Longplay Michał Bajor live cieszył się wielkim powodzeniem. Był to więc też znak dla Artysty, by poświęcić się nie tylko aktorstwu, ale i muzyce, bo najwidoczniej dobrze mu idzie. Tym razem jednak zapragnął, by na kolejnym albumie znalazło się więcej piosenek napisanych specjalnie dla niego. Oczywiście, wykonał też parę przebojów Jacquesa Brela (z którym został utożsamiany po wykonaniu aż trzech jego piosenek na live, a także udziale w spektaklu Brel w Teatrze Ateneum, który okazał się gigantycznym sukcesem), jak zwykle w tłumaczeniach Wojciecha Młynarskiego, ale zgłosił się także do takich tekściarzy jak Jonasz Kofta, Roman Kołakowski, Marcin Sosnowski, czy sam Młynarski z prośbą o autorskie słowa. Okazało się, że piosenek jest aż za dużo na jedną płytę, więc zdecydowano się na podwójny album zatytułowany po prostu Nowe piosenki. Pierwszy krążek to Bajor z tłumaczeniami Brela i kompozycjami różnych kompozytorów, podczas gdy drugi składa się wyłącznie z tych napisanych dla Artysty przez Włodzimierza Korcza (na okładce tylnej jest błąd, bowiem kompozytorem popołudnia jest nie Stanisław Rembowski, a również Korcz).
I ten album okazał się wielkim sukcesem. Dziś dostępny jest w formie antologii zatytułowanej 83'-93'. Pierwsza płyta to nagrane w studiu piosenki z live, Druga i trzecia to kolejno pierwsza i druga płyta z Nowych piosenek, a Czwarta to nagrany na nowo album Michał Bajor 1993.
Tarantela to kompozycja utrzymana, jak sam tytuł wskazuje, w stylu tradycyjnego włoskiego tańca. Do znakomitej muzyki Jerzego Satanowskiego mamy jednakże jeszcze tekst Andrzeja Ozgi. Słowa, jak to u Bajora bywa, są tu bardzo istotne i niebanalne. Taniec staje się tu metaforą powtarzalności życia i tego, w jakim tempie niejednokrotnie przychodzi nam pędzić od dnia do dnia. Zaczynamy wolno, by co chwila przyspieszać, aż do zabójczej końcówki, w której Bajor wyrzuca z siebie kolejne linijki niczym w klasycznym Walcu na tysiąc pas. Jest więc okazja do zachwytu nad jego dykcją, zamyślenia się nad tekstem, a przy okazji do odsłuchu piosenki na poziomie. Słowem - typowy Bajor.
Słowa powszednie wirują bezwiednie
co raz to się cisną do ust.
Myśli spóźnione i niewydarzone
natrętnie wwiercają się w mózg.
Czyny niechciane i nieprzemyślane
od nowa się garną do rąk.
Wszystko to kręci się, kręci wraz z nami
w obłędny porywa nas krąg.
Graj mi świecie może zaskoczyć tych, którzy Bajora kojarzą tylko z ballad typu Nie chcę więcej czy Moja miłość największa. Od początku bowiem uderza nas ostra gitara elektryczna wygrywająca chwytliwy i niosący riff. Jednak zaskakiwać może tylko aranż, gdyż tekst to już typowy "wczesny" Bajor. Sama kompozycja jednak wypada naprawdę bardzo dobrze i jak najbardziej może się podobać.
Chociaż raz istnienia pojąć cud,
chociaż raz myślenia podnieść głaz,
poczuć tajemnicy dziki głód
i zrozumieć wszystko chociaż raz.
Chociaż raz naprawdę sobą być,
chociaż raz nie zagrać żadnej z ról,
maskę zdjąć, pozory z twarzy zmyć,
poczuć na języku życia sól.
Bajor od zawsze podkreśla jak mocno jest związany ze swoimi rodzicami. Często odwiedzał swój rodzinny dom w Opolu, a także niejednokrotnie robił miłe gesty w ich stronę (sam widziałem na jednym z jego koncertów w Opolu, gdy wniósł na scenę kwiaty, po czym złożył mamie przedwczesne życzenia urodzinowe, zszedł ze sceny i ruszył w publiczność, by wręczyć mamie bukiet i ją ucałować). Tym większe wrażenie robi jego kunszt aktorski i interpretatorski, gdy przychodzi nam słuchać jednej z bardziej poruszających kompozycji w repertuarze Bajora - Naszych matek maleńkie mieszkanka. Mamy tu wzruszający tekst Wojciecha Młynarskiego, w którym mamy opis codzienności samotnej matki, która niezmiennie żywi nadzieję na odwiedziny syna. Do tego liryku znakomicie pasuje muzyka skomponowana przez Janusza Stokłosę, a także akustyczny aranż na fortepian. No i oczywiście Bajor, który śpiewa z taką pasją i zaangażowaniem, że spokojnie niejednemu słuchaczowi może wycisnąć łzy z oczu. Przepiękna piosenka. Jedna z moich ulubionych.
Aż nadejdzie zwyczajny poranek
i któregoś zwykłego poranka
zogromnieją w pałace lustrzane,
naszych matek maleńkie mieszkanka.
Uśmiech matek ozdobi oblicze,
matki będą powtarzały sobie,
że dziś muszą wrócić królewicze
zagubieni po świecie synowie.
Każda matka łzę jasną uroni,
drzwi otworzy niezgrabnie i prędko:
syn-królewicz wrócił szóstką koni?
Nie, to tylko pan listonosz z rentą...
Biegnący przez huczący kram dnia złego
tak dawno już nie byłem tam. Dlaczego?
Kolejną piosenkę rozpoczyna kilkunastosekundowa partia chóru. Po nim wchodzi fortepian i wokal Bajora, śpiewający poetycki, piękny tekst Jonasza Kofty. Całe życie czekam w pełni rozwija się jednak dopiero po chwili, gdy dochodzą do niego pozostałe instrumenty, a całość nabiera nieco na dynamiczności, nie tracąc jednak z podniosłej atmosfery. Kolejny bardzo interesujący utwór.
Całe życie czekam
mrok czy blask,
na człowieka
co zatrzyma czas.
Tylko miłość ma tę moc,
kiedy kocham to
mam w swoich dłoniach los.
W tym świecie pełnym złud,
bajecznie pięknych kłamstw,
nie wstydzę się prostych prawd.
W Balladzie o brzasku ilość patosu jest niestety nie do zniesienia. Tekst Romana Kołakowskiego jest dostatecznie wymowny, jednak zdecydowano się obudować go tak podniosłą i dumną muzyką, że całość po prostu zanadto przygniata. Gitara elektryczna, rozwibrowany wokal i te refreny, które wspinają się na wyżyny kiczu. Pierwszy słabszy utwór albumu.
W krainie drżącej jak żebraka dłoń
ogromny stanął dom,
zapłonął lamp tysiącami,
kryształami luster lśnił.
Dokoła tłum bezdomnych ślepców stał,
w uporze niemym trwał
i wierzył, że kiedyś ruszy korytarzami
gdzie ktoś źródło światła skrył.
Nieco odetchnąć można przy okazji Hopla - żyjemy, czyli zdecydowanie bardziej swawolnej i dynamicznej piosence. Mamy tu radosną i skoczną melodię i wesoły tekst mówiący o tym, że warto brać życie pełnymi garściami, tym bardziej że nie ma co być tak pewnym jutra. Przyjemna piosenka, aczkolwiek na dłużej w głowie nie zostaje.
Świat szaleje, świat kuleje,
co będziemy tańczyć jutro?
Hopla!
Człowiek truje się i śmieje
raczej smutno
Hopla!
Jeszcze żyła nam nie pęka
Nie drży głowa ani ręka
Hopla!
