Sam Elton określa Reg Strikes Back jako swój comeback. Rzeczywiście, operacja strun głosowych, którą miał przejść w styczniu 1987 roku mogła pogrzebać jego karierę, uniemożliwiając mu śpiewanie, ale była też niezbędna już nie dla higieny, ale dla zdrowia. Elton mógł, gdyby się nie powiodła, całkiem stracić głos i do końca być już tylko kompozytorem i pianistą. Wszystko poszło jednak dobrze. Operacja udała się, jednak w jej wyniku, wokal Johna uległ lekkiej modyfikacji. Stracił część górnego rejestru, ale na korzyść nieco niższej, pełniejszej barwy. Musiał także całkiem zmienić higienę śpiewu, wydobywając głos już nie z gardła, ale z przepony. Po operacji musiał przez kilka miesięcy wypoczywać, jednak był tak szczęśliwy, że jednak wciąż może być piosenkarzem, że postanowił najszybciej jak tylko się da, wydać kolejny album.
Dziennikarze postawili na nim krzyżyk, nie tylko po słabym poziomie ostatnich płyt, ale i wróżąc mu nieudaną operację i koniec kariery. Bardzo wymowne w tej sytuacji stają się tytuł i okładka całego wydawnictwa. Sam tytuł można przetłumaczyć jako "Reg w ponownym natarciu". "Reg" to skrót od prawdziwego imienia Eltona Johna - Reginald Kenneth Dwight (zresztą w centralnym punkcie okładki można ujrzeć zdjęcie małego Regiego). Okładka zaś to wszystkie charakterystyczne dla Eltona części garderoby nasadzone na manekiny: kiczowate kostiumy (w tym słynny Kaczor Donald), które postanowił wystawić na aukcji, i słomkowe kapelusze, pod którymi w latach 80. Elton ukrywał łysinę.
Na tym albumie Elton ponownie gościł w studiu Nigela Olssona i Dee Murray'a (tego ostatniego ostatni raz przed jego śmiercią w 1992 roku na raka skóry), którzy wchodzili w skład Elton John Band w "złotym okresie" jego kariery, czyli od albumu Elton John. Później w latach 80. dołączyli do niego na Too Low For Zero i Breaking Hearts, jednak ponownie John zrezygnował z ich pomocy. Na Reg Strikes Back nie pojawiają się w charakterze instrumentalistów, ale robią Eltonowi chórki. O ile Dee Murray już nie zdążył wrócić do zespołu Johna, to Nigel dołączył do niego jako perkusista jeszcze na The One i Songs From the West Coast, a od 2004 roku (album Peachtree Road) wrócił już na stałe do zespołu i składu koncertowego Eltona.
Album okazał się wielkim sukcesem, podbijając listy przebojów na całym świecie i, rzeczywiście, będąc poniekąd wielkim powrotem Johna po kilku latach nieobecności. Sprzedawał się też bardzo dobrze (najlepiej we Włoszech i w Kanadzie (kolejno: potrójna i podwójna platyna), zgarniając w sumie 3 złote płyty, jedną srebrną i 5 platynowych. Żadnej piosence nie udało się wejść już do żelaznego zestawu klasyków Eltona, jednak w 1988 roku I Don't Wanna Go On With You Like That cieszył się sporą popularnością.
Zaczynamy optymistycznym, czysto "ejtisowym" Town of Plenty. Jedyne, co podoba mi się w tej piosence, to motyw przewodni i całkiem fajne refreny. Cała reszta jest raczej średnia, aczkolwiek słucha się tego nawet fajnie, a na pewno udanie otwiera to longplay. Ciekawostką jest, że na gitarze akustycznej zagrał tu Pete Townshend z zespołu The Who. Jego obecność nie zadziałała jednak ożywczo na utwór, przez co Town of Plenty brzmi jak typowy średniak Eltona z tej dekady. Piosenkę wydano jako drugi singiel promujący płytę, jednak przepadła na listach przebojów i trudno się dziwić. Numer do raczej rzadkiego słuchania, acz wypadający dość luźno i przyjemnie.
I'' say it again, this is not my city
I only asked if this was a town of plenty
There were many archives
We had no media
Only at survived there
Yeah we had no media
In a town of plenty
W zupełnym kontraście do Town of Plenty stoi natomiast zjawiskowe A Word in Spanish. Cicho pobrzmiewająca w refrenach hiszpańska gitara, bardzo dobra linia wokalna i niebanalny tekst. Do tego dochodzą naprawdę świetne wokale Eltona i mamy jedną z bardziej udanych piosenek na płycie. Szkoda, że ta ballada nie odniosła takiego sukcesu, ale nie ma co narzekać. Dobrze, że jest i że można jej słuchać z taką przyjemnością.
And there's a word in Spanish I don't understand
But I heard it in a film one time spoken by the leading man
He said it with devotion, he sounded so sincere
And the words he spoke in Spanish brough the female lead to tears
A word in Spanish, a word in Spanish
Wbrew tytułowi, Mona Lisas And Mad Hatters (Part Two) nie ma za wiele wspólnego z "pierwszą częścią", która znalazła się na albumie Honky Château z 1972 roku. Nic nie szkodzi, bowiem to naprawdę bardzo dobry utwór. Tekstowo jest to może i kontynuacja, jednak muzycznie to rzecz zupełnie odmienna. Przede wszystkim mamy tu bardzo dynamiczne, dyskotekowe tempo i wyraziste linie syntezatorów. Do tego dochodzą jeszcze świetne wokale Eltona i pomysłowa linia melodyczna, z genialnymi, wybuchowymi zakończeniami refrenów. Mamy tu też odniesienie do piosenki Drive My Car Beatlesów, gdy po solówce trąbki Elton śpiewa "beep beep, beep beep, yeah". Fajny, nierzucający się w uszy smaczek, acz miły akcent dla bardziej czujnych. Sam utwór porywa i słucha się go znakomicie.
Spanish Harlem still sounds good to me
Yeah Mona Lisa's getting older
Standing in the shadow of Miss Liberty
While I walk along the west side
Down through Little Italy
Searching for the city that
That took away the kid in me
Może i nie udało się I Don't Wanna Go On