wtorek, 1 września 2020

"ReLoad" - Metallica [Recenzja]


Jeszcze przed wydaniem Load nie było tajemnicą, że Metallica pracuje nad kilkudziesięcioma nowymi utworami. Muzycy trąbili o tym na prawo i lewo, jednocześnie zastanawiając się na głos, czy nie wyjdzie z tego dwupłytowy album. Tak się jednak nie stało. Muzycy zostali zaproszenie do udziału w objazdowym festiwalu Lollapalooza, więc nie starczyło im czasu, by wszystko dokończyć. Ostatecznie wydali tylko te utwory, które akurat były skończone. Tak właśnie powstał album Load. Wydając go jednak obiecali sobie, że po festiwalu wezmą się za resztę.
Po zakończeniu Lollapaloozy zrobili sobie miesiąc przerwy. Po tym czasie z powrotem weszli do studia, by dopracować rozgrzebane utwory w różnym stopniu ukończenia. Jak wielokrotnie podkreślali muzycy, nie były to odrzuty, bądź też utwory słabsze, a jedynie piosenki, którym sporo brakowało do finalnych sznytów. Wzięli się za nie więc teraz. Dłuższe rozstanie z tymi kompozycjami sprawiło, że mogli spojrzeć na nie świeższym okiem i dodać parę nowych pomysłów. Zdecydowali się kontynuować poszerzanie horyzontów, które rozpoczęli przy okazji Load
Sesje muzycy wspominają skrajnie różnie. James Newsted był zachwycony. Lars Ulrich twierdził, że była to mordęga. Po kilku miesiącach wyjechali do Europy na parę koncertów, a przy okazji dopracowali parę nagrań w tamtejszych studiach, m.in. nagrywając gościnne wokale Marianne Faithfull. To właśnie The Memory Remains, kompozycja z jej udziałem, została wydana jako pierwszy singiel zapowiadający album i stała się wielkim przebojem. Publiczność najwidoczniej pogodziła się już z myślą, że Metallika "się sprzedała".
ReLoad ukazał się 18 listopada 1997 roku, jednak sprzedawał się znacznie słabiej niż poprzednie albumy (co w sumie nie dziwi, bo od "Czarnego Albumu"  prawie każdy kolejny album aż do Death Magnetic zaliczał tendencję spadkową). Mimo kiepskich recenzji, muzycy byli zadowoleni z nowego materiału i chwalili go za zupełnie nowy kierunek w ich dotychczasowych nagraniach.

Fuel to bez wątpienia bardzo dobre otwarcie. Energiczne, naładowane powerem po brzegi, nieprzeholowane i, co najważniejsze, wcale nie tracące na chwytliwości. To jeden z najmocniejszych fragmentów płyty, a jednocześnie jeden z najbardziej pamiętanych, i wciąż wykonywanych regularnie podczas koncertów. Otwarcie i już mamy powód, by pokładać wiarę w Metallice, że a nuż odkują się po bardzo słabym Load.


Fuel is pumping engines
Burning hard, loose and clean
And I burn, churning my direction
Quench my thirst with gasoline
So give me fuel, give me fire
Give me that which I desire


Jeśli ktoś czyta tę recenzję, to zakładam, że zna tak podstawowe piosenki Metalliki jak For Whom teh Bell Tolls, Master of Puppets, Fade to Black, Enter Sandman, One, Nothing Else Matters czy The Memory Remains. Wobec tego chyba pominę sobie pisanie na temat tego ostatniego utworu, bo jest to rzecz ogólnie znana i przez jednych lubiana, przez innych mniej. Ja osobiście uwielbiam tę kompozycję. Nie zaskoczę chyba, jeśli powiem że najlepszym momentem jest dla mnie pierwsze wejście Marianne Faithfull, które nawet po dziesiątkach odtworzeń jest w stanie wywołać u mnie gęsią skórkę. Powalający i odpowiednio ciężki kawałek, który uzależnia od pierwszego przesłuchania i ciężko się od niego uwolnić.


Heavy rings hold cigarettes
Up to lips that time forgets
While the Hollywood sun sets behind your back

And can't the band play on?
Just listen, they play my song
Ash to ash
Dust to dust
Fade to black


Nieidealnie, ale jak najbardziej ekscytująco prezentuje się Devil's Dance. To utwór, który od pierwszych nut urzeka ciężarem, niskimi gitarami i znakomitymi wokalami Hetfielda. Jednak piosenka tak trwa i trwa, a wciąż nie ma jakiegoś rozładowania napięcia, przez co siedzimy 5 minut i czekamy na jakiś punkt kulminacyjny, który pozwoliłby nam nieco spuścić parę. A tak pozostaje wrażenie, że robione to było jakoś na pół gwizdka i na kolanie. Ktoś zapomniał dopisać jakichś porządnych refrenów, które wpadły by w ucho. Jeśli byłyby dobre, to można by utwór nazwać jednym z najlepszych. A tak jest średnio.


Snake, I am the snake
Tempting, that bite you take
Let me make your mind
Leave yourself behind
Be not afraid
I've got what you need
Hunger I will feed


James pewnego dnia kupił sobie nową gitarę i zaczął sobie coś na niej brzdąkać. W pewnym momencie zagrał motyw The Unforgiven z "Czarnego Albumu". Podczas gry przyszedł mu jednak do głowy pomysł na nieco inną linię melodyczną. Zaczął więc kombinować, jak by to przerobić, by nie kojarzyło się z The Unforgiven. W końcu uznał jednak, że ma to w nosie, i po prostu nazwał piosenkę: The Unforgiven II. W zasadzie, to piosenka poza tytułem nie ma nic wspólnego z poprzednikiem (może trochę początek). Przynajmniej muzycznie, gdyż tekstowo można traktować to spokojnie, jako kontynuację tamtej historii. Zła wiadomość jest taka, że nie dorównuje poprzedniczce. Dobra jest natomiast taka, że wstydu nie przynosi i można słuchać ją ze sporą dozą satysfakcji, mają uzasadnione poczucie, że oto Metallica wreszcie nagrała balladę, którą można włączyć w poczet jej najlepszych utworów tego rodzaju (tak bardzo po macoszemu potraktowanemu na Load).


Lay beside me, tell me what they've done
Speak the words I want to hear, to make my demons run
The door is locked now, but it's open if you're true
If you can understand the me, then I can understand the you

Lay beside me, under wicked sky
Through black of day, dark of night, we share this paralyze
The door cracks open, but there's no sun shining through
Black heart scarring darker still, but there's no sun shining through
No, there's no sun shining through


Czy Better Than You zasługuje na nagrodę Grammy? Moim zdaniem nie. A jednak ją dostał. Nie jest to pierwsza, ani nie ostatnia niezrozumiała dla mnie decyzja kapituły "muzycznych Oscarów". Jak dla mnie to po prostu banalny, motoryczny i dynamiczny kawałek w starym, dobrym stylu. Panowie grają z jajem, jak zwykli to czynić dawniej. Cieszy też solówka Hammetta, która pozwala przywołać w pamięci jego dawne wyczyny, porzucone nieco ostatnimi czasy na rzecz większych eksperymentów brzmieniowych. Jednak, kończąc temat Better Than You, jest to bez wątpienia kolejny bardzo udany utwór, acz nie wybitny. Starzy fani Metalliki mogą poczuć się jednak jak w domu, mimo dość małego natężenia trashu (żeby nie powiedzieć: zerowego).


Lock horns, I push and I strive
Some how I feel more alive
Bury the need for it
Bury the seed
Bury me deep when there's no will to be


Nudnawo robi się jednak przy Slither. To wyjątkowo banalny i mało interesujący utwór, w którym nie dzieje się absolutnie nic, by warto mu było poświęcić choćby nikłą uwagę. 


Don't go looking for snakes you might find them
Don't send your eyes to the sun you might blind them
Haven't I seen you here before?
There ain't no heroes here no more


Carpe Diem Baby ma u mnie zapewnione pierwsze miejsce. Przynajmniej w kategorii "Najdurniejszy Tytuł Piosenki Metalliki". Szkoda jednak, że nie mogę umieścić go na żadnej liście najlepszych utworów. To kolejny po Slither tak odtwórczy numer, a do tego tak cienki, że prawie przezroczysty. Dodatkowo rozciągnięty do granic możliwości, co sprawia że słuchanie go trwa wieki i jest prawdziwą męką.


So wash your face away with dirt
It don't feel good until it hurts
So take this world and shake it
Come squeeze and suck the day
Come carpe diem, baby


Bad Seed to kolejna niewarta uwagi kompozycja, która nie wnosi nic nowego, a wręcz irytuje mieleniem wciąż tych samych patentów.


Swing the noose again
Pierce the apple skin
You bit more than you need
Now you're choking
On a bad seed


Where the Wild Things Are mogłaby spokojnie znaleźć się na Load, bowiem jest to kolejna ballada, która po prostu wypada sztucznie, wymuszenie i mało interesująco. Ot, kolejna niemrawa pozycja, która stara się włączyć do panteonu najlepszych ballad Metalliki. Powiem tak: nie ma szans. (Chociaż grunge'owe zabarwienia wypadają wcale nieźle i jest to jedyna rzecz, która broni tę kompozycję przed byciem kolejną porażką na całej linii). 


Steal dreams and give to you
Shoplift a thought or two
All children touch the sun
Burn fingers one by one, by one

Will this earth be good to you?
Keep you clean or stain through?


Prince Charming w niczym nie przypomina ballady, jednak ma jedną cechę wspólną z Where the Wild Things Are, a mianowicie: jest totalnie wymuszona, niemrawa i irytująca swoją powtarzalnością, banalnością i sztampowością. Kolejny knot.


And he wants to be called "father" now, me again, me
The marks inside your arms spell me, spell only me
I'm the nothing face that plants the bomb and strolls away
I'm the one who doesn't look quite right as children play


Fajnie, że muzykom chciało się poszerzyć instrumentarium o skrzypce i lirę korbową. Gorzej, że zmarnowano to na tak mdłą i po prostu słabą balladę, jaką bez wątpienia jest Low Man's Lyric. Banał goni banał. Jakby tego było mało, rozciągnięto to do ponad siedmiu minut. Nie dość, że banał, to jeszcze nuda.


My eyes seek reality
My fingers seek my veins
There's a dog at your back step
He must come in from the rain
I fall cause I let go
The net below has rot away
So my eyes seek reality
And my fingers seek my veins


Nieco bardziej ożywczo wobec tego prezentuje się Attitude. Naprawdę, to jak powiew świeżości po kilkudziesięciu minutach męczarni. Nie czarujmy się, nie jest to jakiś wybitny numer, ale pozwala przypomnieć, że na początku ReLoad naprawdę się dobrze słuchało. Ma kopa, można się wciągnąć i naprawdę poczuć tę energię. Wreszcie coś godnego uwagi.


Just let me kill you for a while
Just let me kill you for a smile
Just let me kill you once for me
I'm bored to death


Metallica nigdy nie była mistrzem w tworzeniu długich, progresywnych kompozycji. Można więc łatwo wyobrazić sobie moją reakcję, gdy zobaczyłem, że Fixxxer trwa ponad 8 minut. Już Load kończyło dłużące się niemiłosiernie The Outlaw Torn. Podobnie, jak i tam, tak i tutaj jest to po prostu kawał wymuszonego, zdecydowanie za długiego grania pełnego schematów i banałów. Jedyne, co może się podobać, to ciężki riff, przywodzący na myśl Black Sabbath z lat 80. Jednak poza tym - szkoda czasu.


Dolls of voodoo all stuck with pins
One for each of us and our sins
So you lay us in a line
Push your pins they make us humble
Only you can tell in time
If we fall or merely stumble



Czy ReLoad to sequel słabego Load? Nie. Przynajmniej nie całkiem. Na wstępie zauważyć trzeba, ze jest to album o wiele lepiej brzmiący, a także bardziej zróżnicowany. Nie wypada przez to tak męcząco jak jednowymiarowe Load. I ta płyta jest jednak stanowczo, zdecydowanie za długa, przez co i tutaj w pewnym momencie pojawia się znużenie i ewidentne poczucie zmęczenia materiału. Pierwsze 5 utworów to dosłownie miód na moje uszy; przez parę chwil miałem wrażenie, że wróciła ta stara, dobra Metallica. Potem jednak panowie jakby tracą impet i zaczynają coraz bardziej popadać w sztampę i sprawdzone patenty. Tu i ówdzie pojawiają się jeszcze jakieś ciekawsze momenty, jednak są one na tyle okazjonalne, że nie warto nawet o nich wspominać (no, może oprócz niezłego Attitude). ReLoad to więc album taki sobie, któremu sporo zabrakło do tego, by móc określić go "słuchalnym". Owszem, można, ale trzeba liczyć się z bólem głowy i znużeniem, które i tak nadejdzie, prędzej czy później.

Ocena: 4/10


ReLoad: 76:02

1. Fuel - 4:20
2. The Memory Remains - 4:39
3. Devil's Dance - 5:19
4. The Unforgiven II - 6:36
5. Better Than You - 5:22
6. Slither - 5:13
7. Carpe Diem Baby - 6:12
8. Bad Seed - 4:05
9. Where the Wild Things Are - 6:53
10. Prince Charming - 6:05
11. Low Man's Lyric - 7:36
12. Attitude - 5:17
13. Fixxxer - 8:15

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"PWRϟUP" - ACϟDC [Recenzja]

Po tragicznej śmierci Bona Scotta w 1980 roku, zespół ACϟDC z pewnością nie miał z górki. Zdarzało się wiele zawirowań, jednak chyba kolejną...