wtorek, 20 października 2020

"Nursery Cryme" - Genesis [Recenzja]


W 1970 roku muzycy wydali wreszcie swój pierwszy profesjonalny longplay. Jednak chwilę potem z zespołu odeszli perkusista i basista. Genesis było na granicy rozpadu. Postanowili jednak wziąć się w garść i po prostu poszukać nowych członków. Na pierwszy ogień poszedł perkusista, bowiem już w sierpniu na miejsce Johna Mayhewa wskoczył młodziutki, dobrze się zapowiadający Phil Collins, który wziął też na siebie obowiązki drugiego wokalisty. Niestety, muzycy mieli problem z zastąpieniem gitarzysty, Anthony'ego Phillipsa. W trasę ruszyli więc bez niego, mocno ograniczając swój repertuar przez brak tak ważnego instrumentalisty. W listopadzie dołączył do nich Mick Barnard, jednak reszta Genesis uznała, że prezentuje zupełnie inne podejście niż zespół, więc musieli się ostatecznie z nim dość szybko pożegnać.
W grudniu Peter Gabriel zamieścił w magazynie "Melody Maker" ogłoszenie, w którym pisał, że potrzebują gitarzysty, który gra więcej niż tylko stałe i dawno znudzone muzyczne formy. Zgłosił się do nich muzyk, który był ich fanem, widział ich na żywo i zapragnął z nimi grać. Nazywał się Steve Hackett. Wniósł do zespołu swoją miłość, którą była gra na dwunastostrunowej gitarze i całą masę nowych pomysłów, z których sporo mieli wykorzystać na kolejnej płycie. W takim oto składzie (Peter Gabriel - v, Tony Banks - k, Mike Rutheford - b, Phil Collins - d, Steve Hackett - g) Genesis ruszyło w trasę. Mieli zamiar nie tylko okrzepnąć muzycznie, ale także zacząć już pisać materiał na nowy album. Niestety, będąc w trasie jakoś im to pisanie nie szło, więc zapadła decyzja o poświęceniu czasu tylko na pisanie nowych piosenek.
W lipcu rozpoczęli więc trzymiesięczny "urlop", który mieli zamiar poświęcić na komponowanie i nagrywanie płyty. Muzycy zabukowali się w Luxford House (XVI-wiecznej posiadłości położonej we wschodniej części Sussex. Collins i Hackett nie do końca wiedzieli, czego oczekują od nich pozostali członkowie zespołu, a także na jakim są poziomie. Podczas gdy Hackett wciąż proponował nowe muzyczne rozwiązania, a także sugerował zakup melotronu, na którym Banks mógłby grać, na przemian z organami Hammonda, zamiast fortepianu, Collins był pracoholikiem, uwielbiał pracę z zespołem i w każdej chwili był gotów na wspólne granie, improwizacje, czy pisanie. Część materiału powstała w Genesis jeszcze za czasów Phillipsa i Mayhewa; teraz jednak został on odświeżony, a w wielu przypadkach napisanych praktycznie od nowa. 
Pisanie materiału nie zabrało muzykom zbyt dużo czasu i już w sierpniu mogli wziąć się za nagrywanie. Skończyli je w tym samym miesiącu. Album Nursery Cryme (gra słów: "nursery rhyme" oznacza niewinną dziecięcą rymowankę, a "crime" to morderstwo) ukazał się w listopadzie. Wytwórnia jednak nie zaangażowała się zbytnio w promocję, w efekcie czego płyta radziła sobie średnio. Została jednak zauważona przez prasę muzyczną, która oceniała ją raczej pozytywnie (choć nie wszyscy byli jednomyślni w tej ocenie). 
Okładką zajął się Paul Whitehead (ten sam, który odpowiedzialny jest za oprawę graficzną Trespass. Ilustracja odwołuje się do piosenki The Musical Box, a także wiktoriańskiej posiadłości, w której dorastał Gabriel. Pierwsza wersja okładki bardzo podobała się muzykom, ale kazali Whiteheadowi ją trochę bardziej "postarzyć". Tak więc artysta wrócił niedługo potem z tą samą ilustracją, tylko stylizowaną na XIX-wieczną rycinę.

Otwierający całość The Musical Box na pierwszy rzut oka nie przynosi zaskoczeń. Wciąż jest to stylistyka, którą poznaliśmy na Trespass. Przynajmniej tak 5 pierwszych minut, bowiem później rozpoczyna się już jazda bez trzymanki. Mamy ostre solo gitarowe, szaloną perkusję i takie przyspieszenie tempa, jakiego Genesis nam jeszcze nie fundowali. W ogóle cały utwór jest znakomicie skonstruowany, wielowątkowy, kolejne elementy świetnie się ze sobą przeplatają, a całość jest spójna. Trwa to 10 i pół minuty, a dzieje się tak wiele, że nie sposób się nudzić. Zachwyca także groteskowy tekst, w którym młody chłopak Henry zostaje nagle zdekapitowany podczas gry w krokieta. Gdy dziewczyna, która dokonała tego czynu, wchodzi do jego pokoju, odkrywa że w starej pozytywce chłopca ukryta jest jego dusza. Dojrzały Henry jest sfrustrowany i rozpiera go seksualne pożądanie. Do pokoju włamują się jednak siostry zakonne, które postanawiają zniszczyć pozytywkę, jak i duszę Henry'ego. Z tym dziwacznym tekstem wspaniale kontrastuje rozedrgana, nieokiełznana muzyka, która znakomicie oddaje dziwność i odrealnienie tej historii. Powiem tak: mimo niemałej sympatii do Trespass, The Musical Box bije cały poprzedni album na głowę.

While Henry Hamilton-Smythe minor was playing croquet
with Cynthia Jane De Blaise-William, sweet-smiling Cynthia
raised her mallet high and gracefully removed Henry's head.
Two weeks later, in Henry's nursery, she discovered his treasured
musical box. Eagerly she opened it and as "Old King Cole"
began to play, a small spirit- figure appeared. Henry had returned -
but not for long, for as he stood in the room his
body began ageing rapidly, leaving a child's mind inside. A lifetime's desires
surged through him. Unfortunately the attempt
to persuade Cynthia Jane to fulfill his romantic desire led his nurse to the nursery
to investigate the noise. Instinctively Nanny hurled
the musical box at the bearded child, destroying both.

Muzykę do For Absent Friends skomponował Hackett, a tekst napisał wspólnie z Collinsem. Wspomina jednak, że miał spore opory przed pokazywaniem utworowi Gabrielowi, jako że wraz z Philem byli wciąż "świeżynkami". Razem z perkusistą ograli więc tę piosenkę, a gdy w końcu zaprezentowali ją reszcie zespołu, stało się jasne, że musi to zaśpiewać właśnie Collins. Tak więc For Absent Friends to pierwsza kompozycja, na której możemy usłyszeć głos Phila Collinsa. Co do samej piosenki, jest to bardzo sprawnie skomponowany, przesympatyczny akustyczny numer. Trwa niespełna 2 minuty, więc nie ma kiedy się znudzić. I, to prawda, nie zapada może w pamięć, ale słucha się bardzo przyjemnie i miło do tego wracać.

Inside the archway,
the priest greets them with a courteous nod.
He's close to God.
Looking back at days of four instead of two.
Years seem so few (four instead of two).
Heads bent in prayer
for friends not there.

Leaving twopence on the plate,
they hurry down the path and through the gate
and wait to board the bus
that ambles down the street.

Po króciutkim For Absent Friends mamy już zdecydowanie dłuższy i bardziej rozbudowany The Return of the Giant Hogweed. To zdecydowanie ostrzejszy numer od poprzednich, z mocnymi partiami na organach Hammonda i świetnymi wejściami gitarowymi Hacketta. A jednak kompozycja wypada już nie tak dobrze, jak The Music Box. Nie trzyma poziomu przez cały czas i pojawiają się tu niepotrzebne dłużyzny i nieco zbyt toporne powtarzanie motywów. Słucha się tego wciąż bez bólu, jednak nie jest już tak równa, a w efekcie czego - mniej zachwycająca.

Long ago in the Russian hills,
A Victorian explorer found the regal Hogweed by a marsh,
He captured it and brought it home.
Botanical creature stirs, seeking revenge.
Royal beast did not forget.
He came home to London,
And made a present of the Hogweed to the Royal Gardens at Kew.

Znacznie bardziej przypadło mi za to do gustu Seven Stones. Jak zawsze znakomicie spisują się instrumentaliści, jednak tym, co zawsze mnie porusza, jest od lat powalający Peter Gabriel. Jego melodyjne i teatralne partie wokalne są obezwładniające. Uwielbiam moment, gdy po refrenach, nagle śpiewa nieco ciszej, a "w pół zdania" wchodzi mu solo fletu. Wypada niezwykle egzotycznie i melancholijnie. Sama piosenka jest całkiem zgrabnie skomponowana, melodia może wpaść w ucho, a całość robi wrażenie podniosłej, acz nie nadmiernie pompatycznej. Bardzo, bardzo dobry numer.

Tinker, alone within a storm,
And losing hope he clears the leaves beneath a tree,
Seven stones
Lay on the ground.
Within the seventh house a friend was found.
And the changes of no consequence will pick up the reins from nowhere.

Sailors, in peril on the sea,
Amongst the waves a rock looms nearer, and not yet seen.
They see a gull
Flying by.
The Captain turns the boat and he asks not why.
And the changes of no consequence will pick up the reins from nowhere.
Nowhere.

Rozładowaniem tej powagi jest Harold the Barrel, czyli zdecydowanie bardziej skoczny i wesoły utwór. Tekst opowiada przemyślenia młodego chłopaka przed skokiem z okna; pełen jest czarnego humoru, głównie autorstwa Phila Collinsa, zainspirowanego autoironiczną In His Own Write Johna Lennona. Sam Collins śpiewa tu zresztą wraz z Gabrielem, a ich wokale zostały nałożone do siebie i od czasu do czasu jeden z nich wysuwa się na prowadzenie. Jasne, piosenka jest dość zachowawcza, monotonna i mało odkrywcza, ale ciężko nie dać się porwać tym uzależniającym refrenom. W gruncie rzeczy miło się tego słucha, choć do reszty materiału pasuje jak wół do karety.

If I was many miles from here,
I'd be sailing in an open boat on the sea
Instead I'm on this window ledge,
With the whole world below
Up at the window
Look at the window...

Harlequin traktuję tak samo jak For Absent Friends. Ot, miła, sympatyczna akustyczna miniaturka, która może w pamięć nie zapada, ale słucha się tego bardzo miło.

There was once a harvest in this land.
Reap from the turquoise sky, harlequin, harlequin,
Dancing round, three children fill the glade,
Theirs was the laughter in the winding stream, and in between.
Close your door, the picture fades again
From the flames in the firelight.

Powrotem do nieco bardziej okazałego grania jest The Fountain of Salmacis. Tu jednak już wkrada się czasem zupełnie niepotrzebny patos, który nie tylko owocuje dłużyznami, ale też dość nierównym tempem. Generalnie - mimo niezaprzeczalnych zalet - to piosenka strasznie się ciągnie, jest dość monotonna i niespecjalnie mi podeszła, szczerze mówiąc. Czuć, że muzycy mieli tu ambicje, ale nie bardzo wiedzieli jak je wykorzystać. A największe wrażenie z tych całych ośmiu minut na mnie robi solówka Hacketta. Magia.

The child Hermaphroditus was the son of Hermes and Aphrodite,
the result of a secret love affair. For this reason he was
entrusted to the nymphs of the isolated Mount Ida,
who allowed him to grow up as a wild creature of the woods. After his
encounter with the water-nymph Salmacis, he laid a
curse upon the water. According to fable, all persons who bathed in the
water became hermaphrodites.


Nursery Cryme to album, na którym Genesis kontynuuje drogę wytyczoną na Trespass. Nie ma tu żadnego progresu, ani regresu; to po prostu dokładnie to samo, acz trochę lepiej wyprodukowane i nieco mniej monotonne. Stylistyka pozostała jednak dokładnie identyczna, a Nursery Cryme spokojnie mógłby być ciągiem dalszym Trespass. Nie wiem, czy Genesis uznali, że mają już tak świetny styl, że nie trzeba tu nic dopracowywać, czy po prostu chcieli, by nowi muzycy dołączyli do poziomu tych trzech "dłuższych stażem" i w kolejny etap twórczości ruszyli z tego samego miejsca? Wszystko jedno. Najważniejsze jednak jest to, że mimo swych licznych wad, Nursery Cryme wstydu nie przynosi. Jeśli komuś podeszło poprzednie wydawnictwo, to jest spora szansa, że i tu znajdzie coś dla siebie. Mimo kilku nudniejszych momentów, ja stawiam ten album na równi z Trespass. Tu momentami niedomaga materiał, ale z kolei produkcja wydaje mi się bardziej klarowna, a i w muzykach czuć więcej zapału. No i Genesis zyskał świetnych muzyków: Hackett to czarodziej gitary, a Collins z Ruthefordem tworzą sekcję rytmiczną rodem z marzeń. Nursery Cryme to udany album, acz nie wybitny. Po prostu bardzo dobre wydawnictwo.

Ocena: 7/10


Nursery Cryme: 39:26

1. The Musical Box - 10:25
2. For Absent Friends - 1:48
3. The Return of the Giant Hogweed - 8:09
4. Seven Stones - 5:08
5. Harold the Barrel - 3:01
6. Harlequin - 2:56
7. The Fountain of Salmacis - 8:02

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"PWRϟUP" - ACϟDC [Recenzja]

Po tragicznej śmierci Bona Scotta w 1980 roku, zespół ACϟDC z pewnością nie miał z górki. Zdarzało się wiele zawirowań, jednak chyba kolejną...