Debiut grupy, The Piper at the Gates
of Dawn ukazał się 5 sierpnia 1967 roku, jednak już wtedy w zespole nie
działo się zbyt dobrze. Lider grupy i autor większości materiału na ich
pierwszy album, Syd Barrett coraz bardziej zatracał się w schizofrenii. 28
lipca zespół miał rejestrować koncert dla BBC, jednak Syd nie stawił się na
nagraniach, gdyż zażył za dużo narkotyków. 29 lipca Pink Floyd mieli grać
koncert, jednak w garderobie Barrett wpadł w stan odrętwienia i nie był w
stanie nawet mówić, nie mówiąc o śpiewaniu. Roger Waters wypchnął go na scenę,
jednak ten tylko stał i się nie ruszał, więc koncert przerwano. Po tym
wydarzeniu Syd już nigdy się nie otrząsnął, a zespół zdał sobie sprawę, że na
dłuższą metę nie dadzą rady. Ich amerykańskie tournée okazało się klapą właśnie
przez Barretta, który zapominał czasem nie tylko słów piosenek i tego, że jest
na scenie, ale nawet nie zawsze pamiętał o wzięciu ze sobą gitary. Muzycy z
Pink Floyd musieli coś z tym zrobić. Potrzebowali kogoś, kto przejąłby gitarę
prowadzącą i większość wokali. Zdecydowano się na starego kolegę Barretta
jeszcze z czasów szkolnych. Razem fascynowali się muzyką i uczyli się grać na
gitarach, więc – siłą rzeczy – mieli bardzo podobne style gry. Tym człowiekiem
był David Gilmour, który o całym zastąpieniu mówił tymi słowami:
Z początku założenie
było takie, że będziemy występować w piątkę, tak by mimo świrowania Syda zespół
mógł mimo wszystko jakoś funkcjonować. Potem pojawił się pomysł, by Syd został
w domu i skoncentrował się na tworzeniu. Trzecia opcja była taka, że pozostanie
członkiem Pink Floyd tylko formalnie i nie będzie robił nic. W końcu jednak
stało się dla nas oczywiste, że tego nie da się ciągnąć i przestaliśmy przyjeżdżać
po Syda, gdy ruszaliśmy na koncert. Nie planowaliśmy usunięcia go z zespołu.
Tak wyszło…
Pierwsza próba zespołu w nowym składzie odbyła się 8 stycznia 1968
roku. Zaskoczyło.
Między styczniem a kwietniem nagrano kolejny longplay grupy już bez
Barretta, chociaż zawierający trochę materiału zarejestrowanego, gdy jeszcze
był członkiem zespołu. A Saucerful of
Secrets (bo tak zatytułowano najnowszy album) jest więc jedyną płytą
Floydów, na której muzycznie udziela się cała piątka muzyków. Czemu do albumu,
na którym gra nowy skład włączono utwory starsze, nagrane jeszcze z Sydem?
Czasu było tak samo niewiele, jak nowego materiału. Muzycy nie mieli pomysłów
na nowe piosenki i musieli sięgnąć do starszych sesji. Ale Floydzi bali się
również, że bez swojego naczelnego kompozytora stracą swój dopiero co
wypracowany styl i fani nie zaakceptują tej zmiany. Więc piosenki nagrane z
Barrettem (a nawet w jednym przypadku przez niego zaśpiewane) miały
uwiarygodnić to, że Syd aprobuje tę zmianę formy. Błędne jest jednakże
myślenie, że brał on udział w sesjach do tego albumu; wykorzystano bowiem
nagrania z 1967 roku, kiedy to był jeszcze pełnoprawnym członkiem Pink Floyd,
natomiast w roku 1968 nie zagrał na nowo-powstałym materiale ani jednego
dźwięku.
Mimo tego, że bez Barretta Pink Floyd musieli podążyć w innym
kierunku, w Let There Be More Light słychać
jakby echa space rocka, w stylistyce którego były utrzymane Astronomy Domine i Interstellar Overdrive. Mamy tu wspaniałe, nieokiełznane gitary
Gilmoura, partie Wirghta na organach Farfisa i poetycki, tajemniczy tekst
śpiewany przez Rogera Watersa i Davida. Mimo, że Waters po latach miał się
wypierać tego, że tworzył utwory zainspirowane science fiction (według niego
chodziło mu tylko o ludzkie wnętrze) to jednak tekst opowiadający historię
przybycia statku kosmicznego sugeruje, że stylistyka obrana przez Syda w
tamtych latach go jednak pociągała. W tekście pojawia się także nawiązanie do
wydanego rok wcześniej longplaya Beatlesów, Sgt.
Pepper’s Lonely Hearts Club Band, a mianowicie mamy tu postać Lucy In the sky. Oczywiście
jej obecność odebrano jako sugestię, że tekst ma konotacje narkotyczne. Let There Be More Light zostało wydane
jako singiel w Stanach Zjednoczonych, jednak nie odniosło tam sukcesu. Trudno
się temu dziwić. Jednak nie dlatego, że utwór jest słaby, wręcz przeciwnie:
jest wspaniały, odjechany, z masą ciekawych odgłosów, niebanalnych rozwiązań
muzycznych i tajemniczymi wokalami Watersa i Gilmoura. Właśnie w tym rzecz: tak
trudny dla masowego słuchacza kawałek miał małe szanse na sukces, mimo że nie
można odmówić mu chwytliwej melodii. Wspaniała rzecz i, mimo że osadzona w
stylistyce space rocka, zapowiada rozwój Floydów.
Oh, my, something in my eye
Something in the sky
Waiting there for me
The outer rope rolls early back
The service men were heard to sigh
For there revealed in glowing robes
Was Lucy in the sky
Pierwotnie kompozycja Ricka Wrighta, Remember A Day nagrana została z myślą o albumie The Piper at the Gates of Dawn, jednak
okazała się za słaba i odrzucono ją. Następnie nagrano ją w tym samym roku, by
pełniła funkcję singla Jugband Blues,
jednak ten nie został wydany i piosenka znowu trafiła do szuflady. Ukazała się
dopiero na płycie A Saucerful of Secrets,
gdy okazało się, że zespół nie ma wystarczająco dużo materiału by skompletować
płytę. Nie rozumiem zupełnie, dlaczego piosenka ta jest tak bagatelizowana.
Piękny wokal Wrighta, ciekawe odgłosy w tle, powalająca partia sidle na gitarze
(zagrana jeszcze przez Barretta), a także tekst, gdzie podmiot liryczny z
utęsknieniem wspomina czasy swojej młodości i rozmyśla nad kruchością życia.
Wirght po latach bardzo krytycznie oceniał swoją kompozycję, jednak według mnie
nie ma powodu, by tak łatwo ją przekreślać, ponieważ to naprawdę piękny kawałek
z masą ciekawych dźwięków i rozwiązań muzycznych (zwłaszcza partie fortepianu,
na którym zagrał Rick, zainspirowane muzyką Chopina).
Remember a day before today
A day when you were young
Free to play alone with time
Evening never came
Sing a song that can’t be sung
Without the morning’s kiss
Queen – you shall be it if you wish
Look for your king
Why can’t we play today?
Why can’t we stay that way?
Za jedną z najwybitniejszych kompozycji Watersa (a moim zdaniem nawet
w całej karierze zespołu) uznaje się utwór Set
the Controls for the Heart of the Sun. Muzycznie jest dość prosta: oparta jest
głównie na partii basu i bębnach Masona, co jakiś czas coś od siebie dodaje
Wright, grając na wibrafonie i organach Farfisa. Całość jednak prawdziwie
hipnotyzuje swoją kosmiczną atmosferą. Waters mówił o tekście, że opowiada on o
„pilocie potężnego latającego spodka, który poddaje się słonecznym tendencjom
samobójczym i kieruje maszynę w stronę serca Słońca”. Później mówił jednak, że
pożyczył od Barretta antologię poezji chińskiej i słowa właściwie stamtąd
spisał (oprócz tytułu, który wymyślił sam). Jakaby geneza tego utworu nie była,
Waters stworzył przejmującą opowieść o samotności, zniechęceniu życiem i rozwianiu
naiwnych oczekiwań. Można w tym utworze znaleźć też motywy przewodnie
późniejszej twórczości Watersa (np. mur, słońce, księżyc, rozczarowanie
miłością czy zniechęcenie społeczeństwem). Wspaniały utwór, który od początku
przyciąga słuchacza i nawet po jego zakończeniu ciężko o nim zapomnieć, gdyż
jest naprawdę doskonały.
