poniedziałek, 4 marca 2019

"At The Rock House" - Roy Orbison [Recenzja]


W latach 60. i 70. wydawanie dwóch lub więcej longplayów w ciągu roku przez artystę lub zespół należało do standardowej praktyki. Dzisiaj może się to wydać co najmniej niecodzienne, zważywszy na to, że współcześni artyści potrafią latami nagrywać swoje albumy, a mimo to jakościowo prezentują się one gorzej, niż te sprzed pół wieku lub nawet więcej. 
W 1961 roku Roy Orbison zadebiutował płytą Lonely And Blue, która okazała się sukcesem i przyniosła artyście pierwszy wielki przebój - Only The Lonely. Orbison zaprezentował światu zupełnie nową jakość. W dobie rozkwitu dynamicznego i szalonego rockandrolla, obdarzony niewielką charyzmą sceniczną i ciekawym, nieco operowym głosem, Roy zaproponował smutne piosenki o nieszczęśliwej miłości śpiewane z perspektywy skrzywdzonego przez los. Spodobało się to publiczności i kilka miesięcy później, by kuć żelazo póki gorące, Orbison nagrał i wydał kolejny album, At The Rock House, którym zapragnął wkraść się z kolei w łaski fanów rock and rolla.

Zaczyna się od This Kind of Love czyli typowego dla swoich czasów rockandrolla, ozdobionego jednak niemal gospelowymi partiami chórków. Rozczarowuje jednak zbyt banalny tekst, który zdecydowanie nie dorasta poziomem do liryków, którymi raczył nas Orbison na debiucie. Dzięki jego ciepłemu głosowi całość jednak ma pozytywny wydźwięk i optymistycznie działa na słuchacza. Naprawdę fajne rozpoczęcie i dość nietypowe, jeśli spojrzeć na to przez pryzmat debiutu piosenkarza.

Our Love, our love, won't die, can't die
This kind of love was meant for you and I
This kind of love was meant for you and I

Nieco mniej ciekawie prezentuje się natomiast bardzo typowy dla rockandrollowych czasów Devil Doll. Mamy tu sporo monotonii i raczej dość nudnawą piosenkę, która absolutnie niczym się nie wyróżni, jeśli by spojrzeć na nią wstecz z perspektywy całego longplaya.

Now I'm not the first one
and I won't be the last
you'll make my heart
just another heart you've broken in the past
Don't play a game with another guy
don't make me feel so blue
I'm a guy that's true and I love you
Devil doll

Pierwszym rockandrollem z prawdziwego zdarzenia jest jednak żywiołowy i przepełniony szaleństwem You're My Baby. Orbison wprowadza tu więcej radości i energii, co przynosi nadzwyczaj pozytywny skutek. Naprawdę świetny utwór w stylu, którego nikt by się wówczas po tym artyście nie spodziewał.

Got me a guitar, got a six strings
And a picker to make 'em ring
Every string's gotta know what to do
'Cause I'm gonna use 'em to serenade you
'Cause you're my baby, ah-ah, you're my sugar
Don't mean maybe, you're my baby

Powrotem do sentymentalnego i wolniejszego grania jest Trying To Get You i jest to pierwszy utwór z tej płyty, który spokojnie można by równie dobrze umieścić na Lonely And Blue, bowiem idealnie przystaje stylistycznie do numerów z wspomnianego krążka. Roy wyśpiewuje swoim kojącym głosem romantyczny tekst do wtóru ze swoją charakterystyczną gitarą oraz delikatną perkusją i pianinem. Piękny acz trochę nudnawy kawałek.

Well since I read your lovin letter
where you said you love me true
well I been travelling night and day
runnin all the way
trying to get you

Pozostajemy w konwencji Lonely And Blue, a to za sprawą It's Too Late, czyli kolejnej płaczliwej (w dobrym tego słowa znaczeniu) balladzie z głównego nurtu repertuaru Orbisona. 

It's too late, she's gone
It's too late, my baby's gone
Wish I had told her she was my only one
But it's too late, she's gone

Tytułowy Rock House to z kolei powrót do żywiołowego, rockandrollowego grania w stylu Elvisa. Kawałek jest prosty, ale i chwytliwy; potrafi porwać swoją energią. Głos Orbisona zaskakująco dobrze sprawdza się w tej kompozycji , napędzając wzorowo całą piosenkę. 

Blue light, big crowd
Jukebox plays loud
No fear, no care
Everybody's rockin' everywhere
Rockhouse, rockhouse, rockhouse
We're goin' to the rockhouse

Rockowy Roy jeszcze nie zamierza nas uraczyć kolejną balladą, więc kontynuuje obraną przed chwilą rockandrollową stylistykę za pomocą You're Gonna Cry. Nie da się nie zauważyć sporych podobieństw z Ain't It a Shame, jednak nie tylko dlatego wypada to po prostu marnie. Brakuje tu energii, życia i rockandrollowego wykopy. Słabizna.
You wink your eye at every guy
Don't you know you'rere gonna cry
You say hello to every Joe
You're gonna know, I told you so
You're everybody's baby, everybody's knockin' on your door
But then one day, they're gonna say
That you're nobody's baby no more

W średnim tempie utrzymane jest natomiast I Never Knew. Szkoda jednak ciekawego początku, który zostaje po chwili przemieniony w kolejną rzewną balladę z przeuroczymi damskimi chórkami i jedwabnym głosem Orbisona. Nic specjalnego. 

I never knew how much I'd miss your touch till you said good bye
I never knew you'd hurt me too, till you made me cry
It never seemed you ever dreamed of hurting me this way
You said we're through what could I do I never knew
You left and you went away after saying never ever let me go

Sweet And Easy To Love to znowu rockandroll pełną parą. Jednakże nic poza tym nie umiem o tym utworze powiedzieć, gdyż niczym się nie wyróżnia. 

I want you to say you'll always stay and be my love so true
Because I know if you ever go I won't get over you
Cause it's so sweet and easy to love you
Like I do yes it's true I love you

Nawet w kwestii żywiołowości nie wiedzie prymu, gdyż zaraz po nim następuje najostrzejszy na płycie Mean Little Mama. Świetny i czadowy kawałek.

Well, why do you treat me so mean?
You're the meanest thing I've ever seen
You won't let a-me hold you tight
You won't let a-me love you right
But you know I love you
So why do you do me like you do?

Ooby Dooby budzi jednoznaczne skojarzenia z Tutti Frutti Little Richard'a; i nie chodzi tu nawet o sam tytuł, ale o brzmienie, a nawet melodię. Jeśli by skonfrontować ze sobą te dwa utwory, Orbison wypadnie w tym zestawieniu dość zgrzebnie, gdyż śpiewa tu, jakby brakowało mu pary i energii. No, ale umówmy się, z Little Richardem trudno konkurować, a i tak Roy brzmi tu rewelacyjnie. Jak dla mnie to najlepszy moment płyty, który stał się też niemałym przebojem. Zasłużenie, bo prawie nic tak nie porywa na tej płycie, jak właśnie Ooby Dooby.

Well you wiggle to the left
You wiggle to the right
You do the "Ooby-dooby"
With all of your might

Na sam koniec mamy kolejny przebój Roy'a, czyli Problem Child - typowy rockandroll nie tylko dla swoich czasów, ale i dla tej płyty, przez co nie robi takiego wrażenia, jak słuchany osobno, bo po prostu już to w ciągu minionych dwudziestu pięciu minut już słyszeliśmy co najmniej kilka razy.

Well my heartbeat is runnin' wild
Because of you my problem child
Oh baby, don't be running wild
Control yourself, don't be a problem child


At The Rock House to zupełnie nieszkodliwy album. Co to znaczy? Już tłumaczę: podczas słuchania potrafi dostarczyć słuchaczowi niemałej przyjemności, jednak po wyjęciu płyty z odtwarzacza nie jesteśmy w stanie przypomnieć sobie żadnego z utworów. Ta płyta taka właśnie jest. Po przesłuchaniu jednak mamy wrażenie przytłoczenia i znużenia (chociaż album trwał nieco ponad 25 minut). Jest tu dużo naprawdę fajnych kompozycji, jest trochę rockandrollowego szaleństwa, trochę smutnego grania, jednak co z tego, skoro wszystko zlewa się w jedno i jest kompletnie nie do odróżnienia? Orbison postanowił pójść w rockandrolla i - niestety - na tej płycie do końca się ta metamorfoza nie udała. Jego głos w co ostrzejszych kawałkach brzmi po prostu słabo, jakby nie potrafił (albo nie chciał) wykrzesać z siebie odrobiny szaleństwa; śpiewa bardzo technicznie i czysto, co sprawdza się idealnie w wolniejszych momentach. Dlatego Lonely And Blue był taki dobry i dlatego At The Rock House dobry nie jest.

Ocena: 4/10


At the Rock House: 20:34

1. This Kind of Love - 2:09
2. Devil Doll - 2:09
3. You're My Baby - 2:05
4. Trying to Get to You - 2:38
5. It's Too Late - 1:59
6. Rock House - 2:02
7. You're Gonna Cry - 2:07
8. I Never Knew - 2:22
9. Sweet and Easy to Love - 2:12
10. Mean Little Mama - 1:57
11. Ooby Dooby - 2:13
12. Problem Child - 2:10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"PWRϟUP" - ACϟDC [Recenzja]

Po tragicznej śmierci Bona Scotta w 1980 roku, zespół ACϟDC z pewnością nie miał z górki. Zdarzało się wiele zawirowań, jednak chyba kolejną...