Z pewnością za sprawą At the Rock House, Roy wszystkich swoich fanów wprawił w osłupienie. Na Lonely and Blue zaserwował im bowiem znakomitą porcję melancholijnych, nierzadko przygnębiających, ale i melodyjnych piosenek o samotności, porzuceniu i smutku. Kolejna płyta natomiast była raczej monotonną i średnią zbieraniną bardziej dynamicznych (acz wciąż melodyjnych) kawałków, w której Orbison ani nie miał jak trzymać się swojego emploi, ani nie dał sobie szansy, by w pełni wyeksponować swój wspaniały głos. Generalnie wywrócił do góry nogami wizję jego artystycznej osobowości, którą zapewne zdążyli sobie już zbudować jego słuchacze, nie chcąc dać się zaszufladkować. Brawo za odwagę, aczkolwiek szkoda, że zaprezentował przy tym tak słaby materiał. Dali mu też to odczuć słuchacze, gdy At the Rock House sprzedawał się wyraźnie słabiej niż poprzednik.
Tak więc na kolejnej, wydanej niedługo potem (styczeń 1962), płycie postanowił wrócić do takiej muzyki, jaką przedstawił się słuchaczom na Lonely and Blue (acz i tu jest pewien haczyk), co sugerowały już pierwsze zapowiedzi materiału, a także okładka, która nie pozostawia wątpliwości, co do zawartości. Album zatytułowano Crying, od wydanego jeszcze w 1961 roku singla, który stał się sporym przebojem i do dziś uważany jest za jeden z najlepszych utworów w historii muzyki rozrywkowej.
Album rozpoczyna piosenka tytułowa. Na wstępie zaznaczę tylko, że ilekroć do niej wracam, to ten numer dosłownie mnie rozstraja emocjonalnie. To, co tu odwala Roy, to się po prostu nie mieści w głowie. Zaczyna delikatnie, a później pokazuje całą skalę swojego głosu, którą umiejętnie podbija wspaniała symfoniczna aranżacja. Całosć oczywiście jest do tego wszystkiego niewiarygodnie wręcz chwytliwa. Serio, chciałbym powiedzieć o tej piosence coś złego, by nie zrobiło się za słodko, ale no nie mogę nic wymyślić. Wspaniały utwór, który za każdym razem wywołuje we mnie wielkie emocje. Nie dziwi fakt, że to jeden ze sztandarowych kawałków Orbisona, który po dziś dzień pozostaje jednym z najbardziej rozpoznawalnych i reprezentatywnych w jego repertuarze.
I was all right for awhile
I could smile for awhile
But I saw you last night
You held my hand so tight
As you stopped to say, "Hello"
Oh, you wished me well
You, you couldn't tell
That I'd been crying over you
Crying over you
When you said, "So long"
Left me standing all alone
Alone and crying, crying
The Great Pretender to dla odmiany cover popularnego utworu The Platters z 1955 roku. Jest zdecydowanie mniej dramatyczny, co nie znaczy jednak, że nie ma tu sporego ładunku emocjonalnego. Towarzyszy nam tu standardowe instrumentarium rockowe (choć od czasu do czasu wtrącą się na chwilę smyczki) i chórki znakomicie uzupełniające rewelacyjne wokale Orbisona, który znów wybija z butów. Kolejna znakomita piosenka.
I'm the great pretender
Pretending that I'm doing well
My need is such I pretend too much
I'm lonely but no one can tell
I'm the great pretender
Adrift in a world of my own
I've played the game but to my real shame
You've left me to grieve all alone
Love Hurts to z kolei utwór The Everly Brothers, jednak to dopiero Roy uczynił go przebojem, po który potem z chęcią sięgało wielu artystów, od Nazareth po Cher. Mnie piosenka ta może mniej przekonała niż Crying i The Great Pretender, choć fakt, że ciężko konkurować z takimi poprzednikami. Jest bardzo sympatyczna i miło się jej słucha, acz nic więcej. Od Orbisona oczekuję jednak nieco więcej.
Love hurts, love scars
Love wounds and mars
Any heart not tough
Nor strong enough
To take a lot of pain, take a lot of pain
Love is like a cloud, holds a lot of rain
Love hurts
Love hurts
She Wears My Ring to bez wątpienia najstarsza kompozycja na tym krążku, bowiem pochodzi aż z 1862 roku. Roy nie był jednak pierwszym artystą. który postanowił po nią sięgnąć w nowym wieku, bowiem wcześniej wykonywał ją choćby Nat King Cole, a później - m.in. Elvis Presley. Wersja Roya jest bardzo poprawna i, również, bardzo przyjemnie sobie płynie, jednak nie wywołuje większych emocji. Szkoda.
She wears my ring to show the world that she belongs to me
She wears my ring to show the world she's mine eternally
With loving care I placed it on her finger
To show my love for all the world to see
This tiny ring is a token of tender emotion
An endless pool of love that's as deep as the ocean
She swears to wear it with eternal devotion
That's why I sing, because she wears my ring
Przy Wedding Day powracamy do premierowych, autorskich kompozycji. Piosenka ta nie stanowi jednak dobrego "nowego otwarcia", bowiem jest dość średnia i raczej specjalnie się nie wyróżnia. Nawet Roy śpiewa tu jakby od niechcenia, a tego już wybaczyć nie można. Nic specjalnego.
Wonder how long it will take.
For this heart of mine to break
There's I watch you walk away.
This was to be our wedding day.
I won't hear the choir sing.
While I hold your golden ring.
Might as well throw it away.
With my dreams of wedding day.
Nadzieję w Roya wraca natomiast przepiękna Summersong. Piękny rytm walca, wspaniałe wokale Orbisona, no i melodia, która natychmiast relaksuje i wprawia w specyficzny nastrój, który potrafi wywołać tylko Big O. Przepiękny numer.
Oh, when the leaves fall away from the trees
I'll still be blue all winter long
And I'll sing our summersong and dream of you
I'll sing our summersong and dream of you
Ech, gdyby całe At the Rock House brzmiało tak jak Dance... Miło sobie pomarzyć. No, ale wracając na ziemię: Dance to dowód na to, że można było na początku lat 60. dynamiczny kawałek bez wpadania w sztampę i jednowymiarowość. Niemało się tu dzieje, mamy dęciaki, rockandrollowe instrumentarium, damskie chórki, świetne wokale Roya... i to właściwie tyle. Więcej nie trzeba.
Well they're dancin' down the corner put your best dress on
Get with it baby we're gonna go all night long
Get ready right now we gonna dance on and on
Równie porywająco wypada niebanalne i nieoczywiste Lana. Kolejny niezły numer, acz już nie tak dobry.
Oh, beautiful Lana
I told it my mama
And my dad
What I had
Was the sweetest
And the neatest
Little girl
In the world
Poziom wzrasta ponownie przy Loneliness, które w miarę dynamiczną kompozycję łączy z dramatycznym i smutnym tekstem o samotności. To wszystko jednak wypada tak świetnie, że aż nie ma o co się przyczepić. Oryginalna i porywająca kompozycja ze znakomitymi wokalami Roya, który brzmi dramatycznie, nie ujmując przy tym z szybszego tempa.
Loneliness is the worst thing in the world
To be alone all the day long
No ring on the phone, yeah this is wrong
Low down loneliness
Żadnych uwag nie mam także do diablo chwytliwego Let's Make a Memory. Ze świetnymi, radosnymi zaśpiewami Roya, chórkiem i symfoniczną aranżacją. Zaraźliwie optymistyczny i wspaniale brzmiący numer.
Sweet baby
Baby hold me tight then
Squeeze with all your might then
Let's make a memory
Come on now
Just have a little fun for
What do you think we're young for?
Let's make a memory
Make a memory
Nite Life to ostatnia na tej płycie tak optymistycznie brzmiąca piosenka z zabawnymi dęciakami, chwytliwymi refrenami. Fajny numer, acz ustępujący nieco poprzednikom.
When shadows fall, the day is done
The mountain tops hide the setting sun
The magic of the night is here, for all young lovers far and near
Oprócz Crying wszystkie piosenki bledną jednak przy finałowym Running Scared. To jeden z największych sztosów w repertuarze Orbisona. Podkład jest dość monotonny, jednak to, co Roy wyprawia tu wokalnie, to po prostu mistrzostwo świata. Operowy rozmach, powoli narastające napięcie i finał, który eksploduje z siłą bomby atomowej. Ciarki gwarantowane. Absolutnie porywający i zniewalający numer.
Just runnin' scared, feelin' low
Runnin' scared, you love him so
Just runnin' scared, afraid to lose
If he came back which one would you choose
Then all at once he was standing there
So sure of himself, his head in the air
My heart was breaking, which one would it be
You turned around and walked away with me.
Crying to longplay stosunkowo trudny do oceny. Roy zaczyna bowiem z wysokiego C, serwując nam wybitny utwór tytułowy i bardzo dobry The Great Pretender, jednak potem na 3 piosenki następuje gwałtowny spadek formy. Album wraca na właściwe tory dopiero przy Summersong, i potem jest już przeważnie znów rewelacyjnie (pomijając Lana), a na końcu wręcz wybitnie dzięki Running Scared. Koniec końców, jednak Crying jest bez wątpienia płytą bardzo, bardzo dobrą i z pewnością jednym z najjaśniejszych punktów dyskografii Roya Orbisona. Oczywiście nie będę tu rozpływać się nad tym, jak ten gość wyśmienicie śpiewa, bo to rzecz oczywista. Po prostu warto tego albumu chociaż raz w życiu posłuchać, bowiem jak dla mnie jest to najlepsza rzecz, którą nagrał Roy w pierwszym okresie swojej działalności. Ktoś chce poznać Orbisona i nie wie od czego zacząć? Crying na początek powinno być jak znalazł.
Ocena: 8/10
1. Crying - 2:45
2. The Great Pretender - 3:02
3. Love Hurts - 2:28
4. She Wears My Ring - 2:30
5. Wedding Day - 2:06
6. Summersong - 2:45
7. Dance - 2:52
8. Lana - 2:17
9. Loneliness - 2:27
10. Let's Make a Memory - 2:18
11. Nite Life - 2:32
12. Running Scared - 2:14
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz