niedziela, 18 listopada 2018

"Empty Sky" - Elton John [Recenzja]


Reginald Kenneth Dwight po raz pierwszy zasiadł do fortepianu w wieku dwóch lat. W wieku lat siedmiu zaczął pobierać profesjonalne lekcje, gdzie nauczyciele już zauważyli jego niezwykłą zdolność do komponowania wpadających w ucho melodii. W wieku 15 lat został pianistą w pubie Northwood Hills, gdzie grał głównie utwory country, szlagiery, a także, nieśmiało co prawda, ale też własne utwory, natomiast w wieku lat 17 ostatecznie porzucił edukację, by skupić się na swojej karierze. 1964 to ważny dla niego rok, gdyż założył swój pierwszy zespół, który nazwał Bluesology,(jednak szybko znudziło mu się granie muzyki soulowej) a po jego rozwiązaniu zamieścił w gazecie ogłoszenie, w którym napisał, że szuka partnera do twórczości. Zgłosił się do niego młody tekściarz, który nazywał się Bernie Taupin. Nie przypuszczali wówczas, że stworzą razem jeden z najważniejszych autorskich duetów w historii muzyki.
7 maja 1968 Reginald oficjalnie zmienił imię, przybierając pseudonim, który miał swoje źródło w imieniu znajomego saksofonisty, Eltonie Deanie i pseudonimie jednego z jego ulubionych wokalistów bluesowych, Long Johnie Baldrym. Od tego dnia jest znany jako Elton John.
Pomiędzy grudniem 1968 a kwietniem 1969 nagrał swój pierwszy album, zatytułowany Empty Sky. Jest to płyta z pogranicza rocka symfonicznego i psychodelicznego, ale bez trudu można usłyszeć tu już popowe ciągotki Eltona.
Co ciekawe, płyta na początku została wydana tylko w Wielkiej Brytanii; w Stanach Zjednoczonych (które najwyraźniej wciąż nie nauczyły się, mimo sukcesów Beatlesów, Stonesów i Floydów, że trzeba wierzyć w muzyczne zdolności Brytyjczyków) ukazała się dopiero w 1975, kiedy pozycja Johna była już ugruntowana i był on ogólnoświatową megagwiazdą. 

Tytułową kompozycję rozpoczynają delikatne perkusjonalia. Utwór Empty Sky jest bez wątpienia najambitniejszym fragmentem całości, gdzie Elton flirtuje z rockiem progresywnym. Charakteryzuje się on silnym wokalem Eltona i ciągłymi zmianami tempa. Gdy wydaje nam się, że utwór zbliża się ku końcowi, następuje wyciszenie, a głos Eltona dochodzi jakby z oddali, aż nagle, nieoczekiwanie, uderza ze zdwojoną siłą, a my już jesteśmy zahipnotyzowani. Słychać tu świetne zgranie zespołu, mimo ze jego część nigdy wcześniej z Eltonem nie grała. Mimo to wszyscy jednak perfekcyjnie się tu odnaleźli, a kompozycja ta jest najwspanialszym momentem albumu.

And I looked high and saw the empty sky
If I could only, I could only fly
I'd drift with them in endless space
But no man flies from this place

Val-Hala to jedna z pierwszych ballad Eltona i, mimo że nie jest nawet w połowie tak wspaniała, jak jego późniejsze dzieła, to zdecydowanie można się przy niej rozmarzyć i uśmiechnąć, gdyż jest ona naprawdę piękna.

And this heaven is the home
Of every man who loves his sword
And he uses it for freedom
To preach the word of Thor

Kontrastem dla niej jest następujący po niej ostrzejszy Western Ford Gateway. Jest to kompozycja dość przewidywalna, jednak wciąż słucha jej się z przyjemnością.

Down on Western Ford Gateway
That's a place where the dead say
That a man lives no more
Than his fais share of days
Down on Western Ford Gateway

Niestety tego samego nie można jednak powiedzieć o Hymn 2000, które najzwyczajniej w świecie irytuje. Nigdy szczególnie nie lubiłem tej piosenki i mimo upływu lat wciąż nie mogę się do niej przekonać.

The Vicar is thicker
And I just can't see through to him
For his cardinal sings
A collection of hymns
And a collection of coins is made after

Na szczęście po tej chwilowej mieliźnie wracamy z powrotem na właściwe tory, gdyż czeka nas kolejna piękna piosenka: Lady What's Tomorrow. W tej kompozycji po raz pierwszy z Eltonem na perkusji gra Nigel Olsson, który dołączy do jego zespołu na stałe w 1970 roku i będzie z nim grał aż do pożegnalnej trasy Johna, która rozpoczęła się w 2018 roku. Wracając jednak do Lady What's Tomorrow, mimo pięknej melodii jest to jednak średniak.

And Lady, what's tomorrow
What's tomorrow anyway
If it's not the same as now
It's the same as yesterday

Yes, Lady, what's tomorrow
Will it be the same as now
Will the farmer push the pen
Will the writer pull the plough

I ponownie, jak w pierwszej połowie płyty, mamy typowy kontrast, gdy zaraz po niej mamy nieco ostrzejszy Sails. Chociaż nazwa "ostrzejszy" niezbyt tu pasuje... może lepiej będzie powiedzieć "szybszy". Jak byśmy go jednak nie nazywali, jest bardzo przyjemny, jednak daleko mu do poziomu choćby Western Ford Gateway o Empty Sky nie wspominając.