Jak wspomina Bajor, który znał go osobiście, Jonasz Kofta uwielbiał żartować i pisać teksty do takich kompozycji, których nikt nie umiał sobie wyobrazić, jako piosenek. Tak właśnie sprawa miała się z Femme fatale napisaną do klasycznego utworu Arama Chaczaturiana. Napisał do niego zabawny i kąśliwy liryk, który w wyśpiewaniu stanowi prawdziwe wyzwanie dla dykcji Bajora. Na szczęście Artysta niejednokrotnie już udowadniał, że takie wyzwania mu nie straszne, i również tutaj poradził sobie z tym znakomicie, dodając do tego nawet sporą dozę aktorstwa, co potęguje humorystyczny wydźwięk słów.
Przychyl swoją bladą twarz,
pocałunku lodem sparz,
jestem rozdeptany płaz,
a ty to dobrze wiesz,
że mnie ze wszystkim masz.
Femme fatale,
ja oszalałem wściekle,
jestem w piekle.
Piekle twoich sennych póz,
twoich wrogich ust,
zniszczył mnie twój biust,
zniszczył mnie mój gust.
Ty mnie wzgardą zmagasz,
a ja ciebie błagam
zobacz, mam na sobie frak.
To, że Bajor został obdarowany przez różnych poetów i kompozytorów autorskimi piosenkami, nie znaczy na szczęście, że zapomniał o tym, za co ludzie go pokochali. Również na Nowych piosenkach sięga więc po francuskie piosenki przetłumaczone ponownie znakomicie przez Wojciecha Młynarskiego. W sumie na albumie znalazły się 3 chansons, wszystkie w oryginale wykonywane przez Jacquesa Brela. Pierwszą z nich jest utwór zatytułowany Starzy ludzie. To poruszające i wzruszające słowa o starszych ludziach i ich samotnym, przebrzmiałbym życiu. Poruszający tekst, po którym każdy już zawsze będzie patrzeć inaczej na starszych ludzi.
Ne umierają, nie, lecz zapadają w sen, któremu końca brak.
Wczepieni w dłonie swe, tak bojąc rozstać się - rozstają się i tak.
Kto z dwojga został sam, wciąż dotyk będzie czuł stygnących, drogich rąk.
Kto z dwojga został sam, bez trudu znajdzie swój ziemskiego piekła krąg.
Zobaczyć można ich jak z trudem niosą w dreszcz parasol swój i wstyd,
że mówią cicho zbyt, że idą wolno zbyt, że żyją długo zbyt.
A jeśli czegoś chcą, chcą komuś chociaż raz powierzyć myśli swe,
że zegar gada wciąż swe "tak" i swoje "nie" i gada: "czekam cię".
Zdecydowanie dynamiczniej wypadają Byki zagrane w rytmie tanga. Mamy tu zupełnie nowe spojrzenie na corridę, tym razem z perspektywy... byków. Brel skrytykował tez zanadto wybujałą wyobraźnię i ciągłe fantazjowanie Hiszpanów, a także potępia samo wydarzenie corridy. Znakomity utwór wypełniony emocjami i żarliwym wykonaniem, zarówno ze strony Bajora, jak i muzyków.
Bykom nudzi się cierpieć w niedzielę
i brocząc krwią opuszczać ten świat...
Lecz torreador dał znak i ludzie oniemieli,
kapela gra tusz i tłum na klęczki padł!
A w sklepikarzu w taki czas
Don Juan budzi się,
a turystka pulchna zaś
Carmencitą siebie zwie... ole!
Nie opuszczaj mnie to bez wątpienia jeden z największych przebojów Bajora. Również i tu mamy tekst Młynarskiego będący tłumaczeniem chanson Brela. To poruszające i chwytające za serce błaganie opuszczanego mężczyzny. Bajor wkłada w to wykonanie tyle serca i emocji, że ciężko słuchać tego bez wzruszenia. Oczywiście, nie byłoby to to samo, gdyby nie szczery tekst Młynarskiego, który w prostych słowach wyraża niebanalne błagania. Najlepszy utwór pierwszego krążka. Poruszające przy każdym odsłuchu, choć bardziej przemawiają do mnie późniejsze jego wykonania z nieco mniejszym patosem (jak choćby ta na Od Piaf do Garou).
