sobota, 26 września 2020

"Led Zeppelin II" - Led Zeppelin [Recenzja]


Led Zeppelin okazał się bez wątpienia sukcesem tak ogromnym, że chyba nikt się go nie spodziewał. Wytwórnia chciała więc - co zrozumiałe - kuć żelazo póki gorące, więc polecili zespołowi, by czasem za daleko się nie oddalał, zagrał parę koncertów, ale zaraz wrócił do studia i wziął się za robotę nad kolejnym krążkiem. Peter Grant miał jednak inne plany; wysłał Zeppelinów w ogromną trasę po całym świecie. Nie tylko jednak chodziło tu o pieniądze. Koncerty rozrastały się często do kilku godzin, gdyż muzycy na scenie sporo improwizowali i z tych właśnie jamów rodziły się kolejne utwory.
W połowie kwietnia wrócili do domu i przed wyjazdem do Stanów mieli tydzień wolnego. Uznali jednak, że po co marnować aż tyle wolnego czasu i zapadła decyzja o wejściu do studia. Tym razem jednak mieli o wiele większe środki i większe plany odnośnie kolejnego albumu, więc nagranie w 2-3 dni nie wchodziło w rachubę. Zaczęli pracę, ale już za chwilę musieli ją przerwać, by ruszyć do San Francisco. Zaczęli więc podróżować po całym świecie, wożąc ze sobą taśmy, wchodząc do różnych studiów i dogrywając kolejne elementy nowej muzyki, za każdym razem z innym inżynierem dźwięku. Za miksowanie całości Page wziął się dopiero pod koniec sierpnia. Był jednak bardzo zmęczony ciągłym nagrywaniem na walizkach, więc i zabierał się do tego raczej niechętnie. Do dziś bardzo źle wspomina okres pracy nad Led Zeppelin II i oświadcza, że nie cierpi tego słuchać, ponieważ przypominają mu się wszystkie te męczące etapy nagrywania i ciągły stres, czy na pewno zdążą się z tym uwinąć.
22 października 1969 w sklepach ukazał się Led Zeppelin II, dokonując czegoś, co wydawało się niemożliwe dla tak młodego zespołu - nie dość że nie pozwolił zdobyć szczytu list Let It Bleed zespołowi The Rolling Stones, to jeszcze strącił z niego legendarne Abbey Road Beatlesów. W Wielkiej Brytanii udało się to dopiero w lutym 1970 roku. Do dziś szacuje się, że rozeszło się ponad 20 milionów egzemplarzy drugiego albumu Zeppelinów.

Rozpoczyamy Whole Lotta Love, a wiec z pewnością nie tylko jednym z największych przebojów Led Zeppelin, ale i jednego z najbardziej ikonicznych utworów, który pomógł w zdefiniowaniu zupełnie nowego nurtu w muzyce. Nawet gdyby ktoś nigdy nie słuchał całej piosenki, to nie ma opcji, by o uszy nie obił mu się TEN riff, który rozpoczyna cały album. Co ciekawe, głębia i potęga brzmienia nie została tu wydobyta dzięki wzmacniaczom, a umiejętnie rozstawionym mikrofonom w studiu. Page mocno inspirował się tu You Need Love Willego Dixona. Podłapał to też Plant, który napisał tekst oparty na tej samej piosence, wyśpiewując go jednak raczej na wzór You Need Loving - interpretacji The Small Faces. (Po wielu bataliach sądowych o pochodzenie riffu i tekstu ostatecznie Dixon został dopisany do listy autorów piosenki). Jednak ten kawałek to przecież nie tylko motoryczny riff i chwytliwy śpiew. Rzekłbym nawet, że te elementy bledną wobec środka, kiedy to mamy prawdziwy festiwal psychodelii i przedziwnych odgłosów, które tworzą niesamowity efekt i hipnotyzują słuchacza swoją odmiennością. Ten, kto słuchał, z pewnością wie, o czym mówię. A jeśli ktoś nie słuchał - to koniecznie trzeba nadrobić, bo Whole Lotta Love to absolutny klasyk rocka, którego wstyd nie znać!

You've been coolin', baby, I've been droolin'
All the good times, baby, I've been misusin'
Way, way down inside, I'm going' to give you my love
I'm goin' to give you every inch of my love
Goin' to give you my love, hey, alright, yes, sir

Want a whole lotta love

Może mniej zniewalająco, lecz wciąż bardzo dobrze, wypada What Is and What Should Never Be. To dla odmiany ballada, jednak wyposażona w nieodłączne zaostrzenia w refrenach, które jednak nie wypadają ani topornie, ani banalnie. To jeden z pierwszych zarejestrowanych utworów podczas sesji do płyty. Nie ma co się dłużej rozpisywać - wszystkie elementy są na miejscu, a piosenka brzmi rewelacyjnie.

So if you wake up with the sunrise
And all your dreams are still as new
And happiness is what you need so bad, girl
The answer lies with you

Catch the wind, see us spin, sail away, leave today
Way up high in the sky
But the wind won't blow, you really shouldn't go
It only goes to show
That you will be mine, by taking our time

Kolejnym słynnym momentem albumu jest The Lemon Song, w którym Plant, pod płaszczykiem opowieści o wyciskaniu cytryny, przemyca parę średnio zawoalowanych erotycznych aluzji. Muzycznie jest to kolejne zapożyczenie Page'a, tym razem jednak z twórczości Howlin' Wolfa. Jakie to ma jednak znaczenie, skoro tak świetnie się tego słucha? Nie ma nawet chwili, by się nudzić, a całość jest bardzo ciekawa.

I should have listened, baby, to my second mind
Oh, I should have listened, baby, to my second mind
Everytime I go away and leave you, darling
You send me the blues way down the line

Najlepszym literackim momentem Led Zeppelin II jest bez dwóch zdań przepiękny Thank You. To własnie tu najlepiej słuchać, jak Plant rozwinął się, jako tekściarz. Funduje nam oryginalny, szczery i poruszający tekst o wdzięczności wobec ukochanej osoby. Wyśpiewuje to dodatkowo w rozbrajający sposób, a podkład muzyczny dodaje tu tylko magii i klimatu uniesienia. Jeden z moich ulubionych momentów na płycie.

Little drops of rain whisper of the pain
Tears of loves lost in the days gone by
My love is strong
With you there is no wrong
Together we shall go until we die, my, my, my
An inspiration is what you are to me
Inspiration - look, see

Heartbreaker
rozpoczynamy kolejnym słynnym riffem. Może nie jest tak ikoniczny jak Whole Lotta Love, jednak z pewnością niczym mu nie ustępuje, jeśli chodzi o motoryczność, chwytliwość i ostre brzmienie. Tu z kolei nie mamy już Planta rozmarzonego, ale tego hard rockowego, rozkrzyczanego, ale wciąż diablo melodyjnego. Ciekawostką odnośnie tego utworu może być fakt, że solówka gitarowa nagrana została już po ukończeniu całej reszty. Page wspomina, że gdy już właściwie piosenka była dopięta na ostatni guzik, przyszedł mu do głowy pomysł na solówkę, która świetnie by tam pasowała. Nagrał ją więc osobno, a potem wkleił do gotowej taśmy, stąd to nieodparte wrażenie zupełnie odstającego od reszty brzmienia gitary. Znakomity, czadowy kawałek.

Her style is new, but the face the same
As it was so long ago
But from her eyes, a different smile
Like that of one who knows

Well, it's been ten years or maybe more
Since I first set eyes on you
The best years of my life gone by
Here I am alone and blue

Some people cry and some people die
By the wicked ways of love
But I'll just keep on rolling along
With the grace of the Lord above

Living Loving Maid (She's Just a Woman) to piosenka umieszczona na stronie B singla Whole Lotta Love, jednak po jakimś czasie okazało się, że jest ona puszczana w radiu równie często, co strona A. Nic w tym dziwnego, bowiem to nie tylko utwór znacznie bardziej przystępny, ale i bardziej chwytliwy, dynamiczny i, zamiast motorycznego riffu, wyposażony w zapadające w pamięć refreny, które ciężko wyrzucić z głowy po przesłuchaniu. Fajne, proste i ostre granie.

Nobody hears a single word you say
Living, loving, she's just a woman
But you keep on talking till your dying day
Living, loving, she's just a woman

Ramble On to piosenka, która na swoją sceniczną premierę czekała aż do 2007 roku. Ciężko mi zrozumieć, czemu Zeppelini nie porywali się na granie jej na żywo, bowiem to kolejny fenomenalny numer z nieco spokojniejszymi zwrotkami, które poprzedzają nieco psychodeliczne mostki i absolutnie fantastyczne, wybuchowe refreny. Uwagę zwraca także tekst, przy pisaniu którego Plant prawie na pewno inspirował się Władcą pierścieni.

The leaves are falling all around, time I was on my way
Thanks to you, I'm much obliged for such a pleasant stay
But now it's time for me to go, the autumn moon lights my way
For now I smell the rain, and with it pain, and it's headed my way
Ah, sometimes I grow so tired
But I know I've got one thing I got to do

Nie jestem jakimś wielkim zwolennikiem solówek perkusyjnych, a tym bardziej umieszczania ich na albumach studyjnych. Może to dlatego Moby Dick nigdy nie robił na mnie szczególnego wrażenia. Oczywiście, trzeba w tym miejscu docenić kunszt Bonhama, który jest niezaprzeczalny; był to zdecydowanie jeden z najlepszych perkusistów muzyki rockowej, co nie ulega wątpliwości. Problem w tym, że takie rzeczy najzwyczajniej w świecie mnie nie jarają, więc poza docenieniem jego ogromnych umiejętności, nic dobrego więcej o Moby Dick nie powiem, bo mnie takie coś po prostu nudzi.
Znacznie ciekawiej wypada natomiast Bring It On Home (kolejna "inspiracja" Dixonem). Zaczyna się niewinnie, sennie, by po chwili rozkręcić się i zaserwować nam całą serię potężnych uderzeń, dobarwianych tu partiami harmonijki ustnej. Zakończenie z klasą.

Try to tell you baby
What you trying to do?
Trying to love me, baby
And love some other men too
Bring it on home, bring it on home
Went a little walk downtown
Messed and got back late
Found a note there waiting
It said, "Daddy, I just can't wait."
Bring it on home, bring it on home
Bring it back home, bring it back home to me, baby


Pozwolę sobie rozwiać wątpliwości już na samym początku: moim zdaniem Led Zeppelin II to album wybitny, tak samo jak debiut zespołu. Jednak na drodze do doskonałości w moim mniemaniu stanął tylko i wyłącznie Moby Dick (analogiczna sytuacja jak w wypadku Paranoid Black Sabbath i utworu instrumentalnego Rat Salad). Poza tym jednak, żadnej piosence na płycie nie mam nic do zarzucenia, bowiem Led Zeppelin po prostu pozamiatało. Każdy utwór ma swoją indywidualność, nie zlewają się w jedno, a jednocześnie razem tworzą wspaniałą całość. Od samego początku longplay chwyta za gardło i nie odpuszcza aż do końca, nie dając nam ani chwili oddechu. Ten album to praktycznie sztos za sztosem, i zanim się zorientujemy, już minął, jednak tak nas zahipnotyzował, że po jakimś czasie czujemy potrzebę, by do niego wrócić. Tą płytą Led Zeppelin udowodnili, że nie są artystami jednego albumu. Potwierdzili tu swoją wielkość i potencjał, który w nich drzemał.

Ocena: 9/10


Led Zeppelin II: 41:38

1. Whole Lotta Love - 5:34
2. What Is and What Should Never Be - 4:46
3. The Lemon Song - 6:19
4. Thank You - 4:49
5. Heartbreaker - 4:14
6. Living Loving Maid (She's Just a Woman) - 2:39
7. Ramble On - 4:34
8. Moby Dick - 4:20
9. Bring It On Home - 4:19

2 komentarze:

  1. "Jedynka" lepsza, ale ten album też supcio :)




    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też wolę debiut, ale bez wątpienia "Led Zeppelin II" był o wiele bardziej nowatorski. Mimo wszystko, doceniam go i bardzo lubię, aczkolwiek częściej i z większą przyjemnością wracam, podobnie jak Ty, do poprzedniczki.

      Usuń

"PWRϟUP" - ACϟDC [Recenzja]

Po tragicznej śmierci Bona Scotta w 1980 roku, zespół ACϟDC z pewnością nie miał z górki. Zdarzało się wiele zawirowań, jednak chyba kolejną...