Nikt nie przypuszczał, że nowy album Ozzy'ego Osbourne'a rzeczywiście kiedyś się ukaże. Od kilku lat Książę Ciemności wielokrotnie poruszał ten temat, jednak plątał się w zeznaniach. Jednego razu mówił, że bardzo by chciał wydać nową muzykę, by parę dni później wycofać się z tego, mówiąc że to się nie opłaca, bo nikt nie chce już słuchać nowych piosenek. W kolejnym wywiadzie mówił, że jednak bardzo go do tego ciągnie, ale raczej opublikuje nowe utwory w internecie, po czym parę dni później mówił jeszcze coś innego. W 2017 w wywiadzie dla Full Metal Jackie oświadczył, że ma już gotowe około 7 piosenek na swoją nadchodzącą płytę, którą nagrywać będzie z Zakkiem Wylde'em. Zdradził nawet 2 tytuły: Crack Cocaine i Mr. Armageddon. Temat jednak ucichnął, a płyta ponownie pozostała tylko w sferze marzeń fanów.
W 2017 roku, a dokładniej w listopadzie, ogłosił że kończy z trasami koncertowymi, w związku z czym wyrusza ostatni raz dookoła świata w tournee o nazwie No More Tours 2 (humorystyczna aluzja do pierwszej pożegnalnej trasy z 1992 roku, która nosiła nazwę po prostu No More Tours, jako nawiązanie do poprzedzającego ją albumu No More Tears). Ozzy wyruszył więc w ostatnią koncertową podróż dookoła świata, podczas której był również w Krakowie (miałem przyjemność być na tym koncercie i było naprawdę rewelacyjnie). Do końca 2018 roku wszystko szło jak po maśle.
Po koncercie noworocznym zaczęły się jednak kłopoty ze zdrowiem. Na palcu Ozzy'ego zrobiła się mała rana, co Osbourne zbagatelizował. Jakiś czas później przytrzasnął sobie jednak ten palec drzwiami, na skutek czego zaczął puchnąć (palec, nie Ozzy). Potem spuchnął mu jednak kolejny palec, więc Ozzy trafił do szpitala, gdzie odkryto infekcję. Wykonano stosowną operację. Osbourne miał zaplanowaną na ten rok europejską trasę z zespołem Judas Priest. Leżąc w szpitalu nabawił się jednak grypy, która szybko przeszła w infekcję dróg oddechowych. Lekarze obawiali się zapalenia płuc, co w wieku Ozzmana mogłoby skończyć się tragicznie. Nakazali mu więc zostać z domu. Ozzy musiał więc przełożyć trasę. Jakby tego było mało, Ozzy zaliczył w domu okropny upadek, w związku z którym musiał przejść kolejną operację, tym razem kręgów szyjnych (Książę Ciemności żartował, że w szyi ma teraz więcej żelastwa niż w swoim samochodzie). Zabieg uszkodził mu jednak nerwy, przez co zaczęły się u niego kłopoty z chodzeniem i ogólnie z koordynacją ruchową. Prawdziwym wstrząsem było jednak wyznanie w programie Good Morning America, gdy Ozzy wraz z Sharon wyznali, że u Księcia Ciemności w lutym 2019 roku zdiagnozowano odmianę choroby Parkinsona.
Podczas przymusowej "wegetacji" w domu, do Osbourne'a zgłosił się znany raper Post Malone, który przygotowywał swój nowy album Hollywood's Bleeding. Poprosił Ozzy'ego, by nagrał wokal do jednej z jego piosenek pt. Take What You Want. Osbourne zapalił się do pracy. Zobaczył to producent nagrania, Andrew Watt. Zapytał więc Ozzy'ego, czy nie zechciałby nagrać całej nowej płyty, której Watt mógłby zostać producentem. Osbourne uznał, że w końcu przecież cholernie się nudzi w domu, a i tak od dawna chciał to zrobić, więc czymś się zajmie. Do studia przyjechali Duff McKagan (basista Guns N' Roses) oraz Chad Smith (perkusista Red Hot Chilli Peppers) i wraz z Andrew (który zagrał na gitarze) napisali w ciągu 4 dni 9 kompozycji. Ozzy dopisał do każdej z nich tekst i w ekspresowym tempie powstał cały materiał. Nagrania przebiegły równie sprawnie, a sam Osbourne przyznał, że ponowny proces tworzenia pozwolił mu jakoś przetrwać w domu te kilka miesięcy, nie popadając przy tym w obłęd.
Album zatytułowany Ordinary Man ukazał się 21 lutego 2020 roku.
Pierwszym utworem jest zarazem drugi singiel, który zapowiadał cały album, czyli ciężki i dynamiczny Straight to Hell. Zaczynamy krótkim intro chóru (który potem ma jeszcze powracać), jednak po chwili całkowicie zmieniamy klimat przy okazji mocnego i ostrego wejścia gitary. Charakterystyczne "Alright now" (co ciekawe, zostało to wręcz wymuszone na Ozzym; Andrew Watt i Chad Smith namawiali, go żeby tak zaczął, jak to miało miejsce na Master of Reality, Osbourne jednak zapierał się mówiąc, że nie chce się powtarzać, jednak w końcu dał się przekonać) i słyszymy, że przez te wszystkie lata nic się nie zmieniło i w Ozzym wciąż kłębią się pokłady niezużytej muzycznej energii. Sam tekst opowiada o uzależnieniu od narkotyków; coś takiego napisać mógł tylko Osbourne'a, który dzisiaj - z perspektywy człowieka trzeźwego i czystego już od lat - widzi, co używki robią z człowiekiem. Po agresywnych i mocnych zwrotkach i refrenach nagle następuje delikatne, nastrojowe zwolnienie (bardzo przypominające mi to z No Easy Way Out z albumu Down To Earth), jednak przerywa je po chwili główny riff i szalone solo gitarowe, które zagrał tu Slash. Do końca nie odpuszczamy i hard rockowe szaleństwo kończy się dopiero z ostatnim dźwiękiem. Rewelacyjny otwieracz.
I'll make you lie, I'll make you steal and kill
I'll make you crawl until your final thrill
Enjoy the ride, I'll plant my bitter seed
You'll kill yourself and I will watch you bleed
Straight to hell tonight
We're going straight to gell
Przychodzi czas na pierwszą balladę na płycie, a zarazem na mój ulubiony utwór. All My Life. Utwór ma przede wszystkim rewelacyjną melodię nie tylko w zwrotkach, ale przede wszystkim w prostych, acz efektywnych refrenach. Typowo balladowe zwrotki i nagłe dociążenie w refrenach i tym razem się sprawdza i brzmi to świetnie. Sam tekst to refleksyjne spojrzenie Ozzy'ego na swoje życie; brzmi to dość smutno i sprawia wrażenie pożegnania. Całości dopełniają niezawodne wokale pełne emocji, ale i mocy. Nie jestem w stanie skrytykować tej piosenki, bowiem wszystko w niej po prostu do mnie przemawia. Kolejna świetna ballada potwierdzająca fakt, że w wolniejszych utworach żaden metalowy wokalista nie może mierzyć się z Ozzym.
I was standin' at the edge, looking down at myself, was a child
And he looked back at me, cryin' tears of defeat, from his eyes
He said I know all the lies that you hide behind every fake smile
And I'm gonna be lonely like you
For all my life
I've been livin' yesterday
All my life
I thought I shot an innocent today
Czas na zdecydowanie najcięższy kawałek na płycie, Goodbye. Ultra ciężkie zwrotki i jeszcze cięższe refreny, 2 razy w sumie przerywane zdecydowanie szybszymi, hard rockowymi wstawkami, rodem ze Snowblind Black Sabbath. Początek piosenki to ewidentne nawiązanie do Iron Man; wejście stopy jak w klasyku i przetworzony głos mówiący "Do you have any memories?". Tekst to kolejne spojrzenie wstecz i refleksja nad nieubłaganie nadciągającym końcem. Cała piosenka brzmi, jak coś, co Ozzy mógłby wyśpiewywać na łożu śmierci, jako ostateczne pożegnanie. Samą warstwą muzyczną udowadnia jednak, że nie zamierza zwalniać i zapominać, jak tworzyć porządną, ciężką metalową muzykę. Goodbye jest tego najlepszym potwierdzeniem, bowiem to chyba najcięższa rzecz, jaką nagrał od lat. Świetne.
No future, no-no-no future, replace me, now I'm gone
Black dresses, black roses, the world keeps turning on
Cry for me, cry for me, it's what I really want
I'm leaving believing my work down here is done
So it's goodbye
So it's goodbye
Ozzy uwielbia Beatlesów, co jest dość znanym faktem. Sam zresztą wspomina, że gdyby nie She Loves You, najprawdopodobniej nie wybrałby drogi muzyka. Duff, Chad i Andrew postanowili stworzyć więc dla niego typową beatlesowską balladę. Gdy Ozzy usłyszał ją po raz pierwszy i dopisał tekst, rzucił zdanie, że przypomina mu to jedną z piosenek Eltona Johna z lat 70. Od słowa do słowa, Osbourne zgłosił się do Rocketmana, by ten nagrał fortepian do tego utworu. Ten zgodził się, więc do domu Eltona pofatygował się producent, Andrew Watt. Był zachwycony grą Johna, więc zapytał mimochodem, czy ten nie zaśpiewałby tu jednej zwrotki. Elton, dobry przyjaciel Ozzy'ego od lat, powiedział że nie ma najmniejszego problemu. I tak właśnie powstało Ordinary Man. Teraz odrobina prywaty: wśród wszystkich artystów jakich cenię, mam trzech, którzy są dla mnie zdecydowanie najważniejsi. Są to Paul McCartney, Ozzy Osbourne i właśnie Elton John. Informacja, że dwóch z nich będzie nagrywać razem, brzmiała dla mnie abstrakcyjnie. To nawet nie było spełnienie jakiegoś muzycznego marzenia, bo nigdy nawet o tym nie myślałem; nie dopuszczałem do siebie myśli, że tych dwóch mogłoby nagrać piosenkę mając tak różne artystyczne emploi. A jednak. I wyszło to przepięknie. Piosenka oparta jest głównie na brzmieniu fortepianu oraz ciepłych smyczkach w tle. Wokal Ozzy'ego brzmi genialnie, szczególnie w mostkach i nieco głośniejszych refrenach. Gdy wchodzi Elton, jest jeszcze lepiej i regularnie dostaję gęsiej skórki podczas słuchania, bowiem kto jak kto, ale sam mistrz ballad nie mógł zapomnieć, jak rewelacyjnie je śpiewać. Dwóch starszych panów, legendy muzyki rockowej spoglądają wstecz, śpiewają o końcu swojego życia, ale jednocześnie zapewniają, że "nie chcą umrzeć, jako zwyczajni ludzie". I tutaj swojej gitary użyczył Slash, a zakończenie wzbogacone smyczkami brzmi jak Beatlesi na swoim Abbey Road. Wspaniały i powalający utwór. Ballada z wyższej półki.
Don't forget me as the colours fade
When the lights go down, it's just an empty stage
Okay
Yes, I've been a bad guy, been higher than the blue sky
And the truth is I don't wanna die an ordinary man
I've made momma cry, don't know why I'm still alive
Yes the truth is I don't wanna die an ordinary man
Ależ to było zaskoczenie, gdy po dziesięciu latach artystycznego milczenia ukazał się nagle premierowy singiel Ozzy'ego, zapowiadający nową płytę. Cały rockowy/metalowy świat zareagował entuzjastycznie, nie mogąc się doczekać, co też nowego zaprezentował najbardziej zasłużony dla metalu wokalista, Książę Ciemności. A i sam singiel zapowiadał nie byle co, bowiem Under the Graveyard to zdecydowanie rzecz mocna i zachwycająca. Początek przypomina bardzo rozpoczęcie utworu Take What You Want z Post Malone'em, jednak dalej piosenka idzie znacznie lepszym torem. Balladowe wokale Ozzy'ego, jeszcze większe zwolnienie w mostkach i wybuchowe refreny, które zachwycają i wpadają w ucho. To zdecydowanie najlepszy utwór na albumie i - choćby płyta miała okazać się największym knotem w karierze Ozzmana - to warto by było ją mieć choćby dla tego utworu. Chłodny, pesymistyczny i prawdopodobnie najbardziej gorzki tekst w karierze Osbourne'a, ponownie przepełniony goryczą i refleksją na temat swojego życia. Znakomite jest też mocne przyspieszenie po drugim refrenie i ultra szybkie solo gitarowe, po którym ponownie słyszymy refren. Całość ma znakomite wokale, mocne, nowoczesne brzmienie i jest też znakomita jeśli chodzi o kompozycję i tekst. Najlepszy utwór na płycie i jeden z najlepszych w całej karierze Ozzy'ego. Uwielbiam.
Don't take care of me, be scared of me
My misery owns me
I don't wanna be my enemy
My misery owns me now
Under the graveyard
We're all rotting bones
Everything you are
Can't take it when you go
I ain't livin' this lie no more
Ain't livin' this lie no more
Under the graveyard
We all die alone
Po raz kolejny Ozzy sięga po harmonijkę, tym razem, by zagrać krótki, bluesowy wstęp do zabójczego i mocarnego Eat Me. Ten utwór to ponownie spora dawka ciężaru i ostrych gitar. Sam tekst - choć może przypominać nieco kiczowate utwory Alice Coopera - to żart Ozzy'ego; jak wyjaśnia genezę jego powstania, w Los Angeles żyje tyle wegetarianów, że coraz trudniej znaleźć jakąś restaurację, gdzie serwowaliby mięso, więc postanowił więc napisać o tym tekst, który okraszono znakomitą, mocną, hard rockową muzyką. Nie wiedział jednak, jak za to się zabrać. Pewnego dnia przyniósł do studia gazetę, w której była historia o Niemcu-kanibalu, który zjadał ludzi, którzy chcieli być zjedzeni. Watt powiedział: "Napisz piosenkę z perspektywy tego człowieka, co chce być zjedzony". Tak też Ozzy zrobił. Oprócz melodyjnych zwrotek, nie odpuszcza też skandowany refren i rewelacyjne, przychodzące niezauważenie, o wiele cięższe zwolnienie pod koniec piosenki i wyśmienite solo gitarowe. Kolejny znakomity kawałek.
I'm on the menu, you won't get invitation
I even come with dessert
I'm not your poison, you won't need medication
Your insides won't even hurt
Eat me
From the skin down to the bone
Eat me
You cannibal
Eat me
You can even give the dog a bone
Before I change my mind and I sink my teeth in you
Eat me
Ciężej ponownie brzmi apokaliptyczny Today Is the End. Mocne, gitarowe zwrotki, lekkie elektroniczne zwolnienia w mostkach (acz znakomicie wyśpiewane) i wreszcie znakomite refreny, gdzie pojawia się piękna melodia i - ponownie - świetne wokale Ozzy'ego. Oprócz refrenów spore wrażenie musi robić też znakomita, ciężka, solówka gitarowa, gdzie na parę chwil cały utwór przyspiesza. Po tym mamy elektroniczne wyciszenie, gdzie Ozzy śpiewa refren niemal a capella, za chwilę zostaje on jednak odśpiewany "po bożemu" wraz z powrotem właściwego instrumentarium. Piosenka podobno opowiada o strzelaninach w szkole, a Osbourne potępia tu mass-media, które nagłaśniają te sprawy, sprawiając że jest o nich coraz głośniej, co może prowokować kolejne takie wydarzenia. Znakomita, dociążona ballada, brzmiąca jak zaginiony utwór z Ozzmosis.
The road to Hell isn't paved
Not every soul can be saved
They kill and we give them fame
So tell me who is to blame
You run, you better run, you better run
Nowhere to run you can't get away from you
The sun is black the sky is red
And it feels like today is the end
The kids are running as fast as they can
Could it be that today is the end
Ten utwór z kolei Ozzy napisał po obejrzeniu na History Channel programu o... kosmitach. Scary Little Green Men jest więc poniekąd żartem tekstowym, mimo że wypadającym naprawdę przekonująco. Sam początek piosenki też sprawia wrażenie, jakby pochodził z innej planety; przytłumiony wokal Ozzy'ego i elektroniczne "przeszkadzajki", jednak już w mostku wszystko wraca do normy, a zwrotki to niezwykle dynamiczne, hard rockowe granie, jak najbardziej wpadające w ucho. Ostatni już na tej płycie tak ostry numer, jednak stanowi godne domknięcie tego wątku. Znakomite.
They're hiding amongst us, everywhere
They're silent, that may be violent, I don't care
How long, how long, have they been living in my head
How long, how long, we bite our tongues and play pretend
They want us, they need us
They might just try to eat us
They'll greet us, deceive us
Say, "Take us to the leader"
Album kończy jednak, a jakże, ballada. Jednak Holy For Tonight to zdecydowanie najbardziej poruszający numer na płycie z przygnębiającym tekstem. Ponownie Ozzy zastanawia się już nad swoim końcem i zdaje sobie sprawę, że jego czas nieubłaganie się kończy. Nie patrzy jednak już na swoje życie, oświadczając że "wie, że jest kimś, kto nie będzie pamiętany". Wokale Ozzy'ego sugerują, jak bardzo Osbourne wyśpiewuje własne myśli i serce. Mówi się, że autor napisze coś dobrego dopiero wtedy, gdy jest nieszczęśliwy. Myślę, że w ciągu ostatnich lat na Ozzy'ego zwaliło się tyle nieszczęść i złych wiadomości, że nawet Książę Ciemności musiał ugiąć się pod ich ciężarem. Wracając jednak do samej piosenki: myślę, że nie będzie dla nikogo zaskoczeniem, jeśli powiem ponownie, że to utwór wspaniały. Przepiękna ballada z poruszającym tekstem i wokalami. Podkład nie jest tutaj zbyt rozbudowany, zapewne by nie przygłuszyć przesłania i niezwykle wymownego tekstu, który potrzebował odpowiedniego wyeksponowania. Czasem mniej znaczy więcej i Andrew Watt zdaje się to rozumieć. Zdecydował się więc na oszczędne instrumentarium i zdecydowane wyeksponowanie wokali Ozzy'ego. Wyszło świetnie i poruszająco, zostawiając jednak po sobie przygnębiające wrażenie.
What will I think of, when I speak my final words?
What it feel like? And I wonder if it hurts
I've just got a mile and I can taste the kiss of death
What will I think of when I take my final breathe
I'm runnin' out of time forever
I know I'm someone that they won't remember
It's gonna be a lonely night, it's gonna be a long lonely night
Tomorrow is my last goodbye, so I'll be holy for tonight
It's gonna be a lonely night, it's gonna be the longest of my life
I gotta tell a million lies, but I'll be holy for tonight
Andrew Watt i Ozzy postanowili jednak nie skończyć płyty ponurym akcentem, więc po przepięknym Holy For Tonight mamy duet z Post Malone'em, It's a Raid. Numer ten powstał podczas pracy nad utworem Take What You Want z albumu rapera Hollywood's Bleeding. Interesujący jest tekst do piosenki, a w zasadzie nawet nie tekst, tylko historia, na której jest oparty. Przedstawię ją tu w dużym skrócie: podczas nagrywania Vol. 4 z Black Sabbath, Ozzy mieszkał w willi Bel Air, otoczony pokaźnymi ilościami kokainy i marihuany, po które nieustannie sięgał. Pewnego dnia było mu wyjątkowo gorąco i nacisnął guzik na ścianie, myśląc że to włącznik klimatyzacji. Po kwadransie na teren willi wjechało jednak pięć wozów policyjnych, a Osbourne wrzasnął na cały dom: "It's a fucking raid". Okazało się, że guzik nie włączał klimatyzacji, a alarm na pobliskim komisariacie. Ozzy chciał więc spuścić wszystkie narkotyki w ubikacji, jednak było ich za wiele. Do głowy przychodziło mu tylko jedno rozwiązanie: wciągnąć wszystko. Jak sam wspomina: "koka wychodziła mi potem uszami i nie spałem po tym 4 dni". Otworzył policji drzwi tak nafaszerowany narkotykami, że prawie nie widział na oczy. Policja jednak, widząc że wszystko gra, wzruszyła ramionami i odjechała. Gdy Osbourne opowiedział tę historię Andrew Wattowi, ten stwierdził że z tego musi powstać piosenka. Watt stworzył więc muzykę godną Motorhead, a Ozzy napisał tekst. Do tego wszystkiego doszedł jeszcze Post Malone i powstał najbardziej kontrowersyjny kawałek na płycie. Muszę powiedzieć, że mam do niego mieszane uczucia. Z jednej strony ma naprawdę fajną melodię i Ozzy dobrze sobie tu radzi. Jednak to koniec zalet. Produkcja jest okropna, wszystko zlewa się w jedno, a występ Malone'a jest tu sztuczny i nieprzekonujący. Poza wokalami Osbourne'a, zalet nie stwierdzam. Niepotrzebny utwór, lepiej było skończyć na Holy For Tonight.
I hear them breathing on the telephone
I know I'm never alone
I been to places you should never go
God's really Satan and he's waiting for you out there
Najsłabszym elementem całości jest jednak, zupełnie niepotrzebnie tu dodany, Take What You Want. Nie byłbym jednak aż takim przeciwnikiem dodania tu tej piosenki, gdyby opublikowano to w wersji z dodatkową zwrotką Ozzy'ego zamiast Travisa Scotta (a taka istnieje, bowiem można ją znaleźć w internecie, więc tym bardziej miło by było, gdyby doczekała się oficjalnego wydania). Niestety, zdecydowano się na odgrzewany kotlet, co jest po prostu bardzo szkodliwe dla albumu. Po pierwsze, mamy tu zupełnie inną produkcję (mimo, że za konsoletą wciąż siedzi Andrew Watt), a ponadto nie wydaje mi się, żeby na płycie Księcia Ciemności, ojca chrzestnego heavy metalu, na pewno na miejscu był gościnny udział dwóch raperów. Jasne, Ozzy już nic nie musi, a wszystko może, jednak wątpię czy to był jego pomysł, by umieścić na tej płycie ten numer. Szkodzi to tylko całości i zaniża ocenę. Osbourne brzmi tu bardzo dobrze i jego partia jest tu naprawdę jasnym punktem, jednak - jak w przypadku It's a Raid - na tym liczba zalet się kończy.Gdyby nie ostatnie 2 piosenki, ten album naprawdę byłby o wiele lepszy.
I feel you crumble in my arms down to your heart of stone
You bled me dry just like the tears you never show
Why don't you take what you want from me
Take what you need from me
Take what you want and go
Why don't you take what you want from me
Take what you need from me
Take what you want and go
Po wysłuchaniu Ordinary Man ciężko oprzeć się wrażeniu, że może być to już pożegnalny album Ozzy'ego Osbourne'a. Podobne wrażenie miałem przy wysłuchiwaniu np. Blackstar Davida Bowiego, czy You Want It Darker Leonarda Cohena. I tutaj Ozzy jakby żegnał się już z fanami, co czuć właściwie na każdym kroku. Z płyty wylewa się więc smutek, gorycz, może czasem i rozczarowanie. Zaskakująco dużo jest tu też ballad, a w każdej Osbourne spogląda na swoje życie z perspektywy człowieka, który - co tu dużo mówić - chyli się nad grobem. Ozzy jednak nie chciał pożegnać się z nami tylko tekstami; chciał, być może nawet i po raz ostatni, zapewnić nam zastrzyk dobrej muzyki. I to mu się udało. Każdy utwór ma znakomite melodie, płyta brzmi odpowiednio ciężko, a kolejne utwory gładko się przeplatają, tworząc fajną, spójną całość. Warto też pochylić się nad tekstami, bo uważam że pod tym względem jest to najlepszy album Ozzy'ego, mogący równać się chyba tylko z przepięknym Ozzmosis. Naturalnie, nie do każdego przemówi produkcja, ale dla mnie, tak właśnie powinna brzmieć współczesna metalowa płyta; dużo gitar, perkusji i wyeksponowanego basu, na pierwszym planie wokal, ale i od czasu do czasu nie mam nic przeciwko odrobinie elektroniki. Słychać, naturalnie, że głos Ozzy'ego nie raz i nie dwa został podciągnięty w studio, ale nie dbam o to. Osbourne wciąż zachował swoją intrygującą barwę, którą wykorzystuje w świetnie do niej przystosowanych piosenkach. Jeśli ma to być ostatnia płyta (choć chodzą pogłoski, że Ozzy planuje już kolejną, a sam zainteresowany wyznaczył nawet datę nagrywania na marzec 2020 roku), Książę Ciemności nie zawiódł nas i zapewnił nam godne pożegnanie. Ordinary Man, jak dla mnie to najlepsza płyta od czasów Ozzmosis.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz