niedziela, 18 listopada 2018

"Pretties For You" - Alice Cooper [Recenzja]


Mało kto wie, że zanim Alice Cooper zasłynął jako twórca shock rocka jego muzyka skierowana była na zupełnie inne rejony. A konkretnie... psychodelię podobną do tej, którą wraz z Pink Floyd tworzył wówczas Syd Barrett. Ale od początku...
Wszystko zaczęło się 4 lutego 1948 roku w Detroit, gdzie tego dnia urodził się Vincent Damon Furnier. Wcześnie zaczął interesować się muzyką i niedługo potem założył zespół The Earwigs (który później nosił nazwy The Spiders i The Nazz), w którym coverował znane angielskie utwory, głównie Beatlesów. W swoim rodzinnym stanie zdobył nawet dość sporą popularność. W 1967 roku przeniósł się do Los Angeles, by rozpocząć tam prawdziwą karierę. Wtedy właśnie jej lider, czyli właśnie Furnier, przybrał pseudonim Alice Cooper i zaczął obwieszczać wszem i wobec, że jest wcieleniem czarownicy. Nazwę Alice Cooper przyjął również zespół i aż do albumu Welcome To My Nightmare podpis "Alice Cooper" na płycie, oznacza zespół, a nie solistę.
Alice Cooper regularnie supportował na koncertach większe gwiazdy od siebie, jak m.in. The Doors. Swoją pierwszą płytę nagrali na przełomie 1968 i 1969 roku, i to dzięki Frankowi Zappie. Muzyk odkrył ich podczas koncertu i zobaczył w zespole niewytłumaczalny potencjał. Zaufał im, zapewnił studio i środki na nagranie. Warto jednak dodać, że cały album nagrany został podczas próby. Zappa wszedł do studia, nagrał próby muzyków, całość zmiksował i według niego całość była gotowa do wydania (oprócz Levity Ball, które nagrano podczas koncertu).
Okładka z niej to dzieło Edwarda Beardsleya, którego oryginał muzycy zobaczyli po raz pierwszy na ścianie w domu Franka Zappy. Album Pretties for You ukazał się 25 czerwca 1969 roku i okazał się kompletną porażką.

Płyta zaczyna się kompozycją Titanic Overture, które, rzeczywiście, świetnie brzmiałoby w scenie zatonięcia słynnego statku w filmie. Jest to motyw oparty właściwie na jednej nucie z cicho wybijającymi się syntezatorami w tle. Pod koniec zaczyna przygrywać fortepian, jednak jego występ jest ledwie zauważalny. Chwilę po nim następuje 10 Minutes Before the Worm, na początku którego słyszymy jakieś wysoki śmiech i ciamkanie. Pod koniec jednak mamy pierwsze wejście wokalu; całość sprawia wrażenie, że piosenka ta równie dobrze mogłaby znaleźć się na takich albumach Pink Floyd, jak The Piper At the Gates of Dawn czy A Saucerful of Secrets. Cooper śpiewa nawet podobną do Barretta manierą. Zdecydowanie ciekawsza rzecz na albumie.

Let me be
What a way for one to realise
Gotta waste a bore now I seem
How he is so happy feeling sad
Every depressed
Go die you
Think I will enjoy the view
Everything is standing still

Swing Low, Sweet Cheerio to pierwsza nieco bardziej konwencjonalna kompozycja na płycie, co nie świadczy jednak, że brak w niej dziwacznych odgłosów i odlotów, nic z tych rzeczy. Brzmi ona jednak umiarkowanie "zwyczajnie", co jednak idzie w parze z "nużąco". Nic specjalnego, ot przyśpiewka w stylu Matilda Mother, chociaż solo harmonijki w połowie utworu nadaje jej specyficznie bluesowego nastroju, a następujący po nim zgiełk budzi skojarzenia z Astronomy Domine. Średniak z harmonijką to wciąż jednak tylko "średniak" i to w dodatku zbyt rozciągnięty.

Forget, remember nothing
The force came from the flame
I pass along the path inside
My light shining always
We'll get there first a name cried out
And looked back all the way
Recall falling down a lot of time was spent that way

Już pierwszy, narastający dźwięk Today Mueller sugeruje, że będzie to coś ciekawszego, niż poprzednik. I tak faktycznie jest. Piosenka prosta, z zabawnymi chórkami, a jednak ma to swój urok. Szczególnie przypadło mi do gustu urwanie piosenki mniej więcej w połowie, co sprawia wrażenie, jakby w nagraniu był błąd, ale po chwili wraca ona na swój poprzedni tor, jakby w ogóle nie było tej przerwy. Intrygujący fragment albumu. Nie wybitny, ale dobry.

Today Mueller, let it happen
Happy slappin', tappin' paddy
She'd like to give her life away
Like to stay another day
Try it out another way

Living brzmi już nieco mniej "floydowsko". (Można ewentualnie upatrywać się podobieństw do Lucifer Sam, ale byłoby to już na wyrost). Mamy tu zgiełk perkusji i gitary na pierwszym planie i głos dochodzący z oddali, jak gdyby Alice śpiewał zza muru złożonego z dźwięków. Ze ściany wyrywa się też czasem gitara, proponując ciekawsze rozwiązanie dźwiękowe, jednak mimo wszystko utwór dobrze charakteryzuje stwierdzenie "wiele hałasu o nic". Niby dużo się dzieje, niby faktura jest ciekawa, ale tak naprawdę nic ciekawego z tego nie wynika. Ot, kolejny zapychacz, który może i na koncertach w roli rozpoczęcia sprawdzał się dobrze, ale na płycie brzmi po prostu nudnawo.

Living is ony one part of being
Believing is to know just what you're feeling
You and some positive think you know you had
I'm sure you knowing you're growing and it's you
Thinking is your own world of living
Dreaming is the only way to feeling
Your mind and your eye can see everything that you
The only real person you need to know is you

Fields of Regret zapowiada się, jak kolejny wypełniacz i ciężko odnieść wrażenie, że jest tu czymś więcej. Nie pomaga nawet zwolnienie z psychodelicznym szeptem; brzmi to jak rozpaczliwa próba ratowania banalnej kompozycji.


Forever, I'll enjoy you undertaking
Come to see you everyday, now, if I can
Is it not the time for everybody?
I still wake on the fields of regret

No Longer Umpire to całkowita zmiana nastroju, przez co brzmi to ciekawiej niż poprzedni utwór. Nie jest to bardzo dobry utwór, ale na pewno jeden z ciekawszych na płycie, głównie dzięki temu, że jest inny niż poprzednie i nie brzmi jak jedna, bezmyślna zbieranina dźwięków, byleby tylko "coś grało".

Fearing is natural, new names and places can bring
Build ups and barriers hiding behind everything

Her lies and her tries to come over everyone
Painting a picture to show everyone in the world

Levity Ball to już ewidentne nawiązanie do Pink Floyd i, faktycznie, gdyby puścić jakiemuś laikowi to i The Gnome mógłby powiedzieć, że to ten sam zespół. Jest bardzo w ich stylu, ale co z tego, skoro przecież Alice Cooper powinien brzmieć inaczej niż inni, skoro zdecydował się na wydanie płyty; powinien w związku z tym zaprezentować jakąś indywidualność. Levity Ball, jako sam utwór - intryguje, jako oczywiste zżynanie od Pink Floyd - irytuje.

I sat down at the stairway seven hours at a time
Writing all of this poetry that I knew would never rhyme
The memory I know I must have had when I came in
Was of somewhere and places I'd never ever been
And then in came a cake all decorated in my name
With four paper brown candles are all spelling out this name

Z B. B. On Mars sytuacja jest bardzo podobna, z tym że tutaj gitary dodają jednak nieco charakteru i pazura utworowi i nadają mu nieco sznytu zespołu. To wciąż jednak nudne i odtwórcze granie, które irytuje i męczy.

Go
Now let's see what's going on
See inside
It's quite inside, see

Now, let's hear what's going on
Here inside

Silne solo bębnów otwiera utwór Reflected. To jednak z kolei ciekawy utwór, zawierający już nieco indywidualności zespołu. Po prostu bardzo dobry utwór. Tylko tyle i, jak na ten album, AŻ tyle.

Very rarely worry, almost constantly
Could you be receptive
Our life's outstanding in a shower please
Wet my skins a plenty

Apple Bush to kolejny utwór, który mogłaby już wziąć pod swoje skrzydła nie tylko grupa Pink Floyd, ale i każdy inny psychodeliczny zespół tego czasu. Utwór bowiem brzmi niezwykle typowo i nie zaskakuje.

Well, over in a corner, standing there
Telling my house that they haven't a single care
But my house does not listen, it's got a path of it's own
Yet the bush and a tree, never leave it alone

W przeciwieństwie do następującego po nim Earwigs to Eternity, w którym muzyka co chwila zwalnia i przyspiesza, a Cooper śpiewa tu momentami falsetem. Interesujący fragment płyty, zasługujący na uwagę.

We are throwing all of our hands so high, you out there
Singing lovely ditties beautiful songs for you to be aware

All of the time, we have
All of the time, we have you

Miałem nadzieję, że chociaż zamkną ten album muzycy godnie. Zaserwują nam jakieś dzieło, dzięki któremu moglibyśmy zapamiętać tę płytę na dłużej. Serwują nam jednak dość konwencjonalny utwór, Changing Arranging, któremu do dzieła daleko,  no ale jaka płyta - takie zakończenie.

I've got a never ending battle inside
Just trying to recify my personal pride
I swear I don't know what it's got over me
But I know it doesn't wanna be free


Mimo, że płyta trwa niecałe 40 minut, bardzo mnie wymęczyła. Jest to nic więcej, jak tylko porcja prostego, odtwórczego grania, które nie ma najmniejszych szans na dłuższe zapamiętanie. Jedyne warte uwagi momenty na płycie to zjawiskowe, jazzujące partie perkusji, ale sam jeden bębniarz albumu nie uratuje. Płyta ta jest dzisiaj zapomniana i, patrząc na jakoś zawartego tu materiału, trudno się dziwić. Więcej: dla dobra kariery Coopera lepiej, żeby już tak zostało.

Ocena: 2/10


Pretties for You: 38:10

1. Titanic Overture - 1:12
2. 10 Minutes Before the Worm - 1:39
3. Sing Low, Sweet Cheerio - 5:42
4. Today Mueller - 1:48
5. Living - 3:12
6. Fields of Regret - 5:44
7. No Longer Umpire - 2:02
8. Levity Ball - 4:39
9. B.B. on Mars - 1:17
10. Reflected - 3:17
11. Apple Bush - 3:08
12. Earwings to Eternity - 1:19
13. Changing Arranging - 3:03

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"PWRϟUP" - ACϟDC [Recenzja]

Po tragicznej śmierci Bona Scotta w 1980 roku, zespół ACϟDC z pewnością nie miał z górki. Zdarzało się wiele zawirowań, jednak chyba kolejną...