poniedziałek, 18 listopada 2019

"London Town" - Wings [Recenzja]


Po gigantycznych sukcesach albumów Band On the Run, Venus And Mars i Wings At the Speed of Sound, a także trasy Wings Over America, Paul McCartney ostrzył sobie zęby na więcej. W lutym 1977 roku zaczął więc nagrywanie pod kątem wydania nowego albumu. Wingsi mieli nawet ruszyć w trasę, ale okazało się wtedy, że Linda McCartney jest w ciąży, więc Paul odwołał serię koncertów.
Jako że McCartney lubił nagrywać w ekscentrycznych warunkach, wynajął kilka łodzi cumujących na Wyspach Dziewiczych. Na jednym zamieszkał on z Lindą i rodziną, na jednym urządzono prowizoryczne studio nagraniowe, a resztę zajął zespół wraz z ekipą. Oprócz kilku piosenek nagranych w "prawdziwym studiu" resztę nagrań rejestrowano na pokładach, pod gołym niebem. Nie mogło to oczywiście obyć się bez konsekwencji: Denny Laine doznał udaru słonecznego, a inżynier dźwięku został porażony prądem. 
Przed nagraniami zespół Wings wypuścił singiel Mull of Kintyre. Piosenka stała się światowym megahitem, sprzedażowo pobijając nawet największy komercyjny sukces zespołu The Beatles, czyli utwór She Loves You. Paul nie czekał długo i wkrótce potem (a dokładnie 31 marca 1978 roku) wydał longplay zatytułowany London Town (chociaż pierwotnie nazwa miała brzmieć Water Wings) z czarno-białą okładką, na której znajdowali się McCartneyowie oraz Denny Laine na tle Tower of Bridge. Pozostali latem zrezygnowali bowiem z grania w zespole Wings (Joe English wyjechał do rodziny, a Jimmy McCulloch dołączył do zespołu Small Faces).

Album otwiera utwór tytułowy. London Town był również trzecim z trzech singli promujących płytę. Trafił na parę chwil na niskie pozycje na listach przebojów, ale za długo tam nie przetrwał. Ciężko się dziwić, bowiem to tylko miałka balladka bez wyrazu. Mamy tu niezłe wokale Paula (ale to już oczywistość) i przyjemny klimacik, jednak całość jest nazbyt przesłodzona i nie potrafi zaczepić się o ucho, tak by zapaść w pamięć na dłużej niż 4 minuty jej trwania. Mamy tu niby nagły gitarowy zryw pod koniec piosenki, ale jest on nazbyt bałaganiarski i kończy się zanim zdążymy w ogóle go zauważyć. Także utwór otwiera płytę może i udanie, ale sam jest raczej do zapomnienia.

Silver rain was falling down
Upon the dirty ground of London Town

People pass me by on my imaginary street
Ordinary people it's impossible to meet
Holding conversations that are always incomplete
Well, I don't know

Oh where are the places to go
Someone somewhere has to know
I don't know

Cafe On the Left Bank to już jednak rzecz zdecydowanie żywsza i lepsza. Nie jest to może rewelacja, ale słucha się z tego z prawdziwą przyjemnością. Można odczuć tu delikatną nutę disco, ale umiejętnie została tutaj połączona z soft rockiem. Słowem: ten jeden utwór wypada lepiej niż cały album Ringo the 4th, na którym perkusista The Beatles starał się połączyć oba te gatunki.

Dancing after midnight, sprawling to the car
Continental breakfast in the bar
English-speaking people drinking German beer
Talking far too loud for their ears

Cafe on the left bank, ordinary wine
Touching all the girl with your eyes

I'm Carrying to z kolei całkiem bezbarwna ballada. Paul znakomicie gra na gitarze akustycznej, a jego wokal brzmi nadzwyczaj lekko, jednak melodia jest za słodka, a tekst grafomański. Szkoda zmarnowanego potencjału, bo jakby dłużej nad tym posiedzieć, to może wyszłoby z tego coś wartego uwagi.

Long time no see baby, sure has been a while
And if my reappearance lacks a sense of style
I'm carrying, something
I'm carrying, something for you

Backwards Traveller to króciutki, nieco ponad minutowy przerywnik. Ciężko o nim znowu cokolwiek napisać, poza tym że po prostu jest kolejnym elementem tej całkowicie bezbarwnej strony A (jak i całego longplaya zresztą). 

Hed, did you know that I'm
Always going back in time
Rhyming slang, auld lang syne my dears
Through the years

Przechodzi jednak gładko w oparty na syntezatorach instrumentalny Cuff Link. Sporą krzywdę zrobiło mu to, że jeden motyw rozciągnięty został do prawie dwóch minut. Przez to rzecz niemiłosiernie nudzi i zamiast wprowadzić ciekawe urozmaicenie, po prostu drażni.
Całkiem przyjemnym, delikatnym motywem rozpoczyna się natomiast Children Children śpiewane przez Laine'a. Niestety delikatność robi się drażniąca, a prostota aż kłuje po oczach. Okropnie to naiwne i nieprzyjemne.

I know a tiny waterfall
A magic little place
Where we can play together
And watch this fishes race

Children children where are you
Hiding in the forest playing in the rain
I hope you're not too far away
For me to see again

Docelowo Girlfriend pisane było dla innego artysty, który zapisał się złotymi zgłoskami w historii muzyki popularnej, a mianowicie Michaela Jacksona, który rozstawał się wówczas ze swoim rodzinnym zespołem The Jacksons (a przed zmianą wytwórni The Jackson 5) i rozpoczynał karierę solową. Jackson w 1979 wydał swój przełomowy album Off the Wall, na którym scoverował ów utwór McCartneya. Mimo, że został wydany nawet jako singiel, był tam najsłabszym ogniwem. A jak to wypada na London Town? Otóż naiwność utworu w otoczeniu tak bezbarwnej melodii wydaje się zaskakująco ujmująca i naprawdę może się podobać. Zwłaszcza dzięki znakomitemu solo gitarowemu i rockowemu przyspieszeniu w łączniku. Świetna rzecz.

Girlfriend I'm gonna show your boyfriend
Show him the letters I've been saving
Show him how you feel inside
Then our love couldn't be denied
And we're gonna have to tell him
You'll gonna be a girlfriend of mine

Kończący stronę A I've Had Enough to całkiem udany przyspieszacz. Fajne gitary, chwytliwa linia wokalna i w ogóle fajnie to buja. Udało się to Wingsom, aczkolwiek o rewelacji absolutnie nie może jeszcze być mowy. Po prostu zgrabnie to wypada.

I earn the money and you take it away
When I don't know where you're from
I should be worried but they say
It'll pay for a bomb

Stronę B otwiera największy przebój albumu, czyli With a Little Luck. Czy zasłużenie? Trudno powiedzieć, bo jak dla mnie ten numer absolutnie niczym nie wyróżnia się z tego peletonu. Owszem, melodia jest nad wyraz urokliwa i nieprzesłodzona, co Paulowi wcale nie tak często się na tym longplayu udało, ale nie widzę tu na tyle zalet, by uznać to za wybitnie wyróżniający się numer. Jest po prostu w porządku i fajnie chwytliwy, więc nie dziwi mnie wybranie go na singiel, jednak poziomem daleko mu do innych wielkich singlowych przebojów ex-Beatlesa.

With a little luck we can help it out
We can make this whole damn thing work out
With a little love we can lay it down
Can't you feel the town exploding?

There is no end to what we can do together
There is no end
The willow turns his back on inclement weather
And if he can do it, we can do it, just me and you

Famous Groupies ma najwięcej charakteru na całej tej płycie. Mamy chłodny, rockowy podkład, pobrzmiewającą harmonijkę, narzucające się syntezatory i zadziorny wokal Paula. Bardzo dobra rzecz.

There was a lead guitarist
Who lived in Epping Forest
And all he ever wanted was to blow
When the girls were with him
He never lost his rhythm
And nobody knows what the famous groupies know
Nobody goes where the famous groupies go

Deliver Your Children rolę głównego wokalisty ponownie przejmuje Denny Laine i ponownie mamy tu do czynienia z bardzo słabym utworem. Nawet nie zauważyłem, kiedy tak przeleciał mi między uszami. Nie zaabsorbował mnie nawet do tego stopnia, by chcieć tego posłuchać. Słabo.

Deliver your children to the good good life
Give 'em peace and shelter and a fork and knife
Shine a light in the morning and a light at night
And if a thing goes wrong you'd better make it right

Name And Adress czyli "Szamotania Ciąg Dalszy". McCartney uderza tu w bardziej rockowe dźwięki, jednak efekt jest słaby, żeby nie powiedzieć "żenujący". Kompletnie bez wyrazu i bez sensu.

But if it's all over baby, you know I'll understand
Maybe I'll hate to think of you with another man
Meanwhile I'm sitting here, I'm getting in a mess
If you want my love, leave your name and adress

Don't Let It Bring You Down brzmi całkiem zgrabnie. Nieźle rozwinięto tu motyw wiodący, a orientalny klimat nadaje tu nieco tajemnicy. Szkoda tylko, ze utwór nie rozwija się w żadną stronę, a tylko kręci się w kółko. Nie ma na co jednak narzekać, bo jeśli chodzi o tę płytę, to i tak jest to naprawdę bardzo dobrze.

Though some things in life are hard to bear
Don't let it bring you down

Should the sand of time run out on you
Don't let it bring you down

Morse Moose And the Grey Goose ma jedno z najlepszych rozpoczęć, jeśli chodzi o całą fonografię Paula. Tajemniczo, jakby z oddali, by po chwili przyłożyć z całą mocą syntezatorami i bezbłędnie rockującym wokalem McCartneya. Kiedy chce się już jednak załamywać ręce nad jednostajnością melodii, po chwili wprowadzona zostaje gitara akustyczna, która trzyma klimat, ale też nieco go urozmaica. Naraz w oddali słychać skoczną partię fletu, na którym gra McCartney. Wreszcie Paul stworzył coś na miarę swoich możliwości! Szkoda tylko, że musieliśmy czekać całą płytę, by usłyszeć najlepszy utwór albumu.

Right on down at the bottom of the sea
Tell me are you receiving me?
My name is Morse Moose and I'm calling you

The Grey Goose was a steady boat
People said she'd never float
One night when the moon was high
The Grey Goose flew away


Jako wierny fan Beatlesów i McCartneya przykro mi to mówić, ale London Town to porażka na całej linii. Wingsi najzwyczajniej w świecie się wypalili, a Paul postanowił ciągnąć to na siłę i stworzyć bardziej akustyczną płytę. Sam pomysł nie był zły (w przypadku McCartney jako tako to działało), jednak zabrakło tu po prostu dobrych piosenek. Melodie są miałkie, banalne, przesłodzone i nie sposób żadnej z nich zapamiętać. A to już naprawdę poniżej możliwości Paula, który słynął od zawsze z wpadających w ucho utworów. Jest parę dobrych elementów (zwłaszcza mocarne zakończenie), jednak są to tylko lekkie przebłyski. Koniec końców album może i trzyma poziom wykonawczo, ale autorsko to po prostu jedna, wielka KATASTROFA.

Ocena: 3/10


London Town: 51:29

1. London Town - 4:10
2. Cafe on the Left Bank - 3:25
3. I'm Carrying - 2:44
4. Backwards Traveller - 1:09
5. Cuff Link - 1:59
6. Children Children - 2:22
7. Girlfriend - 4:39
8. I've Had Enough - 3:02
9. With a Little Luck - 5:45
10. Famous Groupies - 3:36
11. Deliver Your Children - 4:17
12. Name and Address - 3:07
13. Don't Let It Bring You Down - 4:34
14. Morse Moose and the Grey Goose - 6:25

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"PWRϟUP" - ACϟDC [Recenzja]

Po tragicznej śmierci Bona Scotta w 1980 roku, zespół ACϟDC z pewnością nie miał z górki. Zdarzało się wiele zawirowań, jednak chyba kolejną...