedonga pogrążonych w nagim tańcu.
Płyta nie trafiła wówczas w gusta krytyków i fanów, którzy oczekiwali zupełnie czego innego. Dali to odczuć twórcy bardzo niskimi wynikami sprzedaży i słabymi notowaniami na listach przebojów. Lennon, dotknięty, zawiesił swoją twórczą działalność na niespełna rok.


Początek to mocny, podbijany dęciakami, song poruszający problem seksizmu. Woman Is the Nigger of the World zostało bardzo skrytykowane w ówczesnej prasie, głównie przez użycie słowa, oznaczającego "czarnucha". Tytułowa fraza została użyta po raz pierwszy przez Yoko podczas jednego z wywiadów w 1969 roku. John zapierał się jednak, że nie użył tego w tym kontekście, a poza tym, że to nie to słowo jest najważniejsze w tym utworze, a ogólna wymowa. Piosenka ma dobrą melodię - chociaż jest bardzo prosta - i zwraca tu uwagę ciekawe tempo walca. Lennon śpiewa tu wspaniale, jednak już na tym etapie płyty (więc na samym początku) bez trudu można usłyszeć, jak inne będzie to dzieło od Imagine. Wsłuchując się w tekst, słychać że jest to coś o wiele bardziej zaangażowane od Working Class Hero czy I Don't Want To Be a Soldier Mama. Kończąc: piosenka wypada nad wyraz dobrze i oryginalnie, dając całkiem niezły rozpęd dla reszty zawartości krążka.  

We insult her everyday on TV
And wonder why she has no guts or confidence
When she's young we kill her will to be free
While telling her not to be so smart we put her down for being so dumb
Woman is the nigger of the world... yes she is
If you don't believe me take a look to the one you're with
Woman is the slave to the slaves
Yes she is... If you believe me, you better scream about it

Sisters, O Sisters to rzecz napisana i w całości zaśpiewana przez Yoko Ono. Jest to hymn feministyczny, który Ono wyśpiewuje do "swoich sióstr w opresji", jak określił to jeden z krytyków. Lennon twierdził, że piosenka była początkowo napisana w stylu reggae, ale zespól Elephant's Memory, z którym nagrywał płytę, był z Nowego Jorku i nie bardzo wiedział, na czym polega ta stylistyka, więc nagrano to w nieco innym stylu. Jeśli chodzi o piosenkę, jest dobrze, a nawet bardzo dobrze, jak na umiejętności kompozytorskie Yoko. Przeszkadza mi natomiast jej wokal, za którym nigdy nie przepadałem i mimo wielu podejść do jej nagrań, nie potrafię się do niej przekonać. Pół biedy, kiedy śpiewa zwrotki, jednak gdy przychodzi czas na refren, Ono po prostu zawodzi (dobrze chociaż, że nie zaczęła się wydzierać, tak jak ma to w zwyczaju). Mimo momentami słabych wokali, koniec końców oceniam ten numer pozytywnie.

We lost our green land
We lost our clean air
We lost our true wisdom
And we live in despair

Sisters, o sisters
Let's stand up right now
It's never too late
To start from the start

Attica State to manifest Lennona przeciwko tłumieniu buntu w więzieniu Attica State. Użyto tam bowiem metod siłowych, w wyniku czego zginęło ponad 30 osadzonych. John jednak nie poprzestaje tylko na tym wydarzeniu i jednocześnie zahacza o ostrą ocenę amerykańskiego stanu sądownictwa i więziennictwa, a także - w końcowych linijkach tekstu - zachęca słuchacza, by przyłączyli się do tego buntu. Piosenka sama w sobie jest okej, chociaż melodia jest może nieco za mało wyszukana. Główną rolę odgrywa tu tekst i John chyba zapomniał skupić się też na warstwie muzycznej. Nie jest źle, ale mogłoby być lepiej, gdyby trochę jeszcze nad tym popracować.

Free the prisoners, free the judges
Free all the prisoners everywhere
All they want is truth and justice
All they need is love and care

They all live in suffocation
Let's not watch them die in sorrow
Now's the time for revolution
Give them all chance to grow

Born In a Prison to kolejna rzecz napisana i zaśpiewana przez Yoko. "Więzienie" jest tu oczywiście metaforą życia w ucisku współczesnego świata. Na szczęście Ono nie fałszuje tu jakoś bardzo natrętnie i słucha się tego nawet ze względną przyjemnością. Songwriterskie możliwości Yoko nie są, rzecz jasna, tak zaawansowane jak Johna, a mimo to piosenka jest całkiem niezła. Kiedy Ono hamuje nieco swoje awangardowe zapędy i skupia się na robieniu po prostu dobrych numerów, to może wyjść z tego nawet coś całkiem dobrego (co udowodnić miała potem przy okazji płyty Double Fantasy). Suma sumarum oceniam ten kawałek na solidną trójkę z plusem.

We live in a prision
Among judges and wardness
And wait for no reason to use
We laugh in a prison
Go through for all seasons
And die with no vision
Or truth

Piosenka New York City to już czysty rock and roll. Świetny riff gitary, dynamiczne wokale i po prostu świetnie się tego słucha. Numer został napisany przez Johna chwilę po ich zamieszkaniu na Manhattanie i opowiada głównie o samym mieście i ludziach tam spotkanych. Piosenkę tę można uznać jako swoisty sequel utworu The Ballad of John and Yoko, nagranego przez Lennona w końcowym okresie działalności z Beatlesami. Nie tylko ze względu na muzyczne podobieństwo, ale też dlatego, że sporo rzeczy opisanych tu pod przykrywką miasta, to opis wydarzeń z życia Johna i Yoko. Mamy tu opisane m.in. spotkanie z muzykami ulicznymi, koncert z Frankiem Zappą czy spotkanie z zespołem Elephant's Memory. Muzycznie jest to naprawdę dobry, rasowy rocker, który ma wszystko, za co można kochać i nienawidzić ten właśnie typ muzyki. Ja osobiście uwielbiam rock and rolla, więc ten kawałek przypadł mi szczególnie do gustu. Świetna rzecz.

Standing on the corner
Just me and Yoko Ono
We was waiting for Jerry to land
Up come a man with the guitar in his hand
Singing "Have a marijuana if you can"
His name was Davis Peel
And he found that he was real
He sangs "The pope smokes dope everyday"
Up come a policeman shoved us up to the street
Singing, "Power to the people today"

Podczas marszu, który odbył się 30 stycznia 1972 roku, 13 protestujących zostało zastrzelonych przez służby porządkowe. Wydarzenie to szybko nazwano "krwawą niedzielą". Sunday Bloody Sunday to odpowiedź Lennona na tę sytuację. Czuć tu masę agresji i furii, którą John wyrzuca z siebie przy pomocy ostrego tekstu, gdzie jasno opowiada się za protestującymi. Wyrazisty beat, mocne refreny Johna i refren, gdzie świetnie wykorzystano manierę wokalną Yoko. Jest to mój ulubiony kawałek z płyty; za każdym razem mnie porywa i robi olbrzymie wrażenie swoją energią i masą emocji. Piosenka trwa 5 minut, a mimo to nie męczy swoją powtarzalnością, a wręcz jeszcze bardziej angażuje. Refren wpada w pamięć i nucimy go jeszcze długo po wyłączeniu albumu. Znakomity kawałek i jak dla mnie jedna z najlepszych rzeczy, jakie solowo napisał Lennon.

You anglo pigs and scotties
Sent to colonize the north
You wave your bloody Union Jacks
And you know what it's worth
How dare you hold on to ransom
A people proud and free
Keep Ireland for the Irish
Put the English back to sea

The Luck of the Irish to pseudo-folkowy numer napisany w rytmie walca. Lennon przyznał, że uważał wówczas, że jeśli napisze się folkową piosenkę, to ludzie łatwiej się z nią utożsamią i zrobi na nich większe wrażenie. John wespół z Yoko śpiewa tu o trudnych relacjach Anglików z Irlandczykami. Tytuł jest ironiczny, a zwrot "kill with God on our side" jest odniesieniem do piosenki Boba Dylana God On Our Side, w której bard śpiewał o Amerykanach idących na wojny "z Bogiem po swojej stronie". Piosenka jest bardzo przyjemna, jednak nic ponadto nie można o niej powiedzieć. Jest dość konwencjonalna, ale przyjemnie sączy się z głośników.

Why the hell are the English there anyway?
As they kill with God on their side
Blame it all on the kids the IRA
As the bastards commit genocide

If you had the luck of the Irish
You'd be sorry and wish you was dead
You should have the luck of the Irish
And you'd wish you was English instead

Powrotem do rock and rolla jest pieśń o amerykańskim poecie i politycznym aktywiście Johnie Sinclairze. Piosenka zatytułowana po prostu John Sinclair zawiera typową dla wczesnego rock and rolla gitarę, jednak w niczym nie przypomina mocnego New York City. Piosenkę można zestawić z  niektórymi dokonaniami Elvisa. Irytuje mnie tutaj "refren", który polega na powtarzaniu jednego zwrotu raz po raz, co robi wrażenie tzw. "zaciętej płyty". Zwrotek słucha się całkiem przyjemnie, ale refren psuje cały urok. Szkoda zmarnowanego potencjału.

If he had been a soldier man
Shooting gooks in Vietnam
If he was the CIA
Selling dope and making hay
He'd be free, they'd let him be
Breathing air, like you and me

Angela to piosenka o największym komercyjnym potencjale z tej płyty. Jest to piękna ballada, będąca wyrazem poparcia dla komunistycznej działaczki, Angeli Davis. John dzieli się tu wokalami z Yoko, jednak przyznam się, że tutaj akurat była to dobra decyzja. Głos Japonki pasuje bowiem idealnie do tej melodii, a Lennon śpiewa ją trochę od niechcenia. Piosenka jednak jest piękna, chociaż w refrenach jakby zabrakło pomysłu na jej rozwinięcie. 

Sister, you're still a people teacher
Sister, your world reaches far
Sister, there's a million different races
But we all share the same future in the world

They gave you sunshine
They gave you sea
They gave you everything but the jailhouse key
They gave you coffee
They gave you tea
They gave you everything but the equality

We're All Water to 7-minutowy kolos (chociaż dość jednostajny) napisany i wyśpiewany w całości przez Yoko. Oparty jest częściowo na jej poemacie Water Talk z 1967 roku. W tekście wyśpiewuje ona, że wszyscy ludzie na świecie są tak naprawdę tacy sami. Kiedy Ono śpiewa, jest całkiem w porządku, natomiast niepomiernie irytują mnie jej skrzeki między kolejnymi zwrotkami (a zwłaszcza wrzaski ciągnące się przez dobrych kilka minut pod koniec numeru). Kawałek ten jest bardzo dynamiczny, co już samo w sobie jest nietypowe jak na dotychczasowy dorobek twórczy Japonki. Jest jednak też zaskakująco chwytliwy i po prostu bardzo dobrze napisany. Piosenka finalnie zostawia po sobie dobre wrażenie i efektownie kończy ten niezwykły album najlepszą i najbardziej optymistyczną konkluzją, ostatecznie zostawiając słuchacza w pozytywnym nastroju, mimo ostrych i pełnych jadu piosenek wypełniających w większości krążek.

We're all water from different rivers
That's why it's so easy to meet
We're all water in this vast ocean
Someday we'll evaporate together
(...)
There may be not much difference
Between Charles Manson and the Pope
If we press their smiles


Do oryginalnego wydania dołączona została także druga płyta. Pochodzące z niej nagrania to rejestracje kilku koncertowych wykonów, które miały miejsce podczas dwóch występów. Pierwszy to charytatywny koncert w Lonydnie dla UNICEF-u, który odbył się 15 grudnia 1969 roku. Rozpoczyna się piosenką, którą John zapowiada, jako kawałek "o bólu" - Cold Turkey. Numer został wydłużony do 8-miu minut i prezentuje się dość wiernie w stosunku do oryginału. Wykonany został raczej odtwórczo, ale słucha się tego znakomicie (chociaż głównie dlatego, że to po prostu znakomity numer). John śpiewa z tym samym bólem, gitara jest tak samo przenikliwa i ostra i tak dalej, i tak dalej. Jest więc naprawdę dobrze, a dodatkowym atutem jest fajna, rockowa coda w nastroju całego utworu.
Don't Worry Kyoko natomiast wypada o wiele lepiej niż na Live Peace In Toronto 1969. Mamy tu bowiem do czynienia z bardziej rockowym aranżem. Do krzyków Yoko dołożono ostre gitary i dynamiczną perkusję, które sprawiają, że całość już bardziej zasługuje na miano "utworu muzycznego". Wciąż jest to 16 minut (!) wrzasków Ono, jednak ta wersja przekonuje mnie o wiele bardziej niż z wspomnianej koncertówki sprzed trzech lat.
Kolejne 4 utwory to już rejestracja występu, który odbył się 6 czerwca 1971 roku w Nowym Jorku z Frankiem Zappą i jego zespołem The Mothers of Invention. Zaczyna się od numeru, który Beatlesi grali jeszcze podczas koncertów Cavern Club pod koniec lat 50. i na początku 60. (pierwszy koncert zagrali tam w 1957); tam zresztą po raz pierwszy (9 listopada 1961) zobaczył ich Brian Epstein - ich przyszły manager. Well (Baby Please Don't Go), bo o tym numerze mowa, to prosty i energetyczny rock and roll, jednak tutaj wykonany z taką pasją i polotem, że wypada to niemal wybitnie. Świetne solówki gitarowe, nienaganny wokal Johna, zwolnienia i przyspieszenia... jedynym minusem są zupełnie niepotrzebne i irytujące wrzaski Yoko, które okropnie irytują. Mimo tego ostatniego, ten wykon jest po prostu niesamowity.
Jamrag to pierwszy z trzech jamów, który muzycy zagrali podczas tego koncertu. Pierwotnie zatytułowany King Kong, ostatecznie otrzymał do Johna i Yoko nazwę, która w slangu brytyjskim oznacza tampon. Jest to bardzo przyjemne 5 i pół minuty grania, które nie zapada może w pamięć, ale podczas słuchania dostarcza sporo muzycznej satysfakcji.
Scumbag to właściwie jego ciąg dalszy, a podział na 2 osobne utwory jest tu raczej symboliczny. W dalszym ciągu jest to swobodna improwizacja i po prostu dobra zabawa muzyką, z tą różnicą, że pojawiają się tu wokale Lennona, który wyśpiewuje tu w zasadzie tylko tytuł całości.
Au to jednak rzecz kompletnie nie udana. Monotonność i wrzaski Ono są tu nie do zniesienia i irytują niemiłosiernie. Fatalne zakończenie.


Fani i krytycy - gdy tylko krążek ukazał się w sklepach - byli w niemałym szoku. Oczekiwali bowiem kolejnego zbioru starannie przygotowanych, melodyjnych piosenek o znacznym potencjale przebojowym. Otrzymali jednak zamiast tego 10 mocno zaangażowanych politycznie numerów, w których melodia była tak daleka od dotychczasowych dokonań Lennona, jak to tylko możliwe. Some Time in New York City to bowiem rzecz niełatwa do przetrawienia, ale - uwaga! - tylko, jeżeli nastawimy się na to, że ex-Beatles musi tworzyć tylko piękne, miłe dla ucha i lekko strawne melodyjki. Jeśli otworzymy się na zupełnie coś nowego, wówczas zauważymy bez trudu, że to naprawdę bardzo ciekawy projekt. Rzecz jasna, muzyka jest tutaj tylko środkiem podawczym dla tekstów (które są tak ważne w piosenkach Johna, jak nigdy dotąd), jednak Lennon nie zapomniał należycie się zająć i warstwą muzyczną zająć. W niektórych numerach, rzeczywiście, jakby zabrakło pomysłu, w związku z czym są trochę niedopracowane, jednak jest to do wybaczenia, gdyż - koniec końców - płyta zostawia za sobą naprawdę dobre wrażenie.
Co do dołączonej do całości koncertówki, mam jednak mieszane uczucia. Są tu naprawdę dobre wykony (Cold Turkey, Well (Baby Please Don't Go)), jednak cała reszta to po prostu nieskładne i niezapadające w pamięć improwizacje z rozwrzeszczaną Yoko. Moim zdaniem lepiej jednak, żeby się nie ukazała i sprawia, że nie mogę dać całości wyższej oceny, chociaż bardzo bym chciał.

Ocena: 7/10


Some Time in New York City: 90:52

CD 1:
1. Woman is the Nigger of the World - 5:15
2. Sisters, O Sisters - 3:46
3. Attica State - 2:54
4. Born in a Prison - 4:03
5. New York City - 4:30
6. Sunday Bloody Sunday - 5:00
7. The Luck of the Irish - 2:56
8. John Sinclair - 3:28
9. Angela - 4:06
10. We're All Water - 7:11

CD 2:
1. Cold Turkey - 8:35
2. Don't Worry Kyoko - 16:01
3. Well (Baby Please Don't Go) - 4:41
4. Jamrag - 5:36
5. Scumbag - 4:27
6. Au - 8:04

"PWRϟUP" - ACϟDC [Recenzja]

Po tragicznej śmierci Bona Scotta w 1980 roku, zespół ACϟDC z pewnością nie miał z górki. Zdarzało się wiele zawirowań, jednak chyba kolejną...