sobota, 23 marca 2019

"A Single Man" - Elton John [Recenzja]


Elton John wydając Blue Moves w 1976 był już zmęczony swoją karierą. Lata nieustannego koncertowania, nagrywania i komponowania wykończyły go i postanowił, że ów album będzie jego ostatnim, a on sam odchodzi z muzyki. Emerytura ta nie trwała jednak długo, gdyż nową płytę wydał 2 lata później (nigdy wcześniej nie kazał fanom tak długo czekać na nowe piosenki, więc część uwierzyła w jego odejście). Elton postanowił jednak pozmieniać parę rzeczy; najważniejszą okazało się zrezygnowanie ze współpracy ze swoim tekściarzem, Bernie'm Taupinem, którego zastąpił nieznanym nikomu Garym Osbournem (co poskutkowało nieco tendencyjnymi, naiwnymi tekstami). Zrezygnował ze współpracy ze swoim producentem, Gusem Dudgeonem, a z aranżerem, Paulem Buckmasterem (który pomógł Johnowi tylko z jednym utworem na tej płycie) spotkał się ponownie dopiero przy okazji albumu Made In England w 1995 roku.
Ruszając w trasę koncertową (tylko ze swoim perkusistą, Ray'em Cooperem) postanowił odwiedzić miejsca, w których nigdy nie był, jak Izrael czy Szwajcaria. Padł też wtedy pomysł, by udać się do ZSRR. Ciekawostką jest fakt, że A Single Man jest pierwszym albumem w historii wydanym oficjalnie w Rosji, gdyż wcześniejsze płyty artysty były przemycane tam na różne sposoby. Krążek ukazał się jednak pod zmienionym tytułem (Poyot Elton John, czyli "Elton John śpiewa"), a także ze zmienioną tracklistą (zabrakło piosenek Big Dipper oraz Part-Time Love ze względu na ich tematykę)

Płytę otwiera jeden z jej najmocniejszych punktów, czyli przepiękny Shine On Through. Powstał on już w 1977 roku, podczas sesji zatytułowanej (i wydanej) później jako The Thom Bell Sessions. Od razu słychać, że Elton śpiewa tu w zdecydowanie niższych rejestrach niż na poprzednich albumach. Mimo bogatej faktury, na pierwszy plan wysunięto - słusznie zresztą - fortepian i głos Johna, co pozwala skutecznie skupić się na samej piosence, a nie czuć się przygniecionym zbytnim patosem. Elton wkłada w śpiew jakby więcej serca i zaangażowania, dzięki którym utwór ten wypada nad wyraz poruszająco lecz nie ckliwie. Przepięknie.


Oh my friend
So at last we reach the end
The lights go down on cue
I have wasted my time
But it tasted oh so fine
That my love still  shines, shines on through
And my love still shines, shines on you

W równie relaksacyjnym nastroju utrzymany jest Return To Paradise. Nie dorównuje jednak poprzednikowi. Melodia jest tu nieco bardziej mdła, lecz całość się nie rozłazi się i pięknie płynie z głośników. Charakteru dodaje piosence świetne solo trąbki (choć nie wysunięte zanadto do przodu). Refreny zapadają w pamięć, jednak nie ma w tej piosence niczego, czego Elton już wcześniej by nie zagrał, przez co utwór wydaje się wtórny. Przyjemnie, jednak za mało, by się wyróżnić.

Goodbye doesn't mean this has to be the end
Fading dreams grow cold as ice
And I got a feeling we will meet again
When we return to paradise

I Don't Care to pierwszy zdecydowanie żywszy kawałek na płycie. Zaczyna się mocnym, fortepianowym riffem, by następnie przejść do ostrych wokali Eltona. Tutaj refren jest o wiele bardziej oryginalny i do przodu, chociaż nie podoba mi się efekt nałożony na wokal Johna - według mnie zupełnie niepotrzebnie; irytuje to zwłaszcza w ostatnich frazach zwrotek i refrenów, przez co brzmi to sztucznie. Sam utwór jest naprawdę dobry, ale produkcja lekko ciągnie go w dół.

I got feet sticking out of my shoes
I got heat more than I can use
 I got love, I got all I need
I got soles that are wearing thin
I got holes where the rain gets in
I got you and that's enough for me

Big Dipper to znakomity utwór, w którym Elton sprawia wrażenie, jakby śpiewał to niedbale, od niechcenia, jednak dodaje to całości charakteru, dzięki czemu piosenka wypada naprawdę przekonująco. Mamy tu odrobinę gospel, a także co parę chwil przypominające o sobie dęciaki. Refren jest naprawdę pomysłowy, a muzyka świetna. Kolejny atut płyty.

Now I saw you talking to a cute little slip of a sailor
And it looked at firts like the whole thing would end as a failure
He had a thing about a quarter to four
And he just couldn't handle any more
He's got his own big dipper so he won't be needing your big dipper
He's got his own big dipper and he won't be needing yours

It Ain't Gonna Be Easy to najdłuższy kawałek płyty, a także jeden z dłuższych w całej karierze Eltona (przebija go chyba tylko Funeral For a Friend/Love Lies Bleeding), gdyż trwa przeszło 8 minut. Zaczyna go interesująca partia gitary elektrycznej, a po kilku chwilach pojawia się także John, śpiewający bardzo spokojnie do wtóry z gitarą i perkusją. Z każdą minutą wokal Eltona staje się coraz głośniejszy, a Tim Renwick (gitarzysta) wyczynia coraz to nowe popisy, które zapierają dech  w piersiach. Szkoda jednak, że piosenka nie rozwija się zanadto i opiera się cała właściwie na jednym patencie, który staje się okazją do kilku niezłych wokaliz Eltona i popisów gitarowych Renwicka. Szkoda, że nie wykorzystano potencjału z początku, który mógł zapowiadać świetny, progresywny numer, a tak jest "tylko" dobrze.

It ain't gonna be easy I can tell
Just how empty I'm feeling  you know damn well
I'm telling you it ain't gonna be easy from the start
Look out honey you're playing with my heart

W zupełnie innym klimacie utrzymany jest dyskotekowy Part Time Love. Utwór ten można by określić mianem "radio friendly", bo ma dokładnie wszystkie cechy potencjalnego radiowego hitu; wpadające w ucho wesołe refreny, radosną melodię i prostą budowę. Mimo oczywistości i przewidywalności, wszystko tu wypada naprawdę znakomicie i buduje udany numer. Z dystansem i bez zbytniego nadęcia - powrót do szalonego, radosnego Eltona, którego tak brakowało na Blue Moves. Świetna rzecz, dobra na poprawę humoru.

Part time love is bringing me down
'Cause I just can't get started with my love
Did I hear you saying that I'm too hard hearted
Wipe those stars from your eyes
And you'll get quite a surprise
Beacause you'll see everybody's got a part time love

Georgia to kolejna ballada z zabarwieniem gospel. Brzmi to jednak oryginalnie i pomysłowo. Można się rozmarzyć przy przepięknych refrenach i delikatnych zwrotkach. Mamy tu może trochę patosu i niepotrzebnego nadęcia, jednak nie przeszkadza to zupełnie w odbiorze całości, która jest naprawdę niezwykła i zasługuje na uwagę, szczególnie że tylko tutaj na płycie możemy usłyszeć partię na mandolinie. Podoba mi się bardzo moment, kiedy wydaje nam się, że to już zakończenie, a po chwili Elton pięknie domyka całość ostatnim refrenem. Cudo.

Talking about Georgia take me to your Southlands
I sometimes feel my life is rolling on
Georgia lead me through your heartlands
I need to see them one more time before I'm gone

Shooting Star to najkrótsza (nie licząc krótkiego interludium Reverie) piosenka na płycie, gdyż czas jej trwania nie przekracza trzech minut. Jest to bardzo oszczędna i delikatna ballada, gdzie możemy usłyszeć piękną partię saksofonu tenorowego. Dzieje się tu może niedużo, ale wystarcza, by stworzyć piękny i unikalny nastrój, przy którym spokojnie można się rozmarzyć.

And with the spotlight shining in your eyes
It's sometimes hard to find your way
But maybe some night you might
Think of me, shooting star

Najbardziej szaloną piosenką na płycie jest bez wątpienia Madness. Rozpoczyna się gnającym na złamanie karku riffem fortepianowym, który narasta kilka sekund, zanim pojawi się wokal Eltona. Zacznę może od tego, co mi się nie podoba, a mianowicie: melodie w zwrotkach. Jak dla mnie John poszedł tu na łatwiznę i brzmi to bardzo tandetnie i sztucznie. Lepiej robi się jednak w refrenach, które wpadają w ucho i sprawiają, że cała piosenka zapada w pamięć. Tekst utworu opowiada o konflikcie zbrojnym w Irlandii Północnej. Co jakiś czas przebija się jazgocząca gitara elektryczna, jednak głos Eltona całkowicie hipnotyzuje i wciąga, dzięki czemu chłoniemy każdą chwilę tej piosenki. Zmiany tempa, zwolnienia, zwroty akcji, długo by wymieniać. Szczególne wrażenie robi rozimprowizowana wokalnie końcówka, kiedy Elton wydziera się jak tylko może. Ten utwór to jedno z najlepszych świadectw kunsztu kompozytorskiego i geniuszu artysty. Wspaniała rzecz.

And it's madness, every time a victime dies
There is madness, burning in a blind man's eyes
And it's madness, hidden in the hate and pain
There is madness, burning in a wild man's brain
And it's madness, every time the bullets start
There is madness, burning in a poor man's heart

Reverie to króciutka (niespełna minutowa) fortepianowa wprawka, która ma właściwie 2 zadania, które spełnia znakomicie: dać nam chwilę oddechu po szalonym Madness i wprowadzić w nastrój największego przeboju płyty, a zarazem jednego z największych arcydzieł muzycznych Eltona dobitnie podkreślających jego wielkość, czyli Song For Guy. Jest to głównie instrumentalna piosenka (wokal pojawia się dopiero w końcówce, wyśpiewując kilkakrotnie jedną linijkę). Utwór powstał w domu Johna, gdy ten rozmyślał o śmierci - a konkretnie o swojej - i siedział przy fortepianie. Komponując dowiedział się o śmierci Guy'a Burchetta, który zginął w wypadku motocykliwym. Guy był pracownikiem należącej do Eltona wytwórni Rocket Records. John, postanowił zadedykować tę kompozycję zmarłemu koledze, stąd też tytuł. Całość kręci się wokół jednego motywu, który jednak jest rozwijany z prawdziwą pasją i wyczuciem. Co chwila przebijają się perkusjonalia i symfoniczna aranżacja, jednak główną rolę gra tu liryczny fortepian. Piękna melodia na długo zostaje w naszej głowie i potrafi porządnie wzruszyć. Wspaniałe zakończenie albumu.

Life isn't everything


A Single Man - mimo licznych superlatywów - to raczej średni album, z poważnymi aspiracjami ku dobremu. Nie brakuje tu pięknych melodii i jednych z najpiękniejszych fortepianowych zagrań Eltona w całej karierze. Czuć tu też znaczące zaangażowanie artysty, który w każdą piosenkę zdaje się wkładać całe serce i dawać z siebie wszystko, co zresztą dobitnie uwydatnia produkcja, która wysuwa Johna na sam przód, uświadamiając nam, co na tej płycie jest najważniejsze - i słusznie! Piosenki są piękne i wpadające w ucho, jednak oryginalności tu za grosz (z wyjątkiem paru kawałków). Większość dźwięków, które słyszymy, Elton nie raz już grał i śpiewał, tylko w bardziej przekonujących wersjach. Tutaj czasami słychać po prostu brak pomysłów i pójście na łatwiznę. Z perspektywy całej kariery Eltona: jeden z lepszych albumów. Z perspektywy lat 70. - jeden ze słabszych.

Ocena: 6/10


A Single Man: 48:46

1. Shine on Through - 3:45
2. Return to Paradise - 4:15
3. I Don't Care - 4:23
4. Big Dipper - 4:04
5. It Ain't Gonna Be Easy - 8:27
6. Part-Time Love - 3:16
7. Georgia - 4:50
8. Shooting Star - 2:44
9. Madness - 5:53
10. Reverie - 0:53
11. Song for Guy - 6:35

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"PWRϟUP" - ACϟDC [Recenzja]

Po tragicznej śmierci Bona Scotta w 1980 roku, zespół ACϟDC z pewnością nie miał z górki. Zdarzało się wiele zawirowań, jednak chyba kolejną...