czwartek, 6 grudnia 2018

"Show No Mercy" - Slayer [Recenzja]


Metallica, Anthrax, Megadeth i Slayer - te cztery zespoły określane są, jako "Wielka Czwórka" thrash metalu. Ten ostatni w 2018 roku podjął decyzję o zakończeniu kariery. Jest to więc dobra okazja, by przyjrzeć się dokonaniom tego rewolucyjnego dla muzyki metalowej zespołu.
Slayer powstał w 1981 roku, jako kwartet składający się z gitarzystów Kerry'ego Kinga i Jeffa Hannemana, perkusisty Dave'a Lombardo oraz basisty - i pełniącego również funkcję wokalisty - Toma Arayę. Początkowo zespół miał nazywać się "Wings of Fire", ale ostatecznie postawiono na "Slayer". Zespół rozpoczynał karierę od grania coverów Iron Maiden, Judas Priest i zespołów punkowych. Pierwszy koncert zespołu odbył się 25 marca 1982 roku. W 1983 w klubie Woodstock ich koncert zobaczył właściciel wytwórni Metal Blade Records i zaproponował im nagranie utworu na kompilację Metal Massacre 3, a w listopadzie Slayer rozpoczął nagrywanie swojego debiutanckiego albumu.
Koszt produkcji, ze swoich oszczędności, pokrył Tom Araya, a także ojciec Kerry'ego Kinga. Brian Slegel - wspomniany szef Metal Blade Records - zażyczył sobie, by podczas nagrywania, Lombardo nie korzystał z talerzy perkusyjnych, ponieważ obawiał się, czy w trackie miksowania da się usunąć te przeszkadzające dźwięki, ze względu na, i tak już duży, poziom hałasu. Ostatecznie się to udało.
W oprawie koncertów, a także w tekstach na tej płycie, Slayer porusza się w tematyce satanistycznej, by zyskać rozgłos; na tylnej stronie okładki widnieje liczba 666, a Hanneman został uwieczniony na zdjęciu, jak podczas gry na gitarze trzyma odwrócony krzyż. Doszło nawet do tego, że Parents Music Resource Center zażądało, by Slayer zaprzestał wydawania płyt.

Zaczyna się ostro, bo typowo thrashowym Evil Has No Boundaries. Podkręcone do oporu tempo, piskliwa gitara i wypluwające kolejne słowa Araya - po prostu esencja Slayera. Kawałek czadowy i bezkompromisowy. Zwraca uwagę zmiana stylu śpiewania przez Toma w połowie utworu. Solówki między kolejnymi częściami są melodyjne, ale też nie brakuje im agresji. Tuż przed zakończeniem utworu słyszymy znów riff z początku kawałka, a perkusja zalicza jeszcze bardziej dynamiczne wejście. Świetny opener

Satan, our master in evil mayhem
Guides us with every first step
Our axes are growing with power and fury
Soon there'll be nothing else left
Midnight has come and the leathers strapped on
Evil is at our command
We clash with God's angels and conquer new souls
Consuming all that we can

Już w samym brzmieniu intra do następującego po nim The Antichrist słychać, jak wielką inspiracją dla Slayera był Iron Maiden. Ten riff mógłby spokojnie wyjść spod palców Dave'a Murraya. Sama konstrukcja utworu przypomina też wczesne kompozycje "żelaznej dziewicy" i spokojnie mogłaby pochodzić z Iron Maiden, czy też Killers. Absolutnie nie są to zarzuty; to naprawdę świetny kawałek i wprowadza nieco melodyjności do tego albumu.

Watching disciples
Of the satanic rule
Pentagram of blood
Holds the jackal's truth
Searching for the answer
Christ hasn't come
Awaiting the final moment
The birth of Satan's son

Co w takim razie można powiedzieć o Die By The Sword? Ten to dopiero jest melodyjny! Świetny, mięsisty riff napędza utwór, ale równocześnie dodaje odrobinę ciężaru. Znajduje się tu też najlepsze solo na albumie, które jest diablo szybkie, ale też nie brakuje mu melodyjności charakterystycznej dla NWOBHM. 

Satan watches all of us
Smiles as some do his bidding
Try to escape the grasp of my hand
And your life will no longer exist
Hear our cry, save us from
The Hell in which we live
We turn our heads toward the sky
And listen for the steel

Nie wiem czemu, ale riff otwierający Fight Till Death skojarzył mi się z Metalliką. Ale za to perkusja rozwiała całkowicie to skojarzenie, gdyż jeśli chodzi o Metę, ten kawałek mógłby się znaleźć chyba tylko na Kill 'Em All a i tak byłby tam najszybszym i najbardziej agresywnym utworem. Jeśli chcecie komuś wytłumaczyć na czym polega thrash metal, puśćcie mu po prostu Fight Till Death. Gwarantuję, że zrozumie. Piekielnie szybki i agresywny kawałek z mistrzowską gitarą pośrodku. 

Prepare for attack
Your body will burn
Endless war
There's no return
Prepare for attack
Death will arrive
Your orders are clear
No way to hide
Fight till death

Najlepsze jednak dopiero przed nami. A najlepszym utworem z płyty jest indeks piąty. Tam bowiem kryje się dzieło o tytule Metalstorm/Face the Slayer. Długo rozkręcający się kawałek, a kiedy wreszcie znajduje swój rytm i melodię, zaczyna się prawdziwy majstersztyk thrashowy Slayera. Mógłbym tu się dwoić i troić, by opisać, co się tu dzieje, ale to bez sensu; trzeba posłuchać, gdyż jest to coś niesamowitego. 

You think you can destroy me? You'd better think again
I am eternal terror, my quest will never end
I'll trap you in the pentagram
And seal your battered tomb
Your life is just another game
For Satan's night of doom


Powoli narastająca gitara w Black Magic to zapewne najbardziej ekscytujący moment albumu. Potem powoli wchodzi bas, druga gitara i w końcu perkusja. Utwór staje się z "maidenowego" czysto "slayerowy". Świetne połączenie tych dwóch metalowych światów. Kawałek ten stał się jednym z większych przebojów (oczywiście wśród fanów gatunku) pochodzącym z tego albumu i zespół grał go aż do swojej pożegnalnej trasy włącznie. Nic dziwnego, gdyż to kolejny znakomity kawałek, pokazujący Slayera z perspektywy zespołu owszem, ostrego, ale i nie pozbawionego aspiracji na tworzenie czegoś ambitniejszego niż prosty łomot.


Cursed, black, magic night
We've been struck down
Down in this Hell
Spells surround me day and night
Stricken by the force of evil light
The force of evil light

Tormentor to kolejny opatrzony melodyjnym wstępem, a następnie przeradzającym się w agresywniejszą muzykę utwór. Tym razem czuć tu mocną inspirację Judas Priest. Araya śpiewa tu zupełnie inaczej, bardziej konwecjonalnie i krzykliwie, co brzmi niestety nie najlepiej. Tormentor nie wyróżnia się też niczym szczególnym. Mija bardzo szybko i bardzo łatwo go zapomnieć. Najsłabszy punkt albumu.

Running from shadows
Blinded by fear
The horror of nightfall
Is ever so near
I slowly surround you
As terror sets in
Are you afraid of the night?

Inną bajką jest już The Final Command, który pokazuje, że Slayer grając agresywnie, czuje się jak ryba w wodzie. Kawałek podkręcony do granic możliwości, sprawia, że aż brzuch boli z tego przyspieszenia. Świetna rzecz.

Hiding in darkness from enemies unseen
Awaiting our victory, ending his dream
Cursed are the souls who defy his will
All of which are tortured and ruthlessly killed

Najlepszym wstępem do jakiegokolwiek kawałka na albumie jest zdecydowanie ten, który otwiera Crionics; tajemniczy i ekscytujący. Araya śpiewa tu trochę jak Hetfield na Ride the Lightning. Nie jest to zarzut, gdyż brzmi on bardzo dobrze, jak i cały ten kawałek zresztą. Zwraca uwagę zwłaszcza zmiana tempa mniej więcej w połowie, a także, następujące po niej delikatne przyspieszenie. Kolejny atut krążka. Ostry i melodyjny.

Eyes upon me
Watching me in my perpetual sleep
Dreams deceive me
My future depends on a mindless dream

Gwałtownym wejściem perkusji rozpoczyna się ostatni, tytułowy kawałek, który - zgodnie z tytułem - nie ma dla nas litości. Araya wypluwa kolejne słowa, perkusja dudni jak oszalała, a gitary nie dają nam wytchnienia. I ten prowokująco-satanistyczny tekst...

Roam throughout the endless wars
Hold high his name we must
Warriors from the gates of Hell
In Lord Satan we trust

(...)
Stalking the night can't you feel I'm near
Watching each step that you take
I take lives and show all no mercy this night
Attack those not knowing my force


Slayer na swoim debiutanckim albumie zaprezentował się z jak najlepszej strony. Jest to granie bezkompromisowe i ostre już na tym etapie, mimo że zespół nie wyrobił sobie jeszcze do końca własnego stylu. Czerpie inspiracje m.in. od Iron Maiden, Judas Priest czy z szeroko pojętego punku, jednak nie ulega ani na moment wątpliwości, że jest to coś zupełnie nowego. Tak agresywnego grania świat jeszcze nie słyszał, a Slayer już na debiucie daje nam do zrozumienia, że najlepsze jeszcze przed nami.

Ocena: 8/10


Show No Mercy: 35:02

1. Evil Has No Boundaries - 3:09
2. The Antichrist - 2:49
3. Die by the Sword - 3:36
4. Fight till Death - 3:37
5. Metal Storm/Face the Slayer - 4:53
6. Black Magic - 4:03
7. Tormentor - 3:45
8. The Final Command - 2:32
9. Crionics - 3:29
10. Show No Mercy - 3:06

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"PWRϟUP" - ACϟDC [Recenzja]

Po tragicznej śmierci Bona Scotta w 1980 roku, zespół ACϟDC z pewnością nie miał z górki. Zdarzało się wiele zawirowań, jednak chyba kolejną...