niedziela, 1 marca 2020

"Sabbath Bloody Sabbath" - Black Sabbath [Recenzja]


W kwietniu 1973 roku trasa koncertowa Black Sabbath została przerwana, a muzycy postanowili wejść do studia, by stworzyć kolejny album. Byli bardzo zadowoleni z sesji do Vol. 4, więc postanowili powtórzyć wszystko jak najdokładniej. Upewnili się, że narkotyków im nie zabraknie, wynajęli Bel Air, a także zarezerwowali studia Records Plant. W studiu jednak nie było już tak samo, gdyż niedługo przed nimi zaadoptował je do swoich warunków Stevie Wonder, który nagrywał tam swoje wielkie dzieło, czyli album Innervisions. Oprócz tego jednak Tony Iommi nie był w stanie wymyślić żadnego nowego riffu, a warto przypomnieć że to właśnie od tego brała początek każda kompozycja. Najpierw Tony z riffem, potem Ozzy z wokalem, a na koniec Geezer z tekstem. Iommi załamał się. Ciążyła na nim ogromna presja, a sytuacji nie poprawiało wcale uzależnienie muzyka od kokainy. Wiedział, że to, co dotychczas tworzył, spotkało się z nieprawdopodobnym przyjęciem, a jednocześnie miał świadomość, że jeśli czegoś nie wymyśli, zespół nie będzie miał nowego materiału. Muzycy więc, po kilku nieudanych próbach stworzenia nowego materiału, rozjechali się do domów, każdy ze świadomością, że oto nastąpił koniec Black Sabbath.
Muzycy wypoczęli i każdy z nich uznał jednak, że nie chcą kończyć ze swoją muzyczną przygodą. Nie chcą porzucać tego, co kochali i na co tak ciężko zapracowali. Postanowili podjąć jeszcze jedną próbę. By otoczyć się bodźcami, wynajęli mroczny i ponury zamek z XVIII wieku z Gloucestershire. Nie oni pierwsi tam tworzyli płytę (przed nimi był jeszcze zespół Badfinger), a następnie swoje płyty nagrywali tam też Deep Purple, Led Zeppelin czy Queen.
Atmosfera zamku zadziałała. Muzycy byli przerażeni, a każda noc była istnym festiwalem strachu. Wszystkim przeszła ochota na żarty i wszyscy skupili się na tym, by nie uciec z krzykiem. Opłaciło się jednak. Iommi przełamał blokadę twórczą i zaproponował riff, który stał się podstawą do genialnego Sabbath Bloody Sabbath. Gdy muzycy zobaczyli, że wciąż nie stracili siły i jakości, wszystko poszło jak po maśle i reszta piosenek powstała błyskawicznie. Po napisaniu materiału zespół wyjechał do Londynu, by tam w Morgan Studios nagrać album. Ich wena jednak jeszcze się nie wyczerpała; Tony zaproponował akustyzcną miniaturkę, a i swój pierwszy utwór zaprezentował sam Ozzy. Produkcją zajęli się ponownie muzycy, a Iommi wciąż eksperymentował z muzyką, wplatając w nagrania dźwięki fletu, sitary, dud i orkiestracje (jako jednak, że nikt z zespołu nie znał nut, Ozzy musiał nucić członkom orkiestry ich partie, by wiedzieli co grać).
Album ukazał się 1 grudnia 1973 roku i okazał się kolejnym przebojem, podbijając listy przebojów. Tego samego dnia wyszedł też singiel Sabbath Bloody Sabbath, który nie trafił na listy, ale za to okraszono go ciekawym teledyskiem.

Nie ma chyba fana metalu, który nigdy nie słyszałby tego ikonicznego riffu. Sabbath Bloody Sabbath to najlepsze rozpoczęcie, jakie można sobie wymarzyć. Potężny riff, do którego po chwili wkracza sekcja rytmiczna i Ozzy serwujący nam chyba swoje najlepsze wokale w karierze, bez problemu przechodząc od niższych dźwięków w tak wysokie, że aż włos jeży się na głowie. Piosenka ta to zarówno opowieść o zespole, o jego wzlotach i upadkach, jak i bezpardonowy atak na wszystkich krytyków oraz ludzi, którzy chcieli tylko wyciskać z muzyków kasę. Tytuł pochodzi od tytułu krytycznego artykułu w magazynie "Melody Maker". Całkowicie zgadzam się z Tonym Iommim, który twierdzi, że Sabbath Bloody Sabbath to jeden z najlepszych utworów grupy. To absolutne mini-arcydzieło ciężkiej muzyki. Najpierw zwrotki, w których linia wokalna podąża za riffem, niższe refreny, powtórzenie, mostek w którym Iommi serwuje nam zabójczą solówkę i koda, w której robi się jeszcze ciężej, a Osbourne śpiewa tak wysoko, że aż skóra cierpnie. Nie był w stanie powtórzyć już tego na koncertach, w związku z tym utwór w całości grany był bardzo mało razy, a w późniejszych latach był skrócony o owo zakończenie. Niemniej, to właśnie w takiej formie robi największe wrażenie. Każdy fan rocka powinien chociaż raz w życiu usłyszeć ten utwór.

