piątek, 7 lutego 2020

"Scream" - Ozzy Osbourne [Recenzja]


Na kolejny solowy album fani nie musieli czekać aż tak długo, bowiem Scream ukazał się zaledwie 3 lata po bardzo dobrym Black Rain. Ozzy Osbourne zaszył się w swoim studiu, które nazwał "Bunkier" w swoim domu w Los Angeles, ponownie zaprosił do współpracy Kevina Churko, z którym wspólnie wyprodukował już poprzedni album i wzięli się za pisanie materiału. W sumie napisali samodzielnie 6 utworów, a w 5-ciu pozostałych pomógł im klawiszowiec, Adam Wakeman (syn Ricka Wakemana z zespołu Yes). Ozzy uznał, że pora na zmianę warty i do nagrywania płyty nie zaprosił Zakka Wylde'a. Jego wybór padł na młodego gitarzystę greckiego pochodzenia, Konstantinosa Karamitroudisa, znanego z power-metalowego zespołu Firewind, jako Gus G. Na basie pojawił się Blasko, na klawiszach - po raz pierwszy - wspomniany już Adam Wakeman, a na perkusji zagrał Kevin Churko, jednak wpisany został Tommy Clufetos, z racji, że był wówczas w koncertowym zespole Ozzy'ego. Osbourne wspomina, że nagrywanie płyty zajęło mu aż 18 miesięcy. Rzecz jasna, nie dzień w dzień, gdyż - poza aktywnym koncertowaniem - był w tym czasie także zajęty, najpierw pisaniem (no, z pomocą ghost writera), a później promocją swojej autobiografii Ja, Ozzy.
Początkowo album zatytułowano Soul Sucka, jednak pomysł ten został stanowczo oprotestowany przez fanów, w związku z czym zmieniono to po prostu na Scream. Album uznano za komercyjną porażkę, porównując wyniki z pierwszymi longplayami Ozzy'ego, jednak płyta całkiem nieźle poradziła sobie na listach przebojów, bowiem osiągnęła 4. miejsce na liście U.S. Billboard 200, a także 12. na UK Albums Chart, a ponadto dość solidnie i wysoko usadowiła się na listach na całym świecie (w Polsce aż na 3.).
Mamy tutaj też całkiem dobrą okładkę (jak na płyty Ozzy'ego), na której wróciło wreszcie oryginalne logo Osbourne'a, po raz pierwszy od czasu The Ultimate Sin. Do motywu ze skrzydłami Ozzy już podczas swojej kariery sięgał przy okazji No More Tears, z tym że tam były one ledwo zauważalne. Tutaj są to już potężne anielskie skrzydła (natomiast z kolei na okładce Ordinary Man z 2020 skrzydła już na pewno nie są "anielskie").
Scream, podobnie jak Black Rain, wydane zostało w kilku formatach. Oczywiście w standardowym, międzynarodowym, a ponadto: do wydania w serwisie iTunes dorzucono One More Time, w wydaniu japońskim znalazło się Jump the Moon, a gdy kilka miesięcy później ukazało się dwupłytowe Scream - Tour Edition, na drugim krążku znalazły się wspomniane dwa utwory, 4 nagrania koncertowe (Bark at the Moon, Let Me Hear You Scream, No More Tears i Fairies Wear Boots), a także kolejny, poprzednio niewydany kawałek, Hand of the Enemy

Zaczynamy zdecydowanie mocnym uderzeniem, gdyż Let It Die to z całą pewnością najlepszy utwór na płycie. Najpierw riff główny, trochę dziwaczny, przyznaję, ale zaraz potem akcja nabiera tempa i nasze uszy atakuje rozpędzona kanonada. Po chwili wszystko spowalnia i miejsce poprzedniego zastępuje nowy motyw, tym razem zdecydowanie cięższy i powoli kroczący. Następnie wchodzi Ozzy, który skanduje tekst, i wiemy już, że Książę Ciemności wciąż potrafi jeszcze tworzyć wyśmienite utwory. Refreny to więcej melodii i jeszcze potężniejszy cios, jednak wciąż wpadający w ucho. Następnie powrót do kolejnej zwrotki i refrenu, jednak po nim mamy zmianę tempa i istną jazdę bez trzymanki. Mocarny, szybki i zabójczy riff, któremu nie ustępują perkusja i bas, wprost wyrywają nas z butów. Potem jeszcze raz refren i... koniec. Niby to ponad 6 minut, a mija jak z bicza strzelił. Let It Die to bez wątpienia nie tylko najlepszy utwór z płyty, ale i najlepszy w całym XXI wieku, który Ozzy stworzył aż do albumu Scream. (Udało mu się to jednak przebić potężnym Under the Graveyard z albumu Ordinary Man). Rewelacja.

