Po wylaniu Jake'a E. Lee z zespołu w 1987 roku, Ozzy Osbourne ponownie musiał zająć się szukaniem nowego gitarzysty. I znowu mu się udało. Książę Ciemności przez całą swoją karierę miał bez wątpienia szczęście do otaczania się znakomitymi muzykami. Ciężko powiedzieć, kto z kogo robił gwiazdy: czy nieznani, młodzi gitarzyści z Ozzy'ego, czy Osbourne z młodych, nieznanych gitarzystów. W każdym razie, uwagę Ozzy'ego zwróciła jedna z setek (a może i tysięcy?) taśm demo, które otrzymał po ogłoszeniu naboru na nowego "wiosłowego". Jej autora zaprosił więc na przesłuchanie, po którym Zakk Wylde otrzymał angaż.
Do drużyny Ozzy'ego ponownie powrócił też basista, Bob Daisley, podejmując się pomocy z pisaniem nowych piosenek. Tym razem - po raz pierwszy od początku solowej kariery Osbourne'a - pod każdym utworem podpisani zostali wszyscy: Ozzy, Wylde, Daisley Randy Castillo (perkusja) i John Sinclair (klawisze). Po nagraniu płyty Daisley jednak ponownie odszedł z zespołu. Na trasę Ozzy zaprosił więc, jako basistę, swojego starego kumpla z Black Sabbath - Geezera Butlera.
Do drużyny Ozzy'ego ponownie powrócił też basista, Bob Daisley, podejmując się pomocy z pisaniem nowych piosenek. Tym razem - po raz pierwszy od początku solowej kariery Osbourne'a - pod każdym utworem podpisani zostali wszyscy: Ozzy, Wylde, Daisley Randy Castillo (perkusja) i John Sinclair (klawisze). Po nagraniu płyty Daisley jednak ponownie odszedł z zespołu. Na trasę Ozzy zaprosił więc, jako basistę, swojego starego kumpla z Black Sabbath - Geezera Butlera.
Rozpoczynamy znakomitym, rozpędzonym i przebojowym Miracle Man. Piosenka ta jest krytyką Ozzy'ego skierowaną przeciwko popularnemu telewizyjnemu kaznodziei, Jimmy'emu Swaggartowi. Krytykował on publicznie muzykę i występy na żywo Osbourne'a, aż do skandalu związanego z prostytutkami w 1988 roku. Od pierwszych dźwięków utworu słychać już, że nowy gitarzysta = zupełnie nowe podejście do muzyki. Zdecydowanie mniej tu klawiszy, a i sam kawałek jest zdecydowanie ostrzejszy, od wszystkiego co Ozzy zaproponował słuchaczom na dwóch płytach z Lee. Mamy tu chwytliwy riff, fajne melodie w zwrotkach, fragmentaryczny refren i rozpędzone solo gitarowe, które wręcz rozkłada na łopatki. Do utworu powstał zabawny teledysk, w którym Ozzy wśród trzody chlewnej przebiera się za wspomnianego Swaggarta. Sama piosenka jest natomiast bardzo udana i słucha się jej z niemałą przyjemnością.
A devil with a crucifix
Brimstone and fire
He needs another carnal fix
To take him higher and higher
Now Jimmy he got busted
With his pants down
Repent ye wretched sinners
Self righteous clow
Miracle man got busted
Nie zwalniamy przy Devil's Daughter. A wręcz przyspieszamy, bowiem ten utwór to kolejny mocny, wpadający w ucho ale i ostry kawałek. Przez pierwsze kilka minut piosenka leci na łeb na szyję, nie dając nam szans na odpoczynek. Po chwili jednak zwalniamy na jakieś pół minuty, po których stajemy twarzą w twarz z kolejną znakomitą solówką gitarową. Numer ten stworzony jest wręcz do wykonywania na koncertach. Melodia zwrotek i refrenów wpada w ucho, ale nie jest już tak oryginalna i rewelacyjna jak w przypadku Miracle Man. Tak czy siak, ten utwór to kolejny znakomity, warty przesłuchania kawałek.
The time has come at last
Your future days have past
No use in fighting battles you can't win
The final conflict's lost
You can't afford the cost
Don't try to explate your father's sins
I see through what it is inside you
I'll make you breakdown, breakdown, breakdown and cry
Największym przebojem z albumu został jednak Crazy Babies. Jak najbardziej rozumiem czemu, jednak jakoś z całej płyty najmniej ten utwór do mnie przemawia. To jak najbardziej fajne granie, jednak na krążku jest niestety zbyt silna konkurencja, by Crazy Babies się dostatecznie dla mnie wybijało. Riff jest prosty, chwytliwy i bardzo często powtarzany, Ozzy śpiewa naprawdę fajnie, a refren wpada w ucho. Najgorsze jednak jest to, że jest to najlżejszy i najbardziej "popowy" utwór na płycie, co niestety szkodzi znacznie poziomowi płyty i konsekwencji w stylistyce, którą tu obrano. Fajny numer, ale szkoda że musiał pojawić się akurat na tej płycie.
Crazy babies
When they were born they were born to be wild
Some say I'm another devil's child
Crazy babies in a world of their own
I am a crazy babe, you'd better leave me alone tonight
Nobody's gonna change me, change me
I'm gonnda do this 'til I die
Nobody's gonna tame me, tame me
So you better not try
Powrotem do formy jest jednak zdecydowanie cięższy, lecz nie ociężały, Breakin' All the Rules. Fajne zwrotki i riff, chociaż refreny jakoś za bardzo do mnie nie przemawiają. Generalnie jednak w tej piosence wszystko gra jak trzeba, chociaż można by nad tym jeszcze trochę posiedzieć i ulepszyć całość. Największe wrażenie robi na mnie zakończenie, które, może nie jest jakoś bardzo rozbudowane, czy coś, ale za to brzmi naprawdę fajnie. Nie wracam do tej piosenki może szczególnie często, ale zawsze ze sporą przyjemnością.
Nobody hears the things I say
I guess nobody cares
My head's so full of things
I set my mind free of them
I'm breaking all the rules, breaking all the rules
Can't you see they're nothing without you
Empty heads full of fools
Now you see I'm breaking all the rules, breaking all the rules
Moim faworytem na tym krążku jest jednak prawdziwa perełka repertuaru Ozzy'ego - niesłusznie zapomniany Bloodbath In Paradise. Rozpoczynamy ciekawymi odgłosami, które przypominać mogą dziecięcą kołysanką. Pojawiają się jednak po chwili mroczne klawisze, tajemnicze głosy, a gdy wchodzi gitara, wiemy że to będzie dobry kawałek. Tak też jest; rozpędzony riff i to, co dzieje się w tej piosence po nim, to istna jazda bez trzymanki. Piosenka opowiada o słynnej sekcie Charlesa Mansona ("Rodzinie") i morderstwie, którego dokonała w domu Romana Polańskiego w Hollywood. Ta sprawa odbiła się szerokim echem w świecie i sama prosiła się aż o porządną, metalową oprawę muzyczną. Ozzy podjął się tego i wyszło mu to lepiej niż znakomicie. Tekst jest mocny, obrazowy i pełen nawiązań do całej sytuacji. Pojawia się tam między innymi "rodzina", Charlie, czy... Helter Skelter. Jest to utwór Beatlesów, napisany przez Paula McCartneya i umieszczony na ich słynnym "Białym Albumie", w którym Manson miał dopatrywać się ukrytego wezwania do rozpoczęcia walki klas. Do tego kawałka lubię często wracać i zawsze robi na mnie wielkie wrażenie. Całość jest odpowiednio rozpędzona, a Ozzy ze swoimi wokalami po prostu rozwala system. Książę Ciemności nie bierze jeńców.
You're coming home
There's blood on the walls
And Charlie and the family made house calls
If you're alone
Then watch what you do
'Cause Charlie and the family night get you
Can you hear them in the darkness
Helter skelter
Spiral madness
Bloodbath in paradise
But there's nowhere you can run to baby
Bloodbath in paradise
Forever sleep in paradise
Wrażenie pseudo-ballady budzić może Fire In the Sky, jednak jest to jak najbardziej mylne. Owszem, rozpoczyna się niespiesznie, by po chwili wybuchnąć ferią gitar i perkusji. Zwrotki to czysta ballada, gdzie Ozzy śpiewa delikatnie i powoli. Tym bardziej zaskakuje mocarny refren, którego melodia wpada w ucho, a feeling, z którym został zagrany, wręcz porywa. Koniec końców cała piosenka to jedna z moich ulubionych "ballad" Ozzy'ego, głównie przez to, że jest tak nieoczywista i ciekawie skonstruowana. Rewelacyjna piosenka.
In solitude he couldn't deal with his own existence
The burning questions in the castles have still remained
God only knows how he searched in vain for the answers
Now castles crumple exposing his naked flames
Fire in the sky
Can't you see that all my castles are burning
Fire in the sky
Won't you help me now my castles are burning
Ewidentnym hard rockowym przyspieszeniem jest już jednak pędzący na złamanie karku Tattooed Dancer. Rozpoczyna się dynamicznym wstępem perkusji, by zaraz zaatakować nas kolejnym świetnym riffem i ultra szybkimi wokalami Ozzy'ego, prowadzącymi błyskawicznie do kolejnego wpadającego w ucho, acz krótkiego refrenu. To najkrótsza piosenka na płycie (niespełna 4 minuty), ale może i lepiej, bowiem wszystko jest w odpowiednio zwartej dawce i nie mamy przeczucia przeciągania na siłę.
I think I'm in grave danger, goin' over the top
There is no question only an answer
She can't give me love, I think I've fallen in lust
With my tattooed rock n roll dancer
They'll never put me away, put me away
God damn them
Demon Alcohol jest nieco wolniejszy od poprzednika, ale wciąż utrzymany jest w raczej hard rockowym nastroju i bardzo dobrze. Ozzy absolutnie nie myśli by zwalniać, więc serwuje nam rozpędzone zwrotki i wpadające w ucho refreny, które zawsze kończą fajne gitarowe mostki Zakka, robiące jak najlepsze wrażenie.
Although that one's too much
You know ten's not enough
There'll be no compromise today
I'll watch you lose control
Consume your very soul
I'll introduce myself today
I'm the demon alcohol
Płytę kończy Hero. Jest to piosenka ukryta, nie uwzględniona w spisie utworów. To jednak piękne przesłanie Ozzy'ego do fanów, które stara się jakby kontynuować tekst I Don't Know. Musze jednak przyznać, że Hero przemawia do mnie zdecydowanie bardziej, niż przebój z płyty Blizzard of Ozz. Mamy tu fajną quasi-balladową stylistykę, poprzetykaną jednak znakomitymi, szybkimi popisami Wylde'a i w ogóle wszystko mi w tej piosence idealnie do siebie pasuje. Od fajnych melodii, aż po rewelacyjne zakończenie. Godne zakończenie płyty.
I couldn't answer all your questions
And if you're lost I couldn't find your way
I couldn't find your way
You know you have to face the music
You change your tune and don't know what to play
So don't you run away
No Rest for the Wicked to zupełnie nowe otwarcie w karierze Ozzy'ego. Po usunięciu z zespołu Jake'a E. Lee, nowy gitarzysta, Zakk Wylde, wniósł powiew świeżości i odświeżył nieco formułę repertuarową Osbourne'a. Powstały więc kompozycje mniej pop-rockowe, odjęto nieco klawiszy na rzecz ostrzejszych gitar, a i same kompozycje stały się bardziej zwarte. W porównaniu do wszystkich kolejnych płyt, ten album wypada o wiele ostrzej i bardziej hard rockowo. Od początku do końca wszystkie przystanki, na których Ozzy zwalnia tempa można policzyć na palcach jednej ręki. Ta płyta to właściwie 40 parę minut jazdy bez trzymanki, a wszystkie kompozycje trzymają bardzo równy poziom. Zdarzają się delikatne potknięcia, ale absolutnie nie szkodzi to jakości materiału. No Rest for the Wicked to niesłusznie zapomniana i pomijana płyta Księcia Ciemności, do której ja jednak wracam regularnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz