poniedziałek, 25 lutego 2019

"Caribou" - Elton John [Recenzja]


Lata 70. to bez wątpienia złoty okres dla kariery Eltona Johna. W 1973 ukazały się 2 albumy, które miały zdefiniować jego styl, a także przysporzyć mu największej ilości fanów. Don't Shoot Me I'm Only The Piano Player zapewnił mu przychylność stacji radiowych, a Goodbye Yellow Brick Road udowodnił, że John będzie kimś więcej, niż tylko gwiazdą jednego sezonu. Elton postanowił więc iść za ciosem i przeniósł się do studia nagraniowego Caribou Ranch w Colorado, gdzie nagrał swój kolejny album. Zespół działał pod presją, gdyż musieli ukończyć nagrania przed wyjazdem w trasę do Japonii, w związku z czym płyta została ukończona w jedyne 9 dni.

Glamrockowy riff otwiera krążek i zarazem jeden z największych i najbardziej rockowych utworów w repertuarze Eltona, czyli The Bitch Is Back. Piosenka ta stała się później przebojem wykonywanym przez Tinę Turner, ale to właśnie wersja Johna jest prawdziwą petardą i dawką niesamowitej energii z hałaśliwym solo saksofonu. Refren potrafi solidnie zapaść w pamięci i nucimy go jeszcze długo po zakończeniu krążka. Utwór na stałe wszedł do setlisty koncertowej Eltona i nie wypadł z niej nawet do jego pożegnalnego tournee. Nic dziwnego, gdyż ten numer jest wręcz stworzony do grania na żywo. Wymarzone otwarcie.

Eat meat on Friday, that's alright
Even like steak on a Saturday night
I can bitch the best at your social do's
I get high in the evening sniffing pots of glue

Słabiej natomiast prezentuje się Pinky, czyli delikatna ballada oparta na wysoko granych akordach fortepianu i delikatnie muskanych strunach gitary. Mimo pięknego wykonania, melodia jest tu raczej miałka i niczym specjalnym się nie wyróżnia. Jest bardzo urocza i chciałbym z czystym sumieniem powiedzieć, że mi się podoba, jednak w porównaniu z dokonaniami Johna z poprzednich krążków (a nawet i z tego) wypada najzwyczajniej w świecie blado, chociaż trzyma poziom.

I don't want to wake you
But I'd like to tell you that I love you
That the candlelight fell like a crescent
Upon your feather pillow

Nic jednak nie mam na obronę Grimsby, czyli utworu o irytującym riffie przewodnim i kiepskich refrenach, czyli czymś co zawsze u Eltona się broniło. Zespołowi absolutnie nie mam nic do zarzucenia, gdyż wykonawstwo stoi na naprawdę wysokim poziomie. Tym razem to kwestia samej piosenki, która jest po prostu słaba.

As I lay dreaming in my bed
Across the great divide
I thought I heard the trawler boats
Returning on the tide
And in this vision of my home
The shingle beach did ring
I saw the lights along the pier
That made my senses sing

Lepiej natomiast wypada pastiszowe Dixie Lily. Ten stylizowany na country kawałek to po prostu 3 minuty pozytywnej energii i nie ma potrzeby nic więcej tu dodawać. Kolejny efekt zainteresowań Berniego Taupina i Eltona country (pełny wyraz tej pasji dali nagrywając cały album w tym stylu - Tumbleweed Connection). Kawałek ten zdecydowanie przebija poprzednie 2 utwory razem wzięte, chociaż faktem jest, że nietrudno stworzyć coś bardziej interesującego niż one.

Papa says that I'm a dreamer
Says them skeetas bit me one too many times
Oh but I never get lonesome living on the river
Watching old Lily leave the world behind

Zabawnie robi się w Solar Prestige A Gammon, czyli muzycznym żarcie Eltona, w którym postanowił pobawić się "we Włocha". Utwór ten jest mniej więcej tym, czym dla zespołu Queen było Seaside Rendezvous i właśnie w tym kontekście należy spojrzeć na ten numer; na luzie, bez nadęcia. Wtedy wypada najlepiej i docenić można poczucie humoru Eltona i Taupina.

Oh ma cameo molesting
Kee pa a poorer for tea
Solar prestige a gammon
Lantern or turbet paw kee

Popis swojego rockandrollowego szaleństwa daje natomiast w niezwykle energetycznym You're So Static, czyli najbardziej porywającym utworze płyty. Mamy tu świetną sekcję rytmiczną i genialne dęciaki, które genialnie nakręcają całą kompozycję. Refren wpada w ucho i z każdym momentem Elton i zespół podkręcają tempo, tak że pod koniec ciężko usiedzieć w miejscu. 

But I can still remember how she laughed at me
As I spun around and hit the bed
She said thank you honey, forget about the money
This pretty watch'll do instead

"Statyczniej" robi się natomiast w kompozycji I've Seen The Saucers, któremu daleko do miana space rocka, ale można to traktować, jako odpowiedź Eltona na ten gatunek. Mamy tu ciekawy refren i znakomitą melodię, jednak... daleko temu do kultowego Rocket Mana. No, ale gdybyśmy wszystkie piosenki mieli porównywać do arcydzieł gatunku, to mało co by się broniło, tak więc I've Seen the Saucers brzmi naprawdę dobrze, poprawnie i słucha się tego z przyjemnością.

I've seen them I've been there with them
I can tell you all you want to know
Something touched me and I was only sleeping
Wouldn't you, wouldn't you like to go

Dalej mamy ewidentny wypełniacz, czyli Stinker. Największą jego wadą jest to, że trwa ponad 5 minut, a ta piosenka już gdyby trwała połowę krócej byłaby za długa. Może i jest tu fajny, kołyszący rytm, może i są tu świetne partie gitary, może i dęciaki znakomicie tu wypadają, ale co z tego? Refren i zwrotki mają właściwie tylko szczątkową melodię, która nie zapada w ogóle w pamięć, nie mówiąc o podobaniu się. Stinker to najgorszy i zupełnie zbędny element tej płyty i zamiast niego lepiej by było umieścić na albumie choćby Sick City ze strony B singla Don't Let The Sun Go Down On Me.

Say what you will but I'm a stinker
I come crawlimg up out of my hole
Dirt in my toes, dirt up my nose
I'm a perfect curse to pest control

Ano właśnie, Don't Let The Sun Go Down On Me. Postawmy sprawę jasno już na początku: jest to utwór wybitny i jeden z najlepszych w całym katalogu Eltona, chociaż początkowo w ogóle miał nie zostać wydany. John nie mógł znaleźć wciąż dobrego sposobu by zaśpiewać tę piosenkę i zamierzał ją porzucić, twierdząc że jest zbyt banalna i przesłodzona. Ostatecznie namówił go jednak perkusista, Nigel Olsson, który miał powiedzieć Eltonowi: "Chyba zwariowałeś, jeśli chcesz to odrzucić". Jak się okazało, Nigel miał rację, bowiem utwór został nominowany do nagrody Grammy w kategorii Utwór Roku (przegrał jednak z I Honestly Love You, Olivii Newton-John; moim zdaniem niesłusznie). Znakomicie stopniowane napięcie i eksplodujący refren, gdzie w chórkach udzielają się członkowie grupy The Beach Boys. Piosenka powróciła na listy przebojów niemal 20 lat później w wersji koncertowej, gdzie Elton zaśpiewał wraz ze swoim przyjacielem, George'm Michaelem. Najważniejszy utwór albumu i absolutny majstersztyk.

Don't let the sun go down on me
Altough I search myself, it's always someone else I see
I'd just allow a fragment of your life to wander free
But losing everything is like the sun going down on me

Płyta kończy się w iście wirtuozerskim stylu, czyli świetnym Ticking, w którym możemy usłyszeć tylko Eltona śpiewającego główny wokal, chórki, a także akompaniującego sobie na fortepianie. Melodia jest niebanalna, ale i wpadająca w ucho, a kompozycja, mimo że trwa ponad 7 minut, ani chwilę się nie nudzi i jest jednym z najbardziej niesłusznie zapomnianych utworów z repertuaru artysty. Fakt, że jest może nieco za trudny dla powszechnej świadomości, jednak warto go posłuchać i zachwycić się nad geniuszem Eltona. Rewelacyjne zakończenie.

"An extremely quiet child" they called you in your school report
"He's always taken interest in the subjects that he's taught"
So what was it that brought the squad car screaming up your drive
To notify your parents of the manner in which you died


Jak na Eltona z lat 70. jest to bardzo słaba płyta. Mimo, że znalazły się tu utwory genialne (Don't Let The Sun Go Down On Me, Ticking) i godne uwagi (The Bitch Is Back, You're So Static, I've Seen the Saucers) to jednak większość to najzwyczajniejsze w świecie wypełniacze. Słychać wyraźnie, że album powstawał w pośpiechu, a Elton nie miał wystarczającej ilości czasu, by dopracować znajdujące się tu piosenki. Nie zmienia to jednak faktu, że płyta najzwyczajniej w świecie nudzi. Są tu nagłe zrywy, ale i prawdziwe mielizny artystyczne. Największą bolączką płyty jest jednak to, że jest najzwyczajniej w świecie nierówna i po dobrych piosenkach pojawia się nagle tak słaba, że aż zaniża poziom. Spora ilość fanów w 1974 roku była mocno niezadowolona z dzieła, które wypuścił w świat Elton i ciężko im się dziwić. Jasne, przeważająca większość muzyków może pomarzyć o takich piosenkach, ale od Johna trzeba wymagać i wymaga się więcej. Jak więc napisałem przy jednym z utworach tego krążka: "Szkoda, bo mogłoby być lepiej". I takie też jest moje zdanie o tym albumie. Nie powiem, że to najgorszy album Eltona lat 70. (bo jednak przed nami jeszcze Victim of Love), ale z pewnością to najsłabsza płyta Eltona z jego "złotego okresu".

Ocena: 6/10


Caribou: 45:15

1. The Bitch is Back - 3:44
2. Pinky - 3:54
3. Grimsby - 3:47
4. Dixie Lily - 2:54
5. Solar Prestige a Gammon - 2:52
6. You're So Static - 4:52
7. I've Seen the Saucers - 4:48
8. Stinker - 5:20
9. Don't Let the Sun Go Down on Me - 5:36
10. Ticking - 7:33

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"PWRϟUP" - ACϟDC [Recenzja]

Po tragicznej śmierci Bona Scotta w 1980 roku, zespół ACϟDC z pewnością nie miał z górki. Zdarzało się wiele zawirowań, jednak chyba kolejną...