niedziela, 1 marca 2020

"Jump Up!" - Elton John [Recenzja]


Kolejny rok i kolejny album. Jednak Jump Up! ma parę cech, które sprawiają, że wart jest odnotowania w bogatej dyskografii sir Eltona Johna. Przede wszystkim można usłyszeć tutaj po raz pierwszy o wiele głębszy i niższy śpiew muzyka. Elton był jeszcze przed operacją strun głosowych, jednak pojawiają się już tutaj utwory, w których John pozwala sobie na nieco niższy śpiew (najbardziej znanym jest bez wątpienia Blue Eyes z elvisowskim zaśpiewem). Płyta sprzedawała się także lepiej niż The Fox (złoto w Stanach, srebro w Wielkiej Brytanii, a platyna w Nowej Zelandii), a także Elton nawiązał tu współpracę autorsko-kompozytorską z Timem Rice'em (Legal Boys), z którym później współtworzył ścieżkę dźwiękową do Króla Lwa (dostał Oscara za utwór Can You Feel the Love Tonight?), a także Drogi do El Dorado. Bernie Taupin ponownie popełnił tu 5 tekstów, a pozostałe 4 powstały w wyniku współpracy z Garym Osborne'em. Jest to też ostatni album, gdzie na klawiszach pojawia się James Newton-Howard, który od wielu lat był przyjacielem Eltona i aranżował mu wiele partii smyczków. Od 1982 roku John gra z tego albumu tylko dwie piosenki, Blue Eyes i Empty Garden (Hey Hey Johnny), a i to raczej sporadycznie.

Już na samym początku Elton serwuje nam dokładnie to, za co go pokochaliśmy, czyli mocno osadzony w latach 70. dynamiczny numer z mega-chwytliwym refrenem, który wpada w ucho już przy pierwszym przesłuchaniu. Dear John to jak najbardziej piosenka udana, dynamiczna, radosna i słucha się jej z wielką przyjemnością. Zwracają uwagę znakomite wokale Johna i aranż, który wydaje się idealnym pomostem pomiędzy latami 70., a kolejną dekadą. Na całych Victim of Love, 21 at 33 i The Fox próżno szukać tak żwawej, wesołej i dynamicznie wykonanej piosenki, jaką dostajemy już na samym otwarciu Jump Up!. Dear John to zdecydowanie udany utwór, który jak najbardziej zachęca do zapoznania się z resztą albumu.

I don't want her back
I won't even try
This time ain't just au revoir
This time it's goodbye

We could not go on
Living like we are
I was just about to write
A Dear John note to her

Spiteful Child to pierwszy na płycie tekst Berniego Taupina. Otwiera go wpadający w ucho motyw i rytmiczne pstrykanie. Piosenka utrzymana jest w nieco wolniejszym tempie niż Dear John i bardziej przywodzić może na myśl piosenki nagrane przez Eltona w latach 80. Oczywiście refren jest chwytliwy, wpadający w ucho, wokale Johna na wysokim poziomie, chociaż niestety żałuję że nie dzieje się w tej piosence nieco więcej. Jest po prostu dobra, bardzo ją lubię, aczkolwiek brakuje mi tu jakiegoś takiego większego ciosu, który sprawiłby że bardziej zaangażowałbym się przy słuchaniu.

I don't want to worry you none but I got tu hurt on the run
I just cut out the poison that was in me so long
Watching you tear out my heart only gave me the last laugh
Watching you tear out your hair is gonna be the best part

Ball & Chain mamy ponownie całkiem żwawy rytm, aczkolwiek oparty już na nieco bardziej tradycyjnych brzmieniach niż w poprzednich dwóch numerach. Na gitarze wiodącej zagrał tu Pete Townshend z The Who i nadał piosence charakterystycznego dla swojego zespołu sznytu. Całość ma całkiem fajny aranż, a i sama kompozycja jest też całkiem udana. Refren opierający się na chwytliwym nuceniu jak najbardziej może się spodobać i wpaść w ucho. Zwrotki też mają niezłe melodie, aczkolwiek nie wyróżniają się specjalnie. Cała piosenka jednak fajnie się rozwija (mam na myśli fakturę muzyczną, bo kompozycyjnie jest jednak jednostajnie), nie nudzi i słucha się tego naprawdę dobrze.

I got a ball and chain hanging around my heart
You were the one to blame for tearing my world apart
I got a heart so true, you got a heart of ice
A little more love from you, it could have been paradise

O wiele ciekawiej wypada natomiast Legal Boys napisany w rytmie pięknego walca. Szczególnie śpiewany prawie a capella przez Eltona początek, jednak dalej wcale nie dzieje się mniej. Co chwila mamy zmiany instrumentalne, a nagłe zerwanie po pierwszej minucie jest naprawdę rewelacyjne i świetnie rozwija dramaturgię. Cała piosenka to wręcz wzorcowy przykład, jak John znakomicie radzi sobie w piosenkach ze stopniowaniem napięcia (choćby pamiętny, barokowy Have Mercy On the Criminal z albumu Don't Shoot Me I'm Only the Piano Player). Uwielbiam ten numer i lubię do niego wracać.

Walking round the lonely rooms
I see everything the same
But suddenly it matters
What was purchased in my name
Whether this or that was paid for
Belongs to me or you
Can the seven days together be divided by two

Całkiem ciekawie wypada też dynamiczny I Am Your Robot. Elektroniczny początek może nieco odstraszać, na szczęście jednak po chwili wszystko podąża dobrym torem, a instrumentacja podbija tylko charakter utworu. Jest to chyba najbardziej rockowy numer na płycie, z mocnymi gitarami i wyrazistą perkusją. Największe wrażenie robią tu chyba mocarne, wykrzyczane refreny i pełne zaangażowania wokalne partie Eltona. Świetny utwór.

You went and flipped the switch and turned me positive
When I was negative
I've been stumbling around like a metal man
On the graveyard shift

A teraz największy przebój płyty, czyli elvisowskie, rzewne Blue Eyes. Właściwie mam tu problem, gdyż mimo że Elton zdaje się naśladować tu momentami manierę Elvisa Presleya, to kompozycja bardziej przywodzi mi na myśl największe przeboje Roya Orbisona. Powiedzmy więc, że jest to utwór w klasycznie rzewnym rockandrollowym stylu. Piosenka okazała się wielkim sukcesem i nominowano ją nawet do nagrody Grammy w kategorii Best Pop Vocal Performance - Male w 1983 roku. Statuetki może nie dostała, ale na pewno nie zaszkodziło to jej popularności i dzisiaj to przebój wręcz kultowy i jedna z wizytówek Eltona. Całość utrzymana jest w pięknym, romantycznym stylu, a wyrazista orkiestra nie dodaje patosu, a jedynie podkreśla romantyczny nastrój. Jest to też jeden z pierwszych numerów Johna, kiedy muzyk sięga do aż tak niskich rejestrów. Przepięknie, warto posłuchać.

Blue eyes laughing in the sun
Laughing in the rain
Baby's got blue eyes
And I am home, and I am home again

Z perspektywy lat Bernie Taupin uważa jednak Jump Up! za jeden z najgorszych albumów Johna, który zasługuje na pamięć tylko z jednego powodu: ponieważ pojawił się tu utwór Empty Garden (Hey Hey Johnny). Zgadzam się z tym, że jest to utwór wybitny i jedno z największych osiągnięć muzycznych Eltona w całej jego karierze. Piosenka ta to wyraz szoku i smutku po gwałtownej i tragicznej śmierci jednego z największych przyjaciół Eltona - Johna Lennona ("Can't you come out to play" w refrenach to nawiązanie do piosenki Dear Prudence Beatlesów napisanej przez Lennona na "Biały Album"). Od oszczędnej zwrotki, przez wybuchowy refren, aż po emocjonalnie wyśpiewane zakończenie, ten utwór to prawdziwy majstersztyk. Aranżacyjnie, wykonawczo i kompozytorsko. Z takim uczuciem Elton nie śpiewał chyba od Blue Moves. Do tej piosenki wracam bardzo często, a i tak wywołuje we mnie wciąż te same emocje: smutek, żal i poczucie pustki. Szczególnie po wsłuchaniu się w piękny, poetycki tekst Taupina. Nawet gdyby reszta albumu była beznadziejna, to płyta i tak miałaby u mnie fory ze względu na ten utwór. 

And through their tears
Some say he farmed his best in younger years
But he'd have said that roots grow stronger if only he could hear
Who lived there
He must have been a gardener that cared a lot
Who weeded out the tears and grew a good crop
Now we pray for rain and with every drop that falls
We hear, we hear your name

Nie mniej wdzięku i uroku ma niewinna Princess. Wydaje mi się jednak nieco za bardzo cukierkowa w porównaniu ze szczerym i rozdzierającym serce Empty Garden (Hey Hey Johnny). Gdy jednak oddzieli się jedno od drugiego, to może i brzmi to wszystko banalnie, ale i tak ma swój niewymuszony urok, a cudowne refreny jak najbardziej wpadają w ucho.

You are my princess
You make me smile
You make my life seem worthwile
You are my princess
You are the one
You make the sun shine on me
You're one fine lady
You're my princess
You're my princess

Where Have All the Good Times Gone to jednak najsłabszy numer na płycie. Pseudo-dynamiczny numer jest zupełnie bez wyrazu i nie ma o co się tu uchem zaczepić. Elton coś się szarpie, ale nie umie sklecić w tej piosence żadnych chwytliwych partii i koniec końców wychodzi naprawdę słaby numer. Szkoda.

Oh won't somebody tell me
Tell me where have all the good times gone
Say that you remember
Remember all those good old Four Tops songs
Won't somebody tell me
Where have all the good times gone

Zakończenie natomiast jest już w iście pięknym stylu, gdyż na sam koniec Elton funduje nam niewymuszenie piękne All Quiet On the Western Front. Ta piosenka to anty-wojenny manifest, odnoszący się do I wojny światowej. Całość okraszona jest przepiękną orkiestracją Jamesa Newtona Howarda, a - jako że została ustawiona na samym końcu - przywodzić może takie numery jak The King Must Die czy Burn Down the Mission, które kończyły kolejno albumy Elton John i Tumbleweed Connection. Piosenka wydana była nawet jako singiel, ale sprzedawała się bardzo słabo; Elton żartował, że to "najgorzej sprzedający się singiel w historii Phonogramu" (tłoczni płyt gramofonowych działającej od lat 70.). Mnie jednak jak najbardziej piosenka się podoba i słucham jej z prawdziwą przyjemnością.

It's gone all quiet on the Western Front, male angels sigh
Ghosts float in a flooded trench as Germany dies
Fever reaps the flowers of France, fair-haired boys
String the harps to Victory's voice, joyous noise


Jump Up! to bardzo bezpieczna płyta. Elton pokazuje tu masę swoich sprawdzonych patentów, chcąc niejako zagwarantować sobie wysoki poziom. Na pewno czuć tu o wiele więcej zaangażowania artysty niż w poprzednich płytach z lat 80. John sugeruje nam także najbardziej dynamiczne kompozycje od końcówki lat 70. (Dear John, Ball & Chain czy I Am Your Robot), które wypadają naprawdę nieźle. Jednak to ballady wiodą tu główny prym, a takie numery jak Legal Boys, Blue Eyes, All Quiet On the Western Front, Princess czy, przede wszystkim, Empty Garden (Hey Hey Johnny) to prawdziwe "złote strzały" Eltona, w których pokazuje że nie zapomniał jeszcze, jak się komponuje lekkie, niewymuszenie szczere i piękne kompozycje. Mimo, że powszechnie nie ma wcale aż takiej dobrej opinii, oceniam Jump Up! pozytywnie, jako jedną z lepszych płyt Eltona z lat 80. (powiedzmy, że moje Top 5 lat 80.) Jednak nie da się ukryć, że z perspektywy całej kariery Johna, ten album to taki średniak na przyzwoitym poziomie. Całościowo może nie brzmi aż tak dobrze, jednak sporo kompozycji z tej płyty zasługuje na uwagę, bo są naprawdę niezwykłe.

Ocena: 6/10


Jump Up!: 42:31

1. Dear John - 3:31
2. Spiteful Child - 4:15
3. Ball & Chain - 3:27
4. Legal Boys - 3:05
5. I Am Your Robot - 4:43
6. Blue Eyes - 3:25
7. Empty Garden (Hey Hey Johnny) - 5:09
8. Princess - 4:56
9. Where Have All the Good Times Gone? - 4:00
10. All Quiet on the Western Front - 5:59

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"PWRϟUP" - ACϟDC [Recenzja]

Po tragicznej śmierci Bona Scotta w 1980 roku, zespół ACϟDC z pewnością nie miał z górki. Zdarzało się wiele zawirowań, jednak chyba kolejną...