Who is the man arrives at the Wall?
Making the shape of his questions at asking
Thinking the sun will fall in the evening
Will he remember the lesson of giving?
Set the controls for the heart of the sun
Klimat przełamuje Corporal Clegg,
w którym Waters podejmuje po raz pierwszy temat antywojenny. Utrzymany jest w o
wiele szybszym tempie z wręcz popową melodią. Tekst o powiada o tytułowym
kapralu Cleggu, który wrócił z wojny, licząc na chwałę i odznaczenia, lecz jego
marzenia rozwiewają się na wietrze. Sarkazm podkreślają marszowe przerywniki
zagrana przez Gilmoura na kazoo (odniesienie do twórczości Barretta, który
także ten instrument wykorzystywał w swoich kompozycjach), a także dźwięki
wesołego jarmarku, przez który przebija się zgiełk z pola bitwy. Utwór nie jest
tak dobry, jak poprzednicy, ale mimo wszystko trzyma poziom swoją zgryźliwą
wymową. Tekstowo i muzycznie to jednak krok w tył w stosunku do wybitnego
rozpoczęcia albumu.
Corporal Clegg had a wooden leg
He won it in the war, 1944
Corporal Clegg had a medal too
In orange, red and blue
He found it in the zoo
Był krok w tył, teraz pora na prawdziwy skok naprzód, gdyż czeka nas
prawdziwe dzieło, czyli tytułowy, ponad 11-minutowy utwór instrumentalny, A Saucerful of Secrets. Był to dla
zespołu prawdziwy przełom, powstały w ostatnim momencie sesji. Do albumu
musieli nagrywać piosenki stare, bądź też wcześniej niewykorzystane, gdyż byli zagubieni
w nowej sytuacji i martwili się, że bez Barretta nie dadzą sobie rady. W
kwietniu 1968 roku muzycy jednak stworzyli kompozycję, która sprawiła, że
wszyscy dokładnie już wiedzieli, w którą stronę muzycznie ma pójść zespół. Jak
wspomina Gilmour, pomysł na kompozycję powstał gdy Waters i Mason rysowali na
kartce papieru jakieś dziwne kształty i któryś z nich zaproponował, by
stworzyli muzykę odzwierciedlającą to co z tego malowania powstało. Zaczyna się
dudnieniem talerzy, by następnie przejść w organy Farfisa, pociągnięcia dłonią
przez struny fortepianu, gitarę na której grano metalową nogą od statywu,
bębnienie ze spreparowanego loopu, a na sam finał mamy podniosły organowy motyw
z partią chóru, przywodzącym na myśl późniejsze motywy z kompozycji Atom Heart Mother. Na początku utwór
miał nazywać się The Massed Gadgets of
Hecules, jednak później zdecydowano się jednak na A Saucerful of Secrets. Zarówno Gilmour jak i Waters zgodnie
twierdzą, że kompozycja miała odzwierciedlać przebieg wojny. Część pierwsza to
przygotowywania, druga – walka, trzecia – pole po bitwie z masą leżących na
ziemi ofiar i czwarta – żałoba po poległych. Co ciekawe, podczas nagrywania, producent
albumu, Norman Smith, nie zgodził się na umieszczenie kompozycji na płycie.
Uznał to za bezsensowny zgiełk, który nadaje się tylko i wyłącznie na śmietnik.
Dobrze jednak, że muzycy postawili na swoim i wydali ten utwór, gdyż jest to
najlepszy kawałek płyty, a zarazem jeden z najważniejszych w całej karierze
Pink Floyd (o ile nie najważniejszy), gdyż wyznaczył muzykom kierunek na
późniejszy rozwój. Bez tego utworu nie powstałyby takie albumy jak The Dark Side of the Moon, czy Animals. Wielki utwór, który po 50
latach od ukazania się, wciąż robi piorunujące wrażenie i zachwyca mnogością
barw i nastrojów.
Najgorszym kawałkiem na płycie jest, bez wątpienia, See Saw, czyli kolejny utwór Ricka
Wrighta. Niestety, nie jest on tak udany jak Remember A Day. Włączono ją na płytę z prostej przyczyny: muzykom brakowało
materiału. Najlepiej świadczy o tym fakt, że jej robocza nazwa brzmiała: The Most Boring Son I’ve Ever Heard Bar Two.
Ta ballada, którą zaśpiewali wspólnie Waters i Wright, prowadzona w rytmie
walca, stanowi oczywiste nawiązanie do kolejnej kompozycji z Sierżanta Pieprza,
Being for the Benefit of Mr. Kite i,
ponownie, uznano to za opis narkotycznej wizji. Jest to urocza i niewinna
piosenka, podobnie jak Remember A Day,
jednak brak jej nastroju i głębi tamtego utworu. Szkoda, gdyż gdyby piosenkę
dopracować, mogłoby coś z niej być.
Sits on a stick in the river
Laughter in his sleep
Sister’s throwing stones, hoping for a hit
He doesn’t know so then
Ostatnią kompozycją na płycie jest ostatnia śpiewana przez Barretta
piosenka, którą można usłyszeć w dyskografii Pink Floyd. Nagrywana była w 1967,
w pośpiechu, tuż przed kolejną trasą po Stanach Zjednoczonych. Jugband Blues to piosenka, w której Syd
dokonuje autodiagnozy. Muzycznie i tekstowo jest to jakby opis jego choroby i
słychać tu dosłownie, jak rozpada się jego genialny umysł. Tekst zawiera
docinki do członków zespołu, którzy traktowali Barretta okropnie, nie wiedząc w
jak złym stanie się znajduje. Ta piosenka to jakby błaganie o pomoc; Syd
zastanawia się, kto napisał tę piosenkę, bo jego przecież tu nie ma, mimo że
wydaje się że jest. Wbrew nazwie, utwór nie jest bluesem, a balladą i, jak to w
przypadku twórczości Barretta, balladą wymykającą się wszelkim ramom
gatunkowym. Co chwila zmienia tempo, Mason gra partie na kazoo, a także dęciaki
dodają od siebie chaotyczne partie, które mają obrazować bałagan panujący w
głowie Syda.
It’s awfully considerate of you to think of me
here
And I’m much obliged to you for making it clear
That I’m not here
And I never knew we could be so thick
And I never knew we could be so blue
And I’m grateful that you threw away my old
shoes
And brought me here instead dressed in red
And I’m wondering who could be writing this song
I don’t care if the
sun don’t shine
And I don’t care if
nothing is mine
And I don’t care if I’m
nervous with you
I’ll do my loving in
the winter
And the sea isn’t
green
And I love the queen
And what exactly is a
dream
And what exactly is a
joke
Ciekawy to album. Na pewno czuć tu progres i nadchodzące zmiany – zarówno
w formie, jak i treści. Co prawda zostały one wymuszone przez utratę lidera i
to zagubienie również tu niestety słychać. Obok piosenek niejako
odwzorowujących stylistykę debiutu mamy tu zapowiedź kompozycji wielowątkowych,
które pojawić się miały dopiero na przyszłych wydaniach zespołu. Obok dzieł
wybitnych i bardzo dobrych, znajdzie się tu i średniak i zwyczajny niewypał.
Najbardziej szkoda jednak tego, że w tych słabszych utworach czuć po prostu
potencjał. Gdyby muzycy więcej czasu poświęcili na ich dopracowanie, być może
mielibyśmy do czynienia z lepszą płytą, a tak jest „tylko” bardzo dobrze,
chociaż wiele zespołów życzyłoby sobie, by takie albumy nagrywać w czasie
rozdarcia i zagubienia.
Ocena: 7/10
A Saucerful of Secrets: 39:25
1. Let There Be More Light - 5:38
2. Remember a Day - 4:33
3. Set the Controls for the Heart of the Sun - 5:28
4. Corporal Clegg - 4:13
5. A Saucerful of Secrets - 11:57
6. See-Saw - 4:36
7. Jugband Blues - 3:00
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz