niedziela, 18 listopada 2018

"Led Zeppelin" - Led Zeppelin [Recenzja]


Wszystko zaczęło się od Jimmy'ego Page'a, który dołączył do zespołu The Yarbirds w 1966 roku na prośbę grającego tam, zaprzyjaźnionego z nim Jeffa Becka. Był już wówczas stosunkowo znanym gitarzystą, którego umiejętności były uznawane za ponadprzeciętne. Grupa jednak się rozpadła, a Page rozpoczął poszukiwania wokalisty do swojego nowego muzycznego projektu. W końcu natknął się na Roberta Planta, który z kolei polecił Page'owi znakomitego perkusistę Johna  Bonhama. Na samym końcu wakat basisty zajął znajomy Jimmy'ego, jeszcze z The Yarbirds, John Paul Jones i grupa miała kompletny skład. 
Zaczęli koncertować pod nazwą The New Yarbirds (ze względu na zobowiązania, które miał jeszcze Page względem poprzedniego zespołu) i właśnie tak pod koniec 1968 roku weszli do studia i rozpoczęli nagrywanie swojego debiutanckiego albumu, który był po prostu przełożeniem ich występów na żywo. Pojawiły się jednak komplikacje związane z nazwą i prawami do niej, w związku z czym zespół 25 października zmienił ją na Led Zeppelin. (Wzięła się ona od Keitha Moona z The Who, który stwierdziłby, że supergupa Page/Moon/John Enwistle/Jeff Beck pikowałaby w dół jak ołowiany balon, czyli lead baloon. Wystarczyła lekka modyfikacja, by powstało Led Zeppelin).
W tymże październiku zespół wszedł też do studia, by nagrać swój debiutancki album, który był de facto zapisem ich pierwszych koncertów, co tłumaczy też fakt tak sporej ilości coverów. Własnych utworów jeszcze nie było, ale Page uznał, że brzmienie jest tak dobre, że to właśnie powinni nagrać, a na własne piosenki jeszcze przyjdzie czas. Całość powstała w 30 godzin (15 na nagrywanie i 15 na miksowanie) i kosztowała 1700 funtów.
2 piosenki na albumie (Dazed And Confused i How Many More Times) Page ściągnął jeszcze z czasów Yardbirds, natomiast Babe I'm Gonna Leave You, You Shook Me i I Can't Quit You Baby to klasyczne bluesowe numery wykonywane przez wielu artystów w tamtym czasie. Reszta to efekt kompozytorskiego geniuszu Page'a, mimo że sam twierdzi, że objął przywództwo tylko formalnie, ale w zespole nie było słabego ogniwa i wszyscy ze sobą współpracowali na równych zasadach. Wersję tę potwierdza też sam Plant, wskazując na niemałe zagubienie Johna Paula Jonesa na początku sesji. Jones był muzykiem z krwi i kości i po raz pierwszy przyszło mu pracować z kimś, kto jest czystym naturszczykiem i nie zna nawet podstaw (Robert Plant). Wokalista twierdzi jednak, że podczas sesji bardzo się denerwował i nie cierpi swoich wokali z tej płyty.
Za produkcję wziął się Page i była to produkcja zdecydowanie nowatorska. Wszystko nagrywane był na setkę, zamiast monofoniczności zdecydowano się na stereo, a i sama realizacja to rzecz z najwyższej półki (weźmy choćby potężne brzmienie perkusji Bonhama). Jeśli chodzi o gitarę, nagrywał czasami w sporym oddaleniu od mikrofonu, a w Dazed And Confused grał na niej smyczkiem. No i You Shook Me, gdzie pojawia się pogłos wyprzedzający gitarę. 
Menadżer zespołu, Peter Grant, wynegocjował od Atlantic Records  200 000 dolarów zaliczki, co jak na tamte czasy było rekordową sumą, jeśli chodzi o debiutujący zespół. Umowa gwarantowała zespołowi pełną swobodę pod względem koncertów, repertuaru i doboru singli. W Anglii jednak nie szło tak dobrze, co Plant skomentował słowami: "Ludzie w Anglii najpierw się rozglądają, czy inni klaszczą, zanim sami zaczną klaskać."
Płyta Led Zeppelin ukazała się najpierw w USA 12 stycznie 1969 roku, a w Wielkiej Brytanii 31 marca. Płyta ta jest uznawana jako punkt przełomowy w dziedzinie hard rocka i heavy metalu, jednak usłyszeć można, że, podobnie jak Black Sabbath, grupa głownie inspirowała się bluesem. Płyta zebrała nieprzychylne recenzje, mimo to w Stanach dotarła do 10. miejsca i utrzymała się przez ponad 70 tygodni, co było wydarzeniem bez precedensu, zwłaszcza że nie promowały jej żadne single.

Płyta zaczyna się mocnym uderzeniem perkusji Bonhama i gitary Page'a. Potem wchodzi wokal Planta i już wiemy, że jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej. Good Times Bad Times, czyli pierwszy autorski utwór grupy na płycie otwiera album potężnie, zapowiadając, że czeka nas dawka porządnego grania. Warto zauważyć, że w każdej zwrotce Plant śpiewa do innej melodii, co nadaje piosence charakteru i unikatowości. Zwraca uwagę świetne solo gitarowe Page'a, a także gra Bonhama, który używa podwójnej stopy, ale z użyciem dwóch bębnów taktowych. Usłyszał to u Vanilla Fudge i zapragnął się tego nauczyć. W końcu umiał wykonywać to jedną nogą. Posiadając tę wiedzę łatwiej zrozumieć fenomen perkusyjny, jakim był Bonham. Główny riff gitarowy napisał John Paul Jones, a kawałek ukazał się na singlu w Stanach. Wymarzone otwarcie. 

I know what it means to be alone
I sure do wish I was at home
I don't care what the neighbours say
I'm gonna love you each and every day
You can feel the beat within my heart
Realize, sweet babe, we ain't ever gonna part

Następujące po nim Babe I'm Gonna Leave You to z kolei granie bardziej bluesowe; to cover utworu z lat 50. Jest to też mój ulubiony moment płyty, szczególny wpływ na to mają nagłe zmiany tempa, a także przenikliwy wrzask Planta pod koniec drugiej zwrotki, który sprawia że mam ciarki przy każdym słuchaniu tego numeru. Potem krótkie zwolnienie i uderzenie ze zdwojoną siłą. Ciekawostką jest, że był to jeden z pierwszych utworów, nad którymi Page i Plant razem pracowali na początku ich współpracy. Początkowo wokalista chciał zaśpiewać to mocniej, ale Page wyperswadował mu to, przekonując że powinien zaprezentować to z większym wyczuciem. No i udało się. Klasyk. Najlepszy wokalny popis Planta na płycie.

Babe
I wanna leave you
I ain't joking woman, I've got to ramble
Oh, yeah, baby, baby, baby, I believin'
We really got to rumble
I can hear it calling me the way it used to do
I can hear it calling me back home

Kolejny cover to utwór Williego Dixona, w którym Zeppelini ponownie sięgają po cięższego bluesa, grając You Shook Me. Wśród wielu artystów, którzy to wykonywali, sięgnął też po to Jeff Beck (płyta Truth), gdzie na organach wystąpił zresztą John Paul Jones. Po usłyszeniu wersji Led Zeppelin podobno wkurzył się, że nagrali wersję tak podobną do jego, a w dodatku cieszącą się większą popularnością. Page tłumaczył się tym, że po prostu nie słyszał wersji Becka, a mają podobne gusty muzyczne. Płytę Truth usłyszał dopiero po nagraniu swojej wersji. Ale czego tu nie ma; organy Hammonda, harmonijka ustna i przenikliwie krzycząca gitara. Page zastosował intrygujący efekt echa, dzięki któremu momentami wokal i gitara przenikają się w taki sposób, że ciężko odróżnić, gdzie kończy się jedno a zaczyna drugie. Gitara prowadzi równolegle wokal Planta, a gdy ten śpiewa wyższe noty, gitara mu odpowiada. Jest to bardzo ciekawy i złożony utwór, któremu Led Zeppelin nadali więcej życia niż miał w sobie oryginał. Na pewno podczas słuchania nie można się nudzić, gdyż zespół wciąż proponuje coś nowego. Zakończenie to już czysty dialog Planta z gitarą Page'a.

I have a bird that whistles
And I have birds that sing
I have a bird that whistles
And I have birds that sing
I have a bird, won't do nothing
Oh, oh, buy a diamond ring

Teraz czeka nas największe dzieło na tym albumie, czyli Page'owe (zainspirowane Jake'iem Holmesem) Dazed And Confused. Zaczyna się spokojnie i powoli, ale gdy słyszymy wokalizę Planta, już wiemy, że coś się tu wydarzy. I faktycznie, mamy zaraz nagły zryw, po którym jesteśmy już mądrzejsi i mamy się na baczności, szykując się na kolejny cios, jednak nic nie jest w stanie nas przygotować, na kolejne uderzenia zespołu. Wszystkim można by spokojnie obdzielić kilka kompozycji i zrobić następny album. Ale nie u Led Zeppelin. Tutaj panowie nie dość, że wpletli w jeden utwór całą masę różnych od siebie motywów, to jeszcze tak je ze sobą połączyli, że brzmi to niezwykle spójnie. Utwór ten był ważnym punktem koncertów Led Zeppelin, podczas których kompozycja ta potrafiła rozrosnąć się do nawet 45 minut, w które wplatano cytaty z innych klasycznych bluesowych szlagierów. Piosenka pochodzi jeszcze z czasów The Yardbirds, jednak na płytę Led Zppelin Page mocno ją przerobił. Punktem kulminacyjnym jest tu, rzecz jasna, solówka, podczas której Jimmy gra na gitarze smyczkiem od skrzypiec; pomysł ten podsunął mu zaprzyjaźniony skrzypek studyjny, co Page skrzętnie wykorzystał i rozwijał na koncertach (a także wrócił do tego z In the Light z albumu Physical Graffiti). Piosenka iście genialna i powalająca.

You hurt and abuse telling all of your lies
Run 'round, sweet baby, Lord how they hypnotize
Sweet little baby, I don't know where you've been
Gonna love you, baby, here I come again

Podniosły wstęp na organach otwiera drugą stronę winylowego wydania albumu. To Your Time Is Gonna Come, czyli podniosła pieśń do kobiety, która zdradzała podmiot liryczny z "every guy in town". Na pewno daje ona chwilę wytchnienia po poprzednich utworach, które zostawiają słuchacza w stanie całkowitego oszołomienia i z bolącą głową od takiej ilości pomysłów i motywów. Ten utwór jest względnie prosty i nieskomplikowany, poza krótkim zwolnieniem między pierwszym refrenem a drugą zwrotką. Tekstowo mamy tu jedno zapożyczenie Planta z piosenki Raya Charlesa, I Believe To My Soul. Muzycznie to przede wszystkim popis Jonesa (organy i bas syntetyczny) i Page'a (pedał steel). Sama piosenka jest przepiękna i przemiło się jej słucha.

Made up my mind to break you this time
Won't be so finem, it's my turn to cry
Do what you want, I won't take the brunt
It's fading away, can't feel you anymore
Don't care what you say cause I'm going away to stay
Going to make you pay for the great big hole in my heart
People talking all around
Watch out woman, no longer
Is the joke gonna be on my heart
You been bad to me woman
But it's coming back home to you

Przechodzi on od razu w 2-minutowe solo gitarowe Page'a, Black Mountain Side, które pokazuje jak sprawnym jest instrumentalistą. Jego gitara ma tu imitować sitar i nawiązywać do muzyki indyjskiej. Sam pomysł Page zaczerpnął z Down By Blackwaterside, czyli klasycznej folkowej pieśni, do czego Jimmy przyznaje się bez bicia. Sam kawałek jest przyjemny, ma jednak na celu uśpić naszą czujność przed jednym z najmocniejszych utworów, jakie kiedykolwiek nagrano.
Communication Breakdown, bo o nim mowa, to czysty hard rockowy killer. Podobnie, jak w Good Times Bad Times, jest tu szybko, krótko i na temat. Nie ma tu miejsca na mnogość motywów, jest po prostu jeden z najlepszych riffów w karierze Page'a i muzyka pędzi na łeb na szyję. Sam riff Page opracował podczas koncertów w Skandynawii, a podczas koncertów było to rozwinięcie utworu Train Kept A-Rollin', którym rozpoczynali swoje show. Znowu mamy świetną solówkę gitary. Chociaż zanadto jest podobna do tej w Good Times Bad Times, absolutnie nie przeszkadza to w zachwycaniu się nad mocą, jaką niesie ze sobą ten utwór.

Communication breakdown
It's always the same
I'm having a nervous breakdown
Drive me insane

Kolejny cover Dixona, czyli I Can't Quit You Baby rozpoczyna się zawodzeniem Planta, by po chwili zrobić miejsce prostej perkusji, przyjemnie pulsującej gitarze basowej i wiodącej tu, jak zwykle, prym gitarze wiodącej. Oczywiście Led Zeppelin nie byliby sobą, gdyby nie zaserwowali słuchaczowi kilku nagłych zrywów po każdej zwrotce. Szczególnie ciekawie robi się, gdy wszystkie instrumenty milkną i swoje 5 minut (które to już na tej płycie!) ma gitara, a potem wraca znany już motyw, a my siedzimy podekscytowani, czekając na kolejny ruch zespołu.

Oh, I can't quit you, babe
So I'm gonna put  you down for awhile
I said I can't quit you, babe
I guess I'm gonna have to put you down for awhile
Said you messed up my happy home
Made me mistreat my only child

A kolejny ruch zespołu  to ponad 8-minutowy How Many More Times, gdzie Page sięga po smyczek do swojej gitary. Gitarzysta wspomina, że utwór ten powstał z mniejszych fragmentów, które stworzył grając jeszcze z The Yarbirds (podobnie jak Dazed And Confused) i, jako jedyny utwór podczas sesji, był grany przez niego z zapisanymi na kartce wskazówkami, jaką część teraz ma grać. Faktycznie, złożoność motywów w tym utworze równać się może jedynie z Dazed And Confused. Słuchacz próbuje nadążyć za Led Zeppelin, ale w tym momencie powinien już zdać sobie sprawę, że to niewykonalne i powinien po prostu dać się ponieść ich magii. Odlot gwarantowany, gdyż zespół w ostatnim numerze ani myśli odpuszczać.

Well they call me the hunter
That's my name
They call me the hunter
That's how I got my fame
Ain't no need to hide
Ain't no need to run
'Cause I've got you in the sights of my gun



Płyta ta jest moim ulubionym albumem zespołu (ex aequo z Led Zeppelin IV) i jest to dla mnie arcydzieło w każdym calu. Nie ma tu miejsca na ani jeden niepotrzebny dźwięk, wszystko jest dopracowane i mimo rozpiętości motywów jest tu zachowana spójność, dzięki czemu słuchacz nie ma poczucia zagubienia. Jedyne co mu pozostaje po wysłuchaniu tego albumu, to usiąść, oniemiałym jak wielkie dzieło stworzył zespół. Led Zeppelin już na debiucie dali się poznać jako czwórka młodych i zdolnych osób, którzy mają swój oryginalny i unikatowy pomysł na siebie. Owszem, jeśli chodzi o autorstwo i pomysły kompozycyjne, to zdecydowanie za często sięgają po pomysły innych, jednak na poziomie wykonawczym czy realizatorskim jest to pełen energii i kreatywności popis przede wszystkim Page'a, który nie bez kozery jeszcze przed powstaniem zespołu uchodził za jednego z najbardziej zdolnych i kreatywnych gitarzystów rockowego undergroundu. Trafiając na takie osobowości jak multiinstrumentalista John Paul Jones, jeden z najlepszych perkusistów wszech czasów, John Bonham, i obdarzony nieprzeciętnym głosem i charyzmą Robert Plant, wszedł do rockowej ekstraklasy. Album ten na zawsze zapisał się złotymi zgłoskami w historii rocka i do dziś nie zestarzał się ani trochę i wciąż słucha się tego z nie mniejszym zachwytem niż 50 lat temu.

Ocena: 10/10


Led Zeppelin - 44:56

1. Good Times Bad Times - 2:46
2. Babe I'm Gonna Leave You - 6:42
3. You Shook Me - 6:28
4. Dazed and Confused - 6:28
5. Your Times is Gonna Come - 4:34
6. Black Mountain Side - 2:12
7. Communication Breakdown - 2:30
8. I Can't Quit You Baby - 4:42
9. How Many More Times - 8:27

4 komentarze:

  1. Page jako założyciel The Yardbirds? I to w 1966?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za podpowiedź, już poprawione ;)

      Usuń
    2. Nie ma sprawy :) Swoją drogą nie mogę pojąć, jakim cudem nie natrafiłem dotąd na tę recenzję. Po prostu rewelacja! LZ I słuchałem może z tysiąc razy, a tu okazuje się, że jeszcze nie wyłapałem tylu smaczków! Gratulacje!

      Usuń
    3. Bardzo dziękuję za miłe słowa i za czytanie :)
      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń

"PWRϟUP" - ACϟDC [Recenzja]

Po tragicznej śmierci Bona Scotta w 1980 roku, zespół ACϟDC z pewnością nie miał z górki. Zdarzało się wiele zawirowań, jednak chyba kolejną...