niedziela, 12 lipca 2020

"The End" - Black Sabbath [Recenzja]


Podczas sesji do 13 Black Sabbath nagrało 16 utworów. 8 z nich (End of the Beginning, God is Dead?, Loner, Zeitgeist, Age of Reason, Live Forever, Damaged Soul, Dear Father) trafiło na podstawową wersję albumu. 3 kolejne (Methademic, Peace of Mind, Pariah) znalazły się na edycji deluxe. Na super deluxe znalazł się jeszcze jeden utwór, Naïveté in Black (tytuł to nawiązanie do teorii spiskowych, które zakładały takie własnie rozwinięcie skrótu N.I.B.). A pozostałe 4? Były one dostępne tylko na EPce sprzedawanej podczas pożegnalnej trasy koncertowej Black Sabbath, zatytułowanej The End Tour. The End nosi też tytuł owa mała płytka. W jej skład weszły 4 pozostałe utwory z sesji do 13, a także 4 utwory zarejestrowane na żywo podczas trasy 2013/2014; 3 z 13 i jeden nieco zapomniany utwór Under the Sun z płyty Vol. 4. Iommi podczas sesji napisał mnóstwo riffów, co zaowocowało sporą ilością piosenek, które mogłyby być użyte przy okazji kolejnego albumu, jednak Ozzy i Geezer uznali 13 za idealne zwieńczenie działalności zespołu, więc plany Tony'ego na wydanie następcy zostały stanowczo przekreślone. Warto dodać, że sama EP-ka została uznana za 20. najlepszy album roku 2016 według Rolling Stone. Całkiem nieźle, jak na wydawnictwo, które nie trafiło nawet do oficjalnej sprzedaży.

Już przy słuchaniu otwierającego całość Season of the Dead można zadać sobie pierwsze pytanie: dlaczego? A konkretniej: dlaczego ta piosenka nie znalazła się na 13? Serio, ten utwór w niczym nie ustępuje najlepszym momentom wspomnianego albumu, a wręcz mógłby nawet podnieść jego wartość, gdyby trafił na miejsce zachowawczego Live Forever. Najpierw dostajemy ciężki wstęp, który kojarzyć się może odrobinę z Dear Father, jednak to tylko zmyłka, gdyż po chwili wchodzi nieco bardziej dynamiczny riff i od tego momentu jest już tylko ciekawiej. Kompozycja przemienia się raptem w ultra-ciężkie riffowanie, a do tego wszystkie dochodzi jeszcze rewelacyjny Ozzy. Osbourne stanął na wysokości zadania i poza świetną linią melodyczną, popisał się też jeśli chodzi o wokale, które brzmią nie tylko melodyjnie, ale i odpowiednio mrocznie. Geezer okrasił jeszcze całość antywojennym tekstem, dzięki któremu piosenka może uchodzić za spadkobiercę War Pigs. Oczywiście Black Sabbath nie był by sobą, gdyby nie zaprezentowali nam jakichś urozmaiceń, szczególnie że utwór trwa 7 i pół minuty. Po niemal czterech minutach nagle dostajemy prawdziwy sabbathowy walc... i zaraz znów wracamy do głównego motywu. Suma sumarum piosenka tak wciąga, że nawet nie zauważamy, że trwała tak długo. A może wręcz: tak krótko.

Phantom soldiers marching off to war
Never knowing what they're fighting for
Tell me what decides who has God on their side?
There's no reason, it's the season
Is there any war that is worth dying for?
There's no reason, it's the season of the dead

Death and glory, same or storyline
Children of the future lost in time
Deadly choice of war that kill more than before
There's no reason, it's the season
Dead men don't come back when they're under attack
There's no reason, it's the season of the dead

Wcale nie lżej rozpoczyna się także nieco bardziej dynamiczny Cry All Night. Od samego początku Tony narzuca szybszy riff, do którego po chwili dołącza reszta. Może nie dzieje się tu tyle co w Season of the Dead, jednak absolutnie nie mam do tej kompozycji żadnych uwag. Całość ma odpowiedni ciężar, a jednocześnie trzyma naprawdę niezłe tempo, dzięki czemu nie jest zbyt ociężale. Ozzy - jak to Ozzy - trzyma poziom na wokalu, Geezer funduje kolejny świetny tekst i tworzy z Wilkiem rewelacyjną sekcję rytmiczną, która wcale nie ma tu tak mało do powiedzenia. Mamy tu parę świetnych dociążeń, a wszystko kończy znajomy dźwięk burzy, deszczu i dzwonów, z czego wynika, że ten numer był rozważany do zakończenia 13. Z pewnością sprawdził by się w tej roli niegorzej niż Dear Father. Aż ciary przechodzą.

Insanity and madness, better or for worse
Dishonesty and lies
Have turned a blessing to a curse
And in this world of sadness
It's easier to blame
Deception and denial
Shuns the burning of the flame

The path of life leads to the grave
God have mercy, Jesus save
Guide us through, now, hold on tight
Get down on your knees and cry all night

Black Sabbath nie dają nam odpocząć, więc także Take Me Home to zdecydowanie dynamiczniejszy numer z chwytliwymi wokalami i motorycznyną gitarą Iommiego. Jest to najkrótszy kawałek na płycie (prawie 5 minut), jednak i taki czas trwania zobowiązuje do jakichś urozmaiceń. A i takich tu nie brakuje, szczególnie przy tak zwolnieniach tak bardzo charakterystycznych dla tego zespołu, a także solówki zagranej na gitarze w stylu flamenco. Oryginalne, nie powiem. No i co ja mogę powiedzieć; kolejny rewelacyjny utwór.

Take these bones
My spirit doesn't need them any longer
In the zone
Between the living and the dead
Take these eyes
'Cause I don't need to see another minute
Of this life
From which I'm hanging by a thread

Please let go
We'll maybe meet again in someone's vision
Who could know
If there's another world out there?
On my own
I'm crossing through the final resolution
Going home
Without a promise or a breath

Isolated Man to zdecydowanie najbardziej dynamiczny utwór na płycie z linią melodyczną, która przywodzić może na myśl bardziej solowe dokonania Osbourne'a. Nie chcę się powtarzać, więc napiszę po prostu tyle: to kolejny killer, z którym warto się zapoznać, bo potrafi wybić z butów (chociaż z tych czterech piosenek zrobił na mnie najmniejsze wrażenie, ale niewykluczone że to przez to, że poprzeczka jest zawieszona bardzo wysoko).

Why don't you leave me alone?
'Cause there's nothing more I wanna say
Thank you for carring but I'll be alright
Now will you understand and go away?
Don't have a problem living in my room because it's where I really wanna be
So please forgive me if you think I'm strange but I just wanna spend my life with me

Don't wanna see nobody
Ever and ever again
Don't you feel sorry?
I'm just a crazy, isolated man

Kolejne 4 utwory to wyjątki z koncertów promujących album 13. Zaczynamy od wiodącego singla ze wspomnianej płyty, czyli mrocznego God is Dead? zarejestrowanego podczas koncertu w Sydney w 2013 roku. Z pewnością jest to wykon lepszy niż ten na Live... Gathered in Their Masses. Fakt, że trudno chyba o gorszy. Chociaż nie ma też co się oszukiwać, że jest dobrze. Instrumentaliści radzą sobie świetnie, jednak Ozzy ma swoje wzloty i upadki; raz śpiewa tak dobrze, że słuchacz myśli sobie "no, teraz to już z górki", by po chwili tak zafałszować, że aż uszy więdną. Słowem: wykonanie w kratkę. Na sam koniec Osbourne zapowiada Dirty Women...
...by po chwili jednak zapowiedzieć Under the Sun (brawo dla odpowiedzialnego za sklejanie materiału). To jedyny koncertowy wyjątek na tej EPce, gdyż nie jest to rzecz z 13, a z wydanego w 1972 roku Vol. 4. To jeden z moich ulubionych numerów Black Sabbath, więc cieszę się, że znalazło się tu dla niego miejsce, choć szkoda że łamie trochę ten koncept umieszczenia tu rzeczy z ostatniego okresu działalności zespołu. Szkoda też, że sam utwór pozbawiono instrumentalnej kody. No, ale warto się cieszyć chociaż, że wokalnie jest nie najgorzej.
Następnie mamy kolejny kawałek z 13 - End of the Beginning. Nie ma co dużo pisać, gdyż mamy tu dość wierne wykonanie bez większych rewolucji, wpadek, ani szczytowania. 
Cieszy mnie, że do tej płyty dodano także wykonanie Age of Reason, który jest jednym z moich ulubionych fragmentów 13. Na żywo wypada udanie, a Ozzy naprawdę daje radę i śpiewa prawie tak rewelacyjnie jak w wersji studyjnej. Najlepsze wykonanie części koncertowej dostajemy na sam koniec, dzięki czemu zaciera nieco nie zawsze przyjemne wrażenie po poprzednich trzech.


The End to niby EP-ka, a trwa prawie godzinę, czyli dłużej niż większość albumów długogrających. Gdyby wydano na niej tylko 4 pierwsze utwory, a więc pozostałości po sesjach do 13, nie miałbym żadnych oporów, by wystawić ocenę 9/10, jednak tak się nie stało. Nie wiem, kto wpadł na pomysł, by upchnąć tu wykonania z koncertów, ale nie była to do końca mądra decyzja. (Moim zdaniem o wiele lepiej by wypadło dodanie tu zamiast nich czterech utworów rozsianych po różnych formatach deluxe: Methademic, Peace of Mind, Pariah Naïveté in Black, dzięki czemu można by mieć na jednej płytce wszystkie odrzuty 13). Ozzy na żywo nie zawsze wypada na tyle dobrze, by dało się tego słuchać bez bólu, więc koncertowe wykonania (zwłaszcza God is Dead?) obniżają moją ocenę longplaya. Tym bardziej mi szkoda wystawiać taką ocenę, wiedząc że pierwszym czterem utworom absolutnie niczego nie brakuje i zrobiły na mnie spore wrażenie.

Ocena: 7/10


The End: 55:08

1. Season of the Dead - 7:22
2. Cry All Night - 6:58
3. Take Me Home  - 4:57
4. Isolated Man - 5:31
5. God is Dead? (Live in Sydney, Australia on 27 April 2013) - 9:49
6. Under the Sun (Live in Auckland, New Zeland on 20 April 2013) - 4:36
7. End of the Beginning (Live in Hamilton, Ontario, Canada on 11 April 2014) - 8:09
8. Age of Reason (Live in Hamilton, Ontario, Canada on 11 April 2014) - 7:46

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"PWRϟUP" - ACϟDC [Recenzja]

Po tragicznej śmierci Bona Scotta w 1980 roku, zespół ACϟDC z pewnością nie miał z górki. Zdarzało się wiele zawirowań, jednak chyba kolejną...