niedziela, 9 lutego 2020

"Live EP" - Ozzy Osbourne [Recenzja]


Ta EP-ka to chyba najmniej znany element dyskografii Ozzy'ego Osbourne'a; nic dziwnego, gdyż powstała właściwie przez przypadek.
Po koncercie w Birmingham zespół pojechał do Ridge Farm Studio, celem zmiksowania Goodbye To Romance, by przygotować go na wydanie na singlu. Następnego ranka zadzwonili do nich jednak ludzie z Jet Records, wymagając nowej, premierowej piosenki, którą można by wydać. Rhoads, Daisley i Kerslake szybko opracowali więc utwór You Said It All z Kerslake'iem na wokalu. Czemu nie z Ozzym? Ano dlatego, że podczas pracy nad piosenką, Ozzy leżał pijany pod zestawem perkusyjnym i był niezdatny do jakiejkolwiek pracy. Plany na wydanie You Said It All jednak zostały wstrzymane z nieznanych do dzisiaj powodów, a piosenka nie doczekała się nigdy oficjalnego nagrania studyjnego, tak więc wersja na tej EP-ce, zarejestrowana podczas koncertu w Southampton w 1980 roku jest jedyną jej wersją i prawdopodobnie jedynym wykonaniem tego utworu (w każdym razie nie znalazłem w Internecie informacji o żadnym innym).
Ozzy i jego zespół obstawiali jednak, żeby utwór się ukazał, skoro już go napisali i nawet wykonali na żywo, myśląc zapewne już z myślą o promocji. Aby jednak nie wydawać tylko jednej piosenki, postanowiono obudować ją dwoma klasykami (wówczas już przebojami) z albumu Blizzard of Ozz.

Mr. Crowley rozpoczyna oczywiście, klasyczny już, gotycki wstęp na organach, tu jednak w narastającym natężeniu. Pierwsze co rzuca się w oczy po wejściu wokali, to zaskakująco dobra forma Ozzy'ego. Zważywszy na stan, w jakim wówczas non stop się znajdował, jego głos to rzecz godna podziwu. Wersja live tego utworu jest nieco szybsza od studyjnej, jednak absolutnie nie ujmuje to ciężaru kompozycji, która wypada wciąż zjawiskowo. Nie zawodzi też oczywiście Randy Rhoads, który czaruje nas swoją gitarą. Znakomite wykonanie.
Czas jednak na premierowy utwór, You Said It All. Powiem tylko jedno: dlaczego to nie zostało wydane na pełnoprawnym longplayu? Ten kawałek to zdecydowanie mocna rzecz. Od samego początku uderza niezwykła melodyjność połączona z ostrymi gitarami Rhoadsa. Ozzy natomiast tradycyjnie zachwyca swoimi mocnymi i czystymi wokalami. Refren zaś wpada w ucho i ciężko wyrzucić go z głowy. 
Suicide Solution klasycznie już hipnotyzuje swoim riffem. Z wejściem wokalu Ozzy'ego jest tylko lepiej i piosenka zdecydowanie trzyma poziom. Nie ma za bardzo o czym tu pisać, gdyż jest to odegrane dość wiernie w stosunku do oryginału, choć - tak jak w przypadku Mr. Crowley - całość została nieco przyspieszona. 


Live EP to rzecz zdecydowanie warta wysłuchania. Mimo, że trwa mniej niż 15 minut, to jest to rzecz zdecydowanie udana i porywająca. Premierowa piosenka jest bardzo udana, a dwie piosenki z Blizzard of Ozz mają nieco bardziej schowane klawisze, dzięki czemu nabierają jeszcze większego ciężaru i dynamizmu. Oprócz standardowo zachwycającego Rhoadsa, świetnie zaprezentował się też sam Ozzy, który zachwyca swoimi czystymi i mocnymi wokalami. Jak już wspominałem, może to dziwić, jeśli weźmiemy pod uwagę to, że wówczas praktycznie non stop chodził na bani, ale nie ma to żadnego znaczenia. Nawet jeśli całość została potem podreperowana w studiu (choć nie sądzę), to zostało zrobione to w o wiele delikatniejszy sposób niż na słabym Speak of the Devil. Live EP, to zdecydowanie "biały kruk" w dyskografii Ozzy'ego. Ciężko dostać oryginalne wydanie, a i jest to rzecz mało znana. Niemniej, zasługuje na uwagę, gdyż przez ten kwadrans dostajemy porcję naprawdę melodyjnego, ostrego i ciężkiego grania.

Ocena: 9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"PWRϟUP" - ACϟDC [Recenzja]

Po tragicznej śmierci Bona Scotta w 1980 roku, zespół ACϟDC z pewnością nie miał z górki. Zdarzało się wiele zawirowań, jednak chyba kolejną...