Sukces The Dark Side of the Moon
okazał się tak wielki, że zespół Pink Floyd mógł zrobić coś, czego jeszcze nie
robił w trakcie swojej dotychczasowej kariery: zwolnić tempo. Muzycy zajęli się
swoim życiem towarzyskim i wydawaniem zarobionych pieniędzy. Do studia wrócili
dopiero w listopadzie 1973 roku z zamiarem nagrania nowego albumu, roboczo
zatytułowanego Household Objects,
który składać miał się tylko z muzyki powstałej przy użyciu przedmiotów
codziennego użytku. Szybko jednak stracili serce do tego projektu i postanowili
go porzucić. Zniechęceni niepowodzeniem zdecydowali się na kolejne parę
miesięcy przerwy.
Do studia ponownie weszli wiosną 1974 roku, by nagrać kolejny „zwykły
album”. Wynajęli małą, pozbawioną okien salę prób nieopodal King’s Cross i
skupili się na improwizacjach, tworząc rozbudowane utwory, z których każdy
trwał ponad 10 minut. Ostatecznie
powstały 3 kompozycje: Shine On You Crazy
Diamond, Raving And Drooling oraz
You’ve Got To Be Crazy. Wszystkie
zostały zarejestrowane w studio Abbey Road w czerwcu, po uprzednim
zaprezentowaniu ich publiczności na koncertach.
W zespole jednak bardzo źle się działo; muzycy nie mogli się
zmobilizować do wspólnej pracy. Coraz częściej podczas tworzenia miały miejsce
kłótnie i poważne sprzeczki. Inicjatywę w swoje ręce postanowił wziąć ponownie
Roger Waters, tworząc koncept opierający się na tym, co wówczas działo się
wewnątrz zespołu. Wspomina:
Czułem, że jest tylko
jeden sposób, abym nie stracił zainteresowania sesją – spróbować nadać płycie
taki charakter, aby odzwierciedlała to, co działo się w studiu, na przykład
fakt, że przestaliśmy patrzeć sobie w oczy, a niemal wszystkie czynności stały
się mechaniczne.
Pierwszym posunięciem Watersa było odrzucenie dwóch stworzonych
uprzednio kompozycji, które nie pasowały mu do konceptu, zostawiając tylko Shine On You Crazy Diamond. W opozycji
do tego pomysłu stanął Gilmour, jednak został przegłosowany. Po latach przyznał
jednak, że to Waters miał rację, a on się mylił. Następnie Roger napisał teksty
do pozostałych utworów i wspólnie z Davidem ułożyli do nich melodie, a Gilmour
zadbał dodatkowo o ich oprawę brzmieniową i harmoniczną, by słuchacz nie czuł
się przytłoczony gęstymi tekstami.
Od stycznia do marca 1975 roku muzycy przygotowywali nowy materiał,
musieli jednak przerwać prace nad albumem, celem wyruszenia na kolejne
koncerty. Wznowili ją w maju, ale czerwiec znowu upłynął im pod znakiem koncertów
w Stanach Zjednoczonych. Nagrania dokończono w lipcu.
Pozostała jeszcze kwestia okładki, która zawsze pełniła ważną rolę w
albumach Pink Floyd. Storm Thorgerson, naczelny grafik Floydów, poprosił zespół
o słowo, które miało nadać kierunek jego pracom nad okładką. Muzycy podali mu
słowo „nieobecność”. Thorgerson miał ciężki orzech do zgryzienia. Nie mógł
przecież powtórzyć pomysłu Beatlesów z białą okładką. Wpadł więc na pomysł, by
okładka była „ukryta”. W tamtych czasach
winyle sprzedawano w przezroczystych foliach, zaś Thorgerson wpadł na
pomysł, by specjalnie na potrzeby tego albumu zrobić folię czarną i
nieprzezroczystą. Zespół pomysł podchwycił, jednak EMI zażądała, by na tej
folii pojawiła się naklejka z nazwą zespołu i tytułem płyty. Tak właśnie
powstała słynna grafika z uściśniętymi dłońmi robotów.
Ikoniczne już zdjęcie, które stanowi faktyczną okładkę płyty, wykonał
Aubrey „Po” Powell na terenie studia filmowego w Kalifornii, a pozowali do
niego dwaj hollywoodzcy kaskaderzy, z czego jeden naprawdę na potrzeby zdjęcia
został podpalony.
