wtorek, 19 lutego 2019

"The Beatles" - The Beatles [Recenzja]


Po wydaniu znakomicie przyjętych płyt Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band i Magical Mystery Tour, Beatlesi postanowili poświęcić więcej czasu na rozwój duchowy niż muzyczny. Zafascynowany kulturą indyjską i sztuką medytacji George Harrison namówił kolegów z zespołu na wspólne wyjście na wykład guru ruchu medytacji transcendentalnej, Maharishi Mehesh Yogi. Po wykładzie cała czwórka była pod wielkim wrażeniem tego, co mówił Maharishi. Zapragnęli nauczyć się medytacji. Maharishi namówił ich, by razem z nim pojechali do świętego miasta rozpiętego między dwoma mostami na Gangesie - Rishikesh. 16 lutego 1968 roku na miejsce docierają John Lennon i George Harrison z partnerkami, a następnie Paul McCartney i Ringo Starr. W świcie Beatlesów jest ponad 60 osób, w tym biograf Beatlesów, Hunter Davis, aktorka Mia Farrow z siostrą Prudence i Mike Love z zespołu The Beach Boys.
Beatlesi każdego dnia, obwieszeni naszyjnikami z kwiatów i w skromnych ubraniach zasiadali przed Maharishim i starali się medytować. Najszczęśliwszy był George Harrison, który wreszcie wychodził z cienia Lennona i McCartneya i kierował zespół na duchowe tory. Oprócz medytacji uczył też się gry na sitarze, dzięki czemu doskonalił swoją technikę gitarową. Jednak główni kompozytorzy zespołu również nie próżnowali i od lutego do kwietnia powstała większość materiału na kolejny album.
Pierwszy do domu musiał wrócić Ringo, u którego wystąpiły problemy gastryczne wywołane tamtejszą dietą. Paul i John jednak wyciągali coś dobrego z medytacji, gdyż znów zaczęli się do siebie kompozytorsko zbliżać, odwiedzali się w pokojach i razem pisali. Beatlesi parę lat wcześniej uznali, że z trzech gitar i perkusji już dużo nowego nie da się wyciągnąć, więc trzeba eksperymentować. Jednak olbrzymia popularność debiutujących w latach 1967-68 zespołów, takich jak The Doors, The Who, Jimi Hendrix Experience i Cream pokazała im, że popełnili błąd, a gitarowe granie ma się całkiem nieźle. Na najnowszym albumie postanowili do tego powrócić.
Na kształt Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band i Magical Mystery Tour wpływ miało, bez wątpienia, LSD. W Indiach jednak Beatlesi byli wolni od wszelkich narkotyków, zaspokajając się wyłącznie medytacją i, ewentualnie, popalając trawkę. Po jakimś czasie Lennon uznał jednak, że Maharishi jest uganiającym się za panienkami hipokrytą. Postanowił więc wrócić do domu i zająć się nagraniami. Reszta Beatlesów podążyła w ślad za nim. Po powrocie, w ostatnim tygodniu maja, cała czwórka spotkała się w domu George'a w Esher, Surrey, gdzie nagrali demo do dwudziestu siedmiu piosenek. Do studia weszli 30 maja, a ostatnia sesja miała miejsce 16 października.
Atmosfera w studio była napięta, co wynikało głównie z obecności japońskiej artystki pop-artu, Yoko Ono. Żonaty Lennon zakochał się w niej, a ona nie odstępowała go ani na krok i przychodziła razem z nim nawet na sesje nagraniowe, co złamało niepisaną zasadę zespołu, że do studia podczas nagrywania wstęp mają tylko Beatlesi i nikt inny. (Gdy Yoko Ono się rozchorowała, Lennon kazał nawet wstawić do studia łóżko). W październiku Lennon wraz z Ono wydał nawet eksperymentalny album o tytule Two Virgins (nagrany w noc, kiedy para po raz pierwszy się ze sobą przespała), który wywołał skandal przez okładkę, na której widnieją nadzy kochankowie. 
Zaistaniała sytuacja najbardziej denerwowała (czującego, że traci swojego piosenkowego partnera) McCartneya, który miał nazwać Ono nawet "gejszą". Sesje do Białego Albumu były też pierwszymi w historii zespołu, kiedy to Paul i John nagrywali większość swoich partii w osobnych pomieszczeniach z innymi inżynierami. Praca z Lennonem była utrudniona ze względu na heroinowe letargi. Zmienili także metodę nagrywania. Teraz nie nagrywali już tego, co napisali poza studiem, tylko improwizowali i wybierali z tego najlepsze fragmenty. George Martin, widząc że nie jest im już potrzebny, taktownie udał się na urlop. 
Gdy Batlesom skończył się kontrakt z Parlophone, postanowili założyć własną firmę nagraniową, którą nazwali Apple. Skutkowało to jeszcze większym zamieszaniem, gdyż zupełnie nie orientowali się w kwestiach organizacyjnych i finansowych. 
Pozostała jeszcze kwestia okładki. Początkowo, gdy album miał nosić tytuł Doll's House (inspiracja XIX-wiecznym dziełem Henrika Ibsena), okładką miała być grafika autorstwa Johna Patricka Byrne'a. Pomysł jednak porzucono, gdy prog-rockowy zespół Family wydał w 1968 album Music In A Doll's House. Podczas rozmowy z malarzem, Richardem Hamiltonem, Paul skarżył mu się, że nie ma pomysłu na tytuł dla nowego albumu Beatlesów. Hamilton zapytał, czy któraś z ich płyta miała już tytuł The Beatles. McCartney na to odpowiedział: "Nie. Są Meet The Beatles i Introducing The Beatles w Stanach, ale nigdy nie wydaliśmy albumu zatytułowanego po prostu The Beatles." Początkowo na zaprojektowanej przez Hamiltona okładce, na białej kartce miał być ślad, jak gdyby przesunięto po nim rozkrojonym jabłkiem, jednak było to niemożliwe do wydrukowania, więc poprzestano tylko na białym kolorze (stąd też potoczna nazwa longplaya - "Biały Album"). Z powodów komercyjnych wytłoczono na niej napis THE BEATLES, a oryginalne wydania dodatkowo ponumerowano (była to część happeningu Hamiltona, który chciał zrobić "limitowaną" serię 5 milionów albumów).

Album otwiera energiczny rocker McCartneya, Back In The U.S.S.R. Perkusja, którą tu słyszymy jest dziełem Johna, Paula i George'a, gdyż Ringo podczas nagrywania tej piosenki po prostu wyszedł ze studia. Nie wytrzymywał już krytycznych uwag Paula co do swojej gry i czuł się najmniej kreatywnym członkiem z zespołu, który jest tylko piątym kołem u wozu. Przed wyjściem poszedł do Lennona i powiedział mu "We trzech jesteście zgraną paczką, a ja do niej nie należę", na co John miał mu odpowiedzieć: "To raczej wy trzej jesteście zgraną paczką". Następnie udał się do Paula i powiedział mu to samo, co Johnowi. McCartney odparował: "To raczej wy trzej jesteście zgraną paczką". Świetnie obrazuje to atmosferę panującą w studiu i relacje między Beatlesami w trakcie nagrań. Całość rozpoczyna się odgłosem odrzutowca i jest jedną, wielką jazdą bez trzymanki. Rolę głównego wokalisty pełni tu, oczywiście, Paul, ale i pozostała dwójka ma tu swój udział, śpiewając chórki będące pastiszem Beach Boysów. Jest to jeden z najbardziej rockowych utworów w całym repertuarze Beatlesów i nawet po 50 latach McCartney chętnie do niego wracał na koncertach. Lepszego otwarcia tego albumu zespół nie mógł chyba sobie zapewnić.

Been away so long I hardly knew the place
Gee it's good to be back home
Leave it till tomorrow to unpack my case
Honey disconnect the phone
I'm back in the U.S.S.R.
You don't know how lucky you are boy
Back in the U.S.S.R.

Well the Ukraine girls really knock me out
They leave the West behind
And Moscow girls make me sing and shout
That Georgia's always on my mind

Back In The U.S.S.R. kończy się tak, jak zaczął - szumem silnika odrzutowca - a gdy ten cichnie, wynurza się delikatna melodia gitary Harrisona, składająca się właściwie tylko z dwóch dźwięków i towarzysząca nam przez cały czas trwania kolejnego utworu. Lennon tymczasem na gitarze akustycznej wygrywa basowe figuracje specyficzną metodą palcową, której nauczył się w Indiach (McCartney przyznawał po latach, że tylko John należycie opanował tę technikę). W Dear Prudence mamy jeden z najbardziej delikatnych wokali Lennona w całej karierze zespołu. I tutaj Ringo nie brał udziału w nagraniach, więc na stanowisku perkusisty zastąpił go Paul. Piosenka powstała podczas pobytu Beatlesów w Indiach, a tytułowa Prudence, to siostra Mii Farrow. Zaangażowała się ona tak bardzo w medytacje, że praktycznie nie wychodziła ze swojego bungalowu. Maharishi poprosił George'a i Johna, by namówili ją do większego zainteresowania światem zewnętrznym. I, mimo że piosenka napisana przez Lennona jest adresowana bezpośrednio do Prudence, może mieć też szerszy wydźwięk, namawiając do podziwiania świata dookoła i odnalezienia swojego miejsca. Piękna piosenka, stanowiąca ciekawy kontrapunkt do Back In the USSR, a mimo to świetnie go uzupełniająca i pokazująca jak nietypowa i hybrydalna płyta nas czeka.

Dear Prudence open up your eyes
Dear Prudence see the sunny skies
The wind is low, the birds will sing
That you are part of everything
Dear Prudence won't you open up your eyes?

Ringo Starr, po odejściu z zespołu wyjechał na Sardynię. Po dwóch tygodniach otrzymał tam pocztówkę o treści: "Jesteś najlepszym rockandrollowym perkusistą na świecie. Wracaj do domu, kochamy cię". Po powrocie do studia zastał przystrojoną kwiatami perkusję (inicjatywa Harrisona). Kolejna sesja nagraniowa miała miejsce tydzień później, a jej efektem jest Glass Onion, czyli kolejny kawałek Lennona i pierwszy na tym albumie, w którym słychać perkusję Ringo. W tej piosence John robi całą masę nawiązań do piosenek Beatlesów, naśmiewając się jednocześnie z tych, którzy szukają w nich wciąż ukrytych przesłań. Padają tu odniesienia do Strawberry Fields Forever, Lady Madonna, I Am The Walrus, Fixing a Hole i The Fool On the Hill (kiedy to Paul gra krótki fragment na flecie prostym, jako aluzja muzyczna do swojego utworu z poprzedniego longplaya). Warto zwrócić uwagę na świetną, rockową oprawę całości, żywiołowy wokal Lennona i oktet smyczkowy, zaaranżowany przez George'a Martina.

I told you about Strawberry Fields
You know the place where nothing is real
Well here's another place you can go
Where everything flows
Looking through the bent backed tulips
To see how the other half life
Looking through the glass onion

Ob-La-Di, Ob-La-Da to numer, który albo się kocha, albo nienawidzi. McCartney, w ramach zemsty za awangardowy kolaż Revolution 9, napisał tak prostą, banalną, infantylną i pastiszową piosenkę, jak to tylko możliwe, wiedząc że Lennon nie znosi czegoś takiego - twierdził, że to muzyka dla starych babć. Paul doprowadzał pozostałych członków zespołu do szału swoim nadmiernym perfekcjonizmem, każąc grać im tę piosenkę wciąż od nowa, gdyż nie mógł znaleźć odpowiadającego mu rozwiązania rytmicznego. W pewnym momencie Lennon, wściekły wyszedł ze studia. Wrócił po godzinie, co najmniej upalony, krzycząc: "Ja wam pokażę jak to zagramy", po czym dwa razy szybciej i głośniej zagrał fortepianową przygrywkę i w takiej właśnie wersji trafiła na płytę, gdyż to tego od początku szukał McCartney. Przyznam się szczerze, że bardzo długo miałem do tego nagrania ambiwalentny stosunek, gdyż wydawało mi się za proste i bez sensu, jednak moja dziewczyna (z wykształcenia muzyk) powiedziała mi kiedyś, że w muzyce nie zawsze chodzi o nie wiadomo jak wymyślne manewry, ale czasem wystarczy po prostu zwykła radość i przyjemność z niej płynąca. Kiedy pod tym względem spojrzałem na Ob-La-Di, Ob-La-Da, z miejsca się do niej przekonałem.

Desmond has a barrow in the market place
Molly is the singer in the band
Desmond says to Molly - girl I like your face
And Molly says this as she takes him by the hand

Ob-la-di ob-la-da life goes on bra
Lala how the life goes on

W roli krótkiego przerywnika występuje Wild Honey Pie, czyli trwający niecałą minutę muzyczny żart McCartneya, w którym sam zagrał na bębnach, gitarach i zaśpiewał (o ile to, co tu prezentuje można jeszcze nazywać śpiewem). Szczerze mówiąc nie zwracam na tę miniaturkę nigdy większej uwagi. Jest zabawna, ale nic poza tym.
Jeśli John Lennon miał czelność nazwać kiedyś Ob-La-Di, Ob-La-Da pastiszem, to ciekawe jak by określił swoje The Counting Story of Bungalow Bill. Piosenka przypomina numery grane przy harcerskich ogniskach. (Być może jednak taki był zamysł autora, by sprawiała wrażenie historii opowiadanej na szybko przy okazji takich właśnie okoliczności). Tutaj właśnie Lennon złamał kolejną niepisaną zespołu, a mianowicie: na płytach Beatlesów nie może śpiewać nikt oprócz Beatlesów. W trzeciej zwrotce natomiast jedna linijka została zaśpiewana przez... Yoko Ono. Chciałbym jednak, by to to był największy problem tej kompozycji, zamiast infantylnego wydźwięku całości.

He went out tiger hunting with his elephant and gun
In case of accidents he always took his mom
He's the all American bullet-headed saxon mother's son
All the children sing:

Hey, Bungalow Bill
What did you kill?
Bungalow Bill

Warto jednak przecierpieć te 3 minuty, bowiem kolejną piosenką jest jedna z najpiękniejszych kompozycji w całym repertuarze George'a Harrisona i Beatlesów, czyli While My Guitar Gently Weeps. Pewnego dnia, podczas rozmowy z Erikiem Claptonem, Harrison zaproponował mu, by wpadł do nich do studia i zagrał na ich nowej płycie. Clapton początkowo oponował, mówiąc że na płytach Beatlesów nie gra nikt oprócz nich i on nie chciałby naruszyć tej zasady. Harrison jednak przekonał go i tym właśnie sposobem w tej piosence słynne solo gitarowe jest dziełem samego Erica Claptona. Co ciekawe, obecność osoby z zewnątrz (która nie była Yoko Ono) pozytywnie wpłynęła na Beatlesów, którzy ograniczyli nieco swoje kłótnie i złośliwości i odzyskali ponownie wigor. Każdy zagrał w tej piosence bezbłędnie, mimo że - zdaniem Harrisona - początkowo nie byli zbyt przekonani do tego utworu. Majstersztykiem jest tu gra Ringo, który swoją perkusją idealnie stopniuje napięcie, grając w rytmie tanga, ale nie bojąc się niemal jazzowych wstawek. Tekst Harrisona opowiada o ludzkiej niezdolności do wzbudzenia w sobie miłości. Wielki i genialny utwór. Faworyt nie tylko z tego albumu, ale i jeden z najlepszych utworów w całym repertuarze zespołu. Jest dużo rzeczy, które chciałbym o tym utworze napisać, ale jak to powiedział kiedyś Frank Zappa: "Pisanie o muzyce jest jak tańczenie o architekturze". Więc skończę tylko na krótkiej rekomendacji: TRZEBA TEGO POSŁUCHAĆ.

I look at the world and I notice it's turning
While my guitar gently weeps
With every mistake we must surely be learning
Still my guitar gently weeps
I don't know how you were diverted
You were perverted too
I don't know how you were inverted
No one alerted you

Tym razem swoje ciężkie działa wytacza Lennon w znakomitym Happiness Is A Warm Gun, czyli pełnym zmian metrum i konstrukcji utworze. Zaczyna się niepozornie, gdy John delikatnie śpiewa pierwsze wersy. Po chwili jednak wchodzą bębny Ringo i wiemy, że tu wydarzy się coś więcej. Delikatne przyspieszenie jeszcze niczego nie zapowiada, a chwilę potem wchodzi upiornie przesterowana gitara Harrisona, a wraz za nią podąża wokal Lennona. Napięcie eksploduje jednak, gdy John wydziera się na całe gardło, Paul i George triumfalnie mu podśpiewują w tle. Hermetyczny tekst zawiera wiele ciekawych nawiązań i zagadek słownych, do czego Lennon zdążył nas już przyzwyczaić (na przykład Matka Przełożona, to pseudonim, którym John obdarzył Yoko). Piosenka to naprawdę kolejny genialny sztos w repertuarze Beatlesów i jedno z największych i rewolucyjnych dzieł, które wyszły z głowy Lennona.

Happiness is a warm gun
When I hold you in my ars
And I feel my finger on your trigger
I know nobody can do me no harm
Beacause happiness is a warm gun

Żwawy wstęp na fortepianie to już kolejna piosenka McCartneya, Martha My Dear. Paul tak mówi o tej piosence: "Kiedy starałem się nauczyć grać na pianinie chciałem się przekonać, ile już umiem, i w ten sposób powstał ten kawałek, prawie jako wprawka, zresztą wcale niełatwa dla mnie do zagrania, na dwie ręce; taka mała skończona forma". I właśnie z tej wprawki powstała następnie cała piosenka. Martha to imię suczki McCartneya, którą nazywał pieszczotliwie "silly girl". Śpiewa tu, że zawsze była jego natchnieniem i inspiracją. Mimo, że piosenka była nagrywana już po powrocie Ringo, Paul zagrał tu sam na wszystkich instrumentach: perkusji, basie, gitarze i pianinie, a ponadto do całości George Martin zaaranżował smyczki. Pełna inwencji, niespodzianek ale i uroku piosenka to jedna z moich ulubionych piosenek Paula na tym albumie.

Martha my dear you have always been my inspiration
Please
Be good to me, Martha my love
Don't forget me, Martha my dear

Kolejna piosenka to znów poruszający Lennon, śpiewający o bezsenności i tęsknocie w I'm So Tired. Śpiewa tu na zmianę, raz czule i delikatnie, a raz ostro, co sugeruje jego wahania nastrojów. Piękny utwór i jeden z zaledwie szesnastu na The Beatles, w którym można usłyszeć cały zespół.

You'd say I'm putting you on
But it's no joke, it's doing me harm
You know I can't sleep, I can't stop my brain
You know it's three weeks, I'm going insane
You know I'd give you everything I've got for a little piece of mind

W Blackbird z kolei mamy tu do czynienia tylko z Paulem, śpiewającym i grającym na gitarze akustycznej. To jedno z największych arcydzieł w całej karierze McCartneya, muzycznie zainspirowane Bouree E-moll Bacha, którego Paul i George uczyli się grać jeszcze w czasach szkolnych. Ostatecznie Blackbird nie ma wiele wspólnego z bachowską kompozycją, jednak czuć tu barokową klasę i charakterystyczne prowadzenie głosów (oczywiście w warstwie gitary, bowiem wokal ma już więcej naleciałości bluesowych niż klasycznych). McCartney napisał tę piosenkę, jako poparcie dla emancypacji czarnoskórych. Powiem tylko tyle: mimo oszczędności (a może właśnie dzięki niej?) jest to kawałek wybitny.

Blackbird singing in the dead of night
Take these sunken eyes and learn to see
All your life
You were only waiting for this moment to be free

Kolejna kompozycja Harrisona to ostra krytyka materializmu - Piggies. Harrison śpiewa przy akompaniamencie gitary akustycznej i barokowego klawesynu, na którym zagrał Chris Thomas (producent na czas urlopu Martina). Pojawia się tu nawet zmiana trybu z durowego na molowy. Paul gra na basie krótkie, delikatne akordy, Ringo potrząsa tamburynem, a John urozmaicił całość dodając tu odgłosy chrząkania świń. Po powrocie z urlopu nawet George Martin coś od siebie dodał, aranżując oktet smyczkowy. Świetna piosenka, szkoda tylko że dziś już zapomniana.

Have you seen the little piggies
Crawling in the dirt
 And for all the little piggies
Life is getting worse
Always having dirt to play around in

Pastiszowe country autorstwa McCartneya, czyli Rocky Raccoon to parodia kowbojskiej ballady o konfrontacji w pewnym saloonie w Południowej Dakocie. McCartney pełni tu rolę głównego wokalisty, przygrywając sobie na akustyku. Lennon natomiast gra na basie, fisharmonii i harmonijce, ponadto śpiewając wraz z Harrisonem chórki. Całości dopełniają bębny Ringo i charakterystyczne solo na barowym pianinie, zagrane przez George'a Martina. 

And now Rocky Raccoon he fell back in his room
Only to find  Gideon's Bible
GIdeon checked out and he left it no doubt
To help with good Rocky revival

Don't Pass Me By to kolejne country, wyjątkowe jednak z tego powodu, iż to pierwsza piosenka napisana dla Beatlesów przez Ringo. Powstała co prawda już parę lat wcześniej, ale dopiero teraz nadarzyła się okazja, by perkusista mógł ją wykonać. Ringo oprócz perkusji gra tu także na pianinie, do którego młoteczków przyczepiono pinezki, no i oczywiście śpiewa. Całość cechuje się charakterystyczną dla Ringo lekkością wykonania i z łatwością wprowadza w pozytywny nastrój.
Don't pass me by, don't make me cry, don't make me blue
'Cause you know darling I love only you
You'll never know it hurt me so
How I hate to see you go
Don't pass me by, don't make me cry

Paul uderzający w pudło gitary to już kolejny, najbardziej bluesowy na pierwszym krążku, utwór - Why Don't We Do It In The Road?, który powstał po zobaczeniu przez McCartneya dwóch kopulujących ze sobą małpek na ulicy. Lennon i Harrison nie brali udziału w tym nagraniu, gdyż w sąsiednim studiu pracowali nad partią skrzypiec do piosenki Piggies. John jeszcze wiele lat po wydaniu The Beatles miał żal do Paula, że nie mógł wziąć udziału w nagrywaniu Why Don't We Do It In The Road?, co już samo w sobie powinno posłużyć za jej rekomendację.

No one will be watching us
Why don't we do it in the road?

Rock, pastisz, country, blues, pop, klasycyzm, a teraz do galerii gatunków muzycznych, które Paul porusza tylko na tej płycie (!) dochodzi jeszcze liryczna ballada, czyli I Will. McCartney śpiewa tu zwiewną i uroczą piosenkę do swojej miłości, której jeszcze nie poznał; zapewnia o tym, że zawsze będzie jej oddany, ale prosi tylko by się ujawniła. Śpiewa tu główny wokal, chórki, a także gra na dwóch gitarach akustycznych. Ponadto w nagraniu brali udział jeszcze Lennon i Ringo, którzy zagrali na instrumentach perkusyjnych. Tak niewiele trzeba, by powstała tak piękna i wzruszająca piosenka.

Who knows how long I've loved you
You know I love you still
Will I wait a lonely lifetime
If you want me to, I will

For if I ever saw you
I didn't catch your name
But it never really mattered
I will always feel the same

Lennon jednak pokazuje, że też nie obce są mu smutne, poruszające za serce ballady, śpiewając Julia. Piosenka opowiada o złożonej relacji, którą muzyk miał ze swoją matką, Julią, która zginęła w wypadku samochodowym, gdy John miał zaledwie 17 lat. Tekst może jednak odnosić się także do Yoko, jako swojej nowej miłości. Lennon prezentuje tu zupełnie odmienny liryzm, niż McCartney w I Will. Dużo śpiewa na jednym dźwięku, gitarowe figuracje uwypuklające harmonie. Lennon gra tu na gitarze w sposób wykorzystany już w Dear PrudenceJulia była ostatnim nagraniem do tego albumu, a występuje w niej tylko John, śpiewając i grając na gitarze. Ta piosenka, dzięki swojemu minimalizmowi potrafi wzbudzić maksimum emocji u słuchacza, gdyż tekstowo i muzycznie jest idealna i pięknie kończy pierwszy krążek albumu.

When I cannot sing my heart
I can only speak my mind, Julia


Początek drugiego krążka, czyli Birthday, już sugeruje nam że będzie to część bardziej hard rockowa (chociaż hard rock wówczas dopiero raczkował i miał na dobre rozwinąć się wraz z powstaniem debiutanckiej płyty Led Zeppelin). Krótkie wejście perkusji i potężny, dynamiczny riff grany równocześnie na trzech gitarach przez Paula, Johna i George'a. Po raz pierwszy ten motyw wyszedł spod palców McCartneya i natychmiast przypadł do gustu Lennonowi. Panowie skończyli więc ten utwór w studiu i nagrali jeszcze tego samego wieczora. Mimo tak krótkiego czasu powstania, kawałek ten w żadnym razie nie jest banalny. Otwiera płytę tak samo dobrze, jak Back In The U.S.S.R. poprzednią.

You say it's your birthday
It's my birthday too
They say it's your birthday
We're gonna have a good time
I'm glad it's your birthday
Happy birthday to you

Birthday blednie jednak przy wielkim Yer Blues Lennona. McCartney zderzył się z bluesem przy okazji Why Don't We Do It In The Road, jednak to dopiero tutaj mamy pierwszy, poważny utwór z tego gatunku w repertuarze Beatlesów. Występujący w tekście "Dylan's Mr Jones" to bohater utworu Boba Dylana, The Ballad of a Thin Man. Mamy tu świetny popis umiejętności Ringo i, nade wszystko, Lennona, którego zgrzytliwa gitara wiedzie prym w całym utworze. Nie sposób też nie wspomnieć tu o jego wokalu, który ostro przeszywa uszy słuchacza, gdy wypluwa z siebie kolejne frazy. Wspaniały utwór, do którego Lennonowi zdarzało się wracać nawet na koncertach po rozpadzie zespołu (a rzadko wracał do jakichkolwiek piosenek nagranych z Beatlesami).

In the morning, wanna die
In the evening, wanna die
If I ain't dead already
Girl, you know the reason why

My mother was of the sky
My father was of the earth
But I am of the universe and you know what that's worth

Ciekawym kontrastem do tego przejmującego utworu Lennona jest delikatny, napisany jeszcze w Indiach przez Paula, Mother Nature's Son. Paul nie poprosił swoich kolegów o pomoc w nagrywaniu i postanowił samemu zrealizować piosenkę (pierwsze ślady indywidualizmu muzycznego Beatlesa, który swój finał miał znaleźć w debiutanckim solowym albumie McCartney, gdzie samodzielnie zagrał na wszystkich instrumentach i zrealizował nagrania). Jako delikatny, akustyczny, folkowy kawałek stanowi głęboki oddech po dwóch hard rockowych ciosów, które Beatlesi zapewnili nam na otwarcie.

Born a poor young country boy
Mother Nature's son
All day long I'm sitting, singing songs for everyone
Sit beside a mountain stream, see her waters rise
Listen to the pretty sound of music as she flies
Find me in my field of grass
Mother Nature's son
Swaying daisies sing a lazy song beneath the sun
Mother Nature's son

Everybody's Got Something To Hide Except Me And My Monkey to posiadający najdłuższy tytuł utwór Beatlesów, a jednocześnie jeden z najlepszych rockowych kawałków zrobionych kiedykolwiek przez zespół. Do dzisiaj ciężko stwierdzić, co Lennon miał na myśli, pisząc taki tekst. Według McCartneya, zwrot "the deeper you go, the higher you fly" to oczywiste odniesienie do heroiny, o czym opowiada cały utwór. Według Harrisona może to być tekst o Maharishim, tym bardziej że do jego ulubionych powiedzonek należały: "come on it's such a joy" i "everybody's got something to hide - except me". W jednym ze swoich ostatnich wywiadów Lennon stwierdził jednak, że opowiada on o nim i Yoko i o tym, że cały psioczący na niego świat jest zakłamany, tylko oni jedni nie. O czym by jednak ten tekst nie opowiadał, utwór jest naprawdę znakomity i warty uwagi.
Co do znaczenia Sexy Sadie nie ma jednak już najmniejszych wątpliwości: adresatem tekstu jest Maharishi. Gdy Lennon, podczas pobytu w Indiach, dowiedział się, że guru dobierał się do jednej z dziewczyn, uznał go za hipokrytę i zarządził natychmiastowy wyjazd. W międzyczasie ułożył piosenkę zaczynającą się od słów: "Maharishi, what have you done/You made a fool of everyone". Harrison jednak nie wierzył w oskarżenia i namówił Johna, by zmienił adresata słów na Sexy Sadie. Tekst jednak jest tu najmniej ważny, bowiem Sexy Sadie to jedna z najpiękniejszych piosenek w całym dorobku Beatlesów. Zespół miał jednak tego świadomość, poświęcając pracy nad nią długie godziny. Piękny utwór i dziwi mnie fakt, że dzisiaj tak bardzo zapomniany. Jest to bowiem jedno z największych dzieł Lennona w całym jego dorobku i powinno się zdecydowanie częściej do niego wracać.

Sexy Sadie, what have you done?
You made a fool of everyone

Sexy Sadie, you broke the rules
You laid it down for all to see

One sunny day, the world was waiting for a lover
She came along to turn everyone
Sexy Sadie, the greatest of them all

Prawdziwym hardrockowym arcydziełem z tego albumu (a nawet całego gatunku) jest, napisany przez McCartneya, protoplasta heavy metalu, Helter Skelter. To właśnie w tym utworze Charles Manson dopatrywał się przepowiedni na opanowanie świata przez kasty rządzące (pomijając chyba Glass Onion, gdzie Beatlesi naśmiewali się z takiego wyciągania ukrytych przesłań z piosenek). W rzeczywistości jednak tekst nie zawiera nic więcej poza metaforycznym opisem ludzkich wzlotów i upadków, a także trochę erotyki. Piosenkę zainspirował pewien artykuł, który Paul przeczytał, o zespole The Who; pisano o nich, że są najgłośniejszym i najostrzejszym zespołem na świecie. McCartney postanowił wówczas, że stworzy najgłośniejszy i najkrzykliwszy kawałek w historii muzyki. Ringo, grając na bębnach, tak mocno uderzał w swój zestaw perkusyjny, że potem miał ręce zdarte to krwi (to właśnie jego głos na koniec utworu woła "mam bąble na palcach"). Jest to moja ulubiona kompozycja z tego krążka i jedna z ulubionych w całym twórczym dorobku Paula. Są tu ogromne pokłady nieokiełznanej, hardrockowej energii, z której niewątpliwie czerpali później tacy twórcy jak Black Sabbath, Led Zeppelin czy Depp Purple.

Well will you, won't you want me to make you?
I'm coming down fast but don't let me break you
Tell me the answer
You may be a lover but you ain't no dancer

Look out!
Helter Skelter

Po zakończeniu tej głośnej, jazgotliwej kanonady gitar i bębnów możemy zaczerpnąć swobodnie świeżego powietrza za sprawą pięknego Long, Long, Long Harrisona. W intencji autora, tekst można odczytywać jako metafizyczne odnalezienie Boga i sensu życia, ale równie dobrze może to być utwór miłosny. W każdej interpretacji robi wrażenie, gdyż to kolejny znakomity utwór, który przy każdym przesłuchania uwodzi nas swoim pięknem i delikatnym głosem George'a.

It's been a long, long, long time
How could I ever have lost you
When I loved you

It's took a long, long, long time
Now I'm so happy I found you
How I love you

Od utworu Revolution rozpoczęły się sesje nagraniowe do The Beatles. Rolling Stonesi mieli świadomość tego, że fani liczą na ich młodość i entuzjazm i że, jako autorytety, powiodą ich na barykady. W tym właśnie czasie Mick Jagger zaśpiewał Street Fighting Man, a Lennon Revolution. John namawiał Beatlesów, by nagrania zaczęli od tego właśnie utworu, który - zdaniem Lennona - mógłby być ich kolejnym singlem. Spotkał się jednak z oporem Paula i George'a, którzy stwierdzili, że nie nadaje się na singiel, bo jest za wolna. W związku z tym John nagrał szybszą i bardziej surową wersję, która zyskała aprobatę. W tym samym czasie McCartney napisał jednak Hey Jude i wszyscy, łącznie z Lennonem, uznali że to ten utwór powinien być stroną A singla, a Revolution trafiło na stronę B. Na albumie znalazło się jednak nagranie Revolution 1, które było wersją odrzuconą przez pozostałych Beatlesów jako singiel. Osobiście wolę wersję singlową, gdyż ta tutaj wydaje się nieco zanadto ociężała, ale wypada ciekawie, jako świadectwo rozwoju niektórych kompozycji Beatlesów.

You say you want a real solution
Well, you know
We'd all love to see the plan
You ask me for a contribution
Well, you know
We're doing what we can
But if you want money for people with minds that hate
All I can tell you is brother you have to wait
Don't you know it's going to be alright

Przychodzi teraz pora na właściwe Honey Pie (nie mylić absolutnie z Wild Honey Pie z pierwszej strony albumu). To kolejny - po Martha My Dear - kawałek McCartneya stylizowany na lata 20. (wcześniej były to m.in. When I'm Sixty Four i Your Mother Should Know). Oczywiście jest nieporównywalnie lepszy od Wild Honey Pie, mamy tutaj piękną melodię, świetny wokal Paula grającego również na fortepianie i gitarze elektrycznej. Piosenka ma sporo wdzięku i jedną z najbardziej pomysłowych melodii na płycie. Staromodny Paul znów trafił w dziesiątkę!

Oh, Honey Pie, my position is tragic
Come and show me the magic
Of your Hollywood song

You became a legend of the silver screen
And now the thought of meeting you makes me weak in the knee
Oh, Honey Pie, you are driving me frantic
Sail across the Atlantic to be where you belong

Honey Pie, come back to me

Szybkie wejście perkusji i fortepian elektryczny otwierają rockowy Savoy Truffle, czyli piosenkę-żart, która zachęca złośliwie do spróbowania wszystkich czekoladek z bombonierki Good News. Podobno był to przytyk do fatalnego stanu uzębienia Erica Claptona, który jednocześnie nie mógł powstrzymać się od ciągłego jedzenia słodyczy. Przyznam się szczerze, że dość długo nie mogłem się przekonać do tej piosenki, ale całkiem niedawno zauważyłem dopiero, jaki to jest świetny utwór z masą rockandrollowej energii.

You might not feel it now
But when the pain cuts through
You're going to know and how
The sweat is going to fill your head
When it becomes too much
You'll shout aloud

But you'll have to have them all pulled out
After the Savoy truffle

Ze swojej piosenki Cry Baby Cry John Lennon był bardzo zadowolony, jednak efekt nagrań bardzo go rozczarował i wiele lat później miał ją określać jako "gównianą". Nie rozumiem jednak jego pretensji co do tego utworu, gdyż według mnie jako delikatna kołysanka brzmi idealnie i nie wiem, co można by tu zmienić by wyszło jeszcze lepiej. Piosenka kończy się krótką miniaturką Can You Take Me Back? autorstwa Paula. Podobała mu się ta melodia, ale nie miał pomysłu na jej rozwinięcie, więc zdecydowano się dokleić ją pod koniec Cry Baby Cry (nie jest to uwzględnione w spisie utworów). Jest rzeczywiście piękna i chętnie posłuchałbym jak by się rozwinęła.

Cry baby cry
Make your mother sigh
She's old enough to know better so cry baby cry
At twelve o'clock a meeeting round the table
For a seance in the dark
With voices out of nowhere
Put on especially by the children for a lark

Następnie mamy legendarne już Revolution 9. Jest to niestety niechlubna legenda. Revolution 9 w założeniu miało przypominać nieco Tomorrow Never Knows, a bazą dla niego miały być przesterowane fragmenty z Revolution 1, otoczone przez różne odgłosy. Gdy jednak Lennon i Yoko zaczęli produkcję, ostatecznie zrezygnowali całkowicie z muzyki i stworzyli kolaż dźwiękowy złożony z różnych, czasem naprawdę dziwacznych, odgłosów. McCartney był wściekły - nie tylko dlatego, że to on pierwszy zajął się awangardą i zaczął tworzyć takie kolaże - ale głównie ze względu, że Revolution 9 ostatecznie trafił na płytę (jako odwet na Johnie napisał Ob-La-Di, Ob-La-Da). Przyznam się szczerze, że to - według mnie - najgorsze 8 i pół minuty w dyskografii Beatlesów. Dźwięki wydają się dobrane zupełnie przypadkowo, a całość niemiłosiernie się dłuży. Może i pod kątem muzyki awangardowej jest to szczególne osiągnięcie i wielkie dzieło, ale ja żadnego geniuszu w tym nie dostrzegam. Widzę tu jedynie szaloną zabawę z formą, która mi osobiście nie odpowiada, a będąc pod sam koniec drugiej płyty, obniża tylko ogólny wydźwięk The Beatles (zamiast tego można by spokojnie umieścić tu, dajmy na to, Circles, Not Guilty albo All Things Must Pass, które były napisane również podczas sesji do tego albumu).
Dobrze jednak, że album kończy się o wiele lepszym utworem, a mianowicie - zaśpiewanym przez Ringo Good Night. Co ciekawe, utwór został napisany przez Johna, który jednak nie chciał pokazać szerokiej publiczności aż tak delikatnej twarzy i poprosił Ringo, żeby to za niego zaśpiewał. Jest to najbardziej klasyczny utwór na całym albumie, który może przywodzić na myśl piosenki ze starszych animowanych produkcji Disneya. Mamy tu całą sekcję smyczków prowadzonych przez harfę. Całość utrzymana jest w hollywoodzkiej tradycji swingu, granych zwykle z monumentalnym nadęciem i patosem. Wielu fanów Lennona uznaje Good Night za najgorszą i najbardziej przesłodzoną piosenkę swojego idola, jednak - według mnie - zdają się nie zauważać tego, jak chętnie John uwielbiał parodiować najróżniejsze gatunki muzyczne i brać całość w wielki cudzysłów. Ja jednak, na szczęście dla siebie, doceniam ten utwór i uważam że piękniejszego zamknięcia Beatlesi nie mają na żadnym ze swoich albumów.

Close your eyes and I'll close mine
Good night, sleep tight
Now the moon begins to shine
Good night, sleep tight

Dream sweet dreams for me
Dream sweet dreams for you


Postawmy sprawę jasno, The Beatles to album - nie waham się tego mówić - wybitny. Każdy z Beatlesów zaprezentował się tu w znakomitej formie songwriterskiej i muzycznej. Słuchając tych piosenek aż ciężko uwierzyć, że w studiu panowała tak fatalna atmosfera. Jest tu sporo eksperymentów, nie zawsze udanych (Wild Honey Pie, Revolution 9), ale nie brak tu i dzieł epokowych (While My Guitar Gently Weeps, Helter Skelter, Blackbird). Album jest bardzo różnorodny i charakteryzuje go spora rozpiętość stylistyczna, jednak jako całość wszystko brzmi naprawdę spójnie i przekonująco. Wiele osób tę właśnie rozpiętość podaje, jako oznakę niezdecydowania zespołu, w którą stronę powinien podążać. Ja jednak odczytuję to, jako chęć zaprezentowania swojej wszechstronności i dalszego ciągu eksperymentów. Sam John Lennon uznał The Beatles jako swój ulubiony album, jaki kiedykolwiek nagrał z Beatlesami (George za taki podaje Rubber Soul, Ringo - Abbey Road, a Paul - Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band). Nagrania trwały prawie pół roku, ale opłaciło się spędzić w studiu tyle czasu, gdyż wyszedł album nieidealny, lecz przełomowy. Być może nie każdy zgodzi się ze mną w mojej opinii, ale dla mnie The Beatles to dzieło skończone

Ocena: 9/10


The Beatles: 93:33

CD 1:
1. Back in the U.S.S.R. - 2:43
2. Dear Prudence - 3:56
3. Glass Onion - 2:18
4. Ob-La-Di, Ob-La-Da - 3:08
5. Wild Honey Pie - 0:52
6. The Counting Story of Bungalow Bill - 3:14
7. While My Guitar Gently Weeps - 4:45
8. Happiness is a Warm Gun - 2:47
9. Martha My Dear - 2:28
10. I'm So Tired - 2:03
11. Blackbird - 2:18
12. Piggies - 2:04
13. Rocky Raccoon - 3:33
14. Don't Pass Me By - 3:51
15. Why Don't We Do It In the Road? - 1:41
16. I Will - 1:46
17. Julia - 2:57

CD 2:
1. Birthday - 2:42
2. Yer Blues - 4:01
3. Mother Nature's Son - 2:48
4. Everybody's Got Something to Hide Except Me and My Monkey - 2:24
5. Sexy Sadie - 3:15
6. Helter Skelter - 4:30
7. Long, Long, Long - 3:08
8. Revolution 1 - 4:15
9. Honey Pie - 2:41
10. Savoy Truffle - 2:54
11. Cry Baby Cry - 3:02
12. Revolution 9 - 8:15
13. Good Night - 3:14

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"PWRϟUP" - ACϟDC [Recenzja]

Po tragicznej śmierci Bona Scotta w 1980 roku, zespół ACϟDC z pewnością nie miał z górki. Zdarzało się wiele zawirowań, jednak chyba kolejną...