poniedziałek, 28 września 2020

"Trespass" - Genesis [Recenzja]


Po niewątpliwym niepowodzeniu From Genesis to Revelation, zespół nie załamał się, a wręcz przeciwnie - uznał, że potrzeba więcej pracy i zaangażowania, by odnieść sukces. Jak widać, od początku więc byli pewni tego, że uda im się coś osiągnąć, o ile tylko włożą w to nieco więcej wysiłku. Uznali jednak, że nie będą pchać się na siłę do radia, tak więc zapadła decyzja: zamiast skupiać się na przebojowości, skupimy się na tym, by stworzyć intrygujący album. 20 sierpnia 1969 nagrali więc 4 nowe utwory: White Mountain, Family (później przerobione na Dusk), Going Out to Get You i Pacidy. Ani krytycy, ani odbiorcy nieszczególnie się tym zainteresowali, ale panowie z Genesis nic sobie z tego nie robili, bo nagrali te utwory tylko po to, by upewnić się, że na pewno podążają w dobrym kierunku. Uznali, że tak.
We wrześniu 1969 roku musieli jednak na nowo sformować skład, bowiem opuścił ich perkusista John Silver. Na jego miejsce wskoczył John Mayhew, z który grupa jeszcze w tym samym miesiącu zaczęła koncertować. Takie oto "nowe Genesis" zamknęło się na pół roku w domku należącym do rodziców Richarda MacPhaila, gdzie zajęli się dopracowywaniem i pisaniem nowych kompozycji, które mieli zamiar niedługo grać podczas występów, a później nagrać na nowy album.
Niedługo potem ruszyli w trasę, a w londyńskim Soho ujrzał ich inżynier dźwięku w Charisma Records, który przedstawił ich swojemu szefowi - Tony'emu Strattonowi-Smithowi. To właśnie z tą wytwórnią w marcu 1970 roku Genesis podpisało kontrakt, na mocy którego dostali pełną dowolność w pisaniu i nagrywaniu muzyki. Do studia weszli w czerwcu i zostali tam do lipca, nagrywając album, który ostatecznie zatytułowali Trespass. Niedługo po wydaniu płyty z zespołu odeszli jednak Anthony Phillips (źle znosił stres związany z koncertowaniem) i Mayhew (skarżył się, że koledzy z zespołu nie chcieli go zaakceptować), na którego miejsce już w sierpniu wskoczył młodziutki Phil Collins.
Parę słów o okładce. Zaprojektował ją grafik współpracujący z wytwórnią, który miał potem pracować z Genesis przy okazji ich kolejnych albumów, Paul Whitehead. Nad obrazem zaczął pracować, jeszcze zanim płyta była ukończona, więc nie do końca wiedział, jaki będzie miała kształt, ani o czym będzie opowiadać. Słyszał na początku tylko piosenkę White Mountain, gdzie pojawiło się słowo "trespass" (ang. naruszać), które uczynił tematem przewodnim (to zresztą też skłoniło muzyków do nadania longplayowi takiego tytułu). Namalował więc króla i królową, którzy spoglądają przez okno na swoje królestwo, będąc podglądanymi przez amorka. W miarę postępu prac nad muzyką, Whitehead usłyszał też utwór The Knife, więc chwycił nóż, wbił w obraz i go rozciął, a całość sfotografował. Tak właśnie powstała okłada Trespass.
Album rozszedł się świeżo po wydaniu w ilości 6000 egzemplarzy, znajdując nabywców głównie wśród fanów Genesis, lub tych, którzy zespół słyszeli na żywo. Recenzje były umiarkowanie optymistyczne; szczególnie chwalono progres od czasu From Genesis to Revolution. Jednak po wydaniu przez grupę kolejnych albumów, zaczęto dostrzegać więcej niedostatków, więc dziś Trespass oceniany jest raczej średnio, a nierzadko wręcz słabo. Sporym powodzeniem płyta cieszyła się w Belgii (do dziś nie do końca wiadomo, dlaczego akurat tam), więc Genesis niedługo potem wyjechał tam na koncerty.

Looking for Someone
rozpoczyna się ekspresyjnym, teatralnym śpiewem Gabriela do akompaniamentu organów Hammonda. Potem dochodzą do niej pozostałe instrumenty i robi się tylko ciekawiej. Już od tej piosenki czuć gigantyczny progres, jaki muzycy zrobili od czasu From Genesis to Revelation. Mamy tu prawdziwy, progresywny, 7-minutowy utwór, który wypada doprawdy majestatycznie, ekscytująco i niebanalnie. Dużo się dzieje i absolutnie nie ma kiedy się znudzić, szczególnie, że wszyscy dają tu z siebie 100% i czuć po prostu serce w tej kompozycji. To bez wątpienia znakomita piosenka, która intryguje i nie pozwala się od siebie oderwać.

Nobody needs to discover me
I'm back again
You feel the ashes from the
Fire that kept you warm
It's comfort disappears
But still the only friend I know
Would never tell me where I go

Looking for someone
And now I've found myself a name
Come away, leave me
All that I have I will give

Tekstowo White Mountain oparte jest (dość luźno, oczywiście) na dwóch powieściach Jacka Londona - "Zew krwi" i "Biały kieł". To właśnie tu pojawia się czasownik "trespassed", od którego tytuł wziął cały album. Muzycznie to kolejny dość długi, bardzo miły w odsłuchu kawałek, aczkolwiek ograniczono tu nieco progresywność, na rzecz większej melodyjności. Mamy tu parę zmian nastrojów, ale wszystko jest raczej dość monotonne. Owszem, jest parę ciekawszych momentów, ale to raczej już końcówka utworu. Niemniej, mimo całej mojej sympatii, jak dla mnie jest to rzecz słabsza niż Looking for Someone.

Thin hung the web like a trap in a cage
The fox lay asleep in his lair
Fang's frantic paws told the tale of his sin
Far off the chase shrieked revenge

Outcast he trespassed where no wolf may tread
The last sacred haunt of the dead
He learned of a truth which only one wolf may know
The scepter and crown of a king

Visions of Angels to bardzo delikatna piosenka o przeuroczej melodyjce i ciekawym, naszpikowanym biblijnymi nawiązaniami, tekstem. Utwór miał na początku trafić na From Genesis to Revelation, jednak ostatecznie muzycy zdecydowali się go schować na szufladę. No cóż, nie wiem jak wyglądał w pierwotnej wersji, ale w takiej mówię mu zdecydowane TAK. To bardzo przyjemny, ujmujący i nieco przesłodzony kawałek, który bardzo przyjemnie się słucha i miło się do niego wraca nawet w oderwaniu od reszty longplaya.

As the leaves will crumble, so will fall my love
For the fragile beauty of our lives must fade
Though I once remember echoes of my youth
Now I sense no past, no love that ends in love

Take this dream, the stars have filled with light
As the blossom glides like snowflakes from the trees
In vengeance to a God, no-one can reach

Visions of Angels
bledną jednak w obliczu ciekawe urozmaiconego Stagnation. Tu też mamy na poczatku dość balladowe tempo, ale później pojawiają się duety gitarowe, czadowe solo na organach i piękne zakończenie przyozdobione symfoniką. Wbrew tytułowi, dużo się tu dzieje, i nie ma nawet kiedy zacząć się nudzić, bowiem piosenka hipnotyzuje od samego początku i nie pozwala się oderwać aż do końca (a pamiętajmy, że trwa niemal 9 minut).

Here today the red sky tells his tale
But the only listening eyes are mine
There is peace amongst the hills
And the night will cover all my pride
Blessed are they who smile from bodies free
Seems to me like any other crowd
Who are waiting to be saved

Dusk wypada może mniej progresywnie, ale za to bardzo satysfakcjonująco. To bardzo przyjemna balladka oparta na 12-strunowych gitarach akustycznych, regularnych wokali przeplatanych z melodyjnymi partiami chóru i, ponownie, świetnych organach. Kolejny znakomity utwór.

If a leaf has fallen
Does the tree lie broken?
And if we draw some water
Does the well run dry?

The sigh of a mother
The screaming of lovers
Like two angry tigers
They tear at each other
See how for him lifetime's fears disappear

Once a Jesus suffered
Heaven could not see him
And now my ship is sinking
The captain stands alone

Wieńczący album The Knife to bez wątpienia utwór bardzo daleki od poprzednich kompozycji. Przede wszystkim jest to piosenka o charakterze niemal hard rockowym (momentami). Mamy tu sporo zmian nastroju, jednak całość jest raczej chropowata i ostra. Dużo się tu dzieje, mamy sporo genialnych popisów instrumentalistów, no i jak dla mnie jest to po prostu strzał w dziesiątkę i najlepszy utwór na płycie.

Stand up and fight, for you know we are right
We must strike at the lies
That have spread like disease through our minds.
Soon we'll have power, every soldier will rest
And we'll spread out our kindness
To all who our love now deserve.
Some of you are going to die -
Martyrs of course to the freedom that I shall provide.


Muszę nie zgodzić się z obiegową opinią panującą o Trespass. Według niej bowiem, jest to album niedopracowany, momentami wręcz nudnawy. Nie zgadzam się z tym. Owszem, progresywnego rocka może nie ma tu zbyt wiele, jednak mnie absolutnie ujęły niepodrabialne melodie, świetne aranżacje i niepowtarzalny klimat, który unosi się nad całym nagraniem. Momentami wkrada się tu nieco monotonii, jednak absolutnie nie rzutuje to w większym stopniu na mój odbiór tego materiału, który bez wątpienia jest o niebo dojrzalszy, niż ten, który muzycy Genesis zaprezentowali na swojej poprzedniej płycie. Tam zaledwie parę piosenek zasługiwało na uwagę, tu natomiast każda ma w sobie coś, dzięki czemu warto poświęcić jej czas, by się z nią zapoznać. Mimo że całość jeszcze nie porywa jakby mogła, to jestem bardzo mile zaskoczony tym, jak dobrze to wszystko razem brzmiało. Genesis udało się mnie zaciekawić i z chęcią sięgnąć po kolejne albumy.

Ocena: 7/10


Trespass: 42:56

1. Looking for Someone - 7:08
2. White Mountain - 6:46
3. Visions of Angels - 6:53
4. Stagnation - 8:51
5. Dusk - 4:15
6. The Knife - 9:00

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"PWRϟUP" - ACϟDC [Recenzja]

Po tragicznej śmierci Bona Scotta w 1980 roku, zespół ACϟDC z pewnością nie miał z górki. Zdarzało się wiele zawirowań, jednak chyba kolejną...