Większość lata 1964 roku Bob Dylan spędził w miejscowości Woodstock, gdzie mieszkał jego menadżer, Albert Grossman. W sierpniu dołączyła do nich jeszcze Joan Baez, która wspomina, że Dylan był wtedy bardzo skupiony na pisaniu. Całymi dniami siedział w kącie z papierosem, lampką czerwonego wina i stukał coś na maszynie, a zdarzało mu się także zerwać w środku nocy, by zapisać jakiś pomysł. Nie wiadomo do końca, ile tekstów napisał tego sierpnia. Wiadomo na pewno o dwóch: If You Gotta Go, Go Now i It's Alright, Ma (I'm Only Bleeding). W związku z tym miał już 4 piosenki na nowy album, bowiem z sesji do Another Side of Bob Dylan zostały mu 2 utwory - Mr. Tambourine Man i Gates of Eden. 28 sierpnia w Nowym Jorku miało miejsce spotkanie, które w dużym stopniu zadecydowało o kształcie, jaki miał przybrać przyszły album Dylana. Bob spotkał się bowiem w hotelu z Beatlesami. Zarazili go pasją do rocka, jednocześnie chwaląc jego folkowe utwory. To wtedy właśnie Dylan zdecydował, że po zmianie kierunku jako poeta (na Another Side of Bob Dylan pojawiły się teksty osobiste, zamiast zaangażowanych i społecznych), przyszedł czas na zmianę kierunku jako muzyk.
Ściągnął do studia Toma Wilsona (producenta), z którym zaczął eksperymentować. Wilson wziął więc warstwę instrumentalną jednego z wczesnych utworów Fatsa Domino i nałożył na nią wokal Dylana z House of the Rising Sun z debiutanckiego albumu (podobną rzecz zrobił niedługo potem z utworem Sounds of Silence, podstawiając wokale Paula Simona i Arta Garfunkela z akustycznej wersji piosenki, do nowej, wzbogaconej o rockowe instrumentarium). Dylanowi spodobał się rezultat, jednak zrezygnował z takiej koncepcji. Zwrócił się do Johna P. Hammonda, który z kolei chciał, by Bob zagrał te piosenki w takiej formie, w jakiej gra koncerty, a on obuduje to bluesową oprawą. Tu również Dylan wyraził zainteresowanie, ale ostatecznie i tak zrezygnował z takiej formy.
Do studia wszedł 13 stycznia 1965 roku i do akompaniamentu fortepianu i gitary akustycznej nagrał szkice dziesięciu piosenek. Ostatecznie tylko jedna trafiła potem na album - Bob Dylan 115th Dream. Ponadto Dylan zrobił wtedy przymiarki do utworów: Love Minus Zero/No Limit, It's All Over Now, Baby Blue, She Belongs to Me, On the Road Again, If You Gotta Go, Go Now, You Don't Have to Do That, California i Outlaw Blues. Do tych ośmiu piosenek wrócili już następnego dnia, jednak z towarzyszeniem zespołu rockowego (perkusja, gitara elektryczna, bas i fortepian). Wszystko było nagrywane w pierwszych, najświeższych podejściach. Po trzech godzinach pracy mieli już Subterranean Homesick Blues, Love Minus Zero/No Limit, Outlaw Blues, She Belongs to Me i pełną wersję Bob Dylan's 115th Dream.
Ostatnim dniem nagrań był następny dzień. Nagrano wtedy Maggie's Farm, It's Alright, Ma (I'm Only Bleeding, Mr. Tambourine Man, Gates of Eden, On the Road Again i It's All Over Now, Baby Blue. Dylan chodził od muzyka do muzyka i dokładnie wyjaśniał im, czego oczekuje, grając na fortepianie poszczególne partie kolejnych instrumentów. Mimo, że chciał stworzyć album elektryczny, zależało mu, żeby zachować folkowy, akustyczny element, w związku z czym jedna strona Bringing It All Back Home została nagrana tylko z towarzyszeniem gitary akustycznej i harmonijki.
Trzeba przyznać, że premiera albumu (22 marca 1965 roku) znakomicie wpisała się w nadejście nowej fali muzyki rockowej, a płyta została obwołana arcydziełem. Jak wiemy, Dylanowi nie zawsze było z krytyką po drodze, jednak tutaj większość z nich była zgodna: oto mamy do czynienia z dziełem z wszech miar przełomowym. Bringing It All Back Home trafił na szczyty list przebojów, udało się wylansować z niego parę piosenek, które do dziś są jednymi z ważniejszych i najlepiej pamiętanych utworów z katalogu Dylana, a także rozpoczął poszukiwania Boba na gruncie stylistycznym, stając się pierwszą częścią nieformalnej "elektrycznej trylogii".
Rozpoczynamy mocnym akcentem - Subterranean Homesick Blues. To jeden z największych przebojów Dylana i utwór, który spokojnie można nazwać prekursorem rapu. Jednak siła tej piosenki drzemie nie tylko w dynamicznej kompozycji, potężnie brzmiącej ścianie dźwięku i wykonaniu Boba, ale przede wszystkim w fantastycznym tekście. Mamy tu gorączkowy obraz pędzącej wciąż szaleńczo przed siebie Ameryki lat 60., a także w ironiczny sposób przedstawione trudności i absurdy polityki antyestablishmentowej. To właśnie w tym tekście pojawia się jeden z typowych dla późniejszej poezji Dylana element, a mianowicie: nagromadzenie sytuacji i postaci, które wprawiają słuchacza w zagubienie, jednocześnie utwierdzając w przekonaniu, że tak naprawdę żadna z nich nie wie do końca, dokąd zmierza. Tekst pełen jest sprytnie zawoalowanych "złotych myśli" i po wczytaniu dopiero ujawnia swoją głębię i wielowymiarowość. Ale dość o słowach, bo przecież to album muzyczny. Tu też nie mam nic do zarzucenia. Hipnotyczny riff, jednostajny akompaniament, jazgotliwe solo harmonijki i mocarne, głębokie i złożone brzmienie. Dylanowych purystów z tamtych lat z pewnością musiał czekać szok, gdy puścili sobie Subterranean Homesick Blues zaraz po akustycznych i ascetycznie brzmiących czterech poprzednich płytach Powiem tak: dziś ten utwór robi niemniejsze wrażenie.
Get sick, get well
Hang around a ink well
Ring bell, hard to tell
If anything is goin’ to sell
Try hard, get barred
Get back, write braille
Get jailed, jump bail
Join the army, if you fail
Look out kid
You’re gonna get hit
But users, cheaters
Six-time losers
Hang around the theaters
Girl by the whirlpool
Lookin’ for a new fool
Don’t follow leaders
Watch the parkin’ meters
Wyciszyć można się za to przy She Belongs to Me, w której mamy prawdziwe nagromadzenie obrazów i surrealistycznych sformułowań, które mogą wprawić w zdumienie i zagubienie. To jednak typowe dla poezji Dylana od tej płyty. Tekst opowiada o artystycznej miłości, w której kochankowie wciąż poszukują nowych doznań. Tekst lżejszy - to i muzyka musiała być dopasowana.
You will start out standing
Proud to steal her anything she sees
You will start out standing
Proud to steal her anything she sees
But you will wind up peeking through her keyhole
Down upon your knees
She never stumbles
She’s got no place to fall
She never stumbles
She’s got no place to fall
She’s nobody’s child
The Law can’t touch her at all
Prawdziwym wybuchem jest jednak Maggie's Farm. To agresywny Dylan, który postanawia jednoznacznie dokonać muzycznego "coming outu", definitywnie odcinając się od folkowej sceny. Śpiewa tu o tym, że fani i inni artyści tego gatunku chcieliby, by stał w miejscu i nie robił nic poza wytyczone ramy, a Bob chciałby się rozwijać i iść do przodu, próbować czegoś nowego. Ta piosenka więc to jasna deklaracja: kończę z tym i mam wszystko gdzieś. Kolejne mocne treści, więc i muzyka musi być mocniejsza. Tak też jest - to kolejna kompozycja wybuchająca feerią barw, podobnie jak Subterranean Homesick Blues. Mamy zgiełk harmonijki, gitar, perkusji i potężną ścianę dźwięku z pełnymi furii wokalami barda. Znakomity utwór.
I ain’t gonna work on Maggie’s farm no more
No, I ain’t gonna work on Maggie’s farm no more
Well, I try my best
To be just like I am
But everybody wants you
To be just like them
They sing while you slave and I just get bored
I ain’t gonna work on Maggie’s farm no more
Love Minus Zero/No Limit to kolejna delikatniejsza piosenka. Nie nazwałbym jej jednak typową "love song". No, muzycznie z pewnością, bowiem wszystko się niby zgadza: delikatny podkład, lekkie wokale, harmonijka, więcej akustyka niż elektryka. Jednak tekstowo... zaczyna się przepięknie, jednak potem atmosfera się zagęszcza, pojawiają się niezrozumiałe sformułowania, a końcówka pozwala przypuszczać, że kobieta została porzucona. Niełatwa to poezja do sklasyfikowania. Na szczęście muzycznie jest prościej: to bardzo dobry i przyjemy utwór.
My love she speaks like silence
Without ideals or violence
She doesn’t have to say she’s faithful
Yet she’s true, like ice, like fire
People carry roses
Make promises by the hours
My love she laughs like the flowers
Valentines can’t buy her
Outlaw Blues to kolejna osobista deklaracja Dylana i znów zostaje to obudowane mocną i pełną furii muzyką i wykonaniem Boba. Bard odcina się tu tym razem nie tylko od muzyki i stylu, w którym tworzył. Zapowiada również, że to koniec politycznych tekstów i teraz chce skupić się tylko na bardziej przyziemnych sprawach, które go dotyczą. Mowi "dość" wytykaniu politykom błędów - chce pisać tylko o życiu zwykłych ludzi i takich zagadnieniach jak miłość, ubóstwo i kryzys. Właściwie to kolejna piosenka, którą można przypisać do nurtu, do którego należą Subterranean Homesick Blues i Maggie's Farm.
I got my dark sunglasses
I got for good luck my black tooth
I got my dark sunglasses
I’m carryin’ for good luck my black tooth
Don’t ask me nothin’ about nothin’
I just might tell you the truth
I got a woman in Jackson
I ain’t gonna say her name
I got a woman in Jackson
I ain’t gonna say her name
She’s a brown-skin woman, but I
Love her just the same
No i mamy kolejny surrealistyczny tekst, tym razem o życiu w ciągłym biegu i podróży. On the Road Again kontynuuje trend mocniejszych brzmieniowo utworów. Jest może odrobinę mniej ciekawsza, niż poprzednicy, ale trzyma poziom.
Well, I asked for something to eat
I’m hungry as a hog
So I get brown rice, seaweed
And a dirty hot dog
I’ve got a hole
Where my stomach disappeared
Then you ask why I don’t live here
Honey, I gotta think you’re really weird
Mam spory problem z Bob Dylan's 115th Dream. Tekstowo bowiem to majstersztyk surrealistycznej poezji postmodernistycznej. Mamy tu opis wizyty podmiotu lirycznego w porcie, gdzie spotyka masę postaci, gada z nimi o jakichś niestworzonych rzeczach i generalnie sporo się dzieje. Muzycznie jednak, jest to rzecz zdecydowanie za długa. Nie twierdzę, że Dylan nie umie tworzyć ciekawych w słuchaniu dłuższych piosenek (o czym już niedługo, bo czeka nas prawdziwy majstersztyk w tej kategorii), ale ta akurat jest trochę za mało ekscytująca i wciągająca. Dzieje się tu niewiele, jest monotonnie, a nawet Bob bardziej skupia się na opowiadaniu historii niż na śpiewaniu (co w sumie zrozumiałe). Dla osób, które wsłuchają się w tekst, niewykluczone że Bob Dylan's 115th Dream może stać się jednym z ulubionych numerów na płycie. Dla osób, które skupią się na samej warstwie muzycznej - może być ciut nudnawo.
“I think I’ll call it America”
I said as we hit land
I took a deep breath
I fell down, I could not stand
Captain Arab he started
Writing up some deeds
He said, “Let’s set up a fort
And start buying the place with beads”
Just then this cop comes down the street
Crazy as a loon
He throw us all in jail
For carryin’ harpoons
Strona B to 4 piosenki zagrane "w starym, dobrym stylu" (wyobrażam sobie, jak bardzo Dylan by się wkurzył na to określenie), a więc tylko z towarzyszeniem gitary akustycznej i harmonijki. Zaczynamy bez wątpienia największym przebojem albumu. Trudno w to uwierzyć, ale Mr. Tambourine Man napisany został już na poprzedni album, Another Side of Bob Dylan. Tekstowo jednak nie odpowiadał konceptowi płyty, a ponadto Bob nie był zadowolony z nagranej wersji, więc piosenkę odrzucono. Na szczęście znalazła się tutaj. Mówię "na szczęście", bo to naprawdę wspaniała kompozycja. Optymistyczna, niemiłosiernie uzależniająca i wpadająca w ucho, ze znakomitymi wokalami Dylana i poetyckim, niejednoznacznym tekstem. Kim jest Pan z Tamburynem? Są teorie, że dilerem narkotyków. Inni twierdzą, że to zapis fascynacji Dylana kolorami i paradami karnawału. Czym (lub kim) by on nie był, tekst po prostu musi zachwycać. Te zwrotki... co jedna to lepsza. Do tego pięknie zagrane, a Bob śpiewa tu jak natchniony. Przebojem może i stała się wersja Byrds, jednak ja zawsze już chyba będę "team Dylan". Powala.
Hey! Mr. Tambourine Man, play a song for me
I’m not sleepy and there is no place I’m going to
Hey! Mr. Tambourine Man, play a song for me
In the jingle jangle morning I’ll come followin’ you
Though I know that evenin’s empire has returned into sand
Vanished from my hand
Left me blindly here to stand but still not sleeping
My weariness amazes me, I’m branded on my feet
I have no one to meet
And the ancient empty street’s too dead for dreaming
Gates of Eden to przejmująca piosenka o upadku fundamentalnych wartości, które od wieków przesądzały o przyzwoitości i cywilizacji ludzi. To ponura wersja świata, w którym nikt nie przejmuje się ludzkim losem, goni tylko za zyskiem i własnymi korzyściami. Wcale nie trzeba elektrycznej oprawy, by poruszyć wyobraźnię. Dylan bowiem tylko z towarzyszeniem gitary akustycznej i harmonijki absolutnie wylewa kubeł zimnej wody na głowę słuchacza.
Relationships of ownership
They whisper in the wings
To those condemned to act accordingly
And wait for succeeding kings
And I try to harmonize with songs
The lonesome sparrow sings
There are no kings inside the Gates of Eden
A robi to tylko po to, by po chwili zafundować mu cios prosto w splot społeczny. Oto bowiem jedna z najambitniejszych piosenek w repertuarze barda It's Alright, Ma (I'm Only Bleeding). To zdecydowanie nie jest rzecz prosta w odbiorze. Tu zalecałbym lekturę tekstu, bowiem to właśnie głównie nim piosenka stoi. To Dylan wkurwiony. Dylan pełen furii. Dylan wściekły. Sam po latach wspomina, że nie poznaje już tego młodego i pełnego zaangażowania nastolatka, który z taką porcją jadu dokonuje tu przejmującej krytyki świata. Śpiewa tu o biedzie, braku litości, zapatrzeniu w siebie, ułudnej pozycji, którą dają pieniądze i władza, cierpieniu, poddaństwu, polityce... Ciężko to wszystko wymienić, by nie pominąć tych najważniejszych elementów. To kolejny numer, który spokojnie można nazwać prekursorem rapu. Bob wypluwa tu z siebie kolejne wersy, zaznaczając melodię tylko momentami. Całość wykonuje tylko do wtóru gitary akustycznej. Po harmonijkę sięga okazjonalnie, by nie łagodzić ostrego wydźwięku kompozycji. Wiadomo, z tekstem odbiera się to lepiej, ale nawet i sama warstwa muzyczna po prostu robi wrażenie i rozkłada na łopatki. W jakiejkolwiek formie, It's Alright Ma (I'm Only Bleeding) to po prostu utwór wybitny.
Pointed threats, they bluff with scorn
Suicide remarks are torn
From the fool’s gold mouthpiece the hollow horn
Plays wasted words, proves to warn
That he not busy being born is busy dying
Temptation’s page flies out the door
You follow, find yourself at war
Watch waterfalls of pity roar
You feel to moan but unlike before
You discover that you’d just be one more
Person crying
Na koniec Dylan wcale nie poprawia nam humoru. It's All Over Now, Baby Blue to bowiem jedna z najsmutniejszych piosenek w jego repertuarze. Zgodnie ze swoją zapowiedzią, Bob zaczął sięgać tylko po tematykę osobistą i miłosną. Rzeczywiście, głównym tematem tego tekstu jest miłość. Szkoda jednak, że taka, która właśnie się skończyła i w tej piosence mamy opisany moment rozstania. Smutny tekst, poruszające wykonanie Dylana i ascetyczna warstwa instrumentalna. Kolejny numer, który po prostu wzrusza i robi wrażenie.
Leave your stepping stones behind, something calls for you
Forget the dead you’ve left, they will not follow you
The vagabond who’s rapping at your door
Is standing in the clothes that you once wore
Strike another match, go start anew
And it’s all over now, Baby Blue
Bringing It All Back Home to bez wątpienia album przełomowy, nie tylko dla kariery Dylana. Bob z pewnością miał w sobie odwagę i bezczelność, by dokonać tak wielkiego kroku naprzód. Mało który artysta mając już ugruntowaną pozycję w branży decyduje się na wykonanie takiej wolty. Owszem, pewne zmiany sugerowało już Another Side of Bob Dylan, jednak to dopiero tu dokonała się prawdziwa rewolucja. By być mniej oczywistym, zacznę nie od muzyki, ale od tekstów. Już na poprzedniej pycie Dylan odszedł od tematyki społeczno-politycznej, jednak na Bringing It All Back Home poszedł o krok dalej. Nie zmienił tylko tematyki, ale i samą stylistykę tekstów. Nie są to już wyłącznie proste historie prowadzące słuchacza od punku A do punktu B, opowiadające konkretną historię, okazjonalnie rozchodząc się na boki. Czasem na tej płycie mamy do czynienia z tak surrealistycznymi tekstami, że ciężko zrozumieć, co Bob chciał nam tak naprawdę przekazać. Aż w końcu rozumiemy, że nic; bard bowiem nie zawsze chce kłuć nas w oczy morałami, a po prostu opowiedzieć historię, która zmusi nas do refleksji. Oczywiście, nie brak też po raz kolejny krytyki społeczeństwa, sceny folk i pięknych utworów miłosnych (choć tu raczej w smutniejszych odcieniach). No to przejdźmy teraz do muzyki. Rozstrzał między Bringing It All Back Home a w sumie każdą z poprzednich czterech płyt, po prostu powala. Ascetyczne, zgrzebne, akustyczne granie tu zostało zastąpione większym bogactwem brzmień, feerią elektrycznych instrumentów i znacznie lepszą realizacją nagrań. Prawie każdy utwór broni się tu muzycznie i nie ma miejsca na nudę. Co najlepsze, mimo że Dylan dopiero robił tu przymiarki, nie czuć przesytu, ani monotonni. Cała strona A jest bardzo dobra, jednak naprawdę wybitna jest strona B, gdzie Bob umieścił 4 nagrania akustyczne. Co utwór, to cios, bez ani jednej słabsze sekundy. Podsumowując: Bringing It All Back Home to płyta rewelacyjna i jeden z najlepszych albumów Boba Dylana. Mimo, że nie jest idealna, według mnie zasługuje na miano wybitnej, gdyż pomimo drobnych wad, wciąż uwielbiam do niej wracać i za każdym razem mam nieodparte wrażenie, że obcuję z czymś ponadczasowym. To właśnie tu narodził się folk rock.
