piątek, 19 czerwca 2020

"The Devil You Know" - Heaven & Hell [Recenzja]


Tak naprawdę wszystko zaczęło się od tego, że Tony Iommi, Bill Ward i Geezer Butler nie mogli doczekać się na Ozzy'ego Osbourne'a. Po zjednoczeniu w 1997 roku, panowie powoli i ostrożnie zaczęli mówić o planach na nagranie nowego materiału i trasę koncertową. Pierwsze poważne rozmowy dotyczące tworzenia nowego materiału zaczęły się w 2001 roku. Wtedy jednak Ozzy zajął się promowaniem swojej nowej solowej płyty, Down to Earth, a także uczestnictwem w reality show The Osbournes
W 2006 roku pojawił się pomysł wypuszczenia składanki zatytułowanej The Dio Years, na którą - jak sama nazwa wskazuje - miały złożyć się najlepsze utwory z czasów, gdy wokalistą w zespole był Ronnie James Dio. Wydawca chciał jednak uczynić tę składankę czymś bardziej atrakcyjnym niż standardowe "the best of". Zapytał więc Iommiego, czy nie zostały mu jakieś niewydane dotychczas utwory z tamtych sesji. Tony odparł, że nie, bo panowie zawsze tworzyli dokładnie tyle piosenek, ile było im potrzebnych do skompletowania płyty. Padł więc pomysł, by może tak zrobić coś nowego specjalnie na tę składankę. Dio i Iommi uznali więc, po raz kolejny, że należy zakopać topór wojenny. Ten pierwszy przyleciał więc do Anglii i napisali razem aż 3 utwory, które trafiły na tę składankę: The Devil Cried, Shadow of the Wind i Ear in the Wall. Trzeba było jednak to nagrać. Zadzwonili do Butlera, który z chęcią przyjął propozycję, a następnie do Billa Warda. Ten również przyjechał, ale poróżniły ich kwestie artystyczne, a ponadto Ward nie bardzo miał ochotę jechać w trasę z Dio, bo i taki pomysł podczas sesji się pojawił. Zamiast niego, wielkim entuzjazmem do pomysłu zapałał niezawodny Vinny Apice.
Panowie chcieli ruszyć w trasę pod szyldem Black Sabbath, ostatecznie był to przecież ten skład, który tworzył już 2 albumy zespołu, jednak tym razem na przeszkodzie stanęła im Sharon Osbourne, która wytoczyła im proces o prawa do nazwy, oponując że należy się ona tylko składowi z Ozzym, ponieważ Black Sabbath z Księciem Ciemności na wokalu wciąż formalnie działało. Iommi przegrał w sądzie i oddał Sharon pełne prawa do nazwy "Black Sabbath", a nowy zespół nazwał Heaven & Hell, by nie było wątpliwości, kim są muzycy i jakiego repertuaru należy oczekiwać. Stawiało to też Dio w komfortowej sytuacji; wokalista bowiem nigdy nie czuł się swobodnie w utworach śpiewanych wcześniej przez Osbourne'a (co słychać na Live Evil i Live at Hammersmith Odeon), a teraz mógł ich już nie śpiewać. Paranoid i Iron Man nie musza się pojawić, bo to przecież nie jest Black Sabbath, więc czemu miałby grać przeboje tego zespołu?
Panowie ruszyli więc w marcu 2007 w trasę, którą zakończyli w listopadzie. Wtedy padł też pomysł, by może nagrać całą płytę pod nowym szyldem, skoro tak dobrze im poszło. Panowie osobno przygotowywali swoje pomysły, po czym rozpoczęły się prace nad komponowaniem i nadawaniem utworom ostatecznego kształtu. Album, zatytułowany ostatecznie The Devil You Know (oczywiste odniesienie do tego, że Heaven & Hell to w rzeczywistości Black Sabbath w jednym ze swoich składów, tylko pod nową nazwą), trafił do sprzedaży w kwietniu 2009 roku i okazał się wielkim sukcesem. Zebrał bardzo dobre recenzje, a i nieźle się sprzedawał. Muzycy ruszyli też w trasę promującą płytę, jednak pod koniec listopada okazało się, że Ronnie ma raka żołądka. Jego śmierć pół roku później, przekreśliła plany na dalsze koncerty i płyty pod tym szyldem, a jednocześnie przyspieszyła prace oryginalnego Ozzy'ego, Tony'ego i Geezera nad ich, jak miało się okazać, ostatnią płytą Black Sabbath.

Trzeba przyznać, że z pewnością fani Black Sabbath z Dio na wokalu mogą za sprawą Atom and Evil poczuć się jak w domu. Ten kawałek spokojnie mógłby znaleźć się na ultra-ciężkim Dehumanizer. Posępny, mroczny riff, przyjemnie pulsujący bas Butlera, mocna i efektowna perkusja Appice'a i melodyjne acz potężnie brzmiące wokale Dio. Kompozycja trwa nieco ponad 5 minut, a ani na chwilę nie traci nic ze swojej świeżości i wciąż wywołuje przyjemny dreszcz. To porządny i odpowiednio ciężki kawałek, który pokazuje że "Heaven & Hell" nie oznacza żadnego przełomu - to po prostu stare, dobre Black Sabbath z Dio na wokalu. 

Falling's easy, rising will never be
So we must rise together
Here are the changes, power for harmony
But then there's no forver
Atom and evil

Niemniej ciężko wypada także Fear, acz wydaje się mieć odrobinę więcej dynamizmu. Nie jest to oczywiście taka hard rockowa jazda, jak choćby Neon Knights, jednak jest to wyraźnie zauważalne, zwłaszcza na tle Atom and Evil. Nie bardzo jest tu o czy pisać, gdyż jest to po prostu znów bardzo udana kompozycja przywołująca na myśl Dehumanizer lub Mob Rules. Jeśli komuś przypadła do gustu ciężka i posępna stylistyka tam prezentowana, to i Fear nie powinien rozczarować.

If you've never heard before
There was once a time when only God had fire
The moon and stars and nothing more
To lead you through the night

If there's a Hell and Satan had a daughter
He must have sent her here to hide the flame
We're still afraid, must be he taught her so well
We've seen the light, so why it's all the same

Bible Black rozpoczyna się akustycznym wstępem, jednak nie dajcie się zwieźć - daleko tej piosence do Lonely Is the Word. Następnie mia być dramatyczny wokalny wstęp Dio, jednak wokalista ewidentnie nie dźwiga już tej swojej teatralnej maniery, przez co brzmi to po prostu kiczowato i momentami aż boli, kiedy łamie mu się głos. Po chwili muzycy jednak uderzają ciężarem i całość wraca na wcześniej obrane tory. Znów jest ponuro, mrocznie i ciężko. 

Well, here I go again
From the start and to the end
I wish I could remember what I've done
Now, here's another spell
It could take me straight to Hell
And I feel I'm getting closer to my home

Let me go
I've found addiction and it makes me feel alive
Take me back
I must have the Bible Black

Zdecydowanie słabiej wypada Double the Pain. Ponownie mamy tu próbę przyspieszenia, jednak jest to zbyt ociężałe, przez co może się wydawać, jakby muzycy "chcieli a nie mogli". Kompozycja jest bez wyrazu, a momentami wręcz irytuje.

A slap in the face
To bring him back around
It's a touch like cool morning rain
He's fallen from grace
And slammed to the ground
And begs for some more of the same

Podobnie niemrawo (chociaż lepiej chyba pasowałoby sformułowanie "odtwórczo") wypada Rock and Roll Angel. I tutaj brak po prostu dobrej melodii, która pozwoliłaby utworowi wyróżnić się spośród reszty peletonu i przykuć naszą uwagę. Z pewnością jednak całkiem udanie prezentuje się zwolnienie w środku, gdzie Iommi ma szansę zagrać całkiem udaną, liryczną solówkę. Później niespiesznie i efektownie wracamy do głównego motywu i... znowu całość się rozsypuje. Gwoździem do trumny są dodatkowo wyjątkowo wymęczone wokale Dio.

Don't close your mind
Just bring insanity and you'll see it all
His light can blind you
He's now his revelation

You've been wishing
For the magic sin
Here's where you will find
Your rock and roll angel

Przy The Turn of the Screw czuć chociaż, że panowie się w jakiś sposób szarpią. Starają się sklecić chwytliwą melodię i momentami brzmi to naprawdę w porządku. Niestety - sztmpa goni sztampę, więc i nie można mówić tu o żadnej oryginalności, gdyż wszystkie zabiegi, które tu stosują, słyszeliśmy już od nich wiele razy. Momenty więc są, ale raczej sporadyczne, a piosenka po chwili ginie w gąszczu podobnych sobie utworów.

He was born to be angry
A fire that just burned cold
And you knew you should keep away
Then on a night in the city
It happened he lost control
So it's on to his last today

Właściwie identyczny komentarz mógłbym także wystawić Eating the Cannibals. Tu mamy już zdecydowanie szybszy i mocniejszy kawałek, który całkiem udanie galopuje, a momentami przewijają się tu niezłe melodie. Co jednak z tego, skoro to wszystko już było, a całość zapomina się dosłownie zaraz po zakończeniu. A nawet szybciej.

Come on in, we love our clientele
You're here to taste revenge and so you shall
It's been raised upon your body and your bones
But now you're not alone

Enough with the greeting
Cause soon you'll be eating the cannibals

Udanie rozwija się Follow the Tears. Organy, mroczna gitara, powoli narastająca perkusja i w końcu potężne uderzenie. Nie powiem - urzekło mnie to. Dalej jest... no cóż, różnie. Ponownie: pojawiają się tu całkiem niezłe melodie, które są naprawdę bardzo udane (refreny), jednak z powodu niemrawych zwrotek i do bólu kiczowatego mostka, nie mogę uznać tej kompozycji za godną uwagi. Gdy Dio milknie i do głosu dochodzą instrumentaliści - jest naprawdę bardzo dobrze. Gdy zaś wkracza Ronnie - dobrze jest tylko momentami.

Don't drink for the cup of human kindness
It's a strange brew and poison to the touch
Don't think that they're saving you the finest part for last
Or that you wanted too much

So if you want to know where I've been hiding all these years
Follow the tears, follow the tears

Neverwhere to jednak, niestety, powrót do sztampy i mało wyszukanych melodii, które aż rażą swoją infantylnością i zapamiętywalnością na zerowym poziomie. Nie ma tu nic, o czym można by się uchem zaczepić, a na tym etapie płyty powinno się stawać na głowie, żeby przyciągnąć uwagę słuchacza, bo jednowymiarowy materiał po takim czasie już nudzi. Tu jednak czuć, że muzykom niespecjalnie na tym zależy, bo, doprawdy, ciężko tu nie zasnąć.

Together they wait for the witching hour
Feeling the heat and the push of power
They need to know
Left behind, he's the univited
Maybe the door will open of he waits there
At neverwhere

Breaking into Heaven. Niezły tytuł, co? Brzmi jak coś na miarę Lonely Is the Word. Szkoda tylko, że wcale tak nie jest, a to po prostu kompozycja, która aż razi grafomanią, infantylizmem, kiczem i nijakością. To jeszcze nie koniec: utwór trwa... 7 minut! 7 minut muzycy grają praktycznie jednowymiarowy i przyciężkawy kawałek, który absolutnie nic nie wnosi, a wręcz potwornie męczy. Brawa należą się temu, kto jest na tyle wytrwały, by dosłuchać do końca. Ja zrobiłem to tylko w ramach recenzenckiej rzetelności, oczekując może na jakiś nagły zwrot akcji. Niestety, nic takiego nie nastąpiło, a Breaking into Heaven to w mojej opinii najgorszy utwór płyty, który po prostu jest jednym wielkim, siedmiominutowym diabełkiem. I to, niestety, diabełkiem, którego już, dzięki reszcie zawartości płyty, znamy.

Before today, it was a dark tomorrow
Chained and cursed to wander with man
But we've been told that it's time and we must go
Does hopeless mean maybe we can?

Now we're back again, we want it all
An no one seems to know that evil's come to call
And we will bring temptation and you'll sin
Then we'll slam the door, you can't come back again


Kilkukrotnie w tej recenzji wspominałem, że nie da się odmówić The Devil You Know wielu podobieństw do Dehumanizer. Czy oznacza to więc, że są to albumy do siebie podobne, bądź też na porównywalnym poziomie? Niestety nie, a w takim starciu The Devil You Know ponosi niestety sromotną porażkę. Jeśli już przy Dehumanizer narzekałem, że brak tam wyróżniających się kompozycji, to, doprawdy, nie wiem, co mam powiedzieć o tej płycie. Każdy utwór tutaj brzmi praktycznie tak samo, przez co całość wydaje się być jednym, wyjątkowo długim i wyjątkowo nudnym numerem. Są może jakieś próby uczynienia kilku z nich oryginalniejszymi w stosunku do reszty (akustyczny, teatralny wstęp w Bible Black, solówka w środku Rock and Roll Angel, próba stworzenia nieco bardziej chwytliwej melodii w The Turn of the Screw), jednak na dłuższą metę się to nie sprawdza. Z pewnością na niekorzyść działa także nowoczesne brzmienie, co w praktyce oznacza sporą kompresję dźwięku, przez co materiał po prostu nudzi i - mówiąc kolokwialnie - "zamula". Płyta trwa 54 minuty; to z pewnością za długo, jak na taki rodzaj muzyki. Gdyby zrobić z tego longplay o połowę krótszy i z nieco bardziej wyrazistymi kompozycjami, to moglibyśmy mówić tu o czymś na miarę Dehumanizer. Nie znaczy to jednak, że album nie ma żadnych zalet. Z pewnością wyróżnić trzeba bardzo dobre wykonanie - każda piosenka wykonana jest bez większych zadyszek, posępnie, ciężko i mrocznie, dzięki czemu album może do pewnego momentu robić dobre wrażenie. Szkoda jednak, że pochwalić można tu tylko klimat i wykonanie, czego przecież od muzyków tej klasy należy się po prostu spodziewać. Reasumując: powrót nadzwyczaj nieudany. Mógł być powrót do dawnej sławy i chwały, a wyszedł odgrzewany kotlet; i to w wyjątkowo odtwórczy sposób.

Ocena: 4/10


The Devil You Know: 53:31

1. Atom and Evil - 5:15
2. Fear - 4:48
3. Bible Black - 6:29
4.. Double the Pain - 5:25
5. Rock and Roll Angel - 6:02
6. The Turn of the Screw - 5:02
7. Eating the Cannibals - 3:37
8. Follow the Tears - 6:12
9. Neverwhere - 4:35
10 Breaking into Heaven - 6:53

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"PWRϟUP" - ACϟDC [Recenzja]

Po tragicznej śmierci Bona Scotta w 1980 roku, zespół ACϟDC z pewnością nie miał z górki. Zdarzało się wiele zawirowań, jednak chyba kolejną...