niedziela, 29 grudnia 2019

"Give My Regards To Broad Street" - Paul McCartney [Recenzja]


Ostatnią filmową reżyserowaną przygodą Paula McCartneya był Magical Mystery Tour z 1967 roku. Beatlesi, zachęceni sukcesem A Hard Day's Night oraz Help! postanowili pójść o krok dalej i stworzyli na wpół improwizowany obraz. Produkcja ta została dosłownie zmieszana z błotem i była pierwszym ewidentnym knotem w karierze zespołu. Później ukazał się jeszcze film Let It Be, jednak był to po prostu zapis sesji nagraniowych.
Gdy na początku lat 80. Paul znowu był na szczycie, uznał że to dobry moment, by ponownie wejść do tej samej rzeki. Po nagraniu Tug of War, dosłownie musnął pracę nad jego kontynuacją (Pipes of Peace), a już zaangażował się w powstawanie filmu. Sam napisał scenariusz, a samo kręcenie zajęło w sumie około 28 tygodni. W obrazie wystąpili również m.in. Linda, George Martin (który również był producentem ścieżki dźwiękowej) i Ringo Starr. Nie chcę oceniać tu jednak samego filmu. Po pierwsze, dlatego że nie o tym to blog, a po drugie, że jest to produkcja dosyć słaba i szkoda czasu, by się nad nią specjalnie rozwodzić.
Nagrywając ścieżkę dźwiękową, McCartney postanowił jednak zrobić ukłon w stronę każdej grupy swoich fanów. Tych, którzy tęsknili za Beatlesami, z pewnością uraduje obecność kilku coverów oryginalnej grupy (rzecz jasna każda z zaprezentowanych tu piosenek jest autorstwa tylko i wyłącznie Paula, bądź też zdominowana przez jego styl). Tych, którzy upodobali sobie Wingsów i ogólnie post-Beatlesowską karierę Paula, też czeka parę niespodzianek. A i również ci, którzy liczyli na coś nowego od McCartneya dostają co nieco. Płyta okazała się kolejnym złotym strzałem Paula; album dotarł na szczyt brytyjskich list, na całym świecie nie zszedł poniżej 25. miejsca, w Hiszpanii i Stanach pokrył się złotem, w Wielkiej Brytanii - platyną, a piosenka No More Lonely Nights otrzymała nominacje do Złotego Globu, a także BAFTA. Film natomiast został dosłownie zmiażdżony przez krytykę, a i komercyjnie okazał się jednym, wielkim niewypałem. 

Płytę zaczynamy od No More Lonely Nights (Ballad). Zacząć pozwolę sobie jednak od tego, co mi się nie podoba. Mianowicie, nie podoba mi się fakt, że ta piosenka to oczywisty autoplagiat. Kawałkiem bliźniaczo do niego podobnym jest przecież Wanderlust z albumu Tug of War. Co gorsze, wspomniany "pierwowzór" wydany został zaledwie parę lat wcześniej. Zrozumiałbym jeszcze, gdyby sięgnął po podobny schemat sprzed kilkudziesięciu lat, ale sprzed kilku? Nieładnie, panie McCartney. Nie ma co jednak długo się gniewać, gdyż No More Lonely Nights to naprawdę przyjemny i znakomicie brzmiący numer. Rzecz jasna, przegrywa starcie z Wanderlust, ale tej balladzie nie można odmówić uroku. Wpadająca w ucho melodia - i to nie tylko z refrenów, ale nawet ze zwrotek - świetne wokale Paula (piosenka jest bardzo wymagająca, nie dziwi więc fakt, że McCartney nigdy nie wykonał jej na żywo) no i to solo gitarowe... No, ale czemu tu się dziwić, skoro za gitarę odpowiada tu nie kto inny, jak sam David Gilmour - druga najważniejsza persona zespołu Pink Floyd (a od 1985 wręcz pierwsza). Tak, czy siak, utwór robi na mnie wielkie wrażenie i często do niego wracam, gdyż rozbraja mnie niewymuszony urok i melodyka tej piosenki. Znakomite otwarcie i - co jasne - najlepszy utwór krążka.

I can wait another day until I call you
You've only got my heart on a string
And everything a' flutter

But another lonely night might take forever
We've only got each other to blame
It's all the same to me love
'Cause I know what I feel to be right

No more lonely nights
No more lonely nights
You're my guiding light
Day or night I'm always there

Good Day Sunshine/Corridor Music. Good Day Sunshine to oczywiście cover The Beatles z płyty Revolver. Przypomnę tylko, że album ten był wielkim przełomem w muzyce popularnej; zespół zamknął się w studiu i stworzył dzieło wybitne i chyba swój najbardziej eksperymentalny album, wyładowany znakomitymi, solidnymi i szalenie melodyjnymi piosenkami. Wykonanie Good Day Sunshine na tej płycie jest jednak zupełnie pozbawione jaj. Na Revolver Paul wręcz kipiał energią i optymizmem. Tutaj śpiewa tak, jakby nie bardzo chciało mu się tego nagrywać. Wokale są tu wymuszone, a podkład nudny i wtórny. Corridor Music to właściwie tylko parę nudnych dźwięków i krótki dialog McCartneya z Ringo Starrem.

Good day sunshine

And then we lie, beneath a shady tree
I love her and she's loving me
She feels good, she knows she's looking fine
I'm so proud to know that she is mine

Yesterday. Wiadomo - jeden z najważniejszych (jeśli nie najważniejszy, bo na pewno najczęściej coverowany) utwór w historii muzyki popularnej. I tutaj musi robić wrażenie, szczególnie że Paul wykonuje to dość bezpiecznie (w stosunku do oryginału z albumu Help!). Na pierwszym planie, ponownie, mamy wokal McCartneya i gitarę akustyczną, jednak sekcja smyczkowa została zastąpiona dętą. Bez szczególnej straty dla numeru, ponieważ brzmi on naprawdę znakomicie. Piękne wykonanie.

Suddenly I'm not half the man I used to be
There's a shadow hanging over me
Oh, yesterday, came suddenly

Jeszcze piękniej wypada Here, There And Everywhere, czyli kolejny kawałek z płyty Revolver. Dęciaki, gitara, jasne że pięknie to brzmi. Ale swoimi wokalami Paul dosłownie rozwala system. Tak pięknie i melodyjnie nie brzmiał już od dawna. Krótkie solo dęciaków daje McCartneyowi usiąść do fortepianu.

I want her everywhere
And when she's beside me I know I need never care
But to love her is to need her everywhere
Know that love is to share
Each one believing that love never dies
Watching their eyes and hoping I'm always there

Przy fortepianie wykonuje bowiem Wanderlust, czyli jeden z moich ulubionych utworów jego solowej kariery. Ten kawałek, z płyty Tug of War, został tutaj nieco uproszczony, w sensie wokalnym. Paul - zapewne obawiając się, że nie udźwignie takiej interpretacji, jaką zaprezentował w pierwowzorze - śpiewa tu zdecydowanie inaczej. Niestety, w bardziej kameralnej wersji piosenka nie ma już siły rywalizować z rozbuchanym, przeładowanym orkiestrą i znakomitymi wokalami Paula, oryginałem. Utwór wciąż zachwyca, jednak wykonanie już mniej.

Light out wanderlust (oh where did I go wrong, my love?)
Head us out to sea (what pretty crime was I found guilty of?)
Captain says there'll be a bust (what better time to find a brand new day?)
This one's not for me (oh - wanderlust away)

Dropping a line
Maybe this time
It's wanderlust for me

Zostajemy przy Tug of War, albowiem Paul proponuję nam powtórkę z Ballroom Dancing. Najwyraźniej McCartneyowi mało było znanych nazwisk i - po Gilmourze w No More Lonely Nights - do tej piosenki zaprosił Johna Paula Jonesa, multiinstrumentalistę, klawiszowca i basistę zespołu Led Zeppelin. Ballroom Dancing wypada tu dość zachowawczo i mało tu oryginalności. Właściwie nie zauważyłem nawet większych różnic między pierwowzorem; tu jakiś dodatkowy okrzyk, tu zaśpiewał trochę niżej, tu nie ma paru instrumentów. Tyle co nic. Niestety jednak, Paul ponownie wydaje się wyprany z energii, sprawia wręcz wrażenie, jakby nagrywał to na siłę. Jedyne, co naprawdę może się podobać w tym wykonaniu, to znakomicie rozbudowana środkowa część piosenki z ostrymi solówkami gitary i mocnymi dęciakami. Owszem, to robi wrażenie. Jednak reszta piosenki - najmniejszego.

Well I used to fly when I was a kid
And I didn't cry if it hurt a bit
On a carpet ride to a foreign land
At the time of Davy Crockett

But it wasn't always such a pretty sight
'Cause we used to fight like cats and dogs
Till we made it up in the ballroom

Tym razem Paul zaprasza nas do powrotu do repertuaru zespołu Wings za pomocą jednego z ich największych przebojów - podchodzącego z albumu Wings at the Speed of Sound hitu Silly Love Songs. I ponownie powtórzyć można wszystkie zarzuty, które mówiłem już przy poprzednich utworach; to wszystko nagrane jest zupełnie bez polotu i energii. Piosenka jest naprawdę fajna i podoba mi się w każdej wersji, ale te delikatne, kosmetyczne zmiany są tak nieznaczące, że nie wiem, czemu miałbym słuchać tego wykonania, skoro oryginał jest 100 razy lepszy?


Love doesn't come in a minute
Sometimes it doesn't come at all
I only know that when I'm in it
It isn't silly, no, it isn't silly
Love isn't silly at all

Niestety, poziomu nie podnosi też premierowe, Not Such a Bad Boy. Mało tego, nawet go zaniża. Piosenka bowiem jest tak bez wyrazu, z tak szczątkową melodią i żenującym tekstem, że aż nie chce się tego słuchać. Stanowczo do przewinięcia.

I followed the leader
Into her tent
But nobody told me that she owed some rent

She wanted to love me
I wanted to go
But she taught me things that I needed to know

Jak najgorsze wrażenia pozostawia też kolejny premierowy utwór, No Values. Zarzuty takie same. Tak jak i efekt: żenada.

It seems to me that you've still got no values
Oh you know you're not so hot, no values
You know you've got a lot, but no values
And I'd be glad if you went away again
No values
No values
No values at all

Paul upodobał coś sobie ten Revolver, bo oto i kolejny numer z tamtej płyty: For No One. Nie będę pisał tu rzeczy oczywistej, czyli że wykonanie to, do pięt nawet nie dorasta pierwowzorowi. Wypada natomiast całkiem nieźle, jak na ten album. Szczególnie nieźle brzmi tu nowy aranż smyczków, a i Paul śpiewa jakoś bardziej z sercem

Your day breaks
Your mind aches
You find that all her words of kindness linger on
When she no longer needs you

She wakes up
She makes up
She takes her time and doesn't feel she has to hurry
She no longer needs you

Bardzo podoba mi się natomiast nowa wersja Eleanor Rigby rozszerzona o długą kodę, nazwaną Eleanor's Dream. Część śpiewana brzmi bardzo podobnie (z tym, że znów Paulowi się jakby nie chciało), jednak rozbudowane zakończenie musi się podobać. Główną rolę wiodą tu smyki, chociaż pojawia się tu i róg francuski. Medley ten trwa oryginalnie 9 minut, jednak dzięki swojej wielowątkowości, ani na chwilę nie nudzi. Naprawdę fajna sprawa.

Eleanor Rigby picks up the rice in the church where a wedding has been
Lives in a dream
Waits at the window, wearing the face that she keeps in a jar by the door
Who is it for?

All the lonely people, where do they all come from?
All the lonely people, where do they all belong?

The Long And Winding Road z albumu Let It Be rozpoczyna się saksofonem (znakomity Dick Morissey) i dopiero po chwili wchodzi Paul. Wychodzi to jednak bardzo słabo. McCartneyowi łamie się głos i śpiewa tak, jakby chciał, a nie potrafił. Szkoda tak pięknej piosenki na tak słabą interpretację.

The wild and windy night
That the rain washed away
Has left a pool of tears
Crying for the day
Why keep me standing here
Let me know the way

Męczy ta płyta strasznie. Ale po co kończyć tak wcześnie, skoro można 2 razy sprzedać to samo? No More Lonely Nights (Playout Version) to wersja taneczna singla promującego album. Paul widocznie był tak bardzo zadowolony z tego, co napisał, że postanowił zaserwować nam ten utwór ponownie. W wersji balladowej robi on wrażenie, tu się zgadzam. Ale tu absolutnie. Aranż trąci myszką, McCartney brzmi tu jak swój własny remiks i w ogóle nic tu się nie klei. No, gorszego zakończenia płyty to Paul nie mógł nam zaserwować.

May I never miss a thrill of being near you
And if it takes a couple of years
To turn your tears to laughter
I will do what I feel to be right


Nie będę ukrywać - Paul mnie zawiódł na całej linii. Po serii trzech naprawdę dobrych albumów, zaliczył w końcu porażkę. Ale jak to się w ogóle mogło stać, przecież wystarczy spojrzeć na tracklistę Give My Regards To Broad Street. Toż to same samograje! Tego przecież nie da się spieprzyć. McCartney sięgnął tu po ewidentne pewniaki, które gwarantują dobrą słuchalność. Nawalił jednak po całości. Aranżacje są do bani, całość się nie klei, a wręcz nudzi. Ale gwoździem do trumny tej płyty są wokale: wymuszone, zblazowane i manieryczne. McCartney śpiewa, jakby zmuszono go do nagrywania i chciał dać nam znać, że on wcale tego nie chciał. Wypada to okropnie i jedynym plusem tej płyty są No More Lonely Nights i rozbudowana Eleanor Rigby. Reszty słucha się - w najlepszym razie - bez większych emocji, a i tak większość aż drażni. Ze wszystkich Beatlesów zawsze McCartney był mi najbliższy, ale przy okazji tej płyty zawiodłem się  na nim, jak chyba nigdy.

Ocena: 2/10


Give My Regards to Broad Street: 61:10

1. No More Lonely Nights (Ballad) - 5:13
2. Good Day Sunshine/Corridor Music - 2:33
3. Yesterday - 1:43
4. Here, There and Everywhere - 1:43
5. Wanderlust - 4:07
6. Ballroom Dancing - 4:51
7. Silly Love Songs/Silly Love Songs (Reprise) - 5:27
8. Not Such a Bad Boy - 3:29
9. So Bad - 3:25
10. No Values - 4:12
11. No More Lonely Night (Ballad Reprise)/For No One - 2:12
12. Eleanor Rigby/Eleanor Rigby's Dream - 9:10
13. The Long and Winding Road - 3:57
14. No More Lonely Nights (Playout Version) - 5:03

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"PWRϟUP" - ACϟDC [Recenzja]

Po tragicznej śmierci Bona Scotta w 1980 roku, zespół ACϟDC z pewnością nie miał z górki. Zdarzało się wiele zawirowań, jednak chyba kolejną...