środa, 29 kwietnia 2020

"Parsley, Sage, Rosemary and Thyme" - Simon & Garfunkel [Recenzja]


Wednsday Morning, 3 A.M. nagrano w trakcie trzech sesji. Sounds of Silence powstawał pod presją czasu, kiedy muzycy chcieli iść siłą rozpędu przebojowego singla tytułowego. Zabrakło więc czasu na napisanie premierowego materiału i trzeba było posiłkować się piosenkami nieco starszymi. Paul i Art przy okazji nagrywania kolejnego albumu, zabrali się już za to jak należy. Przygotowania repertuarowe rozpoczęli dużo wcześniej, a także o wiele więcej czasu zabrało samo nagrywanie. Prace nad nową płytą rozpoczęto w 1966 roku i zabrały one 9 miesięcy, zamiast, przewidywanych przez wytwórnię, czterech. Muzycy samodzielnie wzięli się też za miksowanie nagrań, a longplay Parsley, Sage, Rosemary and Thyme ukazał się w końcu 10 października 1966 roku.
Album okazał się wielkim sukcesem i umocnił pozycję duetu na rynku muzycznym. Od razu został okrzyknięty przełomem w twórczości Simona i Garfunkela i do dziś jest uznawany za jedno z ich największych osiągnięć, a także ma zapewnioną stałą pozycję na listach najważniejszych płyt w historii muzyki. 

Rozpoczynamy delikatnym i akustycznym "medleyem". Scarborough Fair to tradycyjna amerykańska pieśń folkowa. Wplecioną w nią Canticle, czyli napisaną na nowo piosenkę Simona, wcześniej zatytułowaną The Side of a Hill. Mamy tu bardzo ciekawą warstwę instrumentalną, powalające dwugłosy, które urzekają swoim urokiem i złożonością już od początku tej wiązanki. Od pierwszej piosenki czuć, że Simon & Garfunkel nie stoją w miejscu, a nawet poszli do przodu, a płyta Parsley, Sage, Rosemary and Thyme (nota bene tytułowa fraza pochodzi właśnie ze Scarborough Fair) będzie albumem o większych ambicjach niż Sounds of Silence.

Tell her to reap it with a sickle of leather
War bellows blazing in scarlet battalions
Parsley, sage, rosemary and thyme
Generals order their soldiers to kill
And gather it all in a bunch of heather
And to fight for a cause they've long ago forgotten
Then she'll be a true love of mine

Utwór Patterns jest nam już znany, bowiem pojawił się wcześniej na albumie The Paul Simon Songbook. Mimo, że aranżacja na Parsley, Sage, Rosemary and Thyme jest o wiele lepsza, bardziej klimatyczna i niezwykła, to wokale Paula nieco mniej zaznaczają świetne zakończenia fraz w zwrotkach. Pod tym względem wolę wersję z jego debiutu. Gdyby wziąć stąd podkład, a stamtąd wokale, mielibyśmy - według mnie - wersję idealną. Nie narzekam jednak, bo i tutaj piosenka wypada oczywiście bardzo dobrze (to przecież znakomita kompozycja ze wspaniałym tekstem, który opowiada o tym, jak skomplikowane jest życie i jak ciężko objąć nad nim kontrolę).

To the instant of my death
There are patterns I must follow
Just as I breathe each breath
Like a rat in a maze
The path before me lies
And the pattern never alters
Until the rat dies

O wiele lżej i optymistyczniej wypada delikatne i zwiewne Cloudy napisane przez Paula wespół z Bruce'em Woodley'em (The Seekers). O ile w Patterns bardzo brakowało mi Arta i uważam, że to właśnie on lepiej by zaśpiewał ową piosenkę, o tyle w Cloudy ich dwugłos działa wręcz wspaniale i dodaje całej piosence bardziej sielankowego i romantycznego wydźwięku.

Hey, sunshine
I haven't seen you in a long time
Why don't you show your face and bend my mind?
These clouds stick to the sky
Like a floating question, why?
Amd they linger there to die
They don't know where they are going and, my friend, neither do I

Homeward Bound ukazał się teoretycznie już rok wcześniej, na brytyjskiej wersji Sounds of Silence. Na światowej jednak go zabrakło i może właśnie dlatego Simon & Garfunkel zdecydowali się umieścić go także na Parsley, Sage, Rosemary and Thyme. Piosenka stała się sporym przebojem (również pewnie dlatego, że niosła go fala sukcesu elektrycznej wersji The Sound of Silence). Do dziś to jeden z najbardziej rozpoznawalnych utworów duetu i trudno się dziwić, bo to piękny i wzruszający obraz Liverpoolu (tam powstała piosenka), wzbogacony piękną, nieoczywistą melodią i świetną harmonią wokalną w refrenach. Kompozycja urzeka więc i uzależnia od pierwszego przesłuchania.

Tonight I'll sing my songs again
I'll play the game and pretend
But all my words come back to me
In shades of mediocrity
Like emptiness in harmony
I need someone to comfort me

Pierwszym dynamicznym utworem z prawdziwego zdarzenia jest bez wątpienia The Big Birth Green Pleasure Machine. Paul napisał tę piosenkę podczas pobytu... w pralni automatycznej, gdzie obserwował jak pralki powoli mielą jego ubrania. Wyszła z tego cyniczna krytyka reklam z wytknięciami niekonsekwencji ruchowi hipisowskiemu. Oprócz świetnego tekstu mamy tu jednak także rewelacyjną melodię, która wpada w ucho i nie pozwala się od siebie uwolnić. Kolejny znakomity utwór. 

Do you nervously await the blows of cruel fate?
Do you cheeks bounce higher than a rubber ball?
Are you worried 'cause your girlfriend's just a little late?
Are you looking for a way to chuck it all?
We can end your daily strife
At a reasonable price
You've seen it advertised in Life

Również szybko (acz mniej dynamicznie, bo nieco oszczędniej) prezentuje się pogodny The 59th Street Bridge Song (Feelin' Groovy) opowiadający o nadmiernym pośpiechu i zachęcający do zwolnienia i rozkoszowania się chwilą. To kolejna znakomita piosenka, acz niewyróżniająca się szczególnie z reszty peletonu.

Slow down, you move too fast
You got to make the morning last
Just kicking down the cobblestones
Looking for fun and feelin' groovy

Piosenka The Dangling Conversation nie okazała się wielkim hitem, jak spodziewał się Paul. Winę zrzucił jednak na zbyt wielki ładunek emocjonalny, jaki ze sobą niesie. Coś w tym jest. Nie mogło być lepszej oprawy dla tego tekstu opowiadającego o rozpadającym się związku, niż piękna i liryczna symfonika. Do tego dochodzą jeszcze wzruszające wokale Simona i mamy utwór idealny, bo The Dangling Conversation jest dla mnie bez wątpienia kompozycją skończoną i idealną.

It's a still life water color
Of a now late afternoon
As the sun shines through the curtained lace
And shadows wash the room
And we sit and drink our coffee
Couched in our indifference
Like shells upon the shore
You can hear the ocean roar
In the dangling conversation
And the superficial sighs
The borders of our lives

Pogodniej wypada za to Flowers Never Bend with the Rainfall. To kolejna świetna piosenka z pięknymi harmoniami wokalnymi i wpadającą w ucho melodią. O tekście nawet nie wspominam, bo to oczywiste, że jest świetny.

No matter if you're born
To play the king or pawn
For the line is thinly drawn between joy and sorrow
So my fantasy
Becomes reality
And I must be what I must be and face tomorrow

Dość zabawnie wypada natomiast A Simple Desultory Phillippic (Or How I Was Robert McNamara'd into Submission). W tej piosence bowiem Paul parodiuje Boba Dylana, a konkretniej jego styl śpiewania (czasem nawet i barwę). Utwór przypomina więc jeden z niekończących się strumieni świadomości Dylana, gdzie momentami pojawia się pospiesznie wstawiona harmonijka. Znając więc Boba, lepiej można zrozumieć koncept, według którego powstała kompozycja, ale i bez tego piosenka wypada nie tylko zabawnie, ale i mądrze. Świetna piosenka.

I knew a man, his brain so small
He couldn't think of nothing at all
Not the same as you and me
He doesn't dig poetry
He's so unhip when you say Dylan
He thinks you're talking about Dylan Thomas
Whoever he was
The man ain't got no culture
But it's alright, Ma
Everybody must get stones

For Emily, Whenever I May Find Her to jeden z większych przebojów duetu. Jak mówi sam Paul, piosenka nie opowiada o "Emily", ale o wierze, jej narodzinach i przetrwaniu (co ma brutalnie zakończyć Overs na albumie Bookends, które opowiada o utracie wiary). To bardzo krótka piosenka, ale wypadająca przepięknie i zapadająca w pamięć swoim urokiem i ulotnością. Cieszę się, że znowu to właśnie Garfunkelowi przypadło w udziale zaśpiewanie pięknej i uroczej piosenki o (pozornie) miłości, bo żaden głos tak się do tego nie nadaje, jak właśnie jego.

And when I awoke
And felt you warm and near
I kissed your honey hair
With my grateful tears
Oh, I love you, girl

Nie podchodził mi nigdy za to A Poem on the Underground Wall. Piosenka ma dość słabą melodię (można by wręcz powiedzieć, że w zwrotkach pojawia się rap) i przemija właściwie niezauważalnie.

The last train is nearly due
The underground is closing soon
And in the dark deserted station
Restless in anticipation
A man waits in the shadows

His restless eyes leap and scratch
At all that they can touch or catch
And hidden deep within his pocket
Safe within its silent socket
He holds a colored crayon

7 O'Clock News/Silent Night. Tak, rzeczywiście ta piosenka to zestawienie obok siebie wiadomości z 3 sierpnia 1966 roku i kolędy. Jednak nie brzmi to tak absurdalnie, jak może się wydawać po tytule. Wręcz przeciwnie, stanowi to rewelacyjny kontrast. Delikatna i kojąca kolęda o pokoju w zestawieniu z tragicznymi bądź też pesymistycznymi wiadomościami. Aż ciary przechodzą. 


Parsley, Sage, Rosemary and Thyme to kolejny krok w rozwoju duetu. Paul Simon jeszcze bardziej rozwinął się jako kompozytor i tekściarz, a harmonie wokalne Art Garfunkela wybrzmiewają tu jeszcze lepiej niż kiedykolwiek wcześniej. Dlaczego więc ten album podoba mi się mniej niż Sounds of Silence? Cóż, według mnie zabrakło tu po prostu kompozycji wyróżniających się na tle całości. Płyty lepiej słucha się, jako jedną i dłuższą całość, bo w oderwaniu od peletonu piosenki wypadają - oczywiście pięknie i z klasą - ale za mało wyraziście. Docenić należy zmiany w formie: aranżacje są o wiele bardziej złożone, a i piosenki zaczynają poruszać drażliwe i kontrowersyjne tematy. Również i kompozycyjnie jest naprawdę na poziomie. Mi jednak zabrakło tego czegoś, co ujęło mnie za serce przy Sounds of Silence. Czuć jednak kolosalną różnicę między tymi dwoma albumami, szczególnie jeśli wziąć pod uwagę, że wydano je w tym samym roku. Sounds of Silence bardziej do mnie przemówiło repertuarem, a Parsley, Sage, Rosemary and Thyme zdecydowanie przewyższa je pod każdym innym względem. Kompozycje są nieco mniej wyraziste, ale rozumiem, że było to poświęcenie konieczne, bo bez tego Simon & Garfunkel nie mogli by pójść dalej. Parsley, Sage, Rosemary and Thyme uważam więc jako udany eksperyment i pomost pomiędzy starym (Wednesday Morning, 3 A.M., Sounds of Silence), a nowym (Bookends, Bridge Over Troubled Water). 

Ocena: 8/10


Parsley, Sage, Rosemary and Thyme: 27:55

1. Scarborough Fair/Canticle - 3:10
2. Patterns - 2:42
3. Cloudy - 2:10
4. Homeward Bound - 2:30
5. The Big Bright Green Pleasure Machine - 2:44
6. The 59th Street Bridge Song (Feelin' Groovy) - 1:43
7. The Dangling Conversation - 2:37
8. Flowers Never Bend with the Rainfall - 2:10
9. A Simple Desultory Philippic (Or How I Was Robert McNamara's into Submission) - 2:12
10. For Emily, Whenever I May Find Her - 2:04
11. A Poem on the Underground Wall - 1:52
12. 7 O'Clock News/Silent Night - 2:01

1 komentarz:

  1. Ciężko powiedzieć, czy bardziej podoba mi się Parsley czy Sounds Of Silence. Ja chyba po prostu kocham każdą ich płytę za coś innego. Jak dla piosenki dzielą się po prostu dobre i jeszcze lepsze. Do tych lepszych z tej płyty na pewno zaliczyłabym The Dangling Conversation, Homeward Bound,Scarborough Fair no i A Simple Desultory Philippic, bo przecież trzeba być takim gościem jak Simon, żeby sparodiować Dylana i to jeszcze tak świetnie!

    OdpowiedzUsuń

"PWRϟUP" - ACϟDC [Recenzja]

Po tragicznej śmierci Bona Scotta w 1980 roku, zespół ACϟDC z pewnością nie miał z górki. Zdarzało się wiele zawirowań, jednak chyba kolejną...