czwartek, 13 lutego 2020

"Travelling Wilburys Vol. 3" - Travelling Wilburys [Recenzja]


Rok 1988 dla grupy Travelling Wilburys był rokiem z jednej strony szczęśliwym, zaś z drugiej - tragicznym. W tym czasie ukazał się bowiem ich debiutancki album, Travelling Wilburys Vol. 1, który odniósł spory sukces komercyjny i artystyczny i zagwarantował kilku członkom zespołu poniekąd drugie muzyczne życie. 6 grudnia na zawał serca zmarł jednak jeden z muzyków - współzałożyciel i przy okazji legenda muzyki rockowej, Roy Orbison - co postawiło dalsze losy Travelling Wilburys pod wielkim znakiem zapytania. Oczywistym stał się fakt, że trasa koncertowa, którą podobno panowie planowali, nie dojdzie do skutku. Pojawiło się jednak pytanie, czy kontynuować działalność nagraniową i stworzyć kolejny longplay. Ostatecznie uznali, że mogą nagrać jeszcze jedną płytę w hołdzie zmarłemu koledze. Tak więc panowie George Harrison, Jeff Lynne, Bob Dylan i Tom Petty spotkali się ponownie, przybrali nowe pseudonimy i wiosną 1990 roku nagrali całkowicie premierowy materiał na album, który okazał się także ich ostatnim wspólnym dziełem. W studiu pojawił się też ponownie Jim Keltner na perkusji, a także Gary Moore na gitarze, Ray Cooper na perkusjonaliach i Jim Horn na saksofonie.
Na pomysł tytułu (Travelling Wilburys Vol. 3) wpadł, według Jeffa, Harrison, który miał powiedzieć: "Skołujmy ich wszystkich". Jest też jednak parę innych interpretacji: miała to być też reakcja na piracki bootleg, zatytułowany właśnie Travelling Wilburys Vol. 2, czy rodzaj upamiętnienia Orbisona. Ponadto na albumie Toma Petty'ego Full Moon Fever zagrali wszyscy członkowie Travelling Wilburys - z wyjątkiem Dylana - w związku z czym płyta ta również została okrzyknięta Travelling Wilburys Vol. 2.
Album wydano w październiku i choć oceniono go nieco słabiej niż znakomitego poprzednika i tak cieszył się sporym powodzeniem i docenieniem wśród krytyków i publiczności. 

Zaczynamy od znakomitego rock and rolla w starym, dobrym stylu, She's My Baby. Pierwszym wokalem, który słyszymy jest rewelacyjny Lynne, udowadniający, że znakomicie czuje się w tego typu kompozycjach. Po chwili dołącza do niego także Petty, śpiewający w typowym dla siebie, zblazowanym, nieco niechlujnym stylu. Zaraz wkracza ponadto Dylan, który po prostu wciąż jest... Bobem i to wystarcza. Prawdziwie zachwyca jednak George, śpiewający tak mocno i przekonująco, jakby znów odezwał się w nim duch dawnego Beatlesa. Uważam, że świetnym pomysłem było umieszczenie na samym początku tak dynamicznego, mocnego i old-schoolowego utworu, w którym miał miejsce wokalnie "przedstawić się" każdy członek zespołu. W uszy rzuca się jednak nie za dobry miks, który - w porównaniu z klarownością poprzedniego albumu - aż boli. Poza tym jednak nie mam kompozycji nic do zarzucenia; świetne otwarcie. 

She's comin' down the sidewalk
She's stumblin' through the door
She's coming home from places
She's never been before
She sits down on the sofa
She pours herself a drink
Says, "Honey, honey, honey, ain't no think to think"

Inside Out czuć jednak, że zdecydowanie więcej do powiedzenia ma tu Bob Dylan, do którego w mostkach dołączają dopiero Harrison i Petty. Jednak piosenka zdecydowanie nosi znamiona każdego z Wilburysów, a wokal Boba brzmi tu naprawdę świetnie, nie mówiąc już o samym tekście (który jednak, nawiasem mówiąc, nie bardzo pasuje mi do poetyckiej estetyki Dylana, więc jemu bym tego nie przypisywał; jak coś to Jeffowi albo George'owi). Piosenka, suma summarum, brzmi jednak naprawdę przyjemnie, na luzie i słucha się tego bardzo przyjemnie. 

Look out your window
That grass ain't green
It's kinda yellow
See what I mean?

Look up your chimney
The sky ain't blue
It's kinda yellow
You know it's true

If You Belonged To Me to już jednak typowy Bob i wcale nie chodzi mi tylko o tę charakterystyczną harmonijkę przebijającą się od czasu do czasu. Ponownie to Dylan wokalnie wiedzie tu prym i, trzeba mu to przyznać, robi to naprawdę przekonująco, z prawdziwą pasją w głosie i zaangażowaniem. Piosenka jest naprawdę przyjemna, wpada w ucho i słucha się tego znakomicie.

You're saying that you're all washed up
Get nothing else to give
Seems like you never figured out
How long you have to live

Oh, you could feel like a baby again
Sitting on your daddy's knee
Oh, how happy you would be
If you belonged to me

The Devil's Been Busy Dylan ustępuje miejsca na wokalach; rozpoczyna Petty, potem dochodzi do niego Harrison, Bob, a na końcu Lynne. Piosenka ta to naprawdę przyjemne a la country połączone ze starym dobrym rockandrollem i jest równie przyjemne w słuchaniu, co poprzednie numery.

While you're strolling down the fairway
Showing no remorse
Glowing from the poisons
They've sprayed on your golf course
While you're busy sinking birdies
And keeping your scorecard
The devil's been busy in your backyard

7 Deadly Sins to jednak ponownie typowy Dylan. I bardzo dobrze, bo brzmi to naprawdę dobrze, ma całkiem intrygujący tekst, a harmonie wokalne brzmią bardzo dobrze. Do takiego tekstu mogła pasować tylko zgorzkniała maniera Boba.

Seven, seven, seven deadly sins
That's how the world begins
Watch out when you step in
For seven deadly sins

Seven deadly sins
That's when the fun begins
Seven deadly sins

Stronę A longplaya kończy bardzo dynamiczny, rockandrollowy Poor House, w którym wokalnie prym wiodą Tom Petty i Jeff Lynne. Przede wszystkim w ucho wpada chwytliwe brzmienie gitary (zapewne to robota Harrisona), ale i melodia plus energia nie zawodzą i stanowią o sile tej piosenki. Mój ulubiony kawałek na płycie. 

If I drove a pulpwood truck
Would you love me more?
Would you bring me diamonds
And hang around my door?

Woman, I've done my best
They're ain't much left for me
They're gonna put me in the poor house
And throw away the key

Bob nie daje jednak na długo nam o sobie zapomnieć, powracając z klasą przy okazji słodko-gorzkiego Where Were You Last Night?. Oprócz tego, że pojawiają tu się w refrenach wszyscy członkowie zespołu, Dylanowi wtóruje jeszcze George w mostkach, tworząc świetną harmonię. Ogólnie brzmi to znów bardzo dobrze, chociaż z taką ekipą muzyków, wstydem by było, gdyby nie można tyło tego o tej piosence powiedzieć. 

Where were you last night?
You were so uptight
What did you do, who did you see?
Were you with someone
Who reminded you of me?
Where were you last night?

Swoje 5 minut (choć w praktyce niecałe 4) dostaje wreszcie Tom Petty w Cool Dry Place, gdzie brzmi jednak... dokładnie jak Dylan, więc zmiana ta nie rzuca się specjalnie w oczy (z wyjątkiem wokalu, oczywiście). Poza tym jednak stylistyka pozostała ta sama i brzmi to równie dobrze. Fajnie się słucha, chociaż zapamiętać to tego się raczej nie da. 

Well, I drove around the city
Looking for a room
That was high above the water
Where my things could be in tune
There was no one to help me
Nobody even cared
I had to go through hell
To get those things up there
I paid my first subscription
Then I joined the idle race
And they said, "Store it in a cool dry place"

New Blue Moon pojawiają się wszyscy Wilburysi, jednak jest to najbardziej niemrawa i niewyróżniająca się piosenka z albumu. Szkoda zmarnowanego potencjału. 

I don't want nothing
Nothing but you
And I'm waiting
Looking for a new blue moon

I'm so tired waiting
Waiting for you
And I'm waiting
Looking for a new blue moon

Pięknie wypada natomiast You Took My Breath Away, gdzie stery przejmują Petty i Lynne. Jest to z pewnością najpiękniejszy utwór na płycie, z którym naprawdę warto się zapoznać. Świetna budowa, znakomite wokale, dobry tekst i w ogóle wszystko w tej piosence gra, więc wracam do niej z przyjemnością. Obok Poor House to mój ulubiony kawałek na albumie. 

You took this song of mine
And change the middle bit
It used to sound alright
But now the words don't fit

It's getting hard to rhyme
Impossible to play
I've tried it many times
You took my breath away

Naprawdę rewelacyjnie wypada jeszcze kończący płytę dynamiczny Wilbury Twist, który może być rozpatrywany tylko jako luźne nawiązanie do takich klasyków Chubby'ego Checkera, jak The Twist czy Let's Twist Again. I rzeczywiście, piosenka aż porywa do tańca i ciężko usiedzieć przy niej w miejscu. Fajne zwrotki, chórki, a do tego wszystkiego dochodzi jeszcze znakomita solówka m.in. gitary i fortepianu. Mocny, rockowy numer w starym dobrym stylu. 

Lift your other foot up
And fall on your ass
Get back up
Put your teeth in a glass
Ain't never been nothing quite like this
It's a magical thing called Wilbury Twist

Everybody's trying to do the Wilbury Twist
China, Belgium, France, Japan
Thailand, Poland, Pakistan
Everybody's trying to do the Wilbury Twist


Przy każdej piosence napisałem, że jest "przyjemna" i taka też jest ta płyta. Travelling Wilburys Vol. 3 to bardzo sympatyczny album, jednak prawda jest taka, że to tylko blady cień wspaniałej poprzedniczki. Na pewno jest tu o wiele więcej starego rock and rolla i country, jednak żadna z umieszczonych tu kompozycji nie może się równać z najsłabszym momentem Travelling Wilburys Vol. 1. Wszystkiego słucha się bardzo dobrze, jednak po ostatniej piosence odkładamy płytę i zapominamy o niej bardzo szybko, nie mogąc przypomnieć sobie chociaż jednego utworu, który na niej słyszeliśmy. O każdej piosence pisałem właściwie to samo, bo wszystko pisane jest "na jedno kopyto", według jednego schematu i czasem ciężko się zorientować, że skończyła się jedna piosenka, a zaczęła się kolejna, bowiem wszystko zlewa się w jedno. Tam przede wszystkim mieliśmy do czynienia z oczywistą symbiozą, natomiast tutaj czuć ewidentną dominację Dylana; to jego głos najczęściej słyszymy, a także większość kompozycji przypomina nieco jego solowe dokonania. Najmniej słyszalny natomiast jest Harrison, który pojawia się raczej okazjonalnie. Szkoda, bo Travelling Wilburys Vol. 3 okazało się ostatnim w pełni premierowym materiałem, wydanym za życia George'a, który zmarł 11 lat później. Na pewno czuć nad całym albumem świetną i pozytywną energię; jest tu zdecydowanie więcej żwawych kompozycji i old-schoolowego grania, jednak w między czasie - pomiędzy nagraniem pierwszej a drugiej płyty - uleciał gdzieś ten młodzieńczy entuzjazm, który stanowił siłę napędową pierwszej części. Szkoda, bo, bez tego, Travelling Wilburys Vol. 3 to tylko przyjemny album, który dostarcza pozytywnych emocji podczas słuchania, ale nie zostaje ze słuchaczem na ani minutę dłużej, po wyłączeniu odtwarzacza.

Ocena: 5/10


Travelling Wilburys Vol. 3: 36:13

1. She's My Baby - 3:15
2. Inside Out - 3:35
3. If You Belonged to Me - 3:13
4. The Devil's Been Busy - 3:18
5. 7 Deadly Sins - 3:17
6. Poor House - 3:16
7. Where Were You Last Night? - 3:03
8. Cool Dry Place - 3:37
9. New Blue Moon - 3:20
10. You Took My Breath Away - 3:18
11. Wilbury Twist - 2:58

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"PWRϟUP" - ACϟDC [Recenzja]

Po tragicznej śmierci Bona Scotta w 1980 roku, zespół ACϟDC z pewnością nie miał z górki. Zdarzało się wiele zawirowań, jednak chyba kolejną...