niedziela, 18 sierpnia 2019

"Wings At the Speed of Sound" - Wings [Recenzja]


W 1976 roku zespół Wings wreszcie miał już wyrobioną renomę. Po nieudanym początku (Wild Life, w pewnej części Red Rose Speedway) w końcu udało im się wybić za sprawą dwóch genialnych sztosów (Band On the Run i bardziej demokratycznego Venus And Mars). Ludzie zrozumieli, że Paul McCartney wrócił na dobre i znów jest liczącym się graczem na muzycznej scenie. Wylała się jednak na niego fala krytyki, jako że zbyt często to właśnie jego głos i jego piosenki pojawiały się na płytach Wingsów, zabierając miejsce, które mógłby przecież ustąpić pozostałym członkom zespołu. Zaczęto mówić, jakoby Wings było "tylko jego trampoliną do sławy" (swoją drogą, ciekawe po co po rozpadzie Beatlesów McCartneyowi jakakolwiek "trampolina do sławy"). Paul - zawsze wrażliwy na krytykę i zdanie publiczności - postanowił na kolejnym albumie dopuścić więc do głosu pozostałych Wingsów w jeszcze większym stopniu niż miało to miejsce na Venus And Mars (gdzie funkcję głównego wokalisty ustąpił Denny'emu Laine'owi i Jimmy'emu McCullochowi w dwóch piosenkach).
Po powrocie z trasy po Australii w listopadzie 1975 roku, zespół Wings udał się na krótkie wakacje, podczas których mógł spędzić nieco czasu z rodzinami. Nie trwały one jednak długo, gdyż w styczniu 1976 wrócili do studia Abbey Road, gdzie rozpoczęli nagrywanie nowego krążka. Sesje nie trwały długo, gdyż zakończone zostały już pod koniec lutego. Warto zaznaczyć, że był to pierwszy album od czasów Red Rose Speedway, który nagrany został w całości w jednym miejscu. Wcześniej nie miało to miejsca ze względu na fanaberie McCartneya (Band On the Run), a także zapracowanie związane z przeciągającą się trasą koncertową (Venus And Mars).

Pierwszy utwór, a zarazem jeden z największych przebojów McCartneya, Let 'Em In, otwierają dźwięki wibrafonu. Po chwili wchodzi właściwy rytm napędzany znakomitą perkusją i prostą, acz efektowną linią fortepianu. Śpiew Paula jest tu bardzo delikatny, a melodia wpada w ucho i ciężko jej po przesłuchaniu nie nucić. Przyznam się szczerze, że - jeśli chodzi o tekst - to nie za bardzo rozumiem, o co tu chodzi. Wiadomo natomiast, kim są wprowadzone do niego przez McCartneya postaci: "autntie Gin" to ciocia Paula, a "brother Michael" to jego brat; "Martin Luther" to Martin Luther King, "Phil and Don" są bardziej znani pod pseudonimem The Everly Brothers, natomiast "uncle Ernie" to rola, którą odgrywał Ringo Starr w adaptacji rock-opery Tommy zespołu The Who. Sama piosenka charakteryzuje się ciekawym aranżem (oprócz dęciaków pojawiają się tu także m.in. rogi), świetnymi wejściami perkusji i uzależniającą wręcz melodyjnością. Lepszego otwarcia dla płyty Paula chyba nie można sobie wyobrazić.


Someone knocking at the door
Somebody ringing the bell
Someone's knocking at the door
Somebody's ringing the bell
Do me a favour
Open the door
And let 'em in

The Note You Never Wrote obowiązki głównego wokalisty przejmuje gitarzysta Denny Laine. Ta piosenka to już zdecydowanie inna bajka. W odróżnieniu od swobodnego i pozytywnego Let 'Em In, mamy tu do czynienia z ponurą, wyciszoną balladą, która wręcz poraża swoim niepowtarzalnym klimatem. Co do wokalu Laine'a, ciężko mi powiedzieć o nim coś więcej poza tym, że po prostu "jest". Pasuje do tej kompozycji jak ulał, ale nie wyróżnia się niczym szczególnym. Delikatne perkusjonalia, przecudowna gitara akustyczna i genialne solo gitary elektrycznej. Piosenka zdecydowanie warta polecenia. Mocna rzecz.


Later on, the story goes
A bottle floated out to sea
After days, when it had found the perfect spot
It opened up
And I read the note
That you never wrote to me

Nie musimy długo czekać na powrót Paula-wokalisty, gdyż pojawia się on ponownie już w kolejnym numerze - She's My Baby. Jest to kolejna optymistyczna, radosna miłosna piosenka, jakich pełno w repertuarze McCartneya i ten utwór powiela wady i zalety tej formy twórczości ex-Beatlesa. Z jednej strony ma w sobie pewien urok, niewinność, lekkość i wręcz zaraźliwy optymizm. Z drugiej jednak jest banalny, zachowawczy, przesłodzony i zapomina się go zaraz po przesłuchaniu. Mimo wszystko oceniam ten numer pozytywnie, gdyż te 3 minuty to porcja naprawdę fajnego grania. Niezbyt wyszukanego, no ale przecież muzyka nie zawsze musi być tylko z najwyższej półki.