Nie opuszczaj mnie, ja wymyślę Ci słowa,
których sens pojmiesz tylko ty.
Z nich ułożę baśń, jak się serca dwa
pokochały, na przekór ludziom złym.
Z nich ułożę baśń o tym królu co
umarł z żalu, bo nie mógł kochać Cię.
Nie opuszczaj mnie, nie opuszczaj mnie.
Oddaj mi samotność to pierwszy tekst, który dla Michała Bajora napisał Marcin Sosnowski. Później było ich bardzo dużo, szczególnie w nowym wieku, kiedy wypełniły one znaczną część takich płyt jak Kocham jutro, Twarze w lustrach czy Za kulisami. Ten bez wątpienia jest jednym z najlepszych. Niebanalny i nieoczywisty, przyozdobiony znakomitą kompozycją Janusza Stokłosy i aranżacją z przeszywającą solówką gitary elektrycznej.
Oddaj mi samotność mą,
pragnę jej, chcę być z nią.
Chcę na moment po prostu zapomnieć,
myślom moim przywróć wstyd,
słowom cel, sens i rytm.
Oddaj wiarę na zawsze straconą,
nim nienawiść zacznie kłuć,
zwróć mi mą czystość, zwróć
gdzieś w pośpiechu, po drodze zgubioną.
Daj odpocząć kilka chwil,
maskę zdjąć pozwól mi
może pod nią płaczę.
Bajor w ciągu swojej kilkudziesięcioletniej kariery współpracował z wieloma kompozytorami, jednak tym najważniejszym wydaje się być wciąż Włodzimierz Korcz. To bowiem wyłącznie jego kompozycje wypełniają drugi krążek Nowych piosenek (Bajor powtórzył ten patent niecałe 30 lat później, gdy ponownie kompozycjom Korcza poświęcił drugą część antologii Od Kofty... do Korcza). Rozpoczyna ją znakomicie już znane słuchaczom Bajora Ogrzej mnie. Więcej pisałem o tej piosence przy okazji albumu Michał Bajor live, więc nie będę się powtarzać. Dodam tylko, że w wersji nagranej robi nie mniejsze wrażenie, niż na żywo.
Ogrzej mnie
wierszyku pełen cudowności,
wspólniku mojej bezsenności
ogrzej, ogrzej mnie!
Rozżarz mnie
niedokończona zdań wymiano,
cudowna kłótnio, w pół urwana
rozżarz, rozżarz mnie!
Ach, życie rozpal, ogrzej duszę mą, bo skona,
do stu, do dwustu, do tysiąca, do miliona,
wsłuchaj się w duszy mojej prośby natarczywe:
Chcę mieć gorączkę! Give me fever!
Monsieur Renoir to jednak coś raczej na ukojenie nastroju. Delikatna, powoli płynąca kompozycja o refleksyjnym i lekkim tekście. Bardzo przyjemna rzecz, jednak małe szanse na to, że po zakończeniu albumu zostanie w głowie.
Monsieur Renoir,
oczy tej pani dziwny mają blask,
o gdyby tak, Monsieur, mógł poznać ją...
Niech mi pan powie
czy pan znalazł ją wśród gwiazd?
Czy takie oczy można spotkać w Fountainbleu?
Z Przedświtem mam podobny problem co z Balladą o brzasku. Mianowicie: jest tu taka ilość patosu, że momentami jest to nie do zniesienia. Dziwna sprawa, gdyż tutaj jednak nie wypada to tak najgorzej, a sama kompozycja może nawet się podobać. Mówiąc krótko: są momenty, jednak daleko tej piosence do najlepszych momentów Nowych piosenek.
Zwilczone księżyce nie znają litości,
kochają się skrycie w śmiertelnej bladości.
Zwilczone księżyce litości nie znają,
pomroczne ich życie gwałt światu zadają.
Kołysanka wiosenna to piosenka z cyklu tych, co to przemiło się słucha, ale w głowie raczej nie zostaje. I, rzeczywiście, utwór ten nie ma szans, by wpaść w ucho, ale do słuchania nadaje się znakomicie i może nawet wywołać w słuchaczu jakieś emocje.
Noc spogląda oczyma traw,
aż do rana,
noc z tych czarów bezkształtnych
w snach, rozebrana.
Wiatr wlatuje w kopuły drzew,
a kwiaty już stoją w płomieniach.
I tylko ty, jak śpiący krzew
swojego czekasz przebudzenia.
Bar "Pod zdechłym psem" to kompozycja Włodzimierza Korcza, którą ozdobił jeden z wierszy Władysława Broniewskiego. Przyznam się szczerze, że bardzo lubię tę piosenkę, jednak o wiele bardziej przemawia do mnie w późniejszych wersjach (jak na przykład tą wykorzystaną w spektaklu Bajor w Buffo, lub też nagraną na album Od Kofty... do Korcza, vol. 2). Tam Bajor ponownie prezentuje nam cały wachlarz swoich aktorskich możliwości, a tutaj mamy po prostu niezłą i melodyjną kompozycję, która jak najbardziej może się podobać, jednak nie robi aż takiego wrażenia.
Diable, bierz moją duszę,
jeśli jej jesteś rad,
ale przeżyć raz jeszcze muszę
moje czterdzieści lat.
Daj w nowym życiu, diable,
miłość i śmierć, jak w tem,
wiatr burzliwy na żagle,
myśl - poza dobrem i złem.
Znów będę bił się i kochał,
bujnie, wspaniale żył.
Radość, a nie alkohol,
wlej mi, diable, do żył...
Do trzech cnót. Również i tu mam niemały problem. Wersja z Od Kofty... do Korcza, vol. 2 dosłownie za każdym razem zapiera mi dech w piersiach. Jednak ta umieszczona w Nowych piosenkach za bardzo irytuje mnie swoim patosem. Tekst jest na tyle poetycki i uderzający, że nie trzeba do niego dokładać tak potężnie brzmiącej aranżacji, bo piosenka jest po prostu ciężka w słuchaniu. Sama kompozycja i tekst więc na plus, jednak wykonanie - na minus.
Gdy w ludzkie serca lodem skute
daremnie wcieram uczuć maść,
gdy mi po cichu szyje buty
ten, z którym konie mogłem kraść.
Gdy uśmiech każe wietrzyć zdradę,
gdy szukam fałszu w każdej łzie,
gdy dzień po dniu nasiąkam jadem,
miłości, nie opuszczaj mnie.
Stop klatka to kolejny tekst Jonasza Kofty, jednak tym razem o zabarwieniu satyrycznym. Mamy tu odę do wszechpotężnego aparatu, który wyzwala w człowieku zachowania, których ten nigdy by się po sobie nie spodziewał. Tekst ten udowadnia swoją wielkość dopiero przy dokładniejszym wczytaniu, więc polecam poświęcić mu czas i się nad nim pochylić.
Tego nie wiemy nigdy o sobie,
jak nas zobaczył obcy człowiek.
Niech nas przekona do ostatka
stop klatka!
Czas odważony w miligramach,
w tej mikroskali makrodramat.
Każdy przechodzień to zagadka.
Stop klatka!
Lustro, co sprawdza twe oblicze
nie mówi prawdy ci o niczym.
A prawda to satyry matka.
Stop klatka!
Życie chwytane na gorąco
nieraz sparzyło chwytających.
Lecz chwycić moment, wielka gratka.
Stop klatka!
O powstaniu kolejnej piosenki krąży bardzo znana anegdota. Postaram się ją tu streścić. W pewnej artystycznej knajpie spotkali się pewnego razu Jonasz Kofta i Włodzimierz Korcz. Ten pierwszy zagadał i mówi: "Mam dla Michała tekst". Na co Korcz mówi: "No to daj mi go". "A nie, nie, najpierw postaw mi setkę". Kompozytor postawił mu tę setkę, po czym ponownie powtórzył prośbę. Kofta jednak odpowiedział: "O nie, nie mogę ci go dać, bo mam go w głowie. Postaw mi kolejną setkę, daj mi coś do pisania i ja ci to napiszę." I tego wieczora, Jonasz Kofta, wziąwszy do reki ołówek, napisał na serwetce tekst Popołudnia. Korcz wziął słowa do domu i skomponował do niej oszczędną, acz urzekającą melodię. Sam tekst to prawdziwe pole do popisu dla Bajora i jego aktorskich umiejętności. Oto prawdziwa "piosenka aktorska". Myślę, że nie ma co więcej pisać o tym utworze. Lepiej po prostu pozwolić go posłuchać i nie psuć wrażenia z odsłuchu najmniejszymi spoilerami.
Tą ulicą doszedłem aż do baru.
Było pusto, poza jedną ładną parą.
On coś mówił głupawego,
niewidzialny siadłem obok.
Ona tak wpatrzona w niego, że już być przestała sobą.
I poczułem żal do losu, że jest miłość, ta prawdziwa.
Żal niemądry, że w ten sposób nigdy na mnie nie patrzyłaś.
By im nie przeszkadzać, cicho zamykałem baru drzwi.
To był fatalny dzień, nie chcę więcej takich dni.
To był fatalny dzień...
Tą kobietą byłaś ty...
Bałaganiarsko wypada natomiast Jesienny step. Tym bardziej rzuca się to w oczy, że następuje zaraz po poruszającym i delikatnym Popołudniu. W tej piosence niby się sporo dzieje, ale ostatecznie trudno za tym nadążyć, a co dopiero o coś się uchem zaczepić. Bez wątpienia najsłabszy utwór płyty.
Jeszcze leci przez niebo dniem ciągniona chmura ptaków,
zwarty bumerang w ciepłe kraje wraca i wiatr,
który wciąż skrzydła tych ptaków obraca, zagrzebuje się w drzewach.
A trawa ponura robi się na jesieni, stepowej niezżęta,
niepotrzebna nikomu i nikt nie pamięta.
Powrotem do spokojniejszego brzmienia jest Spóźniony erotyk, czyli niemal akustyczna, delikatna kompozycja, która potrafi poruszyć szczerością i prostotą tekstu i wykonaniem Bajora. Tak jak Kołysanka wiosenna, jest to jednak piosenka, którą bardzo miło się słucha, aczkolwiek raczej nie zapada w pamięć.
Bądź przy mnie, blisko,
nie odtrącaj dłoni, nie zawsze dobrej, miła
nie zapominaj, zapominaj
by miłość nam się nie prześniła.
Bądź przy mnie blisko...
Bajor od początku kojarzony był z piosenką czysto poetycką, pełną podniosłych i ambitnych tekstów Na Festiwalu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu wykonał Nie chcę więcej, a więc utwór zupełnie odległy od jego dotychczasowych kompozycji. Muzycznie jest dość zachowawczo, jednak tekst momentami zahacza wręcz o grafomanię. Do Bajora zagadało więc sporo kolegów i koleżanek ze środowiska, "dobrze mu radząc", by tę piosenkę porzucił i lepiej udawał, że nigdy jej nie było. Artysta uparł się jednak i grał ją na koncertach. Na przestrzeni zaledwie kilku miesięcy okazało się, że publiczność piosenkę pokochała i regularnie prosiła Bajora, by ją bisował. Z czasem Nie chcę więcej stało się bez wątpienia najbardziej rozpoznawalną i jedną z najważniejszych piosenek Artysty, która do dziś jest kompozycją kojarzoną z Bajorem, jak żadna inna. Powiem tylko, ze zasłużenie. Owszem, tekst może nie jest na tak wysokim poziomie jak inne, choćby umieszczone na tej płycie, ale w perspektywie znakomitej większości polskich piosenek, i tak prezentuje się naprawdę bardzo, bardzo dobrze. Do tego dochodzi jeszcze dramatyczna kompozycja Włodzimierza Korcza i wypełniona dęciakami aranżacja podbijająca puls. No i nie zapominajmy o Bajorze, który śpiewa to w jedyny i niepowtarzalny sposób, za każdym razem poruszający i urzekający szczerością i żarliwością.
