niedziela, 28 czerwca 2020

"Master of Puppets" - Metallica [Recenzja]


Z racji tego, że z sesji do Ride the Lightning nie ostał się żaden numer, panowie z Metalliki musieli wziąć się za pisanie od zera. Lars Ulrich i James Hetfield zamknęli się więc w garażu na pierwsze próby i stworzyli tam szkice większości numerów, a dopiero po nich dołączyli do nich Kirk Hammett i Cliff Burton. Formalnie rzecz biorąc, Master of Puppets (taki tytuł ustalono jeszcze przed wejściem do studia, od najlepszego, ich zdaniem, numeru) był pierwszym w pełni wspólnym albumem zespołu, a przynajmniej, jak określa to Kirk, "definitywną deklaracją muzyczną tego składu". 6 utworów ukończono jeszcze przed wejściem do studia, a do dopracowania zostawiono tylko Orion i The Thing That Should Not Be.
Początkowo panowie nowy longplay mieli nagrywać w Los Angeles, jednak bardzo im zależało, by uzyskać brzmienie które wypracowali na Ride the Lightning, a do tego było im potrzebne pomieszczenie wyłożone drewnem. Nie mogli takiego znaleźć, więc ostatecznie wrócili do Danii, gdzie nagrywali poprzednią płytę. Tuż przed wylotem do Kopenhagi, muzycy zorientowali się, że nie ma z nimi Burtona. Olali to jednak, bo wiedzieli, że Cliffowi zdarza się czasem żyć we własnym świecie. Ten dołączył do nich tydzień później, jednak okazało się, że było to przemyślane działanie z jego strony, bo nie miał zamiaru bezczynnie siedzieć w studiu, czekając aż Larch wreszcie nagra partie perkusyjne. Wszyscy w studiu czuli się już o wiele swobodniej, a Kirk i Lars zaliczyli nawet parę lekcji gry, by doskonalić warsztat. Hammett wskazuje ponadto na to, że Burton miał decydujący wpływ na kształt albumu, bo miał wiele pomysłów nie tylko odnośnie samych kompozycji, ale i brzmienia całości.
Płyta ukazała się w marcu 1986 roku. Wytwórnię bardzo martwił brak jakiegokolwiek utworu z potencjałem singlowym. Okazało się jednak to zupełnie niepotrzebne, bo w dniu premiery przed sklepami muzycznymi ustawiły się długie kolejki fanów. W ciągu roku od premiery, Master of Puppets sprzedał się w półmilionowym nakładzie i zagwarantował zespołowi solidne miejsca na listach. Panowie wyruszyli w trasę po USA, gdzie supportowali samego Ozzy'ego Osbourne'a. W 2003 roku, w Stanach właśnie, album pokrył się sześciokrotną platyną (6 milionów sprzedanych egzemplarzy)

Już na etapie rozpoczynającego całość Battery można zauważyć podobieństwa do wydanego 2 lata wcześniej Ride the Lightning, bowiem tu również mamy trashowy czad z akustycznym wstępem. O ile jednak w Fight Fire With Fire była to bardziej wprawka na gitarę akustyczną, tak ten wstęp - inspirowany bardzo muzyką westernową - można by określić jako "cisza przed burzą"; ma mroczniejszy, bardziej tajemniczy klimat, który skutecznie przyciąga uwagę. Po chwili mamy ciężkie uderzenie całego zespołu, po którym Hetfield zaczyna grać ultra-szybki riff napędzający cały kawałek. Nie można odmówić mu mocy - to rewelacyjny numer, w którym Metallica nie bierze jeńców. Co do tekstu: wbrew pozorom, nie opowiada on o wojnie i wiążącymi się z nią konsekwencjami. Według Jamesa, jest to opowieść o człowieku, w którym wzrasta agresja, aż w końcu doprowadza do tego, że popada on w obłęd. Co do warstwy muzycznej: mamy tu świetne, agresywne wokale Hetfielda, który bardzo przekonująco "wyszczekuje" tekst, mocarne bębny Ulricha (Lars najlepiej sprawdza się właśnie w takich szybkich utworach, gdzie mniejsze znaczenie ma precyzja, a większe - siła i zdrowa "napierdzielanka"), Hammett rewelacyjnie wygrywa solówkę, a o basie Burtona nie ma co mówić, bo wiadomo - to klasa sama w sobie i gwarant dobrego brzmienia. Kończąc: Battery to rewelacyjny kawałek udanie rozpoczynający longplay i można śmiało po nim ostrzyć sobie zęby na więcej.

Circle of destruction, hammes comes crushing
Powerhouse of energy
Whipping up a fury, dominating flurry
We create the battery

Smashing through the boundaries, lunacy has found me
Cannot stop the battery
Pounding out agression, turns into obsession
Cannot kill the battery
Cannot kill the family, battery is found in me

Pod indeksem drugim kryje się tytułowy Master of Puppets. Co tu dużo mówić: utwór-ikona. Poczynając od charakterystycznego początku, przez rewelacyjny tekst o uzależnieniu od narkotyków, przez progresywny charakter kompozycji, kończąc oczywiście na ikonicznych refrenach ze skandowanym: "Master! Master!" Hetfield mówił o tym kawałku, że próbowali stworzyć coś w stylu Creeping Death, tylko bardziej rozbudowane. Skoro już mowa o Ride the Lightning, to na tym etapie również mamy kolejne podobieństwo do poprzednika: pod dwójką znów kryje się utwór tytułowy o nieco progresywnym charakterze. Master of Puppets jest jednak zdecydowanie lepiej poprowadzony (prawdopodobnie największa w tym zasługa Cliffa, który lepiej czuł się w nieco bardziej skomplikowanych - jak na standardy tego zespołu - formach) i wypada o wiele bardziej przekonująco. Znów mamy tu prawdziwe wywrotki dobra ze szczególnym wskazaniem na znakomite wokale Hetfielda, który chyba jeszcze nigdy nie śpiewał tak przekonująco. Nic dziwnego - po latach James przyznał, że tekst ten jest zapisem jego rosnącego wówczas problemu z alkoholem (z którego efektami muzyk boryka się do dzisiaj), jednak spojrzeć można na to szerzej; to opowieść o ludziach zatracających się w narkotykach, przez co tracą kontakt z rzeczywistością. Po ultra-szybkiej pierwszej części mamy akustyczne zwolnienie i nieco bardziej balladowy wątek z solówką Hammetta; po chwili jednak napięcie narasta i powoli znów wracamy do początkowych motywów. Warto dodać, że solówka Kirka, która pojawia się na koniec, została tu puszczona... od tyłu. Podsumowując... Ale czy w ogóle jest sens? Moim zdaniem to po prostu najlepszy numer Metalliki i jeśli ktoś go nie zna, po prostu warto to nadrobić.

Hell is worth all that, natural habitat
Just a rhyme without a reason
Never-ending maze, drift on numbered days
Now, your life is out of season

I will occupy, I will help you die
I will run through you, now I rule you too

Come crawling faster,
Obey your master
Your life burns faster
Obey your master, master

Master of puppets, I'm pulling your strings
Twisting your mind and smashing your dreams
Blinded by me, you can't see a thing
Just call my name 'cause I'll hear you scream

Na Ride the Lightning po utworze tytułowym mieliśmy For Whom the Bell Tolls. Muszę z przykrością stwierdzić, że The Thing That Should Not Be po prostu nie dorasta mu do pięt. Więcej: to dość średni kawałek, który mocno obniża poziom. Całkiem nieźle wypada basowy wstęp Burtona, jednak później jest już raczej zachowawczo i nie dzieje się tu nic wartego uwagi; mamy tu patenty, które Metallica zdążyła nam już zaprezentować, chociaż przecież wydała dopiero dwie płyty. Owszem, mamy tu niezły i ciężki klimat, w porządku jest też tekst (opowiadający historię Upiora) i gra muzyków, ale po prostu zabrakło tu "tego czegoś", co chwytało by za gardło tak jak Battery lub Master of Puppets. Jest nieźle, ale to jednak za mało.

Not dead, which eternal lie
Stranger eons death my die
Drain you of your sanity
Face the thing that should not be

Fearless wretch, insanity
He watches, lurking beneath the sea
Great old one, forbidden site
He searches, hunter of the shadows is rising
Immortal
In madness you dwell

Znacznie ciekawiej wypada pół-balladowe Welcome Home (Sanitarium). "Sanitarium" to autorski zwrot Hetfielda, który powstał z połączenia słów "sanatorium" i "sanity" (czyli "zdrowie psychiczne"). Sam tekst powstał pod wpływem filmu Lot nad kukułczym gniazdem i - trzeba to przyznać - wypada naprawdę przejmująco, opowiadając historię szaleństwa z perspektywy człowieka zamkniętego w szpitalu psychiatrycznym. Hetfield przyznawał się, że podkradł komuś riff, ale do dziś nie zdradził komu. Mimo że wielu fanów psioczyło na Fade to Black, Metallice spodobała się stylistyka balladowa i chcieli ten zabieg powtórzyć, ale tym razem zależało im, by stworzyć coś z refrenami. Melodia w nich okazała się jednak zbyt ciężka dla Jamesa, który po wielu nieudanych próbach musiał w końcu zaśpiewać ją tonację niżej. Nie bardzo rozumiem hejtu, który wylał się na Fade to Black; jeśli metalowe zespoły chcą grać ballady i robią to dobrze, to nie ma dla mnie problemu. Ja wspomniany kawałek z Ride the Lightning (nomen omen mamy tu kolejne podobieństwo, bowiem tam również pojawia się on jako czwarty utwór) bardzo lubię, podobnie zresztą jak Welcome Home (Sanitarium). Mam jednak problem, gdyż ciężko mi się zdecydować, który bardziej mi się podoba. Ten pierwszy urzekł mnie wewnętrzną frustracją młodego człowieka, który nie ma już siły by dłużej żyć, co wyczuwalne jest dosłownie w każdej nucie. Z kolei ballada (choć niepozbawiona udanych zaostrzeń) z Master of Puppets wprost obezwładnia mnie swoją klaustrofobią i podskórnym niepokojem. W tym starciu zarządzam co najmniej remis.

Welcome to where time stands still
No one leaves and no one will
Moon is full, never seems to change
Just labelled mentally deranged
Dream the same thing every night
I see our freedom in my sight
No locked doors, no windows barred
No things to make my brain seem scarred
Sleep, my friend, and you will see
That dream is my reality
They keep me locked up in this cage
Can't they see it's why my brain says "rage"?

Sanitarium
Leave me be
Sanitarium
Just leave me alone

Po balladzie na Ride the Lightning mieliśmy Trapped Under Ice czyli udany, prosty do bólu trashowy cios w twarz. Disposable Heroes jak najbardziej spełnia wymagania, jednak brak tu czegoś tego, co tak ujmowało choćby przed chwilą w Welcome Home (Sanitarium). Na szczęście jednak - w przeciwieństwie do The Thing That Should Not Be - nie można o tym kawałku powiedzieć, że jest nijaki. Owszem, przydałoby się może trochę posiedzieć i popracować nad melodią, bo średnio to wszystko wpada w ucho, ale jak już leci, to jest naprawdę bardzo dobrze. Mamy tu i szybkie tempo i dobre wokale i świetny tekst o żołnierzach, którzy są jedynie marionetkami w rękach polityków (echa War Pigs Black Sabbath).

Barking of machine-gun fire, does nothing to me now
Sounding of the clock that ticks, get used to it somehow
More a man, more stripes you wear, glory seeker trends
Bodies fill the fields I see, the slaughter never ends

Soldier boy, made of clay, now an empty shell
Twenty-one, only son, but he served us well
Bred to kill, not to care, do just as we say
Finished here, greeting death, he's yours to take away

"Making love with his ego Ziggy sucked up into his mind/Like a leper mesiah/When the kids had killed the man I had to break up the band" - to cytat z utworu Ziggy Stardust z niezapomnianego albumu The Rise and Fall of Ziggy Stardust and the Spiders from Mars Davida Bowiego. To właśnie z tej zwrotki James Hetfield wziął tytuł i samą frazę: Leper Messiah. O czym jednak ten tekst opowiada? Interpretacji jest bez liku, przy czym najbardziej prawdopodobne jest chyba "zadedykowanie" jej Stowarzyszeniu Chrześcijańskiej Nauki, do którego należała matka Hetfielda, i zgodnie z ich zaleceniem nie podjęła się leczenia choroby nowotworowej, w efekcie czego zmarła. Chociaż równie dobrze można by podpiąć to pod jakiegokolwiek kaznodzieję, który żeruje na wierze innych ludzi. Może nie jest to kawałek lepszy niż Creeping Death, ale - wbrew powszechnej opinii - bardzo go lubię. Szczególnie niespieszny wstęp ze świetnym riffem i znakomite melodie w refrenach. O tekście, wokalach i grze muzyków nie będę nawet po raz kolejny wspominał, bo wszystko jest tu na poziomie i może się, jak najbardziej, podobać.

Time for lust, time for lie
Time to kiss your life goodbye
Send me money, send me green, heaven you will meet
Make a contribution and you'll get a better seat
Bow to leper messiah

Wielką estymą darzy się The Call of Ktulu, a jeszcze większym objawieniem muzyki "progresywnej" obwołano Orion. Powiem na wstępie: jest tu parę udanych momentów, ale na ogół wieje tu po prostu nudą. Panowie chyba nie wyciągnęli wniosków z niepotrzebnych dłużyzn w The Call of Ktulu i ponownie porwali się z motyką na słońce. No, umówmy się, nie ten format i nie te umiejętności, żeby tworzyć progresywne instrumentalne utwory rozciągnięte do prawie 9 minut. Słychać tu parę dobrych pomysłów - to prawda - jednak panowie nie mają za bardzo pomysłu, co z nimi dalej począć, przez co najpierw ogrywają je w nieskończoność, by zaraz nagle przeskoczyć do innego i cała sytuacja się powtarza. Zupełnie nie rozumiem zachwytów kierowanych do Orion, bowiem jak dla mnie jest on po prostu bardzo szkodliwy, bezlitośnie obnażając niedostateczny talent muzyków do tworzenia tego typu kompozycji.
Niesmak po Orion pomaga nieco naprawić Damage, Inc., czyli kolejny ultra-szybki trashowy "kop w ryj" ze świetnymi, skandowanymi refrenami i tekstem, w którym Hetfield wypluwa z siebie całą młodzieńczą frustrację (zapowiedź Dyers Eve). Metallica właśnie takiego grania powinna się trzymać, a nie porywać się na jakieś pesudo-progresywne 9-cio minutowe nudy. 

Slamming through, don't fuck with razorback
Stepping out? You'll feel our hell on your back
Blood follows blood and we make sure
Life isn't for you and we're the cure
Honesty is my only excuse
Try to rob us of it, but it's no use
Steamroller action crushing all
Victim is your name and you shall fall


Master of Puppets to krążek momentami bliźniaczo podobny do Ride the Lightning, o czym już wielokrotnie wspominałem w tej recenzji, więc nie będę ponownie wymieniać wszystkich podobieństw i różnic. Jednak przemówił do mnie odrobinę mniej niż poprzednik. Najdziwniejsze jest to, że nie potrafię tego nawet dobrze uzasadnić. Przecież to tu trafiły jedne z moich ulubionych kawałków Metalliki - Battery, Master of Puppets, Welcome Home (Sanitarium) czy Damage, Inc. Momentami jednak całość jest nieco za bardzo tworzona i grana na autopilocie i czuć po prostu, że mamy tu niewiele ponad recykling starszych pomysłów. Szkoda energii i pasji wyczuwalnej w graniu i śpiewaniu muzyków, na tak słabe kawałki jak The Thing That Should Not Be czy nudnawy Orion. Owszem, Ride the Lightning też miał swoje wady, jednak mniej tam było tak nijakich momentów jak dwie pierwsze piosenki strony B, które podczas słuchania wypadają bardzo dobrze, jednak gdy album się skończy, kompletnie o nich zapominamy. Mimo statusu, jaki ma ten album w świecie metalu (i nie tylko), nie uważam go ani za najlepszy album Metalliki, ani za jeden z ważniejszych albumów heavy metalu (chyba że mówimy o popularyzacji tego odłamu, wówczas może mógłbym się zgodzić).

Ocena: 8/10


Master of Puppets: 54:47

1. Battery - 5:13
2. Master of Puppets - 8:35
3. The Thing That Should Not Be - 6:36
4. Welcome Home (Sanitarium) - 6:27
5. Disposable Heroes - 8:17
6. Leper Messiah - 5:40
7. Orion - 8:27
8. Damage, Inc. - 5:32

1 komentarz:

  1. Pamiętam te czasy kiedy w latach 80-ych wraz z kolegą Radkiem po ulicach krzyczeliśmy Master Master. Kurde jak na tych zdjęciach zwłaszcza Hammet i Hetfield wygladają jak chłopczyki. No ale wszyscy tak wtedy wyglądaliśmy. Tylko Kirkowi do teraz już tak zostało.

    OdpowiedzUsuń

"PWRϟUP" - ACϟDC [Recenzja]

Po tragicznej śmierci Bona Scotta w 1980 roku, zespół ACϟDC z pewnością nie miał z górki. Zdarzało się wiele zawirowań, jednak chyba kolejną...