niedziela, 14 kwietnia 2019

"John Lennon/Plastic Ono Band" - John Lennon [Recenzja]


John Lennon - mimo, że uchodził przez lata za najbardziej twórczego i kreatywnego członka zespołu - jako ostatni z Beatlesów dorobił się debiutanckiego, piosenkowego albumu. W 1969 roku wydał album Live Peace In Toronto 1969, jednak nie uznaję tego za pełnoprawny, premierowy krążek, gdyż był to tylko zapis koncertu nagranego wraz z super-grupą The Plastic Ono Band. (3 awangardowe albumy nagrane z Yoko Ono, gdyż są one zupełnie niezdatne do słuchania, więc spuszczam na nie zasłonę milczenia).
W 1970 roku, po rozpadzie zespołu The Beatles, John wraz z Yoko Ono udał się do Los Angeles, by tam wziąć udział w psychoterapii prowadzonej przez Arthura Janova - twórcę tzw. techniki regresywnej. Polega ona najpierw na całkowitej izolacji pacjenta, a następnie wyzbywaniu się swoich traum za pomocą najbardziej pierwotnej formy ekspresji, czyli krzyku. Dzięki tej terapii, Lennon uporał się wreszcie z demonami swojej przeszłości (odejście ojca, oddanie go pod opiekę ciotki, tragiczna śmierć matki, z którą zaczynał nawiązywać bardzo bliskie relacje). Zainspirowany terapią "leczniczego krzyku", postanowił nagrać płytę bardzo ascetyczną, surową, zawierającą w większości wykrzyczane i bardzo proste utwory.
Na producenta wybrał Phila Spectora - twórcę słynnej "ściany dźwięku", który pracował z Beatlesami nad miksowaniem płyty Let It Be, a także współpracował z Harrisonem nad jego opus magnum, czyli All Things Must Pass. Do studia Lennon zaprosił także Klausa Voormana (basistę), Billy'ego Prestona (klawiszowca), a także swojego kolegę z zespołu The Beatles, Ringo Starra. John natomiast samodzielnie śpiewa w każdej piosence, gra partie gitarowe i większość klawiszowych. Nagrywanie nie trwało długo, bo od 26 września do 9 października. Płyta, ostatecznie zatytułowana John Lennon/Plastic Ono Band, wydana została 11 grudnia 1970 roku. (Co ciekawe, tego samego dnia wydany został także awangardowy krążek jego żony, zatytułowany Yoko Ono/Plastic Ono Band, opatrzony bliźniaczą okładką, która różni się tylko zamianą miejsc w uwiecznionej pozycji przez Lennona i Ono).

Mother rozpoczynają dźwięki pogrzebowego dzwonu. Muzyka pojawia się niespodziewanie i jest rozliczeniem Lennona z jego przeszłością. Wytyka rodzicom, że go opuścili wtedy, gdy najbardziej ich potrzebował. Całość kończy się ostrymi, przenikliwymi wrzaskami Lennona, który zdziera gardło, jak nigdy dotąd, wyrzucając z siebie cały ból. Nie ubywa jednak piosence przez to melodyjności. Kawałek ten stał się jednym z większych przebojów Lennona (chociaż docenionym należycie dopiero po jego śmierci). Uderzeniem w smutne tony John otwiera album dość mocnym akcentem, zapowiadając jednocześnie, że nie będzie to przyjemny krążek wypełniony mdłymi, popowymi melodiami. Poruszający utwór.

Children, don't do what I have done
I couldn't walk and I tried to run
So I gotta tell you
Goodbye

Mamma, don't go
Daddy, come home

Hold On to już zdecydowanie łagodniejszy kawałek. John mówił o nim, że opisuje jego zdecydowane pragnienie prywatności i życia bez pośpiechu. Piosenka ta jest bardzo krótka, jednak zapada w pamięć, ma uroczą melodię i chwytliwy tekst. Zaaranżowana została bardzo surowo, a mimo to nie ma się poczucia niedbałości bądź wybrakowania. W przeciwieństwie do poprzednika, jest to numer optymistyczny, dający nadzieję. Piękna rzecz.

When you're one
Really one
You get things done
Like they've never been done
So hold on

Przychodzi pora na nieco beatlesowski I Found Out. Rytmiczne zwrotki i zdecydowanie szybszy, pędzący utwór. Zwraca uwagę świetna gra Ringo na perkusji. Tekstowo jest to reakcja Lennona na współczesny świat, pogrążony ślepą fascynacją w bezwartościowych idoli i fałszywe religie. Naprawdę znakomity numer z ostrymi ale i chwytliwymi partiami gitary i żywiołowymi wokalami Johna. 

Now that I showed you what I been through
Don't take nobody's word what you can do
There ain't no Jesus gonna come from the sky
Now that I found out I know I can cry

Jeśli w przypadku tej płyty można mówić o jakimkolwiek przeboju, to najbliżej tego statusu był Working Class Hero, czyli gorzki, polityczny manifest przeciwko zróżnicowaniu klasowemu. Lennon, wywodzący się z klasy robotniczej, krytykuje to środowisko i wskazuje na jego upodlenie. Jeśli chodzi o polityczne manifesty, stanowi nieco rozwinięcie Revolution, granego z Beatlesami, ale i zapowiedź tego, co miał zaprezentował na longplay'u Some Time In New York City. Piosenka - zwłaszcza po śmierci Johna - cieszyła się wielkim zainteresowaniem, a jej covery nagrywali tacy artyści jak Ozzy Osbourne, Marilyn Manson, David Bowie czy Green Day. Muzycznie może nieco przypominać Masters of War Boba Dylana. Wywołała niemałe kontrowersje, ze względu na dwukrotne użycie przymiotnika "fucking", przez co utwór został zbanowany w rozgłośniach radiowych. Do dzisiaj jednak jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych kawałków Lennona i ciężko się dziwić jego popularności. Stanowi idealny "złoty środek" między melodyjnością a bezkompromisowością brzmienia i tekstu. Wspaniały utwór.

Keep you doped with religion and sex and T.V.
And you think you're so clever and clasless and free
But you're still fucking peasents as far as I can see
A working class hero is something to be

Isolation to wspomnienie pierwszego etapu psychoterapii Janova. Tekstowo jest to rozliczenie ze sławą, rozpadem Beatlesów i atakami, które bezustannie podejmowano na niego i Yoko za kontrowersyjne działania. Jest to utwór bardzo spokojny i delikatny, jednak mniej więcej w połowie Lennon sięga po nieco mocniejsze wokale, nie zmieniając jednak zanadto nastroju. Na pierwszy plan wysuwa się tu pięknie brzmiący fortepian. Tym pięknym, delikatnym akcentem kończy się strona pierwsza albumu.

I don't expect you to understand
After you've caused so much pain
But then again, you're not to blame
You're just a human, a victim of the insane

We're afraid of the sun
Afraid of the sun
Isolation

W zdecydowanie szybszym i bardziej optymistycznym tempie utrzymany jest natomiast Remember. Jest to już jasne wspomnienie psychoterapii, na zasadzie hasłowości i luźnych skojarzeń. Niestety, mamy tu również do czynienia z najsłabszym utworem na płycie; nie dzieje się tu nic nadzwyczajnego, a całość niestety zalatuje nawet nieco banałem. Jest zanadto rozciągnięta i nagle się urywa. Szkoda.

Remember how the man
Used to leave you empty handed
Always, always let you down
If you ever change your mind
About leaving it all behind
Remember, remember today

Love to jeden z bardziej znanych momentów longplay'a, stanowiący zapowiedź Oh My Love z kolejnego albumu Lennona. Jest to bardzo minimalistycznie zaaranżowana, delikatna ballada, będąca hymnem napisanym dla miłości, jako uczucia. Jak dla mnie, jest to jedna z najwspanialszych piosenek, jakie zostały kiedykolwiek napisane. Od pięknego motywu na fortepianie po niezwykle czuły i delikatny wokal Johna, wszystko tutaj po prostu świetnie się sprawdza. Lennon rozważał nawet wydanie tej piosenki jako singla, jednak ostatecznie zdecydowano, że większy potencjał komercyjny posiada Mother. Zgadzam się z tym, jednak w moim prywatnym rankingu Love znajduje się kilka oczek wyżej od wspomnianego utworu.

Love is you
You and me
Love is knowing 
We can be

Love is free, free is love
Love is living, living love
Love is needing to be loved

Ostrzej rozpoczyna się natomiast Well, Well, Well. Przenikliwa gitara i ponownie znakomita perkusja Starra. Piosenka nie jest może zbyt ambitna i nie dorównuje poprzednikom (chociaż - co jasne - prezentuje się lepiej niż Remember), jednak zgrabnie wpasowuje się w nastrój całej płyty, ożywiając nieco po Love i przypominając o rockowym charakterze całości. Mniej więcej w połowie Lennon wydaje z siebie mocne, ostre, przeszywające wrzaski. Nie jest źle, ale nie jest to też poziom, którego wyjściowo powinno się oczekiwać po ex-Beatlesie. 

I took my loved one to a big field
So we could watch the English sky
Were both feeling guilty
And neither one of us knew just why

Look At Me to już powrót do stylistyki balladowej. Jest to zdecydowanie najstarsza piosenka z tej płyty, bowiem Lennon rozpoczął jej pisanie już w 1968 podczas podróży do Indii z Beatlesami. Słychać, że pochodzi z tamtego okresu, gdyż w swojej grze na gitarze John wykorzystuje specyficzną technikę palcową, którą opanował w tamtym czasie (używa jej również na skomponowanych wówczas Dear Prudence, Julia i Hapiness Is a Warm Gun). Całość zresztą jest wyśpiewana tylko do akompaniamentu gitary akustycznej. Jest to naprawdę piękny i poruszający utwór o wewnętrznym rozdarciu.

Who am I?
Nobody knows but me
Who am I?
Nobody else can see
Just you and me
Who are we
Oh My Love

God to bez wątpienia najlepszy utwór płyty. Można podzielić go na 3 segmenty. W pierwszym, Lennon wyśpiewuje słynny jednowers: "Bóg jest pojęciem, którym odmierzamy nasz ból". W drugim wypiera się wszystkiego, w co kiedyś wierzył (magię, mantrę, Dylana, Elvisa, a ostatecznie nawet Beatlesów). Ostatni natomiast to ostateczne zerwanie z zespołem The Beatles, wskazując, że dzisiaj jest już zupełnie kimś innym i nie chce wracać do przeszłości. John wyśpiewuje całość z pasją i zaangażowaniem. Jest to jedna z najwspanialszych piosenek, jakie napisał Lennon i do dzisiaj robi wielkie wrażenie. Ja w każdym razie wracam do niej z przyjemnością i niezmiennie mnie zachwyca. Genialna rzecz.

God is a concept by which we measure our pain
(...)
The dream is over
What can I say?
The dream is over
Yesterday
I was the dreamwalker
But now I'm reborn
I was the walrus
But now I'm John
And so, dear friends,
You'll just have to carry on
The dream is over

Płytę kończy trwająca niespełna minutę miniaturka My Mummy's Dead. Wystarcza to jednak, by John wyśpiewał trawiący go od środka ból wiążący się z utratą ukochanej matki. Jest ostatecznym rozliczeniem z tą tematyką (zapoczątkowaną przez Julia oraz Mother). Piękne zakończenie.

My Mummy's Dead
I can't get it through my head
Though it's been so many years
My Mummy's Dead


Już na początku warto nadmienić, że John Lennon/Plastic Ono Band to krążek nie dla każdego. Jest to muzyka wymagająca od słuchacza uwagi i zrozumienia. Nie jest to rzecz, którą można sobie puścić, by przyjemnie grała w tle, podczas gdy słuchacz - dajmy na to - będzie się krzątał po domu. Jest to album bardzo ascetyczny, niejednokrotnie nieprzyjemny i ostry. Gdy jednak oswoimy się z tą otoczką, nietrudno zauważyć, że pod tą warstwą kryje się spora dawka pięknych melodii i uniwersalnych tekstów. Magazyn "Rolling Stone" umieścił tę płytę na 22. miejscu listy 500 najlepszych albumów wszech czasów. Ciężko dziwić się tej decyzji, gdyż jest to album naprawdę zjawiskowy i w chwili ukazania był ujściem dla lęków i traum dręczących Lennona przez wiele lat. Kończąc: John Lennon/Plastic Ono Band to album niepozbawiony wad, ale i mający sporą wartość artystyczną. Nieidealny ale i niebanalny.

Ocena: 9/10


John Lennon/Plastic Ono Band: 39:16

1. Mother - 5:34
2. Hold On - 1:52
3. I Found Out - 3:37
4. Working Class Hero - 3:48
5. Isolation - 2:51
6. Remember - 4:33
7. Love - 3:21
8. Well Well Well - 5:59
9. Look At Me - 2:53
10. God - 4:09
11. My Mummy's Dead - 0:49

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"PWRϟUP" - ACϟDC [Recenzja]

Po tragicznej śmierci Bona Scotta w 1980 roku, zespół ACϟDC z pewnością nie miał z górki. Zdarzało się wiele zawirowań, jednak chyba kolejną...