Where can you run to? What more can you do?
No more tomorrow, life is killing you
Dreams turn to nightmare, Heaven turns to Hell
Burnt out confusion, nothing more to tell, yeah
Everything around you, what's it coming to
God knows as your dog, bog blast all of you
Sabbath bloody sabbath nothing more to do
Living just for dying, dying just for you, yeah

Kolejny mistrzowski riff i kolejny wspaniały utwór. A National Acrobat to jednak zupełnie inna para kaloszy. Ciężar jest tu w nieco mniejszej dawce, linia wokalna jest mniej oczywista, a tekstowo jest to też zupełnie inny biegun. Geezer pisząc ten tekst rozważał bowiem tajemnice DNA i cud narodzin, zastanawiając się, "co sprawia, że ten a nie inny plemnik zapładnia jajeczko". Powstał z tego intrygujący tekst, który znakomicie pasuje do tej lekko powściągliwej, acz wciąż niebanalnej kompozycji. Sam riff również wymyślił Butler, a Iommi dodał do niego tylko parę drobiazgów. Sam utwór jak najbardziej może się podobać i słucha się go z satysfakcją, głównie dzięki częstym zmianom kierunku, w którym zdaje się podążać piosenka. Szczególne wrażenie może robić znakomite zakończenie, w którym solówki Tony'ego pędzą na łeb na szyję.

You gotta believe, yeah, I'm talking to you
Well, I know, it's hard for you to know the reason why
And I know you'll understand more when it's time to die
Don't believe the life you have will be the only one
You have to let your body sleep to let your soul live on

Fluff to miniaturka akustyczna nazwana na część Alana "Fluffa Freemana, który - jako jeden z niewielu prezenterów radiowych - puszczał piosenki Black Sabbath w BBC. Całość zagrana jest właściwie tylko przez Tony'ego, który gra tu na gitarach, fortepianie i klawesynie, chociaż pomaga mu też Geezer. Miniaturka jest bardzo piękna i przywodzić może na myśl Laguna Sunrise. Jeśli komuś podobają się takie zabiegi, jak wplatanie akustycznych miniatur na płyty metalowe, by podkreślić ciężar kompozycji, to będzie zadowolony. Ja byłem.
No, ale Black Sabbath nie dają nam za długo odpocząć, gdyż po chwili serwują nam mocny, szybki i chwytliwy riff do Sabbra Cadabra. Po chwili wchodzi Ozzy i wypada tu wręcz zabójczo ze swoimi wysokimi wokalami. Warto też zauważyć, że to pierwszy song o miłości Black Sabbath zagrany w ich "firmowym", ciężkim, hard rockowym stylu. W nagraniu piosenki wziął udział klawiszowiec Yes, Rick Wakeman, który spotkał Ozzy'ego przed studiem i zapytał, nad czym akurat pracują. Osbourne zaprowadził go więc do kontrolerki, gdzie stał syntezator. Jako, że Ozzy wzorowym muzykiem nie jest, zaczął pokazywać mu motyw klawiszowy, nad którym pracowali, grając topornie, jednym palcem. Rick wtedy zapytał: "Czekaj, a nie myślisz, że tak brzmiałoby to lepiej?", po czym zaserwował Ozzy'emu wirtuozerską i ultra-szybką partię. Osbourne był tak zachwycony, że poprosił by Rick zagrał to na nagraniu. Ten się zgodził, jednak odmówił zapłaty za udział w nagraniu (po części dlatego, że wytwórnia Yes zabraniała mu udzielać się na płytach innych zespołów) i zadowolił się skrzynką piwa. Wracając jednak do samego utworu: zwala z nóg. Pomijając już tę oczywistą partię początkową, w której muzyka tak pędzi do przodu, że ciężko nadążyć, bardzo udanie wypada też zmiana nastroju na nieco bardziej balladową, choć fajnie urozmaiconą psychodelicznym syntezatorem. No i rozimprowizowane zakończenie, w którym na głos Ozzy'ego realizator nałożył phaser, by przytłumić wulgaryzmy. Cały ten numer to popis każdego członka zespołu. Riff jest zabójczy, bębny pod koniec dają czadu, całość w ryzach trzyma bas, a Osbourne wydziera się aż miło.

Feel so happy since I met that girl
When we're making love it's something out of this world
Feels so good to know that she's all mine
Going to love that woman till the end of time

Someone to live for
Love me till the end of time
Makes me feel happy
Good to know that she's all mine

Killing Yourself To Live to utwór napisany przez Geezera podczas jego pobytu w szpitalu z powodu kłopotów z nerkami wiążącymi się ze zbyt dużym spożyciem alkoholu. Piosenka może więc opowiadać o zbyt rock and rollowym życiu. Co ciekawe, pierwotną wersję tego numeru można usłyszeć na koncertówce Live At Last, gdyż w tamtym czasie Black Sabbath grali ją już na koncertach, będąc jeszcze przed nagraniami. W studiu muzycy odrobinę ją podrasowali i wyszedł z tego znakomity, progresywny utwór, złożony z kilku, bardzo dobrze się zazębiających części. Fajny, "bulgoczący" riff, bardzo dobre wokale i przede wszystkim znakomita, akcentująca perkusja z wieloma smaczkami i zaskakującymi przerywnikami. Mimo i tak wielkiego ciężaru, już w połowie następuje przełamanie na jeszcze wolniejsze i cięższe, a po chwili mamy całkowitą zmianę rytmu i nastroju na wciąż rockowy, acz odjechany. Mógłbym jeszcze długo pisać, ale po prostu warto tego utworu posłuchać, bo za każdym razem zwraca się tu uwagę na coś innego. A jest na co.

Well, people look and people stare
Well, I don't think that I even care
You work your life away and what do they give?
You're only killing yourself to live

Pierwszy samodzielny utwór Ozzy'ego. Iommi napisał Changes bawiąc się fortepianem, a Osbourne napisał Who Are You? bawiąc się syntezatorem. Jak sam wspomina, muzykę i tekst napisał jednego wieczora, będąc kompletnie nawalonym. Jednak nie był na tyle zdolnym instrumentalistą, by samodzielnie na nagraniu zagrać na syntezatorze, więc poprosił o pomoc Geezera Butlera. Jest to z pewnością najdziwniejszy i najbardziej odjechany numer na płycie, zupełnie nie przystający klimatem do reszty piosenek. Sama piosenka jest całkiem niezła; Ozzy był wtedy dopiero początkującym autorem i czuć, że to bardziej wprawka niż pełnoprawny utwór, choć i tak bardzo ciekawy. Bardzo fajna jest też wstawka fortepianowa - choć podejrzewam, że to nie Ozzy wpadł na pomysł z tym przełamaniem - co podkreśla tylko psychodelię utworu i jej fajny klimat. Mimo nieprzystawania do reszty, bardzo lubię ten numer i uważam, że też ma swój wkład w tę niepowtarzalną atmosferę Sabbath Bloody Sabbath

You thought that it would be easy
From the very start
Now I've found you out
I don't think you're so smart
I only have one more question
Before my time is through
Please, I beg you, tell me
In the name of hell

Who are you?
Who are you?

Prosto wydaje się brzmieć także Looking For Today, ale to w gruncie rzeczy bardzo poprawny, hard rockowy kawałek z ciekawą aranżacją. W warstwie instrumentalnej pojawiają się wszakże flet, organy, gitary akustyczne i parę dodatkowych instrumentów perkusyjnych. Sam tekst opisuje świat, który tak szaleńczo pędzi do przodu, że nie sposób za nim nadążyć. Mimo, że to mój najmniej ulubiony utwór krążka, wciąż fajnie się tego słucha i jest całkiem niezły.

Don't delay you're in today
But tomorrow is another dream
Sunday's star is Monday's scar
Out of date before you're even seen, yeah
At the top so quick to flop
You're so new, but rotting in decay
Like butterfly, so quick to die
But you're only looking for today

O wiele lepiej wypada natomiast zachwycający Spiral Architect. Zaczyna się szybką partią na gitarze klasycznej, by po chwili uraczyć nas mocarnym wejściem i zachwycając kolejnym rewelacyjnym tekstem. Jak sam mówi o nim Geezer: "Tekst opowiada o tym, jak życiowe doświadczenia uzupełniają DNA człowieka, tworząc indywidualną osobę (...) Miałem dużo enigmatycznych przemyśleń, kiedy zażywałem pewne substancje. Wciąż je mam, ale już bez zażywania". Bardzo ciekawa jest też historia, jak Butler wymyślił ten tekst. Gdy nagrywali ten numer, Geezera akurat nie było w studiu. Ozzy zadzwonił więc do basisty, zanucił mu melodię i powiedział, że potrzebują na szybko tekstu. Butler poprosił, żeby Ozzy zanucił mu jeszcze raz i zaczął mu dyktować: "Sorcerers of madness selling me their time/Child of God sitting in the sun, giving peace of mind". Osbourne aż mu przerwał i powiedział: "Hej, czekaj, czy ty to czytasz skądś?". Geezer na to, że nie, żeby nie przerywał bo chyba nieźle to brzmi. Ozzy wspomina, że po tym jednym telefonie zaczął się zastanawiać, jak mocny "towar" brał Butler i - co ważniejsze - jak go skombinować też dla siebie. Ciekawa jest też niebanalna aranżacja utworu, gdyż mamy tu i partię smyczków i dudy, na których zagrał Tony. Piosenka trwa prawie 6  minut, a mimo to słucha się tego wybornie i mamy wrażenie, że kończy się o wiele za szybko. Całość kończą sztucznie podstawione w studiu brawa. Zdecydowanie należą się zespołowi za tak dobry album.

Sorcerers of madness selling me their time
Child of God sitting in the sun, giving peace of mind
Fictional seduction on a black-snow sky
Sadness kill the superman, even fathers cry

Of all the things I value most of all
I look inside myself and see
My world and know that is good
You know that I should


Sabbath Bloody Sabbath to kolejne wielkie dzieło Black Sabbath. Zespół poszedł tu jeszcze dalej, jeśli chodzi o aranżacje, czy komponowanie, w związku z tym jest to chyba najbardziej eksperymentalnie brzmiący album Sabbathów. Oczywiście nie zawiedzie się też ten, co oczekuje klasycznego brzmienia, choćby w utworze tytułowym, który do dziś jest jedną z wizytówek Black Sabbath i całego heavy metalu. Album łapie nieco zadyszkę pod koniec (Looking For Today jest odrobinę słabsze), ale poza tym mamy tu naprawdę wysoki poziom kompozycyjny i wykonawczy. Przede wszystkim warto zwrócić tu uwagę na Ozzy'ego, który osiągnął wtedy chyba szczyt swoich wokalnych możliwości (i jeszcze na Sabotage). Wszystko to dzięki kokainie, jednak miało to też swój minus, gdyż po krótkim okresie czasu zaczęła ona spływać mu do krtani, a w gardle produkowała się flegma, która uniemożliwiała mu tak wysokie śpiewanie. Tak czy siak, uważam że Sabbath Bloody Sabbath to najlepszy wokalnie album Black Sabbath. Także i Iommi nie zawodzi, pokazując tu nie tylko, że nie zapomniał jak pisać chwytliwe ale i ciężkie riffy, ale też daje się jeszcze bardziej poznać jako multiinstrumentalista i nieprzeciętny aranżer metalowy. Zdania na temat tego albumu są podzielone, jednak ja uważam, że to kolejny wspaniały album Black Sabbath, który wytyczył drogę innym metalowym wykonawcom na kolejnych parę dekad.

Ocena: 9/10


Sabbath Bloody Sabbath: 42:35

1. Sabbath Bloody Sabbath - 5:45
2. A National Acrobat - 6:16
3. Fluff (instrumental) - 4:11
4. Sabbra Cadabra - 5:59
5. Killing Yourself to Live - 5:41
6. Who Are You? - 4:11
7. Looking for Today - 5:06
8. Spiral Architect - 5:29

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"PWRϟUP" - ACϟDC [Recenzja]

Po tragicznej śmierci Bona Scotta w 1980 roku, zespół ACϟDC z pewnością nie miał z górki. Zdarzało się wiele zawirowań, jednak chyba kolejną...