Everything is breaking, no mistaking, it's all changing
Tear it down
Watch it all start burning
All that's done is done, just let it lie
It's a revelation, celebration, graduation
Times collide
Watch the world awaken
All the past regrets from days gone by
Let it go
Let it die

Zupełnie innym charakterem odznacza się natomiast promujący całość Let Me Hear You Scream. Nie ma w sobie ani trochę finezji i zaskoczenia, którym tak charakteryzował się Let It Die. Tutaj mamy po prostu prosty, pełen agresji, energii i wykopu cios w twarz. Jest to banalny, hard rockowy, rozpędzony utwór z wpadającym w ucho, nakręconym chyba do granic możliwości, refrenem. I nic z tego, co wymieniłem, nie zaliczam jako wady. Piosenka naprawdę mi się podoba i jest jednym z najbardziej energetycznych i najmocniejszych utworów Ozzy'ego. Wszystko tutaj jest na swoim miejscu i składa się w naprawdę potężny kawałek, a Osbourne udowadnia, że - jeśli chodzi o energię - standardowo zostawia w tyle wszystkich wykonawców choćby 3 razy od niego młodszych.

I'm black and bruised, beat you but still I take the blows
But all I need is blood and swet and skin and bones
I'll take this rage
Rattle your cage
Nobody said it's easy
It's do or die, only the strong survive
Get ready for the last stand
Get ready I'm your hangman

Znowu kolejne oblicze Ozzy'ego. Tym bardziej zdecydowanie ciężkie i mocarne, za sprawą potężnie brzmiącego Soul Sucker. Tutaj Gus G robi mało dyskretne nawiązanie do stylu gry Zakka, grając powolny, kroczący, "mówiony" riff, po którym wkracza Ozzy, wyśpiewując utwór o ciężkości porównywalnej z tą unoszącą się nad całą płytą Down To Earth. Osbourne pokazuje tu, że nie zapomniał jeszcze, jak robić metalowe, ociężałe i majestatycznie brzmiące kawałki. Wychodzi mu to znakomicie. Lubię bardzo wracać do tej piosenki i za każdym razem mam z niej jednakową radość ze słuchania.

You bite down deeper
Your tongue can cut a heart out
You've passed the point of no return
The storm lightes
Get ready for the whiplash
Don't think, don't speak
Don't, my patience turns to violence

I'm just a solitary man who wats to live
A quiet life before when I cease to exist
I don't need resistance for the things I can't control
Just turn away and let it go
I don't need this
I don't need a reason

Na Scream znalazło się miejsce - tradycyjnie - na dwie (a właściwie to 3) ballady. Pierwszą z nich jest rewelacyjne Life Won't Wait. Typowo balladowe zwrotki kontrastują z głośnymi i mocnymi refrenami. Ozzy wyśpiewuje tu tradycyjny dla siebie tekst o przemijaniu i radzi, by korzystać z każdej chwili najlepiej, jak tylko się da, by potem nie żałować. A całą tę opowieść snuje, rzecz jasna, ze swojej perspektywy doświadczonego życiem nestora i kaznodziei (to ostatnie określenie szczególne odzwierciedlenie znajduje w teledysku do tej piosenki, wyreżyserowanego nota bene przez syna Księcia Ciemności, Jacka Osbourne'a). Koniec końców jest to jedna z najoryginalniejszych i najlepszych ballad Ozzy'ego, mimo że nie proponuje sobą ani nic nowego, ani oryginalnego, czego byśmy już nie słyszeli. Wszystko brzmi po prostu świeżo i słucha się tego rewelacyjnie.

Every second you throw away
Every minute of every day
Don't get caught in a memory
Life won't wait for you
No, life won't wait for you, my friend

I'm watching the change
It all feels very strange
Who will carry the flame?
Dreams that me can be good
Faith to live as we should
And kow we're all connected
We give ourselves the power

Gdybym ze Scream miał wybrać swój ulubiony utwór, przyznam się szczerze, że miałbym prawdziwy problem. Z każdej płyty umiem wskazać ten jeden, jedyny, natomiast na tym albumie, jestem rozdarty pomiędzy Let It Die Diggin' Me Down. Ten drugi można śmiało nazwać młodszym o 30 lat kuzynem Diary of a Madman. I tutaj całość rozpoczyna wstęp na gitarze akustycznej, jednak balladowe, barokowe zwrotki zostały zastąpione niesamowitą linią wokalną i nieco trash metalowymi w instrumentarium zwrotkami. To, jak Ozzy tu śpiewa, to jest po prostu temat na osobny opis. W dodatku tekst to jedno z najciekawszych dzieł Osbourne'a, pełen filozoficznych spostrzeżeń i niebanalnych zapytań. Bez wątpienia to najciekawszy tekst, jaki Ozzy napisał od czasów I Just Want You z 1995 roku. Jakby nie dość było jednak wrażeń, Osbourne dodatkowo funduje nam w środku lekkie zwolnienie, żebyśmy się nie nudzili ani przez sekundę w ciągu tych sześciu minut. Powtarzam więc: jest to poważny kandydat o miano najlepszego na albumie, jednak Let It Die to dla niego naprawdę mocna konkurencja. Co najmniej remis.

Do you live in the light?
Or in the dead of the night
Sanctimonious promises broken
Hypocritical sin
Dying slowly within
Is the sacred truth forever unspoken?
Life ever after
Bohemian rapture
Beware the dark side of the son
You're just a self-made messiah
Selling brimstone and fire
So come on Jesus, don't keep us waiting just for you

Ponownie ciężko robi się przy Crucify z kolejnym rewelacyjnym tekstem i świetnymi wokalami Ozzy'ego. Mamy tu po prostu następny, godny byłego wokalisty Black Sabbath, miażdżący i ciężki kawałek, którego słucha się z prawdziwą satysfakcją. Znakomity numer. Jest odrobinę słabszy niż poprzednie 5 piosenek, jednak trzyma poziom.

Give me your money
I'll sell you my vote
Promise I'll save you
While I'm cutting your throat
If you want to feel pleasure
Look into my eyes
I'm gonna swear on the Bible
While I'm feeding you lies

My touch thickens your blood
I know things that you love
My voice swallows the purest heartbeat
I'm your counterfeit friend
I'll still be here 'til I crucify you
Crucify you again

Na podobnie wysokim poziomie usadzić można też nieco bardziej rozpędzone, choć również odpowiednio ciężkie Fearless z potężnym, skandowanym bezbłędnie przez Ozzy'ego refrenem. Oprócz mocarnych wokali, mocno o sobie daje też znać gitara. Znakomity utwór.

No prayers left for heroes
The dead won't see the ending
War started by rich men
Won't stop the poor from dying
I'll grant you your death wish
I's not just time I'm killing
Blood's thicker than water
It's too late to surreder
This will be your last stand
I wash blood from my hands

Drugą balladą na płycie jest przepiękne Time ze smutnymi smyczkami i chórem. Warto zwrócić tu uwagę na wyśmienite wokale Ozzy'ego, który śpiewa z - typowym dla swoich ballad - sercem na dłoni. Piękna zwrotka niespodziewanie przechodzi w mostki, które na początku wydawać się mogą refrenami. Prawdziwy refren przychodzi jednak po chwili, gdy gwałtownie pospieszamy i daje o sobie znać ostra gitara Gusa G, a Ozzy wydziera się jak trzeba. Nie wiem, czy Time jest lepsze od Life Won't Wait, ale na pewno jest znakomitą piosenką z odpowiednimi dla ballad emocjami i typowymi dla Ozzy'ego nagłymi muzycznymi zwrotami akcji.

Time waits for no one, yeah
It's never what it seems
Stop waiting for tomorrow
Stop lying in your dreams

This life fading away
This life tickin' like a time bomb
Ready to blow your tortured mind
I know it's wasting away

Całkiem nieźle zapowiadało się także I Want It More, które jednak zostaje koncertowo zepsute przez nazbyt upopowiony refren, wydający się zwyczajnym pójściem na łatwiznę. Dobrze wszystko rozkręca riff, potem mocarna zwrotka z dobrym tekstem i bardzo dobrymi wokalami. Wraz z wejściem refrenu dobre wrażenie pryska, a na twarzy pojawia się wręcz wyraz zawiedzenia i obrzydzenia. No cóż, to musiało się w którymś momencie stać. To właśnie tutaj Scream zalicza pierwszą poważną glebę.

Life is not eternal
It's sane and then a freak show
It's all we have until it's all gone
A split second can last forever
No fortune can make it better
One heartbeat just until the last one
Rung by rung on the ladder
Don't slow down, only faster
Knock yourself out doesn't matter
Anything to get what you want

Dużo słabiej prezentuje się jeszcze Latimer's Mercy. Tutaj, dla odmiany, dobry jest tylko refren. Zwrotki są kompletnie niemrawe i bez wyrazu, podobnie jak riff i tekst. Dobrze trzymają się jedynie wokale, no ale to jest coś oczywistego. Jedyne co tu jest fajne, jak już wspominałem, to refren, który ma chociaż niezłą melodię, mającą szansę wpaść w ucho. Poza tym jednak lepiej o tym utworze jak najszybciej zapomnieć.

I can't bring you back
But I can't leave you helpless
I'll make the pain rest in peace
I'll turn off the light and
Swallow your last breath
So close your eyes, fall asleep

Płytę kończy jeszcze jedna mini-ballada, będąca podziękowaniem Ozzy'ego skierowanym wprost do fanów. W swym krótkim poemacie, przerobionym na jednominutowy utwór, I Love You All, Książę Ciemności kłania się swoim słuchaczom, dziękując im, że po tylu latach wciąż są przy nim. Jest to wzruszający i rozbrajający moment, pokazujący, jak Osbourne szanuje swoich wielbicieli. Nie patrzę na to, jak na podlizywanie, a raczej po prostu jako gest szacunku i wdzięczności. Piękne zakończenie.

We all must stand together now
Or one by one we fall
For all these years you've stood by me
God bless
I love you all


Scream to kolejny niesłusznie pomijany album, a jest to bez wątpienia najlepsza rzecz Ozzy'ego do 2010 roku, którą stworzył od czasów Ozzmosis. Nie tylko pod względem produkcyjnym, ale też kompozycyjnym. Owszem, Ozzy nie zaprezentował tu absolutnie niczego nowego, ale pozostał po prostu Księciem Ciemności i to w najlepszej możliwej formie. Stworzył piosenki dla chyba każdej grupy swoich wielbicieli. Są tu i ballady, i utwory ciężkie i hard rockowe, a nawet nieco bardziej rozwinięte, jakby cofał się do początków swojej solowej twórczości. Koniec końców album ani trochę nie męczy i prezentuje się naprawdę dobrze. Dość słabo wypada jednak gitarzysta, który miał być powiewem świeżości; Gus G nie wnosi tu nic nowego i ogranicza się do odgrywania napisanych wcześniej przez kogoś innego riffów. Właściwie wydaje się tu nieobecny i nie wysuwa się na pierwszy plan. Stara się oddać hołd każdemu z poprzednich gitarzystów Osbourne'a, jednak przez to nie ma jak zbudować własnej tożsamości. Pokazuje więc klasę techniczną i wykonawczą, jednak słuchając tej płyty, można zapomnieć, że gitarzysta powinien kroczyć dumnie za Ozzym, a nie zostawać daleko w tyle. Wracając jednak do samej zawartości krążka: pierwsze 5 piosenek to istne killery, jeden po drugim. Potem jest "po prostu" dobrze, jednak pod koniec (utwory 9 i 10) Ozzy łapie już zadyszkę i poziom spada. Nie ma co jednak się nad tym rozdrabniać, gdyż Ozzy po prostu nagrał znakomity album w swoim stylu, którego nie musi się wstydzić, a wręcz może się nim chwalić.

Ocena: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"PWRϟUP" - ACϟDC [Recenzja]

Po tragicznej śmierci Bona Scotta w 1980 roku, zespół ACϟDC z pewnością nie miał z górki. Zdarzało się wiele zawirowań, jednak chyba kolejną...