Ocena: 9/10
Bringing It All Back Home: 47:21
1. Subterranean Homesick Blues - 2:21
2. She Belongs to Me - 2:47
3. Maggie's Farm - 3:54
4. Love Minus Zero/No Limit - 2:51
5. Outlaw Blues - 3:05
6. On the Road Again - 2:35
7. Bob Dylan's 115th Dream - 6:30
8. Mr. Tambourine Man - 5:30
9. Gates of Eden - 5:40
10. It's Alright, Ma (I'm Only Bleeding) - 7:29
11. It's All Over Now, Baby Blue - 4:12
To na tym albumie Dylan pokazał jak bardzo wszechstronnym jest twórcą. Jest tu i folk, i blues, i wczesna forma rocka, który w tamtym czasie dopiero powoli wyodrębniał się jako odrębny gatunek. Czyli w zasadzie są tu wszystkie formy ówczesnej muzyki czysto-rozrywkowej, połączone w unikalny sposób, a wszystko zagrane z bardzo dobrym smakiem, dzięki czemu ani na chwilę nie popada w typowy dla ówczesnego mainstreamu banał i naiwność. Utwory w rodzaju "Mr. Tambourine Man", "It's All Over Now, Baby Blue" czy "Subterranean Homesick Blues" uważam za jedne z najwspanialszych kompozycji w całym dorobku Dylana. Ale całość zdaje mi się dość nierówna, dlatego pomimo znaczenia tego albumu nie dałbym mu maksymalnej oceny.
OdpowiedzUsuńRzeczywiście, praktycznie do ostatniej chwili była ocena 9/10, jednak przy ostatnim czytaniu, tuż przed publikacją, zacząłem się nad tym bardziej zastanawiać. Doszedłem do wniosku, że nie ma tu dla mnie piosenki, która znacząco odstawałaby od reszty. Owszem, jest parę słabszych momentów, jednak nie są one aż tak dobitne, by aż obniżać ocenę. W ostatnim momencie zmieniłem ją więc na maksymalną.
UsuńTak, to prawda, to właśnie na tej płycie ujawnił się po raz pierwszy w takim stopniu geniusz Dylana. Na poprzednich albumach Bob był świetnym tekściarzem, jednak raczej "bardem" niż piosenkarzem/muzykiem, gdyż sporo kompozycji (zwłaszcza z "The Freewheelin' Bob Dylan") pochodziło z tradycyjnych pieśni i przyśpiewek. To dopiero na "Bringing It All Back Home" jego talent kompozytorski eksplodował, niczym super nova. Dopiero wszedł w świat rocka, a już zostawił w tyle większość konkurencji, która go do tego poniekąd zainspirowała. Pełna zgoda z tym, co napisałeś.
Fantastyczna płyta, razem z Blonde On Blonde i Blood On the Tracks moja ulubiona Dylana.
OdpowiedzUsuń