Utwór rozpoczynający album, czyli pierwsze 5 części utworu Shine On You Crazy Diamond powstał
podobnie, jak m.in. Echoes, czyli złożony
został z kolejnych fraz wymyślanych przez muzyków z zespołu. Waters zaznacza
jednak, że punktem zapalnym i zarazem najważniejszym momentem utworu w chwili
jego komponowania była partia gitary Gilmoura, która tak poraziła muzyków swoim
pięknem i smutkiem, że poczuli impuls by tą kompozycją ukoronować swoje
dokonania w dziedzinie bogatych harmonijnie i rozbudowanych, wielowątkowych utworach. Całość rozpoczyna
się bardzo delikatnie, od syntezatorowych i gitarowych fraz, wzbogaconym grą na
kieliszkach wypełnionych do różnych poziomów wodą (efekt sesji do projektu Household Objects). Następnie przechodzi
jednak w niepokojące, rockowe granie z niespodziewaną zmianą klimatu. Shine On You Crazy Diamond jest niejako
odniesieniem Pink Floyd do ich poprzedniego albumu, co uwypukla szalony śmiech,
wstawki z solo saksofonu, ale także gospelowe chórki w refrenach. Kompozycja ma
też bardzo przygnębiający tekst, będący kolejnym hołdem dla Syda i zamyśleniem
się nad tragedią, która go spotkała. Jest rozważaniem nad zagubieniem i
utraconym talentem kolegi z zespołu i, chociaż Waters z jednej strony mówił, ze
utwór nie jest o Barrecie, ale o każdym z nas i zagubieniu w tym szalonym
świecie, zdarzało mu się też mówić, że podczas pisania chciał jak najbardziej
zbliżyć się do rozwiązania rozważań nad tą tragedią. Przyznaje też, że do
napisania tych słów natchnęła go fraza, którą wydobył ze swojej gitary Gilmour.
Poczuł wtedy przeraźliwy smutek, który natychmiast skojarzył mu się z Sydem.
Tak właśnie powstał ten wybitny utwór, bo Shine
On bez wątpienia jest kompozycją wspaniałą i ponadczasową. Z każdym
przesłuchaniem powala swoim pięknem i dojmującym smutkiem, a wielowątkowość
sprawia, że za każdym razem odkrywamy w niej coś nowego. Waters, zapytany o to,
dlaczego ta piosenka jest taka smutna, odparł: „Bo myślę, że świat jest
kurewsko smutnym miejscem”.
Remember when you were young, you shone like
the sun
Shine on you crazy diamond
Now there’s a look in your eyes, like black
holes in the sky
Shine on you crazy diamond
Utwór Welcome To The Machine (początkowo
zatytułowany The Machine Song)
powstał jako ostatni podczas pisania materiału na ten album. Waters spostrzegł
powiem kilka lat wcześniej, że granie rocka prędzej czy później zaczyna
przypominać „pieprzoną, dobrze płatną robotę” a także „coś niesłychanie
mechanicznego”. Utwór ten jest więc przemyśleniami basisty na ten temat, a
impulsem dzięki któremu zdecydował się o tym napisać, była oczywiście napięta
atmosfera panująca w zespole. Waters jednak nadał mu formę sarkastycznego
poradnika dla młodych, śniących o karierze, ludzi. Tę ponurą kompozycję
śpiewają wspólnie Waters i Gilmour, a oparta jest głównie na dźwiękach
instrumentów elektronicznych, a także odgłosów imitujących pracę w fabryce.
Całość może przypominać momentami jedno z pierwszych dzieł rocka, który miał
przekształcić się następnie w industrial. Całość wieńczy dźwięk tłumu ludzi
podczas jakiegoś przyjęcia, co w zamiarze Watersa miało podkreślić, jak bardzo
takie przyjęcia są puste i pozbawione ducha. Utwór jest bardzo przygnębiający,
a zarazem bardzo mocny w wymowie i z każdą sekundą jego brzmienia wzmaga
poczucie dyskomfortu i przytłoczeniu w słuchacza. Agresywne wokale Watersa i
ostre brzmienie syntezatorów podkreśla wrażenie wyobcowania i ataku. Muzyka
Pink Floyd weszła na zupełnie inny etap. Ponownie mamy tu do czynienia z nagraniem
wybitnym, które nigdy się nie zestarzeje.
Welcome my son, welcome to the machine
Where have you been?
It’s alright we know where you’ve been
You’ve been in the pipeline, filling in time
Provided with toys and ‘scouting for boys’
You brought a guitar to punish your ma
And you didn’t like school, and you
Know you’re nobody’s fool
So welcome to the machine
Najbardziej konwencjonalnym utworem na płycie jest bez wątpienia Have A Cigar, który opowiada o źródle
napięć muzyków rockowych. Koncept ten miał być wykorzystany przy okazji The Dark Side of the Moon, jednak Waters
porzucił tę myśl i wrócił do niej dopiero przy Wish You Were Here, chcąc połączyć w jakiś sposób ten longplay z
poprzednikiem. Stał się jednak czymś więcej; wygłaszaną przez menadżera
bezlitosną tyradą-satyrą na show-biznes. Pojawiające się w tekście pytanie który z was to Pink? naprawdę zadawane
było muzykom przed laty. Utwór ten nie jest śpiewany przez żadnego członka Pink
Floyd, gdyż mamy tu do czynienia z pierwszą w historii zespołu sytuacją, kiedy
Gilmour odmówił zaśpiewania utworu Watersa, gdyż nie utożsamia się z nim i nie
ma aż tak złego zdania o muzycznym biznesie. Roger postanowił więc samemu wykonać
piosenkę, jednak podczas śpiewania okazało się, że ma problem z czystym jej
zaśpiewaniem. Wtedy właśnie pozostali muzycy wpadli na pomysł, by poprosić o
zaśpiewanie go artysty bardzo przez zespół cenionego, a mianowicie: Roya
Harpera. Utwór w jego wykonaniu brzmi naprawdę fantastycznie, jednak Waters do
końca nie pogodził się z ingerencją człowieka z zewnątrz w jego osobisty
rozrachunek z show biznesem, który w interpretacji Harpera brzmi nieco
parodystycznie i zgryźliwie, podczas gdy miał być w pierwotnym założeniu ostry
i bezkompromisowy. Muzyka ma dostateczną dawkę pazura, a moim zdaniem
interpretacja Roya dodaje tu nieco muzycznej odmienności do nastroju reszty
albumu i, wbrew pozorom, w wersji parodii utwór brzmi o wiele lepiej niż w
ostrej interpretacji Watersa (którą można usłyszeć na Wish You Were Here – Ceci n’est pas un livre – Immersion Box Set).
Come In here, dear boy, have a cigar,
You’re gonna go far
You’re gonna fly high
You’re never gonna die
You’re gonna make it if you try
They’re gonna love you
I’ve always had a deep respect and I mean that
most sincere
The band is just fantastic, that is really what
I think
Oh, by the way, which one’s Pink?
W styczniu 1975 roku praca nad nowym albumem zupełnie się zespołowi
nie kleiła. Nie potrafili stworzyć niczego interesującego i krzątali się tylko
po studiu, nie potrafiąc znaleźć sobie zajęcia. To właśnie wtedy w głowie
Watersa narodziła się myśl, że by stworzyć album szczery, który będzie mógł
dorównać poprzednim osiągnięciom Pink Floyd, musi opowiedzieć o tym, co go
otacza. Musi opowiedzieć o chorobie, która
trawi zespół od środka, jednak by to zrobić, musiał najpierw ją
zdiagnozować. Zebrał więc kolegów z zespołu i powiedział im o swoim pomyśle,
prosząc jednocześnie by powiedzieli mu co myślą o zaistniałej sytuacji. Co
ciekawsze spostrzeżenia notował i to właśnie z nich głównie stworzył tekst
największego przeboju płyty i jednego z najpiękniejszych utworów w historii
muzyki – Wish You Were Here. Po raz
pierwszy Watersowi zdarzyło się też napisać tekst bez muzyki. Wiedział też, że
to co napisał stanowić będzie epicentrum albumu i jego myśl przewodnią, a
zwłaszcza wers Jak bardzo bym chciał,
żebyś tu był daje nam jasno do zrozumienia, że żaden z członków zespołu nie
był obecny na sesjach duchem. Tekst jest oczywiście także interpretowany jako
kolejny ból nad stratą Barretta i takie jego rozumienie jest jak najbardziej
trafne. O jej powstaniu krąży także legenda, która ma bezpośredni związek
właśnie z Sydem, który pewnego dnia, pogrążony w swojej ciężkiej schizofrenii,
jak gdyby nigdy nic przyszedł do studia na Abbey Road i zapytał muzyków, kiedy może
nagrać partie gitary. Widok zaniedbanego (mocno przytył, ogolił głowę i brwi,
zmieniając się na tyle, że jego dawni koledzy z zespołu na początku go nie
poznali), wyniszczonego przez chorobę i zagubionego Barretta odcisnął na
muzykach wielkie piętno i kompletnie załamali się po jego wizycie, a
odreagowaniem jej była właśnie ta piosenka.
Jednak Wish You Were Here to
także ballada, z której tekstem może utożsamiać się każdy z nas, gdyż opowiada
ona o pragnieniu życiu całym sercem, wyznaczania nowych celów i walki o swoje
przekonania. Wielka zasługa w tym nie tylko genialnego tekstu Watersa, ale i muzyki
Gilmoura, który zdecydował się w jej przypadku na absolutny minimalizm
kompozycyjny. Uznał, że prosta ballada ze skromnym instrumentarium lepiej odda
głębię tej piosenki niż rozpisana na orkiestrę partytura. Miał rację. Ten utwór
jest jednym z najwybitniejszych w całym repertuarze Floydów i posiada jedną z
najsmutniejszych, ale i najpiękniejszych melodii w historii muzyki.
How I wish, how I wish you were here
We’re just two lost souls swimming in a fish
bowl
Year after year
Running over the same old ground
What have we found?
The same old fears
Wish you were here
Kompozycja Shine On You Crazy
Diamond początkowo pomyślana była jako długi utwór mający zapełnić całą
stronę płyty winylowej. Waters wpadł jednak później na pomysł, by rozdzielić ją
na dwie części, a pozostałe kompozycje umieścić pomiędzy nimi. Jej frazy jednak
nie mają w sobie takiego uroku, a ich rozwijaniu brakuje napięcia pierwszych
pięciu impresji. Te części mają w sobie więcej życia i rockowej energii, ale za
to mniej barw i wyczucia kompozycyjnego. Waters wspomina nagrywanie partii
wokalu do tej kompozycji, jako prawdziwy koszmar. Balansował on bowiem na
granicy swojej skali i po każdym nagranym wersie musiał robić przerwę. Wiele
godzin spędzono później na obróbce studyjnej tej kompozycji, by słuchacz nie
miał poczucia dyskomfortu słuchając utworu składającego się z posklejanych ze
sobą pojedynczych fraz wokalu. Niemniej utwór brzmi fantastycznie i godnie
zamyka następcę Ciemnej Strony Księżyca.
Nobody knows where you
are
How near or how far
Shine on you crazy diamond
Pile on many more layers
And I’ll be joining you there
Shine on you crazy diamond
Płyta Wish You Were Here zostało
niejako przygaszona przez sukces poprzedniczki i często mówi się o niej w
charakterze „następcy The Dark Side of
the Moon”. Jest to jednak bardzo krzywdzące dla tego albumu, gdyż stanowi
on zupełnie odrębną całość i prezentuje sobą zupełnie nową jakoś w muzyce Pink
Floyd, którzy udowodnili, że jak nikt inny potrafią manipulować emocjami
słuchacza. Utwory tu zawarte to Floydzi w szczytowej formie twórczej, a
niejednokrotne rozwiązania muzyczne przedstawiają się nawet lepiej niż
poszczególne fragmenty The Dark Side of
the Moon. Wszystko, jak to u tego zespołu bywa, brzmi niezwykle spójnie,
przez co uważam, ze płytę tę powinno traktować się jako nierozrywaną całość.
Jest to też moja ulubiona płyta Pink Floyd, a także jeden z najlepszych albumów
wszech czasów. Uzależnia i nie daje o sobie zapomnieć.
Ocena: 10/10
Wish You Were Here: 44:11
1. Shine On You Crazy Diamond (Parts I-V) - 13:32
2. Welcome to the Machine - 7:28
3. Have a Cigar - 5:08
4. Wish You Were Here - 5:35
5. Shine On You Crazy Diamond (Parts VI-IX) - 12:28
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz