poniedziałek, 1 kwietnia 2019

"Facelift" - Alice In Chains [Recenzja]


Historia zespołu Alice In Chains sięga 1984 roku. Wtedy to James Bergstrom, Johnny Bacolas i Zoli Semanate założyli grupę o nazwie Sleze. Rolę wokalisty pełnił tam Layne Staley. Zespół działał przez 2 lata i główną rzeczą, którą w tym czasie się zajmował, były ciągłe zmiany składu. W 1986 roku doszedł do nich gitarzysta Nick Pollock, a zespół zmienił nazwę na Alice N' Chains, który w trakcie swojej półrocznej działalności nagrał dwie taśmy demo. Pierwszy koncert jako Alice In Chains, muzycy zagrali - w składzie Staley (wokal), Jerry Cantrell (gitara), Mike Starr (bas) i Sean Kinney (perkusja) - 15 stycznia 1988 roku na Uniwersytecie Waszyngtońskim. Początkowo ich sety trwały 15-20 minut, jednak z biegiem czasu rozrastały się do 45.
Pierwsze nagranie zespół zrealizował w tym samym roku, dzięki promotorowi nagrań, Randy'emu Dansemowi. Całość nazwano The Treehouse Tapes, w skład którego wchodziło 8 kawałków (w tym cover Davida Bowiego, Sufragette City). W 1989 roku powstało drugie demo, który ostatecznie trafiło do wytwórni Columbia Records, z którą zespół podpisał niedługo potem kontrakt na pierwszy album długogrający.
Zespół nagrywał Facelift od grudnia 1989 do kwietnie 1990, a wydany został 21 sierpnia. Cantrell przyznawał, że płyta ta od początku miał mieć "ponurą, aurę oraz być bezpośrednią do panującej ówcześnie w Seattle atmosfery zadumy i stylu". Odnośnie albumu warto odnotować jeszcze jedną rzecz - 6 lipca 1991 uplasował się na 41. miejscu listy Billboard 200, stając się pierwszym albumem grunge'owym, który dotarł do pierwszej pięćdziesiątki na listach Billboardu.

Zaczyna się od We Die Young, czyli bardzo mocnego, dynamicznego ale i nie pozbawionego ciężkości gitarowego łojenia w najczystszej postaci. Uwagę od samego początku przykuwa ekspresyjny wokal Staley'a i oryginalny riff gitarowy, który ujście swojej energii znajduje w znakomitej solówce. Według mnie mamy tu do czynienia ze znakomitym otwieraczem, który znakomicie wywiązuje się z funkcji przykucia uwagi słuchacza. Warto też zaznaczyć, że granie Alice In Chains różni się znacznie od stereotypowego grunge'owego grania znanego szerszej widowni głównie z wydania Nirvany. Mamy tu do czynienia z o wiele cięższymi riffami, mniej amatorskim graniem i tekstami mającymi w sobie więcej głębi i metafizycznego niepokoju odnośnie otaczającego świata. Nie trzeba też chyba wspominać, że Staley jest wokalistą co najmniej o klasę wyżej niż wydzierający się nieustannie Cobain. Poza tym jego bluesowy, niski wokal pojawił się w czasach, gdy dominowała moda na wyższy śpiew (jak Axl Rose czy Dio). 

Down, down, down you're rollin'
Watch the blood float in the muddy sewer
Take another hit
And bury your brother

And we die young
Faster we run

Man In the Box to z kolei jeden z najbardziej pamiętanych dziś kawałków Alice In Chains i nic dziwnego, gdyż jest bardzo chwytliwy, ale i nie pozbawiony hard rockowej dzikości. Krótkie, urywane gitarowe zagrywki i bardzo radio friendly refren ze świetną harmonią wokalną. Wrażenie robić może także przeszywający krzyk Staley'a. Kawałek trwa 2 razy dłużej niż We Die Young, jednak w ogóle nie przeszkadza to w odbiorze; piosenka nie nudzi, a wręcz wciąga nawet ze zdwojoną siłą. Coś wspaniałego.

Feed my eyes. Can you sew them shut?
Jesus Christ, deny your maker
He who tries will be wasted
Feed my eyes. Now you've seen them shut

Jeszcze dłuższy - bo trwający prawie 6 minut - jest Sea of Sorrow, czyli numer w którym Kinney oprócz perkusji zagrał na fortepianie. Kawałek ten może nie wyróżnia się szczególnie, ani nie podnosi poprzeczki po poprzednikach, ale jest całkiem znośny. Mnie osobiście denerwują nieco za bardzo popowe refreny, jednak znakomita gitara Cantrella i świetne zwrotki zacierają nieprzyjemne wrażenie.

Mind, of destructive taste
I choose... to stroll amongs the waste
That was your heart
Lost in the dark
Call off the chase

Intrygującą, łkającą gitarą rozpoczyna się Bleed the Freak. Ma on zdecydowanie charakter balladowy i wydaje się być oddechem od poprzedników. Jest to jednak złudzenie, gdyż po chwili zespół ponownie uderza z impetem, jednak nie pozwalając piosence wpaść w sztampę. Kawałek stoi jednak zdecydowanie melodią, która prezentuje się naprawdę rewelacyjnie. 

These stand for me
Name your god and bleed the freak
I like to see
How you all would bleed for me

I Can't Remember swoim początkiem może zapowiadać akustyczne granie, które Alice In Chains zaprezentowali publiczności na swojej EP-ce Sap, jednak to jeszcze nie ten czas. Przekształca się bowiem w kolejny cholernie ciężki i nastrojowy kawałek, nie tracący jednak nic ze swojej melodyjności. Ciężko pisać coś więcej o tym świetnym numerze, poza tym, że po prostu warto tego posłuchać. 

Bring me down you try
Feel the pain and keep it all in till you die
Without eyes you cannot cry
Who's to blame?

Mocno wypada także obdarzona odpowiednim ciężarem ballada Love, Hate, Love i jest to mój faworyt z tego krążka. Przygniatające zwrotki przeplatają się tu z melodyjnymi, bardzo ekspresyjnie wyśpiewanymi refrenami. Tekst napisał Staley, a opowiada on o fatalnym związku z jego ówczesną dziewczyną, którego nie umiał zakończyć. Słowa nie robiłyby jednak takiego wrażenia, gdyby obudować je słabą, niemrawą muzyką. Na szczęście nie zmarnowały się, gdyż kompozycja jest wybitna. Króciutkie zrywy, ciężar całości i wyjątkowo zapadający w ucho wokal. Jedna z najlepszych grunge'owych ballad.

Cheating myself still you know more
It would be so easy with a whore
Try to understand me little girl
My twisted passion to be your world

It Ain't Like That prezentuje się już zdecydowanie ostrzej, chociaż też obdarzono ją porcją ciężaru, która miażdży wszystkie dokonania Nirvany małym palcem. Nie samym ciężarem jednak utwór stoi. Charakteryzuje się także znakomitym riffem, który powstał... dla żartów. Cantrell wygłupiał się kiedyś na próbie i zagrał coś takiego, a Kinney zwrócił na to uwagę. Gdy spróbowali to rozwinąć, wiedzieli już, że może z tego być naprawdę dobry utwór. Panowie na szczęście nie spieprzyli zadania i wyszło znakomicie. Szkoda, że jest taki krótki, gdyż rozwinięcie go mogłoby zadziałać i sprawić, że kawałek mógłby być jednym z najmocniejszych momentów longplaya. Chociaż w sumie, gdyby muzycy mieliby go tylko niepotrzebnie rozciągać może i dobrze, że prezentuje się tylko w takiej formie? Pozostawia jednak niedosyt.

Here I sit writing on the paper
Trying to think of words you can't ignore
In my eyes, what I'm lacking
Score at face, a ten for slacking
Sign the deal, set in motion
Smaller fish, so huge the ocean

Niedosyt zostawia też Sunshine, który - owszem - ma swoją siłę, ciężar, niczego mu nie brakuje, jednak prowadzi donikąd. Przyjemne pięciominutowe granie, które jednak niczego na ten album nie wnosi. A szkoda, bo potencjał był. 

Am I your reflection
Melting mirror smile
Am I worth the value
Do my love defile

Put You Down charakteryzuje się mocnym otwarciem, które rozwija się w galopadę, typową dla klasycznego Iron Maiden (nie umniejszając żadnemu z obu zespołów). Mamy tu także do czynienia z najostrzejszym wokalem Staley'a na Facelift, jednak szkoda, że idzie on w parze z najsłabiej rozwiniętym refrenem na krążku, przez co piosenka prezentuje się jak metalowa sztampa, typowa dla solowych dokonań Slasha. Szkoda, że poziom spada.

I can see what the cost will be
You know I don't need you
I just can't put you down
I can see what it all means to me
Honey I don't need you
I just can't put you down

Confusion to również dociążona ballada, jednak kontynuująca - niestety - spadek formy płyty. Jest tu dobra melodia, emocjonalny wokal Staley'a, jednak piosenka leci w tle i nie zostawia za sobą większego wrażenia. 6 minut, a jakby nigdy nie miało miejsca.

There's no time to give at all
I cause you grief and blow my hatred
Further in your mind
You reach, I run, you fall
On skinned knees you crawl

I Know Somethin' ('Bout You) to jednak rzecz naprawdę ciekawa. Zdecydowanie odstaje od poziomu reszty płyty, bowiem jest to kawałek niemal... funkowy (a na pewno taki jest riff). Cała piosenka może budzić skojarzenia z Jimim Hendrixem (a młodszych z Red Hot Chilli Peppers), jednak z pewną znaczącą różnicą: Hendrix w życiu nie pozwoliłby na tak sztampowy refren. Interesujący początek, a cała reszta koncertowo zmarnowana. Szkoda.

Why can't I put your words away
I'd like to have more of you in my veins
I'm gonna tell your papa
Yeah I'm gonna try and ball your babe
Your gold key don't fit my crapper
Ain't got no shit today

Mrocznie rozpoczyna się Real Thing, lecz potem traci impet. Trzyma jednak poziom i prezentuje się mniej zachowawczo niż kilka poprzednich kawałków. Mocne przejście perkusji i ostry refren. Jest to naprawdę dobre i przywraca poziom dokonań z pierwszej części longplay'a. Szkoda tylko, że tak późno, ale dobrze że chociaż zakończenie Alice In Chains nam zagwarantowało mocne, zacierając poprzednie niedociągnięcia.

I grew up, went into rehab
You know the doctors never did me no good
They said son you're gonna be a new man
I said thank you very much
Can I borrow fifty bucks?


Facelift to album bardzo ciężki do oceny. Zaczyna się wyśmienicie i przez pierwsze pół godziny leci jak z bicza strzelił, dając nam przykład solidnego, grunge'owego grania. Płyta jest jednak zdecydowanie za długa; niemal godzina takiego grania to naprawdę sporo i działa tu na niekorzyść wydawnictwa, bowiem po jakimś czasie zespół wpada w pułapkę sztampy. Wszystko zaczyna zlewać się w jedno, banał goni banał, a sytuacji nie ratuje nawet wysoki poziom wykonawczy. Szkoda talentu muzyków. Gdyby wyciąć kilka elementów byłoby o wiele lepiej, a tak jest "tylko" dobrze.

Ocena: 7/10


Facelift: 54:02

1. We Die Young - 2:32
2. Man in the Box - 4:46
3. Sea of Sorrow - 5:49
4. Bleed the Freak - 4:01
5. I Can't Remember - 3:42
6. Love, Hate, Love - 6:26
7. It Ain't Like That - 4:37
8. Sunshine - 4:44
9. Put You Down - 3:16
10. Confusion - 5:44
11. I Know Somethin' ('Bout You) - 4:22
12. Real Thing - 4:03

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"PWRϟUP" - ACϟDC [Recenzja]

Po tragicznej śmierci Bona Scotta w 1980 roku, zespół ACϟDC z pewnością nie miał z górki. Zdarzało się wiele zawirowań, jednak chyba kolejną...