czwartek, 7 maja 2020

"Forbidden" - Black Sabbath [Recenzja]


Przy Forbidden zebrał się identyczny skład, jak ten odpowiedzialny za album Tyr. Sam Iommi twierdzi, że nagrywanie płyty zajęło dokładnie 10 dni. Za produkcję odpowiedzialny był Ernie C, natomiast w jednym z utworów gościnnie pojawił się... Ice-T. Tak, ten raper. 
Płyta została zrównana z ziemią przez krytykę i do dziś jest chyba najmniej lubianym dziełem Black Sabbath. Również sprzedażowo nie było rewelacji. Samego albumu nie można więc chyba uznać za nic więcej, niż za porażkę na wszystkich frontach. Tony Iommi staje jednak po latach w obronie tego albumu i twierdzi, że znajduje się tu sporo dobrego materiału i, gdyby został lepiej zmiksowany, zdecydowanie zostałby lepiej odebrany. Tak mówił o tym w wywiadzie dla The Midlands Rocks:
Nie byliśmy zaangażowani w proces i to, jak ten album brzmi. Czuwał nad nim producent Ernie C, który współpracował z Body Count i zaangażował Ice-T do nagrań pierwszego utworu. Oni byli z zupełnie innej bajki, niż my. Przyszedł i w tamtym czasie wykonał dobrą robotę, ale cały czas czułem, że... nie zmieniając żadnego utworu... można do tego wrócić i wydobyć niektóre dźwięki. Takie, których ludzie spodziewaliby się po Sabbath.
Gitarzysta od lat zapowiada jednak, że weźmie się za ponowne miksowanie albumu, by oddać mu należny szacunek i pokazać słuchaczom, że to on miał rację. No, czekamy. Sprawę nieco inaczej widzi Cozy Powell, który twierdzi wprost:
Forbidden został nagrany dla pieniędzy i brzmi jak płyta nagrana dla pieniędzy.

The Illusion of Power zaczynamy akustycznym motywem, do którego stopniowo dołącza się ciężka gitara Tony'ego Iommiego. Utwór rozwija się raczej niespiesznie, jednak gdy już zaczyna się na dobre... to poważnie rozczarowuje brzmieniem, zwłaszcza perkusji; no, może nie jest to ...And Justice for All, ale brzmi to jakby Cozy Powell grał na dwóch plastikowych wiadrach. Jeśli chodzi o kompozycję, to natomiast jest wcale nie najgorzej. Melodia jest oszczędna, przez co refreny wypadają bardziej melodyjnie i miażdżąco, a Iommi wygrywa świetne, hipnotyzujące i monotonne motywy w tle, co dodaje rewelacyjnego klimatu. Nie mogę jednak nie wspomnieć o rzeczy, która jest jednak ewidentnym koszmarkiem. Coś, czego nigdy nie spodziewalibyśmy się w piosence Black Sabbath. Panie i Panowie: w tym utworze gościnnie pojawia się Ice-T. Jego występ ogranicza się raptem do kilku wersów, jednak nie rozumiem po co w ogóle było to tu umieszczać. Kawałek jest przecież całkiem niezły, a raper pasuje tu jak pięść do nosa. Na szczęście - gdyby pominąć ten moment - to porządny i wciągający utwór, który naprawdę może się podobać, momentami przywołując nawet mrocznego ducha klasycznych nagrań Black Sabbath.

What is it that turns you on to the illusion of power
This thing that grabs you by the heart and makes you want to tear things down
There is no reason why I should need all this power, but if you cross me now
I'm gonna tear your whole world down

Bardzo chaotycznie wypada natomiast Get a Grip. Właściwie ciężko tu zaczepić się uchem o jakiś konkretny motyw, bo po prostu za dużo się tu dzieje i ciężko wskazać jeden, charakterystyczny fragment, który wyróżniałby się na tle reszty. Sytuacji nie poprawia całkiem niezły ciężar i zgrabna solówka Iommiego, a także nad wyraz dobre wokale Martina. Szkoda, że są one tylko fragmentami tej bałaganiarskiej kompozycji, która zdaje się być ilustracją porzekadła "Dużo hałasu o nic".

Somebody tell me, where did we lose?
Where's the point that we lost the control to live with each other?
Mister politician, searching for a lie
What's the truth? Will the youth find the proof for a revolution?

Get a Grip da się jednak jakoś przecierpieć. Autentycznie boli jednak słuchanie Can't Get Close Enough, czyli pierwszej na płycie ballady. Umówmy się, że wolniejsze utwory z Martinem zespołowi nie zawsze wychodziły. Ta piosenka to po prostu prosta do bólu i sztampowa kompozycja w wolnym tempie, która absolutnie niczym nie zaskakuje. Od początku wiadomo było, że (spoiler!) w pewnym momencie to po prostu przyspieszy, bo takich zabiegów Iommi i Martin używali nie raz i nie dwa. Tak więc, gdy mamy zwiększenie dynamiki, to wcale nie zaskakuje i nie ujmuje, bo po prostu to już słyszeliśmy. Jeśli chodzi o same melodie, to też nie udało się uniknąć sztampy i toporności. 

In your world you must be dreaming, if you think you can survive
Taking all and giving nothing that's a crime
What makes you something special, what about me, I'm here too
You don't care what I'm feeling and that's the truth
Can't get close enough to you, 'cause you're just too far away
Too far away

Shaking Off the Chains rozpoczyna dość toporny, choć w zasadzie chwytliwy, riff, do którego po chwili dołącza cała reszta, a piosenka brzmi po prostu jak reszta zawartości tego longplaya - słabo, topornie, sztampowo i wymuszenie.

This is not for the weak of mind
Are you sure that you're my kind
Do you want to be part of me
Are you sure that you can really see

Zupełnie nie przekonuje mnie także nudnawe I Won't Cry for You. To kolejna ballada, aczkolwiek warto zauważyć, że na pewno nieco bardziej konsekwentna. Jasne, zaostrzenia w refrenach chyba nikogo nie są w stanie już zaskoczyć, ale chociaż wypada to zgrabnie. Mimo to, konwencjonalizm który panowie tu zastosowali, aż sprawia ból swoją topornością i schematycznością.

So you lie awake and think about tomorrow
And you try to justify the things you've done
But there's no one here, to hear your tears falling
When you turn around, you find out, that you're the lonely one

Guilty as Hell to utwór bardziej dynamiczny, aczkolwiek i tu nie dało się uniknąć sztampy. Chyba w żadnym kawałku jeszcze tak nie irytowała mnie perkusja jak tutaj. Serio, to brzmienie jest fatalne, aż uszy krwawią. Żeby jednak nie było: to że ten numer jest słaby, to nie wina perkusji. To po prostu wyprana z pomysłów, słaba i odtwórcza piosenka, która nawet nie stara się ukrywać, że nie jest niczym innym, niż po prostu nic nieznaczącym wypełniaczem.
Step back and look at you
And tell me that is what you want to be
You realise that what you're seeing is a replica from me
Inside my world is pretty grim that even I can't survive
And I wouldn't try 'cause I know you

A teraz zagadka: co zabolało mnie najbardziej w Sick and Tired? Nie, nie jest to toporność (do tego już się przyzwyczaiłem). Nie, nie perkusja. Nie, nie wokale. Tak, to Tony Iommi. Serio, chyba jeszcze nigdy tak się na nim nie zawiodłem, jak właśnie w tej piosence. Gra tu po prostu okropnie, a ta kuriozalna solówka... zupełnie jakby Black Sabbath podwędził Ozzy'emu z sesji do Ozzmosis Zakka Wylde'a, żeby dodał tu coś od siebie. Okropne. Pomijam oczywiście fakt, że sama kompozycja jest nie warta uwagi w żadnym calu.

You turn the truth, then you turn your back
You're a victim of yourself
The hate remains, the hurting still exists
I'm so tired of it all

Rusty Angels wypadają równie sztampowo, kiczowato i mało interesująco. To po prostu kolejny, hard rockowy "wykop", który ani nie przekonuje, ani nie interesuje, ani nie przyciąga. A wręcz powiedziałbym że odpycha.

They say you came from Heaven but I know that it's not the truth
'Cause I don't think an Angel could look anything like you
Your eyes are made from sapphires and your heart is made from stone
You gotta be the closest thing to hate I've ever known
And if I didn't know better I'd say you had come alone to the party

Forbidden to natomiast - o dziwo - wreszcie coś lepszego. Od początku mamy dobre tempo i chwytliwy riff, a i reszta kompozycji jest całkiem w porządku. Wpada w ucho, ma niezłą melodię, a Martin nie ma kiedy zaserwować nam swoich kiczowatych wokaliz. 

The best things in life aren't given, these things ain't for you and me
Every time you shout Forbidden, makes me wonder what you see

Kiss of Death kończy jednak płytę w nie najlepszym stylu. Właściwie mógłbym tu powtórzyć wszystko, co napisałem o I Won't Cry for You

There is no ordinary soul, that you're destroying
Not just another life that drifts along with the sands of time
We tried to show you on your way, but still, you cannot see you're hurting me
You told too many lies and so it ends


Powiem tak: opinie o tym, że Forbidden to najgorszy album Black Sabbath nie wzięły się znikąd. Rzadko kiedy zdarza się, by krytycy i publiczność byli zgodni aż w takim stopniu. Pozostaje mi tylko przyłączyć się do tego chóru, bo - naprawdę - ten album jest po prostu okropny. Trwa 3 kwadranse, a czuję się, jakbym słuchał tego od półtorej godziny. Kompozycje zlewają się ze sobą, nie ma w nich nic interesującego, a po przesłuchaniu w głowie nie zostaje choćby jeden refren. Wokale Martina są kiczowate jak zawsze, Iommi nie proponuje nam nic godnego zapamiętania, a produkcja jest po prostu fatalna (o perkusji to już nawet nie chce mi się powtarzać po raz kolejny). Wszyscy, jak jeden mąż, wskazują na to, że kuriozalnym był pomysł z zaproszeniem rapera. Wierzcie mi - chciałbym, by to był największy problem tego krążka, tym bardziej że Ice-T pojawia się tu ledwie na chwilę, a kawałek The Illusion of Power jest jednym z dwóch lepszych momentów longplaya (tuż obok utworu tytułowego). Ten album - najzwyczajniej w świecie - jest po prostu nudny, zły, sztampowy i niegodny szyldu Black Sabbath (jak zresztą i pozostałe płyty z Martinem na wokalu).

Ocena: 2/10


Forbidden: 44:10

1. The Illusion of Power - 4:51
2. Get a Grip - 3:58
3. Can't Get Close Enough - 4:27
4. Shaking Off the Chains - 4:02
5. I Won't Cry for You - 4:47
6. Guilty as Hell - 3:27
7. Sick and Tired - 3:29
8. Rusty Angels - 5:00
9. Forbidden - 3:47
10. Kiss of Death - 6:06

4 komentarze:

  1. Dałem albumowi 3/10- faktycznie sprawia wrażenie, jakby się niczego nie słuchało. Wynudził mnie już ponad rok temu, a nie miałem jeszcze wtedy takich horyzontów muzycznych, jakie mam teraz. Jeśli chodzi o samego Ice-T - nie pasował ewidentnie do kompozycji, w której miał rolę- wolę jego albumy solowe "OG Original Gangster", "The Power" czy "Iceberg- Freedom of Speech" które są o wiele lepsze od tego, co zaprezentował tutaj Lommi i spółka.

    Masz konto na RYM tak w ogóle?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 3/10 to i tak sporo. Nawet ja dziwię się że dałem go 2, bo wg mnie to najnudniejszy i najgorszy album BS (a, jak wiemy, konkurencja była mocna).

      Co do konta: mam, ale nie mam czasu by się tym zająć. Założyłem, ale teraz jestem bardziej wciągnięty w bloga i szykuję sporo recenzji (tempo: jedna dziennie nie jest proste do utrzymania, szczególnie że z każdą staram się dostarczyć paru ciekawostek, zarysować tło jeśli chodzi o życie i karierę arysty/zespołu, znaleźć teksty, zdjęcia z tamtego okresu), co zajmuje sporo czasu. Gdy uda mi się wygospodarować go trochę więcej, to poświęcę go na "właściwe" zajęcie się RYM.

      Usuń
    2. Jaki nick? Helterskelter? nie widziałem takiego

      Usuń
    3. Bo mój nick to muzycznastrefa. Z tym że - tak jak mówię - brakuje mi czasu, by zabrać się za to na porządnie i pooceniać więcej płyt. Postaram się to uzupełniać na bieżąco, jednak nie obiecuję że będzie to robione regularnie.

      Usuń

"PWRϟUP" - ACϟDC [Recenzja]

Po tragicznej śmierci Bona Scotta w 1980 roku, zespół ACϟDC z pewnością nie miał z górki. Zdarzało się wiele zawirowań, jednak chyba kolejną...