sobota, 10 października 2020

"Infestissumam" - Ghost [Recenzja]


W grudniu 2012 roku Papa Emeritus spotkał się ze swoim następcą - Papą Emeritusem II. Oznaczało to zmianę dynastii, a - co za tym idzie - nowy longplay grupy Ghost. Rzeczywiście, prace nad nową płytę muzycy rozpoczęli już w październiku, w Nashville (chociaż taśmy demo dla prawie wszystkich utworów były już gotowe latem 2011 roku). Tobias uznał, że każda kolejna epoka w zespole powinna być syganlizowana zmianą wizerunku (anty)papieża. Najlepszą metodą na rozgłos jest wywołanie kontrowersji, a z pewnością pomogły w tym sprzeciwy amerykańskich firm, by wydać album, we wkładce do którego znajduje się średniowieczna rycina przedstawiająca orgię. W Europie nie było z tym jednak problemu, a Infestissumam ukazał się w kwietniu i poradził sobie nieco lepiej niż Opus Eponymous. Przynajmniej w Szwecji, bo w USA poszło mu o wiele lepiej - dotarł do pierwszej trzydziestki listy Billboardu.
Zespół przez cały rok intensywnie koncertował, supportując takich gigantów jak Slayer czy Iron Maiden. Powoli bo powoli, ale Ghost konsekwentnie i wytrwale budował swoją pozycję, choć na naprawdę wielki sukces miał przyjść jeszcze czas. Forge wciąż podnosił sobie poprzeczkę i udoskonalał stylistykę granej przez swój zespół muzyki...

Infestissumam to znacznie lepsze intro niż po prostu "zwyczajny" i klimatyczny Deus Culpa. Tu czujemy już prawdziwy dreszczyk emocji. W końcu wyśpiewywany w "języku Kościoła" tekst o przybyciu Antychrysta po prostu musi robić wrażenie, szczególnie jeśli tu wykonuje go potężnie brzmiący chór do wtóru z mocnym, heavy metalowym podkładem ciężkich gitar i głośnej perkusji.

Il padre, il filio, et lo spiritus malum
Omnis caelestis delenda est
Anti Christus, il filio de Sathanas:
Infestissumam

Ponadto Infestissumam (w sensie intro, nie album) świetnie zazębia się też z pierwszym "prawdziwym" utworem płyty - Per Aspera ad Inferi. Mamy tu (podobnie jak w przypadku Con Clavi Con Dio) chwytliwy, ale i nie pozbawiony ciężaru numer z niemal popowymi refrenami, tu również wyśpiewywanymi przez chór, ale z nieco większym udziałem Papy Emeritusa II. Mamy też sporo klawiszy, jednak absolutnie nie łagodzą one brzmienia, a jedynie dodają mu unikalnego klimatu i uwypuklają niebanalną melodykę. Świetna piosenka.

Unholy is the lust in your eyes
“Blasphemous” would not suffice
Perverted are your wishes and dreams
Tanning in Lucifer's beams

Secular Haze było pierwszym utworem, który Forge wykonał na scenie już jako Papa Emeritus II. Piosenka została też wybrana wiodącym singlem Infestissumam. To specyficzny, jakże mroczny walc, w którym klawisze już nie tylko dają się we znaki, ale wręcz wysunięte są na pierwszy plan. Bez obaw, nie znaczy to jednak, że gitar tu prawie nie słychać, bo są, i to bardzo wyraziste. Rzecz jasna, mamy też chwytliwe, frapujące wokale i świetne refreny, które po prostu muszą wpaść w ucho. Kolejna znakomita kompozycja.

He is divinity omniscient
Seeing the world revolve with spite
The surge of humanity oblivious
To the divine whom bringeth light
Let there be night

Mimo kilku podejść, jakoś nie umiem przekonać się natomiast do Jigolo Har Megiddo. To z kolei dość banalna, prościutka pioseneczka, która nie wyróżnia się niczym szczególnym. Nawet melodia wydaje się być mało chwytliwa, co zwykle było przecież pewnikiem, szczególnie jeśli mowa o Ghost. 

I am the son of one below
The progeny of beast of woe
And I am the son who comes into the daughters of men
Destroying all and make them want it again

Zdecydowanie lepiej wypada natomiast ponad 7-minutowa kompozycja Ghuleh/Zombie Queen. Nie dajcie się jednak zmylić: nie jest to rzecz szczególnie progresywna, a raczej zlepione w dość mało subtelny sposób dwa różne kawałki. Aczkolwiek nie mogę też powiedzieć, by nie podobał mi się ten kontrast między nimi. Ghuleh to ballada "z rozmachem" jest więc fortepian, są klawisze imitujące smyczki i piękne wokale. Po chwili jednak sytuacja się zmienia, a utwór przechodzi w Zombie Queen, gdzie mamy już zdecydowanie więcej gitar, perkusję, solówki, dynamiczne tempo i równie chwytliwe linie melodyczne. Słucha się tego - nomen omen - bajecznie i zostawia naprawdę dobre wrażenie.

The moon is full and shines an evil
Blinding light
Under a monolith, her likeness
Marble white

Najlepszy na całej płycie kawałek, to jednak dla mnie bezsprzecznie czadowy Year Zero. To też jeden z tych utworów, który spokojnie można by puścić osobie nieznającej Ghost, albowiem stanowi idealną ich wizytówkę. Mamy więc chóralne zaśpiewy, tekst wychwalający Szatana i zapowiadający przybycie Antychrysta, mocne, heavy metalowe gitary, komercyjne klawisze, no i rzecz jasna popową melodię, która nie pozwala wyrzucić się z głowy. Wszystko w tej piosence perfekcyjnie się ze sobą zazębia i nie umiem znaleźć w niej jakichkolwiek słabszych punktów. To jeden z tych numerów Ghost, do których wracam najczęściej i z największą przyjemnością, gdyż zawsze dodaje mi energii, no i po prostu wciąż działa, mimo tak wielu przesłuchań. Czysta magia. Czarna, rzecz jasna.

He will tremble the nations
Kingdoms to fall one by one
Victim to fall for temptations
A daughter to fall for a son
The ancient serpent deceiver
To masses standing in awe
He will ascend to the heavens
Above the stars of God

Hell Satan, Archangelo
Hell Satan, welcome Year Zero

Zupełnie mierzi mnie natomiast Body and Blood. To kolejny dość mało angażujący kawałek, który ani nie potrafi mnie wciągnąć, ani nie ma nawet jakiejś fajnej melodii, która pozwoliłaby mi chociaż na którymś momencie zaczepić się uchem. Także generalnie - raczej niewypał.

This grave hill stinks of death
A reek from the ground catches whiff of the hound
A dead one's breath
The casket lid is cold
Waiting inside is someone petrified
That odor's old

Równie średnio wypada także Idolatrine, która może i ma fajne momenty, ale ostatecznie giną jednak w morzu powtarzalności i banału. Totalnie wymuszona piosenka.

Profaner of the vices, a simple charlatan
Inflaming puerile minds with the guilt of sin
Imaginations fed to children, it has served me well
That the bowels of the Eath hides the pits of Hell

Idolatrine for the imbeciles, Idolatrine
Idolatrine for the debiles and the simpletons
Disciples of the watch awaits at my command

Niesmak jednak naprawia Depth of Satan's Eyes. To powrót do grania tak chwytliwego, jak i mocnego, ciężkiego i ze sporą domieszką heavy metalu. Wreszcie coś tu się dzieje, w piosenkę można się wciągnąć i naprawdę słuchać ze sporą dozą przyjemności.

Through scapes of murmur, noisy walls of sound
Without a starlit night, shores nowhere to be found
On seas of wonder ye confused strays
Without a guiding light you see no ways

Into the eyes of fire, into the gaze ablaze
Into the burning light of Satan's rays
Into the source of wisdom, beyond the Bible lies
Into the endless depth of Satan's eyes

Infestissumam zamyka z klasą ponury i podniosły Monstrance Clock. To jeden z bardziej podniosłych numerów na płycie, zaśpiewany i zagrany w formie mrocznego hymnu, który zachęca wszystkich, by ruszyć w ślad Antychrysta i podążać za jego naukami. Poetycki tekst, świetne, hipnotyczne brzmienie i nieodzowne klawisze, które wypadają tu lepiej niż w jakimkolwiek momencie albumu. Absolutna rewelacja.

To the sound of the monstrance clock, air is cleansed, assembled flock
Black candles burn, all minds aligned
As the parish sighs in smoke, enters lady revealed of clock
To the haunting sound of the monstrance clock, singing

Come together, together as a one
Come together, for Lucifer's son


Infestissumam to album słabszy od Opus Eponymous. To słychać już po pierwszym kontakcie. Przede wszystkim trochę za dużo tu sztampy, nudy i powtarzalności. Bez obaw jednak - Ghost fuszerki nie odwala, i również na tej płycie dostarczył nam sporo dobrej muzy. Album na szczęście jest bardzo klimatyczny, więc chociaż pod kątem brzmieniowym ani na chwilę nie traci impetu. Kompozytorsko natomiast jest raczej w kratkę. Zaczyna się bardzo dobrze, a pierwsze 3 utwory to dosłownie miód (czy może raczej: smoła) na uszy. Potem jednak wpadka, potem znów jest dobrze przez dwie piosenki, potem znowu wpadka... Cholernie nierówny to materiał, jednak da się z niego wykroić kilka naprawdę udanych utworów. Mimo że do tej płyty wracam chyba najrzadziej, jeśli mówimy o dyskografii Ghost, to do tych najlepszych momentów wracam regularnie i chyba nie ma opcji, by mi się tak szybko znudziły.

Ocena: 7/10


Infestissumam: 47:47

1. Infestissumam - 1:42
2. Per QAspera ad Inferi - 4:09
3. Secular Haze - 5:11
4. Jigolo Har Megiddo - 3:58
5. Ghuleh/Zombie Queen - 7:29
6. Year Zero - 5:50
7. Body and Blood - 3:43
8. Idolatrine - 4:24
9. Depth of Satan's Eyes - 5:25
10. Monstrance Clock - 5:53

2 komentarze:

  1. Jak zwykle bardzo dobra recenzja, z przyjemnością czytam każdą, nawet jeśli nie dotyczy muzyki, która mnie interesuje, ponieważ, zachęcił mnie Pan swoimi postami do przesłuchania wielu płyt, nigdy się nie zawiodłem. I nigdy bym nie sięgnął po nie bez Pana. Czekam z niecierpliwością na kolejny wpis!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za tak miłe słowa, ale przede wszystkim za czytanie recenzji i kolejnych wpisów, co jest dla mnie wielkim zaszczytem i przyjemnością, a wzmianka o tym, że stałem się "przyczynkiem" do sięgnięcia po jakieś płyty, to bez wątpienia nobilitacja.

      A na kolejną recenzję zapraszam w poniedziałek wieczorem - wpisy pojawiają się regularnie, co dwa dni :)

      Usuń

"PWRϟUP" - ACϟDC [Recenzja]

Po tragicznej śmierci Bona Scotta w 1980 roku, zespół ACϟDC z pewnością nie miał z górki. Zdarzało się wiele zawirowań, jednak chyba kolejną...