wtorek, 21 lipca 2020

"Metallica" - Metallica [Recenzja]


Od Ride the Lightning Metallica coraz bardziej rozbudowywała swoje utwory. Szczyt progresywności osiągnęła na ...And Justice for All. Na koncertach zauważyli jednak, że ani publiczności, ani im nie sprawia już przyjemności granie i słuchanie karkołomnych solówek i długich, rozwleczonych do granic możliwości utworów. Bez Burtona, nie mieli pomysłu, by połączyć wszystkie riffy i motywy w taki sposób, by nie nudziły i nie wydawały się sztucznie rozdmuchane. Uznali więc, że następny longplay będzie o wiele prostszy, jeśli chodzi o kompozycje, ale za to dopieszczony jeśli chodzi o produkcję, która na ...And Justice for All wypadła raczej słabo (mówiąc delikatnie). 
Komponowanie nowego materiału rozpoczęło się latem 1990 roku, a wzięli się za to - już klasycznie - Lars Ulrich i James Hetfield. Jednak, co ciekawe, pierwszy utwór, który napisano, nie był autorstwa ani perkusisty, ani wokalisty. Swoje pomysły Ulrichowi przesłał bowiem Kirk, a Larsowi w ucho wpadł riff, który przerodził się potem w motyw przewodni utworu Enter Sandman. To właśnie ta piosenka nadała kierunek całemu nowo powstającemu longplayowi. Na stanowisko producenta muzycy zaprosili Boba Rocka; zależało im na kimś nowym, a jednocześnie kojarzonym raczej z muzyką mainstreamową, niż trash metalową, a zachwycił ich album Dr. Feelgood zespołu Mötley Crüe, którego Rock był producentem. Ten jednak okazał się sporym utrapieniem dla Metalliki, bo miał swój własny pomysł na album i od początku dobitnie próbował przeforsować swoje pomysły co do kompozycji. Muzycy na początku nie chcieli się do niego przekonać, bo nikt dotychczas nie ingerował w ich muzykę, więc traktowali go jak wroga. Atmosfera była ciężka, w studiu musiał wisieć worek treningowy, by wyładowywać agresję, a po sesjach Bob i Metallica zerwali kontakt na wiele miesięcy. Jednak ostatecznie zostali przyjaciółmi, a Rock miał towarzyszyć muzykom jeszcze jako producent na kilku następnych płytach.
Nagrania ruszyły w październiku 1990 roku i trwały do czerwca 1991. Bob zaproponował muzykom, by grali razem, by oddać atmosferę i żywiołowość koncertu. Panowie rozwinęli się kompozytorsko i autorsko, a Rock zadbał o to, by aranżacje były równie ciekawe. Na płycie można usłyszeć więc wiolonczelę, sitar, głos dziecka czy nawet partię orkiestry w Nothing Else Matters.
Album ukazał się w sierpniu z prostą okładką inspirowaną "Białym Albumem" Beatlesów, więc nic dziwnego, że został przez fanów przechrzczony na "Czarny Album". Widać tu tylko lekko zarysowane logo Metalliki i ilustrację węża (wykorzystaną później na okładce singla Don't Tread On Me). Do albumu powstały teledyski, które leciały w MTV, a płyta była bardzo okazale promowana, co przyniosło zespołowi sprzedaż na poziomie, o którym dotychczas nie marzyli. To wszystko oczywiście przełożyło się na oskarżenia o "sprzedaniu się" grupy, którego do dzisiaj się nie pozbyli, a Metallica jest dzisiaj, w powszechnej świadomości, symbolem zespołu, który "się sprzedał", aczkolwiek uważam samo to sformułowanie za głupotę i nie uważam, by zmiana kierunku twórczego, nawet w celach zarobkowych, miała być czymś złym, jeśli muzycznie poziom jest utrzymany.

Enter Sandman jako rozpoczęcie sprawdza się rewelacyjnie. Najpierw główny riff powoli narasta, po chwili dochodzą do niego bas i perkusja, by w końcu - po jakiejś minucie - ruszyć na całego i narzucić rewelacyjne tempo. Trzeba przyznać, że mimo upływu lat ten utwór nic a nic się nie zestarzał, a już choćby sam riff jest niemiłośliwie chwytliwy i nośny. Po ultra-zaangażowanej tekstowo ...And Justice for All, James postanowił odejść nieco od tematyki społeczno-politycznej i zająć się nieco bliższymi mu problemami, czego zajawkę mogliśmy usłyszeć w Dyers Eve z poprzedniej płyty. Tekst do Enter Sandman opowiada o dziecku, które ma problemy z zasypianiem. Co ciekawe, chwytliwość tej melodii w sporej części zawdzięcza Bobowi Rockowi, który poradził Hetfieldowi by dawał do tekstu mniej słów i raczej rozciągał sylaby, dzięki czemu może robić chwytliwsze linie melodyczne. Ten ruch się opłacił, gdyż utwór trafił na pierwszy singiel promujący płytę i pokrył się platyną. Do dziś pozostaje jednym z największych przebojów grupy i obowiązkowym punktem każdego koncertu. Jak już wspominałem, piosenka nic a nic się nie zestarzała, wciąż brzmi świetnie, uzależnia i ciężko się od niej uwolnić. Metallica po raz kolejny udowodniła, że w otwieraniu płyt mało kto może się im równać.


Say your prayers, little one, don't forget my son
To include everyone
I tuck you in, warm within, keep you free from sin
'Til the Sandman he comes

Sleep with one eye open
Gripping your pillow tight

Exit light
Enter night
Take my hand
We're off to never never-land

Jeśli komuś jednak Enter Sandman wyda się ze leciutkie i zbyt komercyjne, to oto nadciąga Sad But True. Ależ tu jest moc! Niskie strojenie gitar, wywołujący ciarki tekst i przeszywające wokale Jamesa. W warstwie muzycznej można spokojnie dopatrywać się hołdu składanego jednym z idoli Mety - legendarnemu Black Sabbath. Intrygujący jest tekst oparty na filmie Magic; opowiada on o człowieku, który pod maską skrywa swoje drugie, mroczniejsze oblicze (coś jak Doctor Jekyll i Mr. Hyde). Mimo - a może dlatego - że więcej razy słuchałem Enter Sandman, o wiele bardziej dziś przemawia do mnie właśnie Sad But True. Ten ciężar, ta dawka emocji i mroku, fascynujący tekst, no i James, który przy śpiewaniu prawie wypruwa z siebie flaki. Po prostu jak dla mnie to piosenka bez wad i uwielbiam do niej wracać. 


I'm your dream, make you real
I'm your eyes when you must steal
I'm your pain when you can't feel
Sad but true
I'm your dream, mind astray
I'm your eyes while you're away
I'm your pain while you repay
You know it's sad but true
Sad but true

Nieco słabiej wypada natomiast Holier Than Thou. Może i niczego mu nie brakuje, ale trochę za bardzo konwencjonalne to granie, w którym praktycznie nic się nie dzieje. Te 4 minuty nie wywołały we mnie większych emocji i właściwie mogłoby w ogóle ich nie być. Jak zwykle poziom trzyma natomiast tekst, w którym Hetfield wylewa kubeł pomyj na świat show-biznesu. Dobrze brzmi też solo, ale jak na całą piosenkę, solówka i dobry tekst to trochę za mało, by kompozycja się obroniła, szczególnie jeśli jest zaraz po Sad But True i tuż przed The Unforgiven.


Before you judge me, take a look at you
Can't you find something better to do?
Point the finger, slow to understand
Arrogance and ignorance go hand in hand

It's not who you are, it's who you know
Others' lives are the basis of your own
Burn your bridges and build them back with wealth
Judge not lest ye be judged yourself

No właśnie, The Unforgiven. Kolejna ballada Metalliki, która - standardowo już - podzieliła fanów. No i ja - również standardowo - opowiadam się po stronie tych, którym ballada bardzo się podoba. No sory, co ja poradzę na to, że panom zazwyczaj te ballady wychodzą tak dobrze. Tutaj struktura jest nieco odwrócona, gdyż zamiast łagodnych zwrotek i zaostrzonych refrenów, mamy ostre zwrotki i lżejsze refreny. Ciekawy zabieg, który może zaskoczyć, jeśli mamy w pamięci wolniejsze kawałki Mety z poprzednich albumów. Nie ma sensu chyba wymieniać, co mi się w tej piosence podoba, gdyż są to te same elementy, co w poprzednich balladach (jak choćby: emocjonalny tekst i niemniej emocjonalne wykonanie Jamesa, przepiękna melodia i zaostrzenia świetnie kontrastujące z tymi wolniejszymi momentami). Metallica po prostu znów złapała mnie za serce i nie chce puścić. Niby 6 i pół minuty, a ma się ochotę zamknąć oczy i płynąć tak z nimi i tą piosenką jeszcze o wiele dłużej...


They dedicate their lives to running all of his
He tries to please them all this bitter man he is
Throughout his life the same, he's battled constantly
This fight he cannot win, a tired man they see no longer cares
The old man then prepares to die regretfully
That old me here is me

What I've felt, what I've known
Never shined through in what I've shown
Never be, never see
Won't see what might have been
So I dub thee "Unforgiven"

...ale to w końcu płyta Metalliki, a nie Eltona Johna, więc nie ma co się za bardzo przyzwyczajać do balladowego tempa. Co prawda Wherever I May Roam zaczyna się niespiesznie, bo dźwiękami sitaru, który wygrywa jakiś chwytliwy motyw; po chwili jednak zabierają się za niego muzycy z Mety i kawałek solidnie napiera rozpędu, a przy tym ten riff jest tak uzależniający, że ciężko się od niego uwolnić. Potem trochę zwalniamy i zwrotki wyśpiewywane są, owszem, krzykliwie, ale nieco wolniej, szczególnie jeśli zestawimy je z o wiele szybszymi refrenami śpiewanymi do wtóru tego powracającego motywu. Utwór narzuca nam tempo, sporo się tu dzieje i raczej Metallica nie pozwala nam się nudzić. Kolejny świetny numer.


And the road becomes my bride
I have stripped of all but pride
So in her I do confide
And she keeps me satisfied
Gives me all I need
And with dust in throat I carve
Only knowledge will I save
To the game you stay a slave
Rover, wanderer, nomad, vagabond
Call me what you will

Oh, but I'll take my time anywhere
Free to speak my mind anywhere
And I'll redefine anywhere, anywhere I roam
Where I lay my head is home

Don't Tread On Me wypada jednak niestety "zaledwie" zadowalająco. Jest to kolejny kawałek z kategorii "tych cięższych", lecz nie wywołuje jakichś większych emocji. Po prostu sobie jest, płynie, ma swoją wagę, zrobiony i zagrany jest jak najbardziej poprawnie, ale zabrakło tu czegoś, co bardziej by uzależniało i nie pozwalało oderwać od tego uwagi (jak w przypadku Wherever I May Roam). Do tego dochodzi jeszcze słabe solo Kirka (którym chyba bardzo się inspirował, przynajmniej po części, później, przy okazji nagrywania Now That We're Dead z albumu Hardwired... to Self-Destruct).


Liberty or Death
What we so proudly hail
Once you provoke her
Rattling of her tail
Never begins it
Never, but once engaged
Never surrenders
Showing the fangs of rage

I said, "Don't tread on me"

Zdecydowanie bardziej podobać się może Through the Never, który dzięki brzmieniu, melodyce, wykonaniu i ogólnie kompozycyjnie przypomina bardzo rzeczy nagrywane na Ride the Lightning i Master of Puppets. Mamy najpierw wolniejsze zwrotki, a refreny mamy znów bardziej agresywne z Hetfieldem wykrzykującym momentami równo z wtrącającym się podkładem (to z kolei może przywodzić na myśl Kill 'Em All). Może tej piosenki nie nazwałbym kolejnym z tych "naj" na płycie, ale z pewnością trzyma poziom, słucha się jej bardzo dobrze i ogólnie Metallica pokazuje się w niej z dobrej, przekonującej strony.


All that is, was and will be
Universe, much too big to see
Time and space, never ending
Disturbing thoughts, questions pending
Limitations of human understanding
Too quick to criticize
Obligation to survive
We hunger to be alive

Nie wiem, czy jest jakikolwiek sens pisania czegokolwiek o Nothing Else Matters. Przecież każdy słyszał to chyba już pierdyliard razy. Kompozycja ta nie jest dziś tylko najsłynniejszą piosenką Metalliki, ale po prostu - czy komuś się to podoba, czy nie - weszła do kanonu muzyki popularnej i, nawet jeśli ktoś nigdy nie słyszał nazwy zespołu, a zanucić mu tę piosenkę, prawdopodobnie odpowie, że ją kojarzy. Od charakterystycznego, prostego riffu (wymyślonego przez Jamesa, kiedy rozmawiał przez telefon ze swoją dziewczyną, i jednocześnie przesuwał palcami po strunach gitary), przez wcale nie ckliwy tekst o miłości, emocjonalne wokale, wpadającą w ucho melodię, po orkiestrową aranżację, a także solówkę zagraną przez Hetfielda. Nie nazwałbym może Nothing Else Matters najlepszą balladą Metalliki, jednak zdecydowanie zawsze znajdzie się dla niej miejsce na mojej liście ich najlepszych piosenek. Mógłbym pisać o tym jeszcze długo, ale w przypadku niektórych utworów chyba lepiej po prostu dać muzyce przemówić samej za siebie.


So close no matter how far
Couldn't be much more from the heart
Forever trusting who we are
And nothing else matters
Never opened myself this way
Life is ours, we live it our way
All these words I don't just say
And nothing else matters
Trust I seek and I find in you
Everyday for us something new
Open mind for a different view
And nothing else matters

Of Wolf and Man to kolejny prosty utwór, ale nie mogę odmówić mu efektywności. Cały oparty jest właściwie na jednym motywie, ale nie powiem, żeby wyszło mu to na złe. Czasem po prostu trzeba takich prostszych kawałków, które nie zatrzymują się ani na chwilę, i po prostu pędzą przed siebie, nie dając czasu na oddech. Bardzo dobry, mocniejszy moment płyty.


Off through the new day's mist I run
Out from the new day's mist I have come
I hunt, therefore I am
Harvest the land
Taking of the fallen lamb

Off through the new day's mist I run
Out from the new day's mist I have come
We shift, pulsing with the Earth
Company we keep
Roaming the land while you sleep

Szkoda mi The God That Failed. Szkoda mi go dlatego, że tak dobry i osobisty dla Jamesa tekst został okraszony tak mało chwytliwą i bezpłciową melodią. Właściwie jedyne, co ma szansę zapaść w pamięć, to riff, solówka i pojedyncze melodie fraz. Poza tym jednak jest raczej mało atrakcyjnie. Tekstowo natomiast jest to rozliczenie się Hetfielda z ortodoksyjnym podejściem do wiary, co - jak wspominałem już przy okazji którejś z wcześniejszych płyt - doprowadziło w znacznym stopniu (bo nie jestem aż tak rygorystyczny i radykalny, by zwalać całą winę na organizację religijną) do śmierci jego matki. Tekst więc jest brutalnym wyrazem frustracji i wściekłości, co zresztą znakomicie słychać w głosie Jamesa. Sama piosenka jest jednak dobra jedynie chwilami, lecz niestety całościowo nie robi takiego wrażenia, jakiego można by się spodziewać.


I see faith in your eyes
Never you hear the discouraging lies
I hear faith in your cries
Broken is the promise, betrayal
The healing hand held back by the deepened nail
Follow the god that failed

Zupełnie niemrawo wypada natomiast My Friend of Misery. Jak na 7 minut muzyki dzieje się tu zdecydowanie za mało. Muzycy kręcą się wokół jednego tematu, który jednak jakoś nie potrafi skutecznie chwycić, w wyniku czego utwór potrafi niemiłosiernie wymęczyć, a nawet nieco uśpić swoją monotonią. 


You still stood there screaming
No one caring about these words you tell
My friend before your voice is gone
One man's fun is another's hell
There times are sent to try men's souls
But somethings wrong with all you see
You, you'll take it on all yourself
Remember, misery loves company

Ożywić może natomiast The Struggle Within. To krótki, mocarny utwór, w którym niby nic szczególnego się nie dzieje, a mimo to, może się podobać i przekonuje agresją i pasją wykonania. Może nie jest to jakieś wspaniałe zakończenie, jednak jest na jako takim poziomie, i można być nim usatysfakcjonowanym. 


Reaching out for something you've got to feel
While clutching to what you had thought was real
Kicking at a dead horse pleases you
No way of showing your gratitude
So many things you don't want to do
What is it?What have you got to lose?


Wbrew opinii wcale nie małej grupy fanów Metalliki, nie uważam "Czarnego Albumu" za ich najwybitniejszy longplay. Stoję jednakże w pewnego rodzaju rozkroku, ponieważ nie uważam też, by Metallica była albumem, na którym zespół ostatecznie rozmielił się na drobne i nagrał same gnioty, na rzecz kilku bardziej chwytliwych melodii. Absolutnie. Chociaż płyta nie uchroniła się od kilku ewidentnie słabszych momentów (Holier Than Thou, Don't Tread On Me, The God That Failed, My Friend of Misery), a pod koniec album ewidentnie łapie większą zadyszkę, to i tak uważam ten longplay za rzecz udaną i pełną dobrych piosenek. Największą jego wadą jest to, że jest za długi. Ponad 60 minut muzyki to naprawdę niemało, a pod koniec zespołowi jakby skończyły się pomysły na tyle oryginalne, by przyciągnąć uwagę słuchacza. Album więc pod koniec męczy, jednak początek ma na tyle udany, że gdyby ograniczyć się tylko do, powiedzmy, dziewięciu, dziesięciu piosenek, to mógłbym dać tu 8/10. Niestety, końcówka mocno daje się we znaki, więc ostatecznie Metallica dostaje ocenę o punkt niższą, co i tak jest dobrym wynikiem. "Czarny Album" jest więc ostatnią klasyczną pozycją katalogu Metalliki, która nie dorównuje może im największym osiągnięciom, ale zawiera sporo dobrej muzyki, z którą warto się zapoznać, choć raczej nie przy jednym podejściu.

Ocena: 7/10


Metallica: 62:40

1. Enter Sandman - 5:34
2. Sad But True - 5:24
3. Holier Than Thou - 3:48
4. The Unforgiven - 6:26
5. Wherever I May Roam - 6:44
6. Don't Tread On Me - 4:01
7. Through the Never - 4:03
8. Nothing Else Matters - 6:30
9. Of Wolf And Man - 4:17
10. The God That Failed - 5:09
11. My Friend of Misery - 6:48
12. The Struggle Within - 3:56

4 komentarze:

  1. Jeśli ktoś nie podchodzi do muzyki Metalliki z kijem w wiadomym miejscu (a po Twoich recenzjach sądzę, że nie masz takiego podejścia), to będzie się dobrze bawił przy licznych mashupach i przeróbkach - polecam w szczególności Sad But True z wokalem Stevie'go Wondera, łatwe do znalezienia na YT

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Posłuchałem tego mashupu i muszę przyznać, że bardzo mi się spodobał! Uwielbiam zarówno Metallikę, jak i Stevie Wondera i świetnie mi się tego słuchało, a nawet kilkakrotnie do tego wróciłem. Chyba zacznę słuchać tego typu "utworów" częściej, skoro zdarzają się tak niebanalne i zabawne, a jednocześnie dające sporo radochy :)

      Usuń
  2. Ja bardziej cenię ...AJFA. Może były tam wyraźne oznaki wyczerpania tej formuły, ale chociaż nie było to tak ewidentne pójście na łatwiznę. Enter Sandman odrzuca mnie powtarzaniem w kółko jednego motywu, niekoniecznie podoba mi się też pomysł aż 2 ballad. W sumie mogli zostawić tylko "Unforgiven". Sporo też bezbarwności.

    ciekawostką jest, że Jason Newsted poczatkowo miał trochę inną wizję "My Friend of Misery" i raczej celował w zrobienie z tego instrumentalnego kawałka (wzorem poprzednich albumów gdzie zawsze był jeden utwór bez wokalu) ale chyba Bob Rock (albo Hetfield) miał inną koncepcję.

    Na YT poza mashupami jest fajny kanał StateOfMercury gdzie typ przerabia różne kawałki Metalliki tak by brzmiały jak na innych albumach. Niedawno wrzucił fajną przeróbkę "Fade To Black", który zmiksował tak, by brzmiał jak utwory "Black Album".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może i nie było tam pójścia na łatwiznę, jednak mam wrażenie że na "Czarnym albumie" Meta bardziej się odnajdywała. Na "...And Justice for All" wzięli się za rzeczy, na których się nie znali, i za które raczej nie powinni się zabierać, gdyby byli świadomi własnych umiejętności i ograniczeń z nich wynikających. "Enter Sandman" może i jest powtarzaniem w kółko jednego motywu, ale można by też w podobnym tonie wysnuć wnioski na podstawie kawałków z poprzedniego albumu, gdzie każda piosenka składała się z kilku motywów powtarzanych w kółko aż do zrzygania. Przewaga "Sandmana" polega na tym, że trwa 5 i pół minuty, a tam kawałki trwały po 7-8.

      Co do bezbarwności, zgodziłbym się, ale tak bardziej już pod koniec. Ogólnie sporo się dzieje, choć jest cholernie nierówno.

      A "My Friend of Misery" gdyby był kawałkiem instrumentalny, byłby równie nieciekawy co wersja "śpiewana". Meta nigdy nie była jakimś wielkim asem jeśli chodzi o kompozycje tego typu, więc najlepiej by było MFOM w ogóle stąd wywalić w jakiejkolwiek formie (jak i pewnie z połowę pozostałych utworów).

      Co do kanału na YouTube - bardzo mi się podoba, posłuchałem kilku przykładów i fajnie się tego słucha. Chyba się wciągnę w niego na stałe (już nawet dałem suba) ;)

      Usuń

"PWRϟUP" - ACϟDC [Recenzja]

Po tragicznej śmierci Bona Scotta w 1980 roku, zespół ACϟDC z pewnością nie miał z górki. Zdarzało się wiele zawirowań, jednak chyba kolejną...