Wydaje się, że Paul McCartney pozazdrościł Johnowi Lennonowi tak bliskiej zażyłości z żoną, przechodzącą z życia prywatnego w zawodowe. Postanowił więc, że wraz ze swoją drugą połówką, Lindą, nagra kolejną płytę, a nawet podpisze ją ich nazwiskami, a nie tylko swoim. Nagrywając McCartney, Paul samodzielnie zagrał na wszystkich instrumentach. Zdecydował jednak, że jego kontynuacja będzie bardziej rozbudowana i zorganizował 3-dniowe przesłuchania na muzyków. Sam zagrał na fortepianie i sporo partii gitary, śpiewając jednocześnie, a bas nagrał w postprodukcji. 6 z 11-tu piosenek napisał wspólnie z Lindą, która wspomaga go na całej płycie w chórkach (a w Long Haired Lady razem z mężem śpiewa wokal wiodący). McCartney tą właśnie płytą rozpoczął też ostrą muzyczną kłótnię z Lennonem (którą ostatecznie sam zakończył na kolejnym longplay'u). Poczynając od wydanego 3 miesiące przed Ram singla, Another Day, przez Too Many People po Dear Boy (chociaż McCartney twierdzi, że było to zadedykowane byłemu mężowi Lindy) i The Back Seat of My Car, John odebrał wszystko jako ataki na siebie (ponadto George Harrison i Ringo Starr odczytali 3 Legs jako atak na całą trójkę pozostałych Beatlesów). Lennon nie pozostał "koledze" dłużny i na swoim opus magnum "zadedykował" Paulowi 2 piosenki: Crippled Inside oraz How Do You Sleep? Do pierwszych wydań płyty Imagine John dodawał także pocztówkę, na której trzymał świnię za uszy - bezpośrednie odniesienie do okładki Ram.
Całość nagrywano dość długo, bo od października 1970 do marca 1971 roku. Album wydano w maju i zebrał miażdżące recenzje od przeważającej ilości krytyków. W Wielkiej Brytanii singiel The Back Seat of My Car dotarł tylko do 39. miejsca. O wiele lepiej poradził sobie w Stanach Uncle Albert/Admiral Halsey, który dotarł na szczyt notowania, zapewniając Paulowi pierwszy numer 1 w karierze solowej. Po latach jednak krytycy zaczęli wypowiadać się o tym albumie bardziej przychylnie, a ostatecznie sprzedało się ponad 2 miliony jego kopii.
Całość nagrywano dość długo, bo od października 1970 do marca 1971 roku. Album wydano w maju i zebrał miażdżące recenzje od przeważającej ilości krytyków. W Wielkiej Brytanii singiel The Back Seat of My Car dotarł tylko do 39. miejsca. O wiele lepiej poradził sobie w Stanach Uncle Albert/Admiral Halsey, który dotarł na szczyt notowania, zapewniając Paulowi pierwszy numer 1 w karierze solowej. Po latach jednak krytycy zaczęli wypowiadać się o tym albumie bardziej przychylnie, a ostatecznie sprzedało się ponad 2 miliony jego kopii.
Rozpoczyna się nieprzyzwoicie chwytliwym, ale i nie pozbawionym ambicji Too Many People. Mamy tu przede wszystkim naprawdę rewelacyjną melodię w szybkich zwrotkach i delikatnych zwolnieniach w refrenach. Gdzie nie gdzie przebija się gitara, która 2 razy gwarantuje nam znakomite solówki, w których nie brak zarówno melodii, jak i rockowego szaleństwa. Ta piosenka to pierwszy na tej płycie przytyk do Johna Lennona. Sam "obrażony" wypowiadał się o tym, że Paul śpiewa tu o opuszczeniu The Beatles w kontekście, jakoby dla Johna miałaby być to jakaś wielka katastrofa. Na szczęście poradził sobie bez zespołu znakomicie, a - sądząc po Too Many People - i McCartneyowi nie ubyło rewelacyjnego, kompozytorskiego talentu i weny. Szkoda, że dziś ten utwór jest nieco zapomniany, bo jest świetny i znakomicie otwiera album, dając mu rewelacyjny rozpęd i wyznaczając kierunek stylistyczny.
That was your first mistake
You took your lucky break and broke it in two
Now what can be done for you
You broke it in two
3 Legs - według inżyniera dźwięku, Eirika Wangberga - oparty był na rysunku najstarszej córki małżeństwa McCartneyów, Heather, który przedstawiał psa z trzema nogami. Paul nie wahał się jednak, by zrobić z tego kolejny przytyk pod kątem pozostałych Beatlesów - chociaż sam artysta zaprzecza. Jakby jednak nie było, muzycznie jest to jeden z najlepszych kawałków na płycie. Niepozbawiony rock and rolla ale i świetnych melodii, nagłych zmian nastrojów i zrywów. Sam John Lennon - oceniający Ram bardzo krytycznie, twierdząc że jest to bezwartościowa "kupa gówna i zbitek muzaków" - uznał 3 Legs jako jeden z ciekawszych i bardziej wartościowych numerów albumu. Zgadzam się z nim w pełni (jednak tylko w tej drugiej kwestii). Jest to naprawdę znakomity i porywający kawałek.
When I walk
Park my horse upon the hill
And I lay me down
Will my lover love me still
Ram On. Co właściwie oznacza to sformułowanie? Otóż Paul Ramon to pseudonim McCartneya z czasów koncertów Beatlesów w Hamburgu. Jest to oczywiste odniesienie do tytułu albumu, ale wydaje się też apelem Paula do samego siebie, by przestał martwić się rozpadem swojego macierzystego zespołu i znalazł spokój ducha. Piosenka powstała, gdy w swoim spokojnym domku na wsi, z dala od miejskiego zgiełku i trosk, otoczony kochającą rodziną, zaczął godzić się z rozstaniem z Beatlesami. Piosenka, muzycznie, oparta jest głównie na dźwiękach elektrycznego pianina, chociaż instrumentem wiodącym jest tu ukulele. Zapytany o ten kawałek, Lennon mówił że podoba mu się tylko początek. Nie mogę się jednak z tym zgodzić. Mimo, że traktuję ten numer bardziej jako miniaturkę niż pełnoprawny utwór, to uważam, że jest to naprawdę udana, bardzo przyjemna rzecz. Znowu melodia, która wpada w ucho i miła, ciepła aranżacja. Coś pięknego.
Ram on, give your heart to somebody soon
Right away
Kolejna piosenka, to wiadomość Paula do byłego męża Lindy, Josepha Melvina See Jr. Dear Boy opowiada bowiem właśnie o tym. Nie jest żadnym przytykiem do Johna Lennona, a w każdym razie nie w takim kontekście była pisana. Lennon, rozjuszony już przez singiel Another Day, a także rozpoczynający album, Too Many People, z łatwością wykrył tu aluzje do swojej osoby. Tymczasem Paul napisał ją, myśląc o Lindzie; jak bardzo jest z nią szczęśliwy i jak bardzo See musi być załamany, że ją utracił. Pomijając jednak kwestie tekstowe, muzycznie jest to kolejna piękna i zabójczo melodyjna rzecz. Może nie ma tu jakichś większych rewelacji, jednak jest to piosenka na pewno udana i przyjemna.
I hope you never know, Dear Boy
How much you missed
And even when you fall in love, Dear Boy
It won't be half as good as this
I hope you never know how much you missed, Dear Boy
Najwybitniejszym kawałkiem na płycie jest jednakże wielowątkowy, niczym medley z Abbey Road, Uncle Albert/Admiral Halsey. Rozpoczyna się bardzo delikatnie i smutno. To właśnie Uncle Albert. Admiral Halsey to już rzecz dynamiczna i muszę przyznać, że z całego utworu najbardziej cenię sobie właśnie to niespodziewane przejście, a także wejście słów "Hands across the water/Heads across the sky". Oczywiście, wyróżniłem tu tylko 2 części, chociaż - gdyby być drobiazgowym - naliczyć ich można aż 12. Jest to zbitka kilku nieukończonych przez Paula pomysłów, bezbłędnie złożonych w jeden, wybitny kawałek. W orkiestrowej aranżacji McCartneyowi pomógł producent nagrań Beatlesów, George Martin. O tym, jak chwytliwy ten utwór jest niech świadczy fakt, że stał się pierwszym numerem 1 w post-beatlesowskiej karierze Paula. Trwa to 5 minut, a cała piosenka przez cały ten czas nie zatrzymuje się ani na moment, serwując nam kolejne, znakomite rozwiązania muzyczne. Wybitna rzecz. Jeden z moich ulubionych numerów McCartneya.
We're so sorry, Uncle Albert
We're so sorry if we caused you any pain
We're so sorry, Uncle Albert
But there's no one left at home
And I believe I'm gonna rain
(...)
Hands across the water
Heads across the sky
Kończący pierwszą stronę płyty, Smile Away to już bardziej rockowa rzecz, odwołująca się do tradycji rock and rolla z lat 50. i 60. Tekst ten jest postrzegany jako kolejna aluzja do Beatlesów i Allana Kleina, jednak dla mnie jest to tylko pretekst do wyśpiewania kolejnej, wpadającej w ucho, pop-rockowej (o ile taka hybryda w ogóle istnieje) melodii. Słowa są tu kompletnie bez sensu, jednak zupełnie to nie przeszkadza. Pastiszowe chórki i mocny wokal Paula - tyle wystarczy by stworzyć niebanalną warstwę wokalną, która napędza tak naprawdę całą piosenkę przez prawie 4 minuty trwania (chociaż nie wiem, czy nie wyszłoby jej na lepsze delikatne skrócenie).
I was walking down the street the other day
'Ah, who did you meet?'
'I met a friend of mine and he did say'
'Man I can smell your feet a mile away!'
Heart of the Country to już - dla odmiany - rzecz zdecydowanie łagodna i, obok Ram On, można uznać to za najdelikatniejszą piosenkę na płycie. Jeśli uznać całą płytę za próbę ucieczki od miejskiego zgiełku i zachwytem spokojnym życiem na wsi, to ta piosenka musi być jego koncepcyjnym epicentrum. Utwór może przywodzić nieco na myśl dokonania Ringo Starra z płyty Beaucoups of Blues, bowiem utrzymana jest raczej w stylistyce country. Niemniej, jest to bardzo udana i niesłusznie pomijana rzecz.
I look high, I look low
I'm looking everywhere I go
Looking for a home
In the heart of the country
Najbardziej odstającą od całości piosenką jest Monkberry Moon Delight. Przez cały czas trwania tej piosenki Paul sięga bowiem po swoją najostrzejszą manierę wokalną, podczas której zdziera gardło i bardziej wrzeszczy niż śpiewa (znamy to z beatlesowskiego Oh! Darling). Tekst nie ma tu najmniejszego sensu, co przyznawał sam McCartney, mówiąc że bardziej niż o słowa chodziło tu o fonetykę poszczególnych sformułowań. Uznało się, że "monkberry moon delight" to nazwa drinku, który pijali Paul i Linda, jednak muzyk twierdzi, że inspiracją do powstania tego tekstu były jego dzieci, które wymyślały dla różnych produktów spożywczych coraz bardziej kreatywne nazwy, z których McCartney postanowił stworzyć piosenkę. Piosenka jest dość monotonna, jednak nie można odmówić jej rockowej żarliwości i płynącej z niej pokaźnej ilości energii. Kolejna świetna rzecz, choć nie tak dobra, jak poprzednie.
When I rattled the brass I'd awoken
The sinews the nerves and the veins
My piano was boldly out-spoken
Had a chance to repeat its refrain
Eat At Home to już piosenka, która z powodzeniem mogłaby trafić na którąś z późniejszych płyt Beatlesów. Jedzenie w tej piosence jest eufemizmem dla uprawiania seksu, więc myślę, że tłumaczenie genezy utworu jest tu zbędne. Ponownie może nie dzieje się tu za dużo, ale mamy tu przyjemną melodię i bardzo zachowawczą aranżację. Brzmi to nawet trochę jak odrzut z epoki singli z Revolvera (mogło powstać między Paperback Writer a Day Tripper) - ze wszystkimi wadami i zaletami tego sformułowania. Niby "okres Revolvera", ale jednak "odrzut".
Bring the love that you feel for me
Into line with the love I see
And in the morning you'll bring to me love
O wiele ciekawiej prezentuje się Long Haired Lady, gdzie Paul dzieli się wokalami z Lindą. Jest to zdecydowanie najdłuższy numer płyty (6 minut) i składa się z dwóch wątków, które świetnie się ze sobą zazębiają. Ta piosenka jest często określana jako "Hey Jude solowego Paula". Porównanie jak najbardziej na miejscu, z tą różnicą że w Long Haired Lady mamy więcej niespodziewanych zmian nastroju, a mniej angażujących linii melodycznych. Tak czy siak, uważam, że to naprawdę wspaniały numer i najmniej banalna rzecz z całego zestawu.
Who's the lady that makes that brief occasional laughter?
She's the lady who wears those flashing eyes
Who'll be taking her home when all the dancing is over?
I'm the lucky man she will hypnotize
Long haired lady
Ram On to nic innego jak prawie identyczna powtórka wcześniejszej wersji. Ta sama melodia, to samo ukulele, chociaż nieco inny aranż. Ponadto pod koniec mamy zwiastun piosenki Big Barn Bed z albumu Red Roose Speedway, czyli drugiego longplay'a zespołu Wings (choć wydanego pod szyldem Paul McCartney & Wings). To wciąż ta sama, piękna piosenka i dobrze, że ten motyw wrócił, choć na chwilę, podkreślając spójność materiału.
Ram on, give your heart to somebody soon
Right away
The Back Seat of My Car to piosenka napisana przez Paula jeszcze z myślą o Beatlesach. Została jednak przez zespół odrzucona. Ten kawałek to po prostu "hymn nastolatków", jak określa to McCartney, mówiąca o marzeniach o świecie znanym im z piosenek The Beach Boys. Ponownie mamy tu ciekawe zmiany klimatu, znakomite wokale, wpadające w ucho melodie no i znakomite zakończenie, kiedy Paul i Linda wyśpiewują "Wierzymy w to, że nie możemy się mylić". Credo na przyszłość? Przytyk pod kątem Johna i Yoko? Czym by nie było, stanowi znakomite zwieńczenie albumu.
Speed along the highway
Honey I want it my way
But listen to her daddy's song
Don't stay out too long
We're just busy hiding
Sitting in the back seat of my car
(...)
We believe that we can't be wrong
Ram to album zdecydowanie lepszy od debiutu Paula. Jest to płyta zaskakująco równa, wypełniona świetnymi, wpadającymi w ucho (ale i często niebanalnymi) melodiami. Mamy tu zapowiedź tego, co będzie w przyszłości robił McCartney: całkowity misz-masz. Dowód na to, że jego wyobraźnia twórcza nie zna granic. Od delikatnego akustycznego brzmienia, przez niemal hardrockowe, wykrzyczane songi, aż po wielowątkowe, rozbudowane kompozycje. Wbrew powszechnym opiniom ówczesnych krytyków, uważam Ram za naprawdę znakomity album. Może nie wybitny, ale naprawdę bardzo niewiele mu do tego brakuje. Moim zdaniem, jest to jeden z atutów dyskografii Paula i podsumowanie jego Beatlesowskiej twórczości. Esencja Paula-Beatlesa. Paula Ramona.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz