niedziela, 6 stycznia 2019

"From Genesis To Revelation" - Genesis [Recenzja]


Jedna z najsłynniejszych grup rockowych w historii powstała w roku 1965 w wyniku połączenia zespołów Garden Well i Anon. Z tej pierwszej pochodzili Peter Gabriel (wokal) i Tony Banks (klawisze), a z drugiej Mike Rutheford (bas) i Anthony Phillips (gitara). Następnie do wspomnianej czwórki doszedł Chris Stewart (perkusja) i w piątkę zawiązali grupę New Anon.
W tym właśnie składzie nagrali taśmę demo, zawierającą 6 piosenek, które Banks określił jako "czysty pop". Muzycy jeden egzemplarz swojej taśmy demo wysłali do prezentera BBC, Davida Jacobsa, a drugi do znanego autora piosenek i producenta, Jonathana Kinga, i to właśnie on postanowił postawić na zespół New Anon. Zaoferował im 40£ za nagranie czterech piosenek. Namawiał ich też, by trochę uprościli aranże i by porzucili brzmienie elektroniczne, gdyż akustyczne instrumenty są tańsze. Pierwsze profesjonalne sesje zespołu miały miejsce miedzy sierpniem a grudniem 1967 roku w Londyńskim Regent Sound Studio. King był zachwycony rezultatami i zaproponował im 10-letni kontrakt ze swoją wytwórnią JonJo Music, a także 5-letni na nagrywanie z Decca Records. Rodzice jednak woleli, by członkowie zespołu (w wieku od 15 do 17 lat) skupili się jednak na nauce, a karierę muzyczną zostawili na później. Po negocjacjach kontraktu, King zgodził się poczekać.
King zauważył, że zespół zaczyna rozwijać się muzycznie, co mu się bardzo nie spodobało i zaczął nalegać, by wrócili do grania prostych, popowych piosenek. Gdy grupa się nie zgodziła, zaczął przycinać w studio solówki Banksa albo w ogóle je wycinać. Jako odpowiedź, zespół napisał utwór The Silent Sun, który był pastiszem ulubionego zespołu Jonathana, Bee Gees. Piosenka została nagrana w grudniu 1967 roku i wydana 22 lutego 1968 z utworem That's Me na stronie B, jako pierwszy singiel Genesis.
Nazwę wymyślił King, który uważał ich za "początek zupełnie nowych dźwięków i nowej jakości w muzyce". Brano też pod uwagę nazwy Gabriel's Angels i Champagne Meadow. Gdy drugi singiel, A Winter's Tale, również przepadł na listach przebojów, Stewart opuścił grupę, by skupić się na nauce.
King nadal jednak wspierał grupę i w połowie 1968 roku zasugerował im, że ich los może odwrócić już tylko longplay. Ponadto zasugerował, by był to luźny album koncepcyjny opowiadający historię o Księdze Genesis (Otwarcia) na początku i Księdze Revelation (Objawienia) na końcu, połączonych ze sobą ścieżkami instrumentalnymi. Genesis podchwyciło pomysł i zaczęło pracować nad materiałem. Zwerbowali do zespołu Johna Silvera na miejsce Stewarta i w sierpniu 1968 roku, podczas wakacji w szkole, weszli do studia, by w ciągu dwóch dni nagrać album From Genesis To Revelation. Album został zmiksowany w ciągu 10 dni i, bez wiedzy zespołu, dokonano tam kilku istotnych zmian. Dodano więcej aranżacji smyczkowych, a ponadto róg do jednego z kanałów stereo, co musiał zaskutkować wmiksowaniem występu Genesis na drugim. Philips był do tego stopnia rozzłoszczony tymi ingerencjami, że wściekły wyszedł ze studia, gdy tylko usłyszał finalną wersję albumu.
Debiutancki album grupy Genesis, From Genesis To Revelation wydany został 7 marca 1969 roku.

Delikatny wokal Gabriela, pstrykanie, klawisze, po chwili gitara i zaczynamy pierwszy utwór na płycie, Where the Sour Turns To Sweet. Zwraca uwagę minimalistyczna, ale też bardzo ciekawa aranżacja. Wydaje się niezwykle skromna, gdyż przez większość utworu mamy do czynienia tylko z gitarą akustyczną i klawiszami, ale po pewnym czasie wkraczają też partie smyczków, dęciaków, a nawet... chór. Wokal Gabriela jest jakby rozmarzony, ale i bardzo melodyjny. Piosenka jest jak najbardziej udana, a ponadto zawiera bardzo ciekawy tekst, który można niejednorako interpretować. 

You can meet yourself
Where the sour turns to sweet
Leave your ugly selfish shell
To melt in the glowing flames
Can you sense the change?
See your eyes, now listen

Utwór płynnie przechodzi w zdecydowanie żywszy In the Begining, gdzie wokal jest już zdecydowanie agresywniejszy i bardziej wyrazisty. Ponownie mamy tu bardzo poetycki tekst.

Is that the chariot with stallions gold
Is that a prince of heaven on the ground
Is that the roar of a thunderflash
This is my world and it's waiting to be crowned
Father, son, looks down with happiness, life is on its way

Znów mamy do czynienia z płynnym przejściem, tym razem w o wiele delikatniejszy Fireside Song, który charakteryzuje się delikatną partią smyków. Partia gitary oparta jest na zaledwie kilku akordach, ale zdaje się być też motywem przewodnim albumu, gdyż z tymi samymi dźwiękami mamy do czynienia już od Where the Sour Turns To Sweet. Szkoda tylko, że mamy tu do czynienia z wyciszeniem muzyki, gdyż bardzo nie lubię tego zabiegu. 
Zacierają go jednak nieco afrykańskie rytmy... które okazują się jedynie zmyłką, gdyż po chwili dopiero słuchamy właściwego The Serpent ze wspaniałymi, podniosłymi partiami chóru. Nic dziwnego, gdyż ten utwór opisuje stworzenie świata przez Boga. Jest to naprawdę wspaniały utwór, pełen patosu, ale też ciekawych muzycznych zwrotów akcji.

Dark night, planets are set
Creator prepares for the dawn of man
You're waking up, the day of incarnation
Said you're waking up to life

Images he made to love
Images of gods in flesh
Mas in wonderful, very wonderful
Look at him
Beware the future

W utwór Am I Very Wrong? wprowadza nas delikatna partia fortepianu i gitary. Tak delikatnie jest już do końca, a klimat podtrzymuje też następujący po nim, In the Wilderness. Ten jednak, oprócz tego że jest delikatny, ma też w sobie masę optymizmu i podskórnej radości, których jednak brakowało w poprzedniku.

Fighting enemies with weapons made to kill
Death is easy as a substitute for pride
Victors join together, happy in their bed
Leaving cold outside the children of the dead

Music, all I hear is music
Guaranteed to please
And I look for something else
Rain drops pouring down the rooftops
Flowing in the drains
As the people run their lives
As their live are run by time

W szybszym tempie utrzymany jest The Conqueror. In Hiding natomiast jest w tempie wolniejszym. Genesis popełnia na tej płycie jeden dość rażący błąd, który daje o sobie znać już w tym momencie, a mianowicie zbyt często robi zabieg typowy dla płyt popowych, czyli umieszcza piosenki w dość przewidywalnej kolejności. Po piosence wolnej musi być szybka, po której z kolei znów będzie wolna i tak dalej. Nie jest to reguła, zdarzają się wyjątki, jednak przeważnie tak jest, co czyni z tej płyty rzecz zbyt przewidywalną, jak na to, że jest to album z muzyką progrockową. Po In Hiding mamy, wyposażony w kolejne skrzypce, One Day, który ma wreszcie linię melodyczną wyróżniającą się z peletonu. 

Don't get me wrong
I think I'm in love
But the feeling in the word is more
Than your crystal eyes will ever see in me
Don't get me wrong
Open your eyes
Although I cannot show my heart
I'll watch and hope while you are near to me


Bardzo pięknym utworem jest też Window. Ma jeden z najbardziej baśniowych tekstów płyty i oprawę muzyczną, która gwarantuje całej piosence iście magiczny wydźwięk. Mój numer 1 albumu.

High on a golden crested wave she sits
The little nymphs dance in her hair
The trees all beckon to the sky to bless their empty lives
Horizons come  to sip wine there
The veiled mist reveals the wandering ship upon the reef
The albatross flies to the stern
But only Jack Frost saw the kiss you gave him in return

Przy słuchaniu In Limbo mam nieodparte wrażenie, że to jakiś odrzut z pierwszej płyty Pink Floyd. Po głębszym wsłuchaniu się jednak w utwór, to wrażenie mija, gdyż ten utwór jest tak dobry, że absolutnie nie mógłby być odrzutem dla żadnego zespołu.

Please
take me away
Far from this place
Leaving me here
Take me away

To the furthest star in the sky
Take me away
To the deepest cave of the night
Take me away
Voices of love, here am I
In the sad sad world of fear
Take me away
From the power of my ambition
And I'll be happy

W podobnym nastroju utrzymany jest The Silent Sun, a także kończący album A Place To Call My Own, przy czym ten drugi mimo tego że składa się tylko z wokalu i podkładu tworzonego jedynie przez fortepian (w późniejszej części dochodzą smyczki) jest jednym z najmocniejszych i najciekawszych punktów longplaya i, umieszczenie go na końcu, delikatnie łagodzi sporo niedociągnięć, które niesie ze sobą ta płyta.

And I've nearly found a place to call my own
Waking gently feel her presence near
Devil shattered, warmth is everywhere
I am only a child of hers, my guardian goddess
Now, I'm reaching my journey's end inside her womb
And I think I've found a place to call my own


Ciężka to płyta do oceny. Z jednej strony, nie można panom z Genesis odmówić ambicji. Porwali się na stworzenie naprawdę ambitnego projektu i faktycznie, bez zbytniego naciągania, można uznawać to za album koncepcyjny. Z drugiej jednak, muzycznie to wciąż dzieło pełne wad. Wszystko stapia się w jedno, a podział na utwory jest tu raczej symboliczny, chociaż jeśli mówimy tu o płycie, której słuchać należy jako jedność, można im to wybaczyć. Rzeczywiście, wszystko brzmi tu bardzo podobnie, na szczęście zespół nie odstawia fuszerki i grają tu naprawdę całkiem nieźle i, jak na grupę debiutującą, zdają się mieć jasno ukierunkowane aspiracje. Jest tu dużo akustycznego brzmienia, ale nie brakuje też aranżacji bardziej rozbudowanych. Teksty tutaj to poezja z najwyższej półki i układają się w bardzo ciekawą opowieść. Nie jest to płyta idealna, ale na pewno niebanalna i nieczęsto spotykana. Brawo za odwagę i konsekwencję.

Ocena: 5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"PWRϟUP" - ACϟDC [Recenzja]

Po tragicznej śmierci Bona Scotta w 1980 roku, zespół ACϟDC z pewnością nie miał z górki. Zdarzało się wiele zawirowań, jednak chyba kolejną...