She's a baby in the morning time
When the sleep is in her eyes
Then the world is waking up
She has arisen
Oh believe me, I ain't lying


Beware My Love rozpoczyna się od razu po zakończeniu She's My Baby. Otwiera go prosty motyw na gitarze akustycznej wraz z połączonymi wokalami Paula i Lindy. Piosenka wydana została jako singiel, ale nie odniosła większego sukcesu. Nie ciężko zrozumieć dlaczego; bynajmniej nie dlatego, że jest słaba. Po prostu niemal hard rockowy kawałek ma małe szanse zaistnienia w radiowym mainstreamie. Piosenka może spokojnie konkurować z Rockshow z poprzedniej płyty. Mamy tu świetne gitary elektryczne, szarpaną perkusję i wrzaski McCartneya. Jedyną wadą piosenki jest... dość szczątkowa melodia. Nawet nie mam pretensji do Paula, że mało śpiewa, ale o to, że gdy już jego głos się pojawia, to poza znakomitymi wokalizami (ale do tego McCartney zdążył nas już przyzwyczaić) nie ma w linii melodycznej niczego, o co można by się uchem zaczepić. Koniec końców ten kawałek to dla mnie ciężki orzech do zgryzienia, chociaż skłonny byłbym raczej zaliczyć go in plus w ogólnym rozrachunku płyty.

Beware my love, he'll bowl you over
Beware my love, before you're much older
He'll sweep you up under his carpet
You'd be in luck if you could stop it
Come on now

Wino Junko Paul-wokalista ponownie usuwa się w cień, robiąc miejsce gitarzyście, Jimmy'emu McCullochowi. Piosenka ta to jednak pierwsza wtopa na płycie. Banalna, nijaka, niewarta zwrócenia na nią uwagi. I nie jest to kwestia wokalu, ale samej kompozycji, która jest po prostu słaba. Nie pomagają tu nawet przeróżne smaczki aranżacyjne, zmiany tempa, nietypowe instrumenty i tym podobne bajery, które potrafiły czasem poddźwignąć nawet słabsze kompozycje. Dla Wino Junko nie ma jednak ratunku.

Play with fire, getting hire
Higher than a nine foot flame
My soul is spent and so's the rent
But I'll go down again
Wino Junko, can't say no
Wino Junko, eyes aglow

I wreszcie przychodzi pora na największy singlowy przebój płyty. Silly Love Songs. Piosenkę, która podzieliła fanów McCartneyów. Jedni ją kochają, inni nienawidzą. Dla jednych jest to szczyt aspiracji Paula do bycia autorem przesłodzonych i miałkich popowych numerów, a dla innych - ironiczny McCartney, który potrafi naśmiewać się nawet z siebie. Być może się mylę, ale ja wyczuwam tu jednak sarkastyczny ton tej piosenki i mrugnięcie okiem do słuchacza. Z jednej strony Paul śpiewa przecież o tym, jak to bardzo ludzie lubią "głupiutkie, miłosne piosenki", po czym serwuje nam refren jakby żywcem ściągnięty z tego gatunku. Poza tym to naprawdę dobry muzycznie kawałek. Pomysłowe przejścia, wyraziste dęciaki, rewelacyjne melodie i przesłodzony śpiew Paula. Ja zaliczam się zdecydowanie do zwolenników tej piosenki, i gdy tylko jej słucham, nie potrafię się nie uśmiechnąć i nie dać się porwać tej optymistycznej energii. Nie jest to może kawałek, który zaliczyłbym do topowych osiągnięć Paula, ale z pewnością ma swój urok i czuję do niego ogromny sentyment. Warto podejść do tego z dystansem i z przymrużeniem oka. Większa szansa, że się spodoba.

You'd think that people would have had enough of silly love songs
But I look around me
and I see it isn't so
Some people want to fill the world
with silly love songs
and what's wrong with that?
I'd like to know
cos here I go again

I love you

Cook of the House to typowy dla lat 50. rock'n'roll. Napisał go McCartney, podczas - wspomnianego przeze mnie we wstępie - grudniowego urlopu Wingsów od koncertowania. Największą wadą tej piosenki jest jednak to, że... śpiewa w nim Linda. Nie bardzo przepadam za jej wokalem (chociaż to, co zrobił z nim Paul w Long Haired Lady na płycie Ram, to prawdziwe mistrzostwo świata) i ta piosenka zdecydowanie nie zmieni mojego podejścia. Brakuje w nim dynamizmu, od którego powinna kipieć ta kompozycja. Zamiast tego, brzmi leniwie, jakby nawet Lindzie już się nie chciało. Szkoda, bo potencjał był.

No matter where I serve my guests
They seem to like the kitchen best
'Cause I'm the cook of the house

The salad's in the bowl
The rice is on the stove
Green beans in the colander
And where the rest is
Heaven only knows

Time To Hide to jedna z dwóch (pierwszą było Wino Junko) kompozycji, których autorem nie jest McCartney. Napisał ją Denny Laine i to on także pełni w niej rolę wokalisty. Wino Junko, łagodnie mówiąc, nie wypadło najlepiej. A jak sytuacja przedstawia się w Time To Hide? Cóż, jest lepiej, ale tylko nieznacznie. Tutaj przynajmniej jest tu całkiem fajny refren, jednak ponownie: całość nie ma cienia szansy, by zapaść w pamięć i powiedzieć o niej coś więcej ponad to, że jest przeciętna. 

I've been on the run
Since the Good Lord knows when
And the day I die
I'll still be runnin' then
Runnin' from the days
When I would lay me down and cry

Baby, won't you let me have
A little time to hide

Must Do Something About It to jedyna piosenka w repertuarze zespołu Wings, w której rolę wokalisty pełni perkusista, Joe English. Wokalnie wypada dość przeciętnie. Nie pomaga mu jednak sama kompozycja, która także należy raczej do tych średnio się wyróżniających. Brak tu po prostu czegoś, o co można by się uchem zaczepić. Kolejny knot.

I've just seen another sunset on my own
All day long I've been alone
And I must do something about it
Yes I must do something about it

Played another losing card game with myself
Lonely joker on a shelf
And I must do something about it
Yes I must do something about it

San Ferry Anne to już jednak ciekawsza rzecz. Mamy tu delikatnie pobrzmiewające w tle dęciaki, znakomitą gitarę akustyczną, a także partie fletu. Paul śpiewa tu, jak natchniony; delikatnie, z wyczuciem, nie przeholowując. Piosenka, przy której zdecydowanie można się wyciszyć. McCartney sprawia wrażenie, jakby chciał wynagrodzić nam poprzednie niewypały. I na tej piosence w zasadzie Wings At the Speed of Sound powinno się już skończyć.

You've got a lot
And from what you've got
I'd say you're doing well, dear

Dressed like a dream
And if things are what they seem
You're looking swell, dear


Paul postanowił jednak zaserwować nam na koniec jeszcze Warm And Beautiful. Jeśli chodzi o poziom cukru w tej piosence - cukrzyk od samego przesłuchania mógłby dostać wstrząsu anafilaktycznego. Tak banalnej, przesłodzonej aż do zrzygania i miałkiej piosenki McCartney chyba jeszcze nie napisał. Jego cukierkowaty wokal podkreśla tylko megalomański tekst i słabiutką melodię, która wydaje się być średnią wszystkich "love songs", jakie popełnił ex-Beatles. Szkoda, że takie coś zaserwował nam na koniec, gdyż obniża to jeszcze bardziej (już i tak stosunkowo niską) ocenę całego longplaya.

A love so warm and beautiful
Stands when time itself is falling
A love so warm and beautiful
Never fades away

Love, faith and hope are beautiful
When your world is touched by sadness
To each his own is wonderful
Love will never die


Wings At the Speed of Sound to typowy dla solowego McCartneya średniak. Jest tu parę niezłych kompozycji, parę świetnych, a nawet kilka murowanych hitów (które takimi też się stały). Przeważają tu jednak knoty i piosenki całkowicie bez wyrazu. Koniec końców ich nadmiar sprawia, że samą płytę też łatwo zapomnieć. Mimo, że Paul rozpoczął z prawdziwym przytupem, pozwolił sobie jednak na umieszczenie dalej utworów, które nigdy nie powinny pojawić się na jakiejkolwiek płycie ex-Beatlesa. W efekcie o Wings At the Speed of Sound nie da się mówić inaczej, niż w kategorii artystycznego niewypału. Co z tego, że jest tu kilka genialnych sztosów, skoro zostały one obudowane nijakim i żenująco słabym otoczeniem? W efekcie zapominamy o nich równie szybko, jak i o całej płycie.

Ocena: 5/10


Wings at the Speed of Sound: 46:36

1. Let 'Em In - 5:10
2. The Note You Never Wrote - 4:21
3. She's My Baby - 3:08
4. Beware My Love - 6:28
5. Wino Junko - 5:21
6. Silly Love Songs - 5:54
7. Cook of the House - 2:39
8. Time to Hide - 4:32
9. Must Do Something About It - 3:43
10. San Ferry Anne - 2:07
11. Warm and Beautiful - 3:13

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"PWRϟUP" - ACϟDC [Recenzja]

Po tragicznej śmierci Bona Scotta w 1980 roku, zespół ACϟDC z pewnością nie miał z górki. Zdarzało się wiele zawirowań, jednak chyba kolejną...