Gdy twarzy brak w czynach i słowach
ty masz twarz,
Gdzie ścieżek splątanych bezdroża
ty drogę swą znasz.
Ty zdołasz ból każdy pocieszyć
rozjaśnić odwieczny nasz przedświt
ciepłem rąk i spojrzeń twych.
Nowe piosenki to album słabszy od Michał Bajor live, to nie ulega wątpliwości, jednak na szczęście, wciąż trzyma bardzo wysoki poziom. To po prostu porcja bardzo dobrze i przystępnie podanej piosenki poetyckiej. Owszem, mamy tu całkiem sporo niewypałów, by wymienić tu choćby Balladę o brzasku, Do trzech cnót czy Jesienny step. Otaczają je jednak znakomite piosenki charakteryzujące się nie tylko urzekającą melodyjnością, ale i mądrymi, skłaniającymi do refleksji tekstami. Mówiąc szczerze, brakuje na polskiej scenie muzycznej Artysty, który równie dobrze umiałby podać tekst, nie zapominając zarazem o melodyjności i oprawie interpretacyjnej, jak Michał Bajor. I to właśnie na Nowych piosenkach mamy znakomitą możliwość poznania całego wachlarza jego możliwości. Mamy tu utwory podniosłe (Ballada o brzasku, Przedświt, Do trzech cnót), delikatne (Starzy ludzie, Naszych matek maleńkie mieszkanka, Popołudnie, Nie opuszczaj mnie, Kołysanka wiosenna, Spóźniony erotyk), satyryczne (Stop klatka), żarliwe (Ogrzej mnie, Tarantela, Byki), żartobliwe (Femme fatale) jak i dramatyczne (Nie chcę więcej, Oddaj mi samotność). Na żadnej późniejszej płycie nie mamy możliwości poznania tak wielu twarzy Bajora (może oprócz Od Kofty... do Korcza). To właśnie dlatego uważam Nowe piosenki za jeden z ważniejszych albumów Artysty, mimo że do doskonałości sporo mu brakuje, a i w moim sercu ustępuje miejsca takim płytom jak Michał Bajor live, Kocham jutro, Twarze w lustrach, Od Piaf do Garou, Moje podróże czy Kolor Cafe. Jednak na początek przygody Bajorem myślę że będzie jak najbardziej trafny, choćby po to, by przekonać się, czy jakieś oblicze Artysty może nam odpowiadać. Jeśli żadna piosenka z tego albumu nam się nie spodoba, to spora szansa, że po prostu nam z Bajorem nie po drodze.
Ocena: 8/10
Nowe piosenki: 82:11
CD 1:
1. Tarantela - 4:00
2. Graj mi świecie - 2:58
3. Naszych matek maleńkie mieszkanka - 5:25
4. Całe życie czekam - 4:22
5. Ballada o brzasku - 4:16
6. Hopla - żyjemy - 3:18
7. Femme fatale - 2:10
8. Starzy ludzie - 5:42
9. Byki - 3:10
10. Nie opuszczaj mnie - 5:02
11. Oddaj mi samotność - 4:06
CD 2:
1. Ogrzej mnie - 4:16
2. Monsieur Renoire - 1:57
3. Przedświt - 4:43
4. Kołysanka wiosenna - 3:00
5. Bar "Pod zdechłym psem" - 3:45
6. Do trzech cnót - 3:00
7. Stop klatka - 4:05
8. Popołudnie - 4:20
9. Jesienny step - 2:23
10. Spóźniony erotyk - 3:00
11. Nie chcę więcej - 3:43
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz