niedziela, 18 listopada 2018

"Black Sabbath" - Black Sabbath [Recenzja]


Dochodzące z oddali dźwięki deszczu i dzwonu, nie dość że powodują ciarki, to wprowadzają nas w najważniejszy album ciężkiej muzyki. 13 lutego 1970 ukazał się debiutancki album Black Sabbath i na ten dzień datuje się również narodziny muzyki metalowej. W tamtych czasach muzyka proponowana na tej płycie przez młody zespól z Birmingham była tak mroczna, że podobno podczas grania tytułowego utworu, przerażona publiczność z krzykiem wybiegała z koncertów. 
Tony Iommi (gitara), Geezer Butler (bas), Bill Ward (perkusja) i Ozzy Osbourne (wokal) w ciągu zaledwie jednego dnia stworzyli jedno z najważniejszych dzieł w historii muzyki rozrywkowej. Nawet Led Zeppelin nie grał tak ciężko, jak oni. Ponury nastrój ma swoje źródło głownie w nisko nastrojonych partiach gitary. Iommi musiał zmienić strój po tym, jak stracił opuszki dwóch palców prawej dłoni (jest leworęczny) i, mimo wykonania na nie metalowych nakładek, granie wciąż sprawiało mu ból. Bas Geezera dzielnie podkreśla rify, a perkusja Warda, mająca swoje źródło w jazzie, pędzi jak szalona, nie pozwalając nam na chwilę wytchnienia. Do tego dochodzi jeszcze nawiedzony wokal Osbourne'a, który jak żaden inny nadaje tej muzyce ponurego i obłakanego nastroju i, mimo że wielu innych próbowała zająć jego miejsce, dla mnie to właśnie Ozzy jest tym jedynym i prawdziwym wokalistą Black Sabbath.
Nagrywanie tej płyty zajęło zespołowi zaledwie jeden dzień. Weszli do studia i po prostu zagrali tak, jakby to był kolejny koncert. Potem kilka godzin zajęło szlifowanie partii gitary i wokalu i... koniec. Miksowanie miało miejsce następnego dnia , ale zespołu już przy tym nie było.
Wytwórnia od razu wiedziała, że jest to muzyka wymagająca nie byle jakiej oprawy i promocji. Uparła się, by wydać tę płytę w piątego 13-go. W rozkładówce płyty widnieje odwrócony krzyż,(umieszczony tam bez zgody zespołu) a na okładce widnieje tajemnicza kobieta. Wszystko to, jak na tamte czasy, bardzo pobudzało wyobraźnię ludzi, których ciągnęło do tajemnicy. 
Gdy Ozzy Osbourne dostał już swój egzemplarz płyty, pierwsze co zrobił, to pobiegł do domu i puścił ją rodzicom. Wysłuchali jej w skupieniu, a gdy się skończyła, ojciec Ozzy'ego spojrzał na niego i zapytał: "Synu, czy ty na pewno pijesz tylko piwo?"
Co ciekawe, na początku płyta nie zebrała należnego jej poważania i szacunku. Krytycy zmieszali ją z błotem ("Rolling Stone" napisało nawet: Zupełnie jak Cream, tylko gorsza), co mocno podminowało członków zespołu. Miało to zapowiadać nieprzychylność prasy na każdym etapie ich kariery, jak wysoko by się ich płyty nie sprzedawały i jaką popularnością by się nie cieszyły. Jednak publiczność od razu album doceniła i płyta - mimo dość słabej promocji - weszła do pierwszej 10. w Anglii, a w Stanach do 23. miejsca. Gdy w latach 80. nowa generacja metalu doszła do głosu, wielu z nich wymieniało właśnie debiut Black Sabbath, jako ich główny wzorzec, co sprawiło że wokół płyty narósł rodzaj kultu, a po latach i krytycy docenili jej wartość epokową. Płyta ukazała się w Stanach dopiero w czerwcu; do tego czasu Sabbaci zdążyli już objechać z koncertami swoją ojczyznę, a także część Europy. Gdy płyta wyszła w USA, zespół wchodził już do studia by nagrać legendarny Paranoid.

Wszystko zaczyna się wspomnianym już na początku deszczem i dzwonem dochodzącym z oddali. Następnie wchodzi riff, który posługuje się zestawem dźwięków, zwanym już od średniowiecza "diabelskim trytonem", na co recenzenci natychmiast zwrócili uwagę, zarzucając grupie satanizm. Tony Iommi twierdzi jednak, że riff ten wyszedł mu po prostu spod palców przez przypadek i natychmiast wszystkim przypadł do gustu; nie miał pojęcia, że coś takiego już kiedyś wymyślono, a tym bardziej, że był nazywany "diabelskim". Sposób komponowania przez zespół od początku ich działalności wyglądał podobnie: Iommi wymyślał riff, do którego Osbourne układał linię melodyczną, śpiewając pierwsze lepsze słowa, jakie mu przyszły do głowy, a Butler układał do tego tekst. Black Sabbath powstał w czasach, kiedy zespół nazywał się jeszcze Earth i to od utworu wzięła swoją nazwę grupa, a nie odwrotnie. (I tak zresztą szukali innej nazwy, od kiedy się okazało, że istnieje już inny zespół Earth, grający rock and rollowe standardy i organizatorzy festynów byli wściekli, gdy okazało się, że zaprosili "nie ten Earth"). Tekst opowiada o śnie Butlera; po lekturze książki o okultyzmie, którą pożyczył mu Ozzy, przyśniła się tajemnicza postać w czerni. Nie mógł zrozumieć, dlaczego ludzie tak uwielbiają się bać i przechodząc kiedyś obok lokalnego kina zobaczył plakat z tytułem filmu Black Sabbath. Wpadł wtedy na pomysł, że napisze najstraszniejszą piosenkę, jaka kiedykolwiek powstała, a zatytułuje ją właśnie Black Sabbath. Tak właśnie powstała najważniejsza piosenka w historii heavy metalu, która po dziś dzień przyprawia o szybsze bicie serca, zwłaszcza w galopadzie pod koniec utworu, która daje ujście napięciu budowanemu u słuchacza już od dźwięków dzwonu. Wielka, epokowa rzecz. O oskarżeniach o okultyzm Ozzy wypowiadał się już wtedy: "To wariactwo. Ludzie już tacy są, kiedy użyjesz słowa >>szatan<< w piosence, od razu jesteś uznawany za satanistę. Ale gdyby chciało im się dokładnie posłuchać, o czym śpiewamy, to zauważyliby, że nasze piosenki raczej przestrzegają przed satanizmem, niż do niego zachęcają."

What is this that stands before me?
Figure in black which points at me
Turn around quick and start to run
Find out I'm the chose one

Druga piosenka The Wizard dobitnie ujawnia fascynacje zespołu bluesem, od którego grania Sabbaci zaczynali. Sam gitarzysta mówił, że on nie uważa siebie samego za wynalazcę heavy metalu; raczej woli myśleć o sobie, że gra coś, co można by nazwać heavy blues. Harmonijka Ozzy'ego, po którą w ciągu swojej kariery sięgnął jeszcze tylko trzykrotnie, tworzy duet z gitarą, nadając utworowi szybszego tempa. Jest to zdecydowanie bardziej piosenkowy utwór od tytułowego, ponadto pojawia się tu także refren, co w twórczości Black Sabbath jest rzadko spotykane. Tony twierdzi, że piosenka powstała po tym, gdy Geezer i Ozzy zobaczyli na ulicy dziwacznie ubranego i podskakującego gościa, jednak Butler wypiera się, twierdząc że inspiracją była postać Gandalfa z Władcy pierścieni. Jednak pomijając tekst, mamy tu do czynienia ze znakomitym, dynamicznym i wpadającym w ucho nagraniem (które wydane zostało kilka miesięcy później na stronie B singla Paranoid).

Sun is shining, clouds have gone by
All the people give a happy sigh
He has passed by, giving his sign
Left all the people, feelling so fine

Dwie kolejne piosenki tworzą pewnego rodzaju dyptyk. Bynajmniej nie tekstowo, ale są ze sobą w pewien sposób połączone tak, że zakończenie Behind the Wall of Sleep przechodzi płynnie w basowe solo rozpoczynające N. I. B. Pierwszy z nich rozpoczyna dynamiczny i nieoczywisty riff gitarowy, który następnie przechodzi jednak w linię melodyczną zupełnie do niego nie przystającą. Jest to cały czas dobre granie, ale szkoda nie wykorzystania tak pomysłowego rozpoczęcia. Sam tekst zainspirowany jest opowiadaniem H. P. Lovecrafa, Beyond the Wall of Sleep, który oparty jest na chorych wizjach pacjenta z zakładu psychiatrycznego.

Now from darkness, there springs light
Wall of Sleep is cool and bright
Wall of Sleep is lying broken
Sun shines in, you are awoken 

N. I. B. zaczyna się, jak już wspomniałem, od basowego solo, które następnie przechodzi w najbardziej znany utwór albumu ze słynnym "oh yeah!". Utwór opowiada o miłości szatana do śmiertelniczki i jest zdecydowanie jedną z bardziej porywających piosenek albumu. Ludzie przez lata zastanawiali się, co oznacza tytuł. Wiele osób zakładało, że jest to skrót od Nativity in Black, cokolwiek to znaczy. (Black Sabbath odniósł się do tego mitu, niespełna 50 lat później nagrywając utwór o tym właśnie tytule). Prawda jest jednak taka, że autor tekstu, Geezer, nie miał pomysłu, jak zatytułować utwór. Bill Ward był przezywany przez kolegów nib (stalówka) przez szpiczastą bródkę, jaką posiadał. Wystarczyło dodać kropki między literami, by brzmiało to nieco bardziej tajemniczo. Sama piosenka to jednak najbardziej przebojowy autorski utwór Black Sabbath na płycie i stał się obowiązkowym punktem ich późniejszych koncertów (aż po pożegnalną trasę w latach 2016/2017).

Now I have you with me under my power
Our love grows stronger now with every hour
Look into my eyes you'll see who I am
My name is Lucifer, please take my hand

Evil Woman (Don't You Play Your Games With Me) to cover grupy Crow, którego nagranie wymusiła wytwórnia, która musiała jakoś wypromować zespół w radiu. Sami Sabbaci nie byli zbytnio zainteresowani jej nagraniem, ale w końcu ulegli (chociaż nigdy nie zagrali jej na koncertach). Jest to też najlżejszy moment albumu, mimo że muzycy i tak całość odrobinę dociążyli w stosunku do pierwowzoru. Obok N. I. B. jest to też najbardziej chwytliwy moment albumu.

Now I know just what you're looking for
You want me to claim this child you bore
Well you know that it was he not me
And you know the way it's gonna be

Brzmienie następnie przechodzi w spokojne intro do utworu Sleeping Village, gdzie Ozzy wyśpiewuje krótki czterowers i do końca utworu ustępuje miejsca Iommi'emu. Samą inspiracją do tekstu było prawdopodobnie Aston, czyli rodzinna dzielnica Birmingham, w której wychowali się i poznali członkowie zespołu. Osbourne nie dostaje tu dużo czasu by zabłysnąć (aczkolwiek jego śpiew jest naprawdę intrygujący), natomiast Tony daje tu czadu i gra jak natchniony, podobnie zresztą jak reszta.

Red sun rising in the sky
Sleeping village, cockerels cry
Soft breeze blowing in the trees
Peace of mind, feel at ease

W  ostatnim utworze oryginalnego wydania, a więc w kolejnym coverze Warning, tym razem grupy Aynsley Dunbar Retaliation, zdecydowanie prym wiedzie Tony Iommi. Gitarzysta ma tu ponad 7 minut solowego grania, gdzie gra bez towarzyszenia innych instrumentów, a jednak ani przez chwilę nie robi się nudno. Podobno pierwotna wersja zakłądała 15 minut solówki, jednak producent musiał ją skrócić, by mogła zmieścić się na płycie winylowej. Gitarzysta nigdy nie pogodził się z tą ingerencją. Osobiście uważam decyzję producenta za słuszną, gdyż w takiej formie, mogłoby zrobić się nudno, a tak jest idealnie i utwór jest zdecydowanie najciekawszy na całym albumie i godnie go domyka. Ten numer również jest coverem, jednak do wykonania go wytwórnia nie musiała już zespołu przekonywać, gdyż muzycy uwielbiali grać go na koncertach i spontanicznie go rozciągać nawet do kilkudziesięciu minut. Płyta winylowa ma jednak swoje ograniczenia, więc trzeba było odrobinę go przyciąć. Poproszono Iommi'ego, by nagrał 2 podejścia do solówki i ostatecznie wybrano drugie (mimo że Tony twierdzi, że to pierwsze było lepsze).

Now the first time that I met ya
I was looking in the sky
When the sun turned all a blur
And the thunderclouds rolled by
The sea began to shiver
And the wind began to moan
It must've been a sign for me
To leave you well alone
I was born without you baby
But my feelings were a little bit too strong

Wicked World została dodana dopiero w późniejszych wydaniach i jest jedną z pierwszych piosenek Black Sabbath, w którym, tym razem, tekstowo biorą się za politykę. Niestety, utwór cierpi na tą samą bolączkę, co Behind the Wall of Sleep - niewykorzystany potencjał gitarowego riffu w przeciętnej linii melodycznej, co czyni z tego kompozycję raczej przeciętną. O wiele lepiej album zamyka Warning.

The world today is such a wicked place
Fighting going on between the human race
People go to work just to earn their bread
While people just across the sea are counting the dead


Nie będę tu rozstrzygać, gdzie należy upatrywać faktycznych początków heavy metalu. Fakt pozostaje faktem, że to właśnie debiut Black Sabbath uznaje się za faktyczny początek ciężkich odmian rocka. Później zespół miał jeszcze dopracować swój styl (Paranoid), a gdy okrzepł mógł dawać nawet podwaliny pod późniejsze odmiany metalu (Master of Reality). Mimo, że na Black Sabbath muzycy wciąż szukają dopiero własnego brzmienia, połączenie bluesa z rockiem wypada tu zachwycająco. Tony Iommi wygrywa na gitarze kolejne mocarne riffy z ciężarem i dynamizmem. Geezer Butler szaleje na basie, tworząc idealny tandem z Billem Wardem, który stosuje tu nieco bardziej finezyjne brzmienia, zainspirowane jazzowymi klasykami. No i Ozzy Osbourne zawodzący jak trzeba, tu jednak nieco jeszcze urozmaicając śpiew w stosunku do późniejszej - zamierzonej - jednostajności. Bez wątpienia Black Sabbath to jeden z najważniejszych longplayów wszech czasów i zdecydowanie warto się z nim zapoznać.

Ocena: 10/10


Black Sabbath: 38:12

1. Black Sabbath - 6:20
2. The Wizard - 4:24
3. Behind the Wall of Sleep - 3:37
4. N.I.B. - 6:08
5. Evil Woman - 3:25
6. Sleeping Village - 3:46
7. Warning - 10:28

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"PWRϟUP" - ACϟDC [Recenzja]

Po tragicznej śmierci Bona Scotta w 1980 roku, zespół ACϟDC z pewnością nie miał z górki. Zdarzało się wiele zawirowań, jednak chyba kolejną...