Po wydaniu płyty Mind Games w 1973 roku John Lennon wraz ze swoją nową kochanką, May Pang, wyjechał z Nowego Jorku do Los Angeles, rozpoczynając trwającą półtora roku separację z Yoko Ono. W ramach swoich zobowiązań sądowych (więcej o tym: we wstępie do albumu Rock 'n' Roll), rozpoczął - z Philem Spectorem na stanowisku producenta - nagrania albumu, mającego zawierać rockandrollowe klasyki w nowych, "lennonowych" wersjach. Sesje nagraniowe zamieniły się jednak w głośne i pijackie imprezy. W związku z tym zdecydowano się zawiesić rejestrowanie albumu, a Spector zniknął wraz z taśmami, które dotychczas udało się zapełnić "nowym" materiałem. W efekcie Lennon wziął się za nagrywanie kolejnego solowego albumu. (Spector w końcu wrócił z taśmami-matkami, jednak po przesłuchaniu ich "na trzeźwo" okazało się, że nie nadają się do wydania i John był zmuszony nagrać całość ponownie).
Pierwotnie Lennon zamierzał nagrać płytę w akustycznym stylu Boba Dylana. W Nowym Jorku poznał jednak - odnoszącego sukcesy porównywalne do tych, którymi szczycili się Beatlesi - Eltona Johna. Jako, że był wielkim fanem jego dokonań (ponadto panowie nagrali nawet wspólnie jeden utwór), ostatecznie Lennon podjął się nagrania albumu nieco bardziej komercyjnego.
John, nie chcąc powtórki z sesji do Rock 'n' Roll, ustanowił jedną, jasną zasadę: żadnych imprez. Nagrania przebiegały gładko, w przyjaznej atmosferze. Na sam koniec jednak pozwolę sobie przywołać parę zdań, które Lennon napisał o albumie Walls And Bridges, a także czasie, w którym powstawał. Zamieścił je w swojej książce In His Own Words:
Pierwotnie Lennon zamierzał nagrać płytę w akustycznym stylu Boba Dylana. W Nowym Jorku poznał jednak - odnoszącego sukcesy porównywalne do tych, którymi szczycili się Beatlesi - Eltona Johna. Jako, że był wielkim fanem jego dokonań (ponadto panowie nagrali nawet wspólnie jeden utwór), ostatecznie Lennon podjął się nagrania albumu nieco bardziej komercyjnego.
John, nie chcąc powtórki z sesji do Rock 'n' Roll, ustanowił jedną, jasną zasadę: żadnych imprez. Nagrania przebiegały gładko, w przyjaznej atmosferze. Na sam koniec jednak pozwolę sobie przywołać parę zdań, które Lennon napisał o albumie Walls And Bridges, a także czasie, w którym powstawał. Zamieścił je w swojej książce In His Own Words:
Muzycznie byłem niczym. Doskonale to widać na "Walls And Bridges", która jest produktem na wpół chorego rzemieślnika. Nie było żadnego natchnienia, pozostała jedynie aura rozpaczy... Zostałem artystą, ponieważ ceniłem wolność - nie nadawałem się do siedzenia w szkole czy w biurze. Ale wcale nie byłem wolny. Wycofywałem się wiele razy. Mam w sobie coś z mnicha i coś z cyrkowej pchły. Odkryłem, że życie nie kończy się wraz z upływem terminu prenumeraty "Billboardu".
Płytę rozpoczyna optymistyczny Going Down On Love. Tekst do tej piosenki Lennon napisał, jako reakcję na tzw. "stracony weekend", będący następstwem separacji z Yoko Ono. Mamy tu więc opis pozornie szczęśliwego, ale jednak pustego życia, w którym brakuje miłości. Za fasadą radosnego, niemal sielankowego śpiewu mamy tekst podszyty wewnętrznym smutkiem i pustką. W słowach można też dopatrywać się seksualnych aluzji, jednak wątpię by John miał to na celu. Mamy tu radosne dęciaki, wpadającą w ucho perkusję i delikatny wokal Lennona. Świetne i bardzo optymistyczne otwarcie, chociaż na dłuższą metę nie zapada zanadto w pamięć.
When the real thing goes wrong
And you can't get it on
And your love she has gone
And you got to carry on
And you shoot out the light
Ain't coming home for the night
You know you got to pay the price
Somebody please, please help me
You know I'm drowning in the sea of hatred
W 1974 roku John był jedynym ex-Beatlesem, który wciąż nie miał swojego singla numer 1. Ringo miał dwa, George jeden, a Paul aż trzy. W latach 70. prawdziwą fabryką przebojów był, poznany przez Lennona w Nowym Jorku, Elton John. I to właśnie z nim Lennon nagrał swój pierwszy (i jedyny za życia) numer 1, z którym wystąpili nawet w Madison Square Garden - był to ostatni publiczny występ Lennona (więcej o okolicznościach tego występu, a także jak do niego doszło, w recenzji koncertówki Eltona, Here And There). Mowa tu o Whatever Gets You Thru the Night, czyli optymistycznym i dość banalnym utworze; patrząc na to zarówno z punktu widzenia dorobku Lennona i Eltona. Mamy tu rozszalałe dęciaki, dość szczątkową melodię, niezbyt literacki tekst i zepchnięte na dalszy plan klawisze i fortepian Eltona. Jedyne, czego nie można odmówić tej piosence to naprawdę dobre wokale. Panowie znakomicie brzmią razem i tworzą ciekawy duet. Po ex-Beatlesie i mega-gwieździe muzyki pop oczekuje się jednak zwyczajnie więcej. Tak więc dla letniego słuchacza muzyki być może i ten utwór brzmiałby dobrze, jednak jak dla mnie jest to po prostu skrojony pod listy przebojów numer bez większego polotu. A i tak taki sukces osiągnął co najmniej w połowie dzięki dwóm potężnym muzycznym nazwiskom.
Whatever gets you through the night it's alright
It's your money or your life it's alright
Don't need a sword to cut through flowers
Początek Old Dirt Road nasuwa natychmiastowe skojarzenia ze wspaniałym Jealous Guy z najlepszego albumu Johna - Imagine. Tekstowo, tytułowa "droga" jest metaforą pewności i stałości w galopującym wciąż na łeb na szyję świecie. Temat może niezbyt oryginalny, jednak Lennon dość ciekawie sobie z nim poradził. Muzycznie także jest dobrze, a nawet bardzo dobrze. Wyrazisty riff fortepianu, partie smyków i przerywniki w postaci tykania zegara. Czuć tu wyraźne zabarwienie stylistyką country. Całość wypada bardzo przekonująco, a delikatny głos Johna tylko dopełnia pozytywnego odbioru piosenki.
Breezing through the deadwood on a hot summer day
I saw a human being lazyboning out in the hay
I said uh, hey Mr. Human can ya rainmaker too?
He said I guess it's OK ya know the only thing we need is water
Cool, clear water, water
What You Got (czyli strona B singla #9 Dream) to już jednak żywiołowe i rockowe granie, z którym głównie możemy kojarzyć Lennona. Ex-Beatles powraca tu na znane sobie muzyczne rejony i udowadnia, że wciąż ma tu coś do powiedzenia. Całość zdecydowanie porywa, mamy tu połączenie dęciaków z wyrazistymi gitarami, a John zdziera głos jak za swoich najlepszych lat. Mamy tu też kolejny "motywujący" tekst, który odczytywać można jednak, jako przeprosiny skierowane do Yoko. Lennon wyśpiewuje więc swój żal i rozpacz z powodu "utraty" swojej żony. Znakomita rzecz i dobra odskocznia po melancholijnym poprzedniku.
You know the more it change, the more it stays the same
You gotta hang on in, you gotta cut the string
You don't know what you got, until you lose it
Oh baby, gimme one more chance
Bless You to jednak kolejna ballada, szkoda jednak że kompletnie bez wyrazu. Znowu delikatny głos Lennona, znowu gitara akustyczna, znowu granie pędzelkami na perkusji, solo dęciaków... to wszystko już było, tyle że w bardziej przekonujących wersjach. Broni się jednak całkiem niezły tekst i ujmująca swym pięknem linia wokalna. Jak na Lennona to jednak za mało, by uznać Bless You za w pełni udany numer.
Bless you whoever you are
Holding her now
Be warm and kind hearted
And remember though love is strange
Now and forever our love will remain
Kolejna ballada Scared naprawia jednak niesmak po Bless You. To kolejny numer utrzymany w wolnym tempie; więc czym się wyróżnia? Ano mamy tu rewelacyjny, mroczny, depresyjny i schizofreniczny klimat. Tutaj dęciaki nie urozmaicają tylko tła, ale wręcz stopniują napięcie. Lennon od delikatnego szeptu potrafi zdzierać głos. W tle pobrzmiewa łkająca gitara elektryczna, a klawisze robią tu świetną robotę. Ponownie John popisuje się znakomitym tekstem i umiejętnym budowaniem napięcia. Ten numer mógłby z powodzeniem znaleźć się na legendarnym The Beatles i poradziłby tam sobie z konkurencją, bez wątpienia. I tutaj byłby on moim zdecydowanym faworytem, gdyby nie...
You don't have to worry
In heaven and hell
Just dance to the music
You do it so well
Hearted and jealousy, gonna be the death of me
I guess I knew it right from the start
Sing out about love and peace
Don't wanna see the red raw meat
The green eyed goddamn straight from your heart
#9 Dream, które John Lennon napisał pod wpływem natchnienia. Według May Pang, ex-Beatles zaraz po przebudzeniu usiadł do pianina i przy jednym podejściu ukończył piosenkę. Na liczbę 9 można wielokrotnie natknąć się w biografii Johna. Sam zaaranżował partie smyczków dzięki czemu brzmią magicznie, wręcz fantasmagorycznie. Nie wiedział, co oznacza tajemnicza mantra, którą wyśpiewuje w refrenach - pojawiła się ona we wspomnianym już śnie Lennona. Cóż mogę powiedzieć; to prawdziwe muzyczne arcydzieło i kolejny epicki song Lennona, który spokojnie można postawić w jednym szeregu z Working Class Hero, God, Imagine, Jealous Guy czy też Mind Games. Delikatne zwrotki, gęsta faktura, wspaniałe smyczki i zwolnienie w bridge'u. Refren zaś to satysfakcjonująca eskalacja budowanego napięcia, w którym John wraz z żeńskim chórkiem wyśpiewuje tajemniczą mantrę. Piosenka uzależnia i nie wypada łatwo z głowy, jednak w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Szczególnie podoba mi się moment, gdy po refrenie mamy kolejne zwolnienie, w którym towarzyszą nam tylko i wyłącznie smyczki, a wstawka perkusyjna rozpoczyna kolejną ferię barw. Wspaniała rzecz i mój zdecydowany #1 z Walls And Bridges.
So long ago
Was it in a dream, was it just a dream?
I know, yes I know
Seemed so very real, it seemed so real to me
Took a walk down the street
Thru the heat whispered trees
I thought I could hear
Somebody call out my name as it started to rain
Two spirits dancing so strange
Was it in a dream, was it just a dream?
I know, yes I know
Seemed so very real, it seemed so real to me
Took a walk down the street
Thru the heat whispered trees
I thought I could hear
Somebody call out my name as it started to rain
Two spirits dancing so strange
Surprise, Surprise (Sweet Bird of Paradox) to jednak powrót do grania bardziej konwencjonalnego, a zarazem - co za tym idzie - nudnego i przewidywalnego. Ta piosenka udowadnia, czemu Lennon nie potrafił sam napisać radiowego przeboju; po prostu każdy utwór, który potencjalnie miałby być przebojem, cierpiał na kompletną bezbarwność i wtórność. Tak samo jest też tutaj. Mamy tu wesołe dęciaki, radosny śpiew Lennona i nienatrętną perkusję, a mimo to... całość nie gra. Wypada wręcz nijako a utwór jest do całkowitego zapomnienia minutę po zakończeniu.
A bird of paradise
The sunrise in her eyes
God only knows such a sweet surprise
I was blind she blew my mind think that I love her
Steel And Glass Lennon określał w wywiadach, jako drugą część rewelacyjnego How Do You Sleep?, który był brutalnym atakiem przypuszczonym na Paula McCartneya (który jednak sam zaczął wojnę kawałkiem Too Many People z albumu Ram). Rozpoczyna się niemal akustycznie, tylko gitarą akustyczną i smyczkami, które nijak nie przywodzą na myśl legendarnego kawałka z Imagine. Po chwili, gdy wchodzą jednak dęciaki, podobieństwo jest widoczne jak na dłoni; riff jest praktycznie ten sam, a w tle pobrzmiewają identyczne smyki. Czuć tu jednak dojmujący brak rewelacyjnej gitary Harrisona, a i Lennon tekstowo jakby oklapł. Całość trzyma jednak wciąż niewiarygodnie wysoki poziom i wyróżnia się spośród reszty kawałków. Znakomita rzecz.
Your phone don't ring no one answers your call
How does it feel to be off the wall?
Well your mouthpiece squawks as he spreads your lies
But you can't pull strings if your hands are tied
Well your teeth are clean but your mind is capped
You leave your smell like an alley cat
Beef Jerky to kawałek instrumentalny. Oparty jest jednak wciąż na tym samym riffie gitary i identycznych patentach z dęciakami. Prawie 4 minuty nudy.
Nobody Loves You (When You're Down And Out) Lennon napisał na początku "straconego weekendu", a piosenka odbija jego dojmujące poczucie samotności w tamtym czasie. Nie chodziło jednak tylko o separację z Yoko, ale także o bardzo słabą recepcję jego ostatnich artystycznych dokonań. Czuł się zawiedziony i oszukany, gdyż zrobił to, o co prosili go fani, a mimo to Mind Games nie cieszyło się takim powodzeniem, na jakie liczył. John mówił, że ta piosenka byłaby idealna dla Franka Sinatry, a sam tytuł zaczerpnął z utworu Nobody Knows You When You're Down And Out (który coverował m.in. Eric Clapton). Sama piosenka jest jednak rewelacyjna i ponownie mamy tu mroczny i depresyjny klimat (echa Scared). Smutna, łkająca gitara, gorzki tekst wyśpiewany przez zmęczony wokal Lennona. Rewelacyjna rzecz, której warto posłuchać, by w pełni docenić jej piękno.
I've been across the water now so many times
I've seen the one eyed witchdoctor leading the blind
And still you ask me do I love you, what you say
Everytime I put my finger on it, it slips away
Well I get up in the morning and I'm looking in the mirror to see
Then I'm lying in the darkness and I know I can't get to sleep
Ya Ya to krótki żarcik muzyczny Lennona, mający charakter raczej taśmy demo niż pełnoprawnego utworu. Szczątkowy tekst, ledwo zauważalna muzyka i John śpiewający do wtóru perkusji. Jak dla mnie mogłoby tego w ogóle nie być, jednak dobrze że się pojawił i kończy album w optymistycznym nastroju.
Well, I'm sitting in the la la
Waitin' for my ya ya
I'm sitting in the la la
Waitin't for the ya ya
It may sound funny
But I don't believe she's comin'
Walls And Bridges to bardzo dziwaczna płyta. Na pewno jest odważniejsza od zachowawczego Mind Games. Poprzednia płyta była bardzo bezpieczna i właściwie stworzona do dobrej sprzedaży. Miała parę udanych momentów, jednak generalnie była raczej bez wyrazu. Walls And Bridges to natomiast obraz Lennona w najcięższym momencie jego życia. Artystycznie i prywatnie - stał w rozkroku. I ta płyta jest też bardzo schizofreniczna, obrazując wewnętrzne rozdarcie Johna. Od radości do smutku i przygnębienia. Trudno oprzeć się jednak wrażeniu, że te bardziej udane kawałki są kalkami rzeczy z przeszłości: #9 Dream to oczywisty następca Mind Games, Steel And Glass wręcz prosi się o porównanie z How Do You Sleep?, Old Dirt Road jest oparty na tych samych akordach co Jealous Guy, natomiast Scared i Nobody Loves You (When You're Down And Out) to właściwie bliźniacze utwory. Mimo to, te patenty wciąż jednak działają i potrafią przynieść słuchaczowi sporo satysfakcji z ich słuchania. Ta płyta nie odmieniła kariery Lennona, ani nie dała mu ani jego fanom jasnej informacji w którą stronę powinien zmierzać. Jest to płyta bardzo rozchwiana i trudna do ugryzienia - jak jej autor. Jednak jest w niej pewien urok i podskórnie ukryte piękno i twórcze ambicje. Warto się z nią zapoznać, by wyrobić sobie o niej zdanie. Ja odbieram ją nader pozytywnie, choć też nie zachwyciła mnie zanadto. Godna nazwiska Lennona, ale jednak za słaba jak na status ex-Beatlesa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz