niedziela, 13 stycznia 2019

"Wish You Were Here" - Pink Floyd [Recenzja]


Sukces The Dark Side of the Moon okazał się tak wielki, że zespół Pink Floyd mógł zrobić coś, czego jeszcze nie robił w trakcie swojej dotychczasowej kariery: zwolnić tempo. Muzycy zajęli się swoim życiem towarzyskim i wydawaniem zarobionych pieniędzy. Do studia wrócili dopiero w listopadzie 1973 roku z zamiarem nagrania nowego albumu, roboczo zatytułowanego Household Objects, który składać miał się tylko z muzyki powstałej przy użyciu przedmiotów codziennego użytku. Szybko jednak stracili serce do tego projektu i postanowili go porzucić. Zniechęceni niepowodzeniem zdecydowali się na kolejne parę miesięcy przerwy.
Do studia ponownie weszli wiosną 1974 roku, by nagrać kolejny „zwykły album”. Wynajęli małą, pozbawioną okien salę prób nieopodal King’s Cross i skupili się na improwizacjach, tworząc rozbudowane utwory, z których każdy trwał ponad 10 minut. Ostatecznie powstały 3 kompozycje: Shine On You Crazy Diamond, Raving And Drooling oraz You’ve Got To Be Crazy. Wszystkie zostały zarejestrowane w studio Abbey Road w czerwcu, po uprzednim zaprezentowaniu ich publiczności na koncertach.
W zespole jednak bardzo źle się działo; muzycy nie mogli się zmobilizować do wspólnej pracy. Coraz częściej podczas tworzenia miały miejsce kłótnie i poważne sprzeczki. Inicjatywę w swoje ręce postanowił wziąć ponownie Roger Waters, tworząc koncept opierający się na tym, co wówczas działo się wewnątrz zespołu. Wspomina:

Czułem, że jest tylko jeden sposób, abym nie stracił zainteresowania sesją – spróbować nadać płycie taki charakter, aby odzwierciedlała to, co działo się w studiu, na przykład fakt, że przestaliśmy patrzeć sobie w oczy, a niemal wszystkie czynności stały się mechaniczne.

Pierwszym posunięciem Watersa było odrzucenie dwóch stworzonych uprzednio kompozycji, które nie pasowały mu do konceptu, zostawiając tylko Shine On You Crazy Diamond. W opozycji do tego pomysłu stanął Gilmour, jednak został przegłosowany. Po latach przyznał jednak, że to Waters miał rację, a on się mylił. Następnie Roger napisał teksty do pozostałych utworów i wspólnie z Davidem ułożyli do nich melodie, a Gilmour zadbał dodatkowo o ich oprawę brzmieniową i harmoniczną, by słuchacz nie czuł się przytłoczony gęstymi tekstami.
Od stycznia do marca 1975 roku muzycy przygotowywali nowy materiał, musieli jednak przerwać prace nad albumem, celem wyruszenia na kolejne koncerty. Wznowili ją w maju, ale czerwiec znowu upłynął im pod znakiem koncertów w Stanach Zjednoczonych. Nagrania dokończono w lipcu.
Pozostała jeszcze kwestia okładki, która zawsze pełniła ważną rolę w albumach Pink Floyd. Storm Thorgerson, naczelny grafik Floydów, poprosił zespół o słowo, które miało nadać kierunek jego pracom nad okładką. Muzycy podali mu słowo „nieobecność”. Thorgerson miał ciężki orzech do zgryzienia. Nie mógł przecież powtórzyć pomysłu Beatlesów z białą okładką. Wpadł więc na pomysł, by okładka była „ukryta”. W tamtych czasach  winyle sprzedawano w przezroczystych foliach, zaś Thorgerson wpadł na pomysł, by specjalnie na potrzeby tego albumu zrobić folię czarną i nieprzezroczystą. Zespół pomysł podchwycił, jednak EMI zażądała, by na tej folii pojawiła się naklejka z nazwą zespołu i tytułem płyty. Tak właśnie powstała słynna grafika z uściśniętymi dłońmi robotów.
Ikoniczne już zdjęcie, które stanowi faktyczną okładkę płyty, wykonał Aubrey „Po” Powell na terenie studia filmowego w Kalifornii, a pozowali do niego dwaj hollywoodzcy kaskaderzy, z czego jeden naprawdę na potrzeby zdjęcia został podpalony.

Utwór rozpoczynający album, czyli pierwsze 5 części utworu Shine On You Crazy Diamond powstał podobnie, jak m.in. Echoes, czyli złożony został z kolejnych fraz wymyślanych przez muzyków z zespołu. Waters zaznacza jednak, że punktem zapalnym i zarazem najważniejszym momentem utworu w chwili jego komponowania była partia gitary Gilmoura, która tak poraziła muzyków swoim pięknem i smutkiem, że poczuli impuls by tą kompozycją ukoronować swoje dokonania w dziedzinie bogatych harmonijnie i rozbudowanych,  wielowątkowych utworach. Całość rozpoczyna się bardzo delikatnie, od syntezatorowych i gitarowych fraz, wzbogaconym grą na kieliszkach wypełnionych do różnych poziomów wodą (efekt sesji do projektu Household Objects). Następnie przechodzi jednak w niepokojące, rockowe granie z niespodziewaną zmianą klimatu. Shine On You Crazy Diamond jest niejako odniesieniem Pink Floyd do ich poprzedniego albumu, co uwypukla szalony śmiech, wstawki z solo saksofonu, ale także gospelowe chórki w refrenach. Kompozycja ma też bardzo przygnębiający tekst, będący kolejnym hołdem dla Syda i zamyśleniem się nad tragedią, która go spotkała. Jest rozważaniem nad zagubieniem i utraconym talentem kolegi z zespołu i, chociaż Waters z jednej strony mówił, ze utwór nie jest o Barrecie, ale o każdym z nas i zagubieniu w tym szalonym świecie, zdarzało mu się też mówić, że podczas pisania chciał jak najbardziej zbliżyć się do rozwiązania rozważań nad tą tragedią. Przyznaje też, że do napisania tych słów natchnęła go fraza, którą wydobył ze swojej gitary Gilmour. Poczuł wtedy przeraźliwy smutek, który natychmiast skojarzył mu się z Sydem. Tak właśnie powstał ten wybitny utwór, bo Shine On bez wątpienia jest kompozycją wspaniałą i ponadczasową. Z każdym przesłuchaniem powala swoim pięknem i dojmującym smutkiem, a wielowątkowość sprawia, że za każdym razem odkrywamy w niej coś nowego. Waters, zapytany o to, dlaczego ta piosenka jest taka smutna, odparł: „Bo myślę, że świat jest kurewsko smutnym miejscem”.

Remember when you were young, you shone like the sun
Shine on you crazy diamond
Now there’s a look in your eyes, like black holes in the sky
Shine on you crazy diamond

Utwór Welcome To The Machine (początkowo zatytułowany The Machine Song) powstał jako ostatni podczas pisania materiału na ten album. Waters spostrzegł powiem kilka lat wcześniej, że granie rocka prędzej czy później zaczyna przypominać „pieprzoną, dobrze płatną robotę” a także „coś niesłychanie mechanicznego”. Utwór ten jest więc przemyśleniami basisty na ten temat, a impulsem dzięki któremu zdecydował się o tym napisać, była oczywiście napięta atmosfera panująca w zespole. Waters jednak nadał mu formę sarkastycznego poradnika dla młodych, śniących o karierze, ludzi. Tę ponurą kompozycję śpiewają wspólnie Waters i Gilmour, a oparta jest głównie na dźwiękach instrumentów elektronicznych, a także odgłosów imitujących pracę w fabryce. Całość może przypominać momentami jedno z pierwszych dzieł rocka, który miał przekształcić się następnie w industrial. Całość wieńczy dźwięk tłumu ludzi podczas jakiegoś przyjęcia, co w zamiarze Watersa miało podkreślić, jak bardzo takie przyjęcia są puste i pozbawione ducha. Utwór jest bardzo przygnębiający, a zarazem bardzo mocny w wymowie i z każdą sekundą jego brzmienia wzmaga poczucie dyskomfortu i przytłoczeniu w słuchacza. Agresywne wokale Watersa i ostre brzmienie syntezatorów podkreśla wrażenie wyobcowania i ataku. Muzyka Pink Floyd weszła na zupełnie inny etap. Ponownie mamy tu do czynienia z nagraniem wybitnym, które nigdy się nie zestarzeje.

Welcome my son, welcome to the machine
Where have you been?
It’s alright we know where you’ve been
You’ve been in the pipeline, filling in time
Provided with toys and ‘scouting for boys’
You brought a guitar to punish your ma
And you didn’t like school, and you
Know you’re nobody’s fool
So welcome to the machine

Najbardziej konwencjonalnym utworem na płycie jest bez wątpienia Have A Cigar, który opowiada o źródle napięć muzyków rockowych. Koncept ten miał być wykorzystany przy okazji The Dark Side of the Moon, jednak Waters porzucił tę myśl i wrócił do niej dopiero przy Wish You Were Here, chcąc połączyć w jakiś sposób ten longplay z poprzednikiem. Stał się jednak czymś więcej; wygłaszaną przez menadżera bezlitosną tyradą-satyrą na show-biznes. Pojawiające się w tekście pytanie który z was to Pink? naprawdę zadawane było muzykom przed laty. Utwór ten nie jest śpiewany przez żadnego członka Pink Floyd, gdyż mamy tu do czynienia z pierwszą w historii zespołu sytuacją, kiedy Gilmour odmówił zaśpiewania utworu Watersa, gdyż nie utożsamia się z nim i nie ma aż tak złego zdania o muzycznym biznesie. Roger postanowił więc samemu wykonać piosenkę, jednak podczas śpiewania okazało się, że ma problem z czystym jej zaśpiewaniem. Wtedy właśnie pozostali muzycy wpadli na pomysł, by poprosić o zaśpiewanie go artysty bardzo przez zespół cenionego, a mianowicie: Roya Harpera. Utwór w jego wykonaniu brzmi naprawdę fantastycznie, jednak Waters do końca nie pogodził się z ingerencją człowieka z zewnątrz w jego osobisty rozrachunek z show biznesem, który w interpretacji Harpera brzmi nieco parodystycznie i zgryźliwie, podczas gdy miał być w pierwotnym założeniu ostry i bezkompromisowy. Muzyka ma dostateczną dawkę pazura, a moim zdaniem interpretacja Roya dodaje tu nieco muzycznej odmienności do nastroju reszty albumu i, wbrew pozorom, w wersji parodii utwór brzmi o wiele lepiej niż w ostrej interpretacji Watersa (którą można usłyszeć na Wish You Were Here – Ceci n’est pas un livre – Immersion Box Set).

Come In here, dear boy, have a cigar,
You’re gonna go far
You’re gonna fly high
You’re never gonna die
You’re gonna make it if you try
They’re gonna love you
I’ve always had a deep respect and I mean that most sincere
The band is just fantastic, that is really what I think
Oh, by the way, which one’s Pink?

W styczniu 1975 roku praca nad nowym albumem zupełnie się zespołowi nie kleiła. Nie potrafili stworzyć niczego interesującego i krzątali się tylko po studiu, nie potrafiąc znaleźć sobie zajęcia. To właśnie wtedy w głowie Watersa narodziła się myśl, że by stworzyć album szczery, który będzie mógł dorównać poprzednim osiągnięciom Pink Floyd, musi opowiedzieć o tym, co go otacza. Musi opowiedzieć o chorobie, która  trawi zespół od środka, jednak by to zrobić, musiał najpierw ją zdiagnozować. Zebrał więc kolegów z zespołu i powiedział im o swoim pomyśle, prosząc jednocześnie by powiedzieli mu co myślą o zaistniałej sytuacji. Co ciekawsze spostrzeżenia notował i to właśnie z nich głównie stworzył tekst największego przeboju płyty i jednego z najpiękniejszych utworów w historii muzyki – Wish You Were Here. Po raz pierwszy Watersowi zdarzyło się też napisać tekst bez muzyki. Wiedział też, że to co napisał stanowić będzie epicentrum albumu i jego myśl przewodnią, a zwłaszcza wers Jak bardzo bym chciał, żebyś tu był daje nam jasno do zrozumienia, że żaden z członków zespołu nie był obecny na sesjach duchem. Tekst jest oczywiście także interpretowany jako kolejny ból nad stratą Barretta i takie jego rozumienie jest jak najbardziej trafne. O jej powstaniu krąży także legenda, która ma bezpośredni związek właśnie z Sydem, który pewnego dnia, pogrążony w swojej ciężkiej schizofrenii, jak gdyby nigdy nic przyszedł do studia na Abbey Road i zapytał muzyków, kiedy może nagrać partie gitary. Widok zaniedbanego (mocno przytył, ogolił głowę i brwi, zmieniając się na tyle, że jego dawni koledzy z zespołu na początku go nie poznali), wyniszczonego przez chorobę i zagubionego Barretta odcisnął na muzykach wielkie piętno i kompletnie załamali się po jego wizycie, a odreagowaniem jej była właśnie ta piosenka.
Jednak Wish You Were Here to także ballada, z której tekstem może utożsamiać się każdy z nas, gdyż opowiada ona o pragnieniu życiu całym sercem, wyznaczania nowych celów i walki o swoje przekonania. Wielka zasługa w tym nie tylko genialnego tekstu Watersa, ale i muzyki Gilmoura, który zdecydował się w jej przypadku na absolutny minimalizm kompozycyjny. Uznał, że prosta ballada ze skromnym instrumentarium lepiej odda głębię tej piosenki niż rozpisana na orkiestrę partytura. Miał rację. Ten utwór jest jednym z najwybitniejszych w całym repertuarze Floydów i posiada jedną z najsmutniejszych, ale i najpiękniejszych melodii w historii muzyki.

How I wish, how I wish you were here
We’re just two lost souls swimming in a fish bowl
Year after year
Running over the same old ground
What have we found?
The same old fears
Wish you were here

Kompozycja Shine On You Crazy Diamond początkowo pomyślana była jako długi utwór mający zapełnić całą stronę płyty winylowej. Waters wpadł jednak później na pomysł, by rozdzielić ją na dwie części, a pozostałe kompozycje umieścić pomiędzy nimi. Jej frazy jednak nie mają w sobie takiego uroku, a ich rozwijaniu brakuje napięcia pierwszych pięciu impresji. Te części mają w sobie więcej życia i rockowej energii, ale za to mniej barw i wyczucia kompozycyjnego. Waters wspomina nagrywanie partii wokalu do tej kompozycji, jako prawdziwy koszmar. Balansował on bowiem na granicy swojej skali i po każdym nagranym wersie musiał robić przerwę. Wiele godzin spędzono później na obróbce studyjnej tej kompozycji, by słuchacz nie miał poczucia dyskomfortu słuchając utworu składającego się z posklejanych ze sobą pojedynczych fraz wokalu. Niemniej utwór brzmi fantastycznie i godnie zamyka następcę Ciemnej Strony Księżyca.

Nobody knows where you are
How near or how far
Shine on you crazy diamond

Pile on many more layers
And I’ll be joining you there
Shine on you crazy diamond


Płyta Wish You Were Here zostało niejako przygaszona przez sukces poprzedniczki i często mówi się o niej w charakterze „następcy The Dark Side of the Moon”. Jest to jednak bardzo krzywdzące dla tego albumu, gdyż stanowi on zupełnie odrębną całość i prezentuje sobą zupełnie nową jakoś w muzyce Pink Floyd, którzy udowodnili, że jak nikt inny potrafią manipulować emocjami słuchacza. Utwory tu zawarte to Floydzi w szczytowej formie twórczej, a niejednokrotne rozwiązania muzyczne przedstawiają się nawet lepiej niż poszczególne fragmenty The Dark Side of the Moon. Wszystko, jak to u tego zespołu bywa, brzmi niezwykle spójnie, przez co uważam, ze płytę tę powinno traktować się jako nierozrywaną całość. Jest to też moja ulubiona płyta Pink Floyd, a także jeden z najlepszych albumów wszech czasów. Uzależnia i nie daje o sobie zapomnieć.

Ocena: 10/10



Wish You Were Here: 44:11

1. Shine On You Crazy Diamond (Parts I-V) - 13:32
2. Welcome to the Machine - 7:28
3. Have a Cigar - 5:08
4. Wish You Were Here - 5:35
5. Shine On You Crazy Diamond (Parts VI-IX) - 12:28

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"PWRϟUP" - ACϟDC [Recenzja]

Po tragicznej śmierci Bona Scotta w 1980 roku, zespół ACϟDC z pewnością nie miał z górki. Zdarzało się wiele zawirowań, jednak chyba kolejną...