Lucy walked gently
Between the damp barrels
And shut out my eyes
With the width of her fingers
Said she'd guessed the number
Of bales in the back-room

While the sea-gulls were screaming
Lucy was eating
Then we hauled up our colours
The way the mother had told us
And together we just watched the sails



Ciężko mi napisać cokolwiek o The Scaffold, gdyż piosenka ta jest właściwie od razu do zapomnienia, nie pojawia się tam nic wartego uwagi. Ot, przyjemnie płynąca piosenka, która od razu wylatuje z głowy po przesłuchaniu.

Oh how high the scaffold grows
The plan life of your widow
In black-lace curtains brought you near
From out the plate glass window

Zupełnie inaczej rzecz się ma z drugim najlepszym utworze na płycie, czyli Skyline Pigeon. Elton jako podkładu użył tutaj klawesynu, na którym sam zresztą zagrał. Nie był to wówczas popularny instrument, za co już należy się Eltonowi punkt za odwagę. Jest to przepiękna melodia, którą można spokojnie postawić w szeregu z takimi klasykami jak Your Song, czy Daniel. Piosenka ta została wielkim przebojem w Ameryce Południowej, o czym gitarzysta Eltona, Davey Johnstone, wypowiedział się, cytuję: "Za cholerę nie wiem, dlaczego akurat tam." Piosenka jest piękna, aczkolwiek mi bardziej do gustu przypadła nagrana w 1973 roku wersja umieszczona na stronie B singla Daniel, gdzie została ona oprawiona w bardziej klasyczny aranż z orkiestrą i fortepianem. Wiele lat później Elton zagrał też właśnie tę piosenkę na pogrzebie Ryana White'a, swojego przyjaciela, który pomógł zwrócić uwagę świata na problem walki z AIDS. Wspaniały utwór, mimo tego, że z klawesynem brzmi on nieco zbyt tandetnie.

For just a Skyline Pigeon
Dreaming of the open
Waiting for the day
He can spread his wings
And fly away again
Fly away, Skyline Pigeon, fly
Towards the dreams
You've left so very far behind

Ostatni na oryginalnej wersji albumu jest medley Gulliver/Hay-Chewed/Reprise. Pierwsza jego część to kolejny, nieciekawy utwór, w którym ciekawe jest jedynie "rozmazanie" wokalu na koniec ostatniej frazy, co daje interesujący, psychodeliczny efekt. Następnie mamy krótką część instrumentalną, przywodzącą na myśl jazzowe odloty w Nowym Orleanie. I to nie tylko ze względu na trąbkę w drugiej jej części, gdyż część bez niej również brzmi całkiem nieźle. Jest to ciekawy, zupełnie nieszkodliwy fragmencik. Na sam koniec mamy praktykę stosowaną wówczas bardzo często przy albumach, tak więc splecenie w jeden utwór krótkiego fragmentu każdego z utworów. Brzmi to bardzo ciekawie i pozwala przypomnieć sobie jak dziwaczna i hybrydalna była to płyta.

There's four feet of ground
In front of the barn
That's sun-baked, and rain-soaked
And part of the farm
But now it lies empty
So could and so bare
Gulliver's gone
But his memory lies there


Elton o tym albumie miał powiedzieć wiele lat później, że nagrywając go, sam do końca nie wiedział, w którą stronę ma muzycznie podążać. I, niestety, obok świetnych melodii i charyzmy Johna, czuć to rozdarcie. Płyta ma znaczącą rozpiętość gatunkową, a Elton pokazuje tu cały wachlarz swoich możliwości, nie wiedząc jednak jeszcze, na co ostatecznie się zdecydować. Słaba selekcja utworów też nie polepsza sprawy, gdyż gdyby zamiast ewidentnych niewypałów, bądź średniaków, umieścić te, które znalazły się dopiero na wznowieniu z 1995 roku, mielibyśmy do czynienia z o wiele lepszym albumem. Wielka kariera Eltona miała jeszcze nadejść, ale Empty Sky, mimo że pozwoliło mu się przedstawić, jako nieszablonowemu twórcy, jej jeszcze nie zapowiadało. Wznowienie z 1995 roku przyniosło wiele ciekawych bonusów, które wydane były na singlach, albo na ich stronach B, ale które nie znalazły się na płycie i szczerze mówiąc nie rozumiem, czemu to właśnie one zostały odrzucone, a takie nieporozumienia jak The Scaffold czy Hymn 2000 przeszły selekcję. Lady Samantha to bardzo ciekawy, wpadający w ucho, ale nie banalny utwór z ciekawą fakturą w zwrotkach i z delikatnym, ale świetnym przyspieszeniem w refrenie. All Across the Havens w kategorii "przyjemnego utworu" o wiele lepiej by się sprawdziło niż The Scaffold It's Me That You Need razem z Lady SamanthaEmpty Sky i Skyline Pigeon uważam za najlepszy punkt albumu. Ma on bowiem przepiękną melodię i refren, który przywodzi na myśl najlepsze "eltonowskie" klasyki miłosnych piosenek. Ponadto w refrenie pojawia się gitara, prowadząca ciekawy dialog z wokalem Eltona. Do wyróżniających się pozytywnie utworów z płyty zaliczyłbym również ostrzejszy Just Like Strange Rain z rock and rollowym zacięciem.

Ocena: 5/10


Empty Sky: 41:00

1. Empty Sky - 8:28
2. Val-Hala - 4:12
3. Western Ford Gateway - 3:16
4. Hymn 2000 - 4:29
5. Lady What's Tomorrow - 3:10
6. Sails - 3:45
7. The Scaffold - 3:18
8. Skyline Pigeon - 3:37
9. Gulliver/Hay Chewed/Reprise - 6:59

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"PWRϟUP" - ACϟDC [Recenzja]

Po tragicznej śmierci Bona Scotta w 1980 roku, zespół ACϟDC z pewnością nie miał z górki. Zdarzało się wiele zawirowań, jednak chyba kolejną...