sobota, 24 listopada 2018

"From The Fires" - Greta Van Fleet [Recenzja]


Ostatnio głośno zrobiło się w mediach za sprawą powstałego w 2012 roku zespołu muzycznego o nazwie Greta Van Fleet. Już dawno żaden zespół rockowy nie wzbudzał tyle skrajnych emocji. Jedni uważali ich za objawienie współczesnej sceny rockowej, a drudzy za mierną kopię Led Zeppelin. Tak naprawdę ani jedni ani drudzy nie mają racji. Ani to objawienie, ani mierna kopia. Czy więc jest to w ogóle zespół warty jakiejkolwiek uwagi?
Bracia Joshua "Josh", Samuel "Sam" oraz Jacob "Jake" Kiszka, wraz z Dannym Wagnerem stanowią obecnie skład zespołu. Niektórzy już tutaj starają się upatrywać podobieństwa do Led Zeppelin, bo przecież "ich też było właśnie czterech". Oczywiście to bzdura na kółkach, bo cała masa zespołów stanowiła właśnie kwartet. (By wspomnieć tylko Pink Floyd, The Beatles, Black Sabbath, Metallikę, Queen, AC/DC itd.). Twórczość zespołu klasyfikuje się, jako klasyczny blues rock, ale, co ciekawe, każdy członek zespołu twierdzi, że fascynuje go zupełnie inna muzyka, (Jake uwielbia rock and roll, Sam - jazz, Danny - folk, a Josh - muzykę świata) a typ muzyki jaki grają, wynika z tego, że jak zaczynają razem komponować, to "jakoś tak wychodzi". 
W 2017 roku zespół podpisał kontrakt z wytwórnią Lava Records, niedługo później wydając swoją pierwszą EP-kę, Black Smoke Rising. Zdecydowałem się ją pominąć z oczywistych względów: po pierwsze zawiera on tylko 4 utwory, które łącznie ledwo przekraczają zaledwie 20 minut, a po drugie, wszystkie one zostały ponownie zawarte, wraz z czterema nowymi utworami, właśnie na From The Fires. W efekcie czego powstało podwójne EP, trwające nieco ponad pół godziny.

Riff rozpoczynający Safari Song, oraz wokal Josha rzeczywiście nasuwają automatyczne skojarzenia z Zeppelinami. Brzmi to jak odrzut z Led Zeppelin IV. Słowo klucz w tym zdaniu to "odrzut". Piosenka jest bardzo przyjemna i ma swoją energię, jednak daleko jej do poziomu Led Zeppelin. Ale też nie ma co oczekiwać, by ktoś jeszcze zaprezentował w dzisiejszych czasach coś na poziomie tych gigantów hard rocka. Gdy odsunie się już skojarzenia z Zeppelinami, jest to całkiem niezła piosenka. Josh drze się jak trzeba, Jake riffuje niczym Page, a perkusja i bas tworzą zgraną sekcję rytmiczną. Powtórzę: jeśli ktoś odsunie od siebie skojarzenia z Zeppelinami, ciężko się do czegoś przyczepić.
Świetnie zaczyna się też Edge of Darkness. Intrygujący riff przechodzi w nieco cięższą kompozycję, która sunie bez zarzutu. Jest to też pierwszy utwór premierowy na tej EP-ce (przy czym premierowy w tym kontekście oznacza, że nie pojawił się uprzednio na Black Smoke Rising). Naprawdę dobre granie w starym stylu. Jeśli kogoś rajcują lata 70. tak jak mnie, będzie przy tej muzyce czuł się jak w domu. Ja właśnie tak się czuję przy tym utworze.
Flower Power, kolejna piosenka z Black Smoke Rising, nieco zwalnia tempa, jednak nie oznacza to, że traci poziom. Wstęp może delikatnie przypominać The Battle of Evermore ze wspomnianej już Led Zeppelin IV, jednak po chwili skojarzenia te rzucamy na bok, gdyż Greta Van Fleet idzie zupełnie w innym kierunku. Tytuł rzeczywiście sugeruje brzmienie tamtych czasów i gdy zamykamy oczy widzimy tłum hipisów pokazujących znak pokoju i kroczących dumnie ulicami. Magiczny utwór.
Jednak jeśli chodzi o magię, nie ma sobie równych pierwszy z dwóch coverów na płycie, czyli sławny A Change Is Gonna Come z repertuaru Sama Cooke'a. W pierwszej chwili bardzo nie podobał mi się pomysł umieszczenia tego utworu na From The Fires, podobnie zresztą jak Meet On the Ledge. Na EP-ce którą panowie mieli już czas dopracować nie powinni wydawać aż dwóch coverów, tylko pokazać raczej swoją autorską stronę, a poza tym ta kompozycja jest jedną z moich ulubionych w historii muzyki i bałem się, czy nie potraktują jej zbyt "zeppelinowsko". W jednym miałem rację: potraktowali ją zbyt zeppelinowsko, jednak nie okazało się to jednak wadą. Jasne, że daleko mu do bezbłędnego oryginału, ale magia została zachowana i słucha się tego wciąż dobrze, mimo że minimalizm oryginału został właściwie zignorowany, przez co piosenka straciła na wymowie i sile oddziaływania, ale mimo to brzmi to naprawdę w porządku i nie bardzo poza zbyt przekrzyczaną aranżacją nie mam się do czego przyczepić. Utwór jednak mógłby być o wiele lepszy, gdyby muzycy potraktowali go nieco bardziej oszczędnie, jak ma to miejsce już bardziej pod koniec piosenki, gdy Josh śpiewa jedynie z towarzyszeniem gitary Jake'a, na którą nałożono ciekawy pogłos. Podsumowując: dobrze, ale mogłoby być lepiej. I, niestety, jest to najsłabszy kawałek płyty.
Highway Tune, czyli trzecia z czterech utworów z Black Smoke Rising, jest świetnym, blues rockowym uderzeniem z wokalnymi improwizacjami godnymi wyczynów Planta z Babe I'm Gonna Leave You. Piosenka idzie do przodu, nic jej nie przeszkadza, słucha się tego naprawdę dobrze i na szczęście zespół nie zamierza psuć tego zbytnim przekombinowaniem. Jest prosto, do rzeczy, a i solówka na gitarze naprawdę przyciąga ucho. Chciałbym też przy okazji tego utworu zwrócić uwagę na grę Daniela na bębnach, gdyż w tym utworze najlepiej słychać, jak wielką inspiracją był dla niego między innymi John Bonham, czyli znakomity perkusista Led Zeppelin. 
Drugi cover został już potraktowany o wiele lepiej niż A Change Is Gonna Come, dzięki czemu Meet On the Ledge brzmi naprawdę dobrze. I właściwie tylko tyle można o tym napisać, gdyż każde kolejne zdanie na temat tego utworu byłoby już powtarzaniem tego, co wcześniej mówiłem. Że dobre granie? Mówiłem. Że Josh świetnie wyważył wokal? Mówiłem. Że Jake dobrze riffuje, a Daniel i Sam tworzą świetną sekcję rytmiczną? Było. Po prostu kolejny dobry kawałek.
Talk On the Street to ostatni premierowy utwór tej EP. Mamy tu ciekawe chórki, których próżno szukać w twórczości Led Zeppelin, co świadczy o tym, że oprócz brzmienia zespół chce czerpać z innych zespołów i tworzyć swój własny styl. Bardzo dobrze, a co do utworu: naprawdę dobrze chłopaki grają, po raz kolejny zadziwiając mnie, że można jeszcze tworzyć dzisiaj tak soczyste blues rockowe utwory. Aż nadzieja we współczesną muzykę wraca.
Black Smoke Rising i From The Fires mają jedną wspólną cechę: obie kończą się tym samym utworem. Ciężko też wyobrazić sobie, by utwór Black Smoke Rising mógł wylądować w innym miejscu płyty, gdyż jest to zdecydowanie najlepszy kawałek, jaki Greta Van Fleet dotychczas stworzyła. Mimo iż nie wyróżnia się szczególnie na tle ich pozostałej twórczości, to po prostu jest to świetne granie z wpadającym w ucho refrenem i soczystym riffem, który co jakiś czas powraca i podbija bębny przed każdą zwrotką, jak miało to miejsce na samym początku Good Times Bad Times z debiutu Led Zeppelin. Nie muszę chyba dodawać, że to najlepszy fragment EP-ki i dobre zakończenie.



Czy ten zespół jest podróbką Led Zeppelin? Nie, jedynie dzieli styl z wspomnianym zespołem. Czy jest objawieniem muzyki rockowej? Nie, gdyż to, co oni robią, wymyślono już 50 lat temu. Kim zatem są? Po prostu świetnie grającym zespołem w starym, dobrym, blues rockowym stylu. Oczywiście, może się to komuś podobać, albo i nie, ale mnie na przykład się bardzo podoba i Greta Van Fleet nie jest dla mnie "objawieniem" współczesnej muzyki, ale "odkryciem".


Ocena: 8/10


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"PWRϟUP" - ACϟDC [Recenzja]

Po tragicznej śmierci Bona Scotta w 1980 roku, zespół ACϟDC z pewnością nie miał z górki. Zdarzało się wiele zawirowań, jednak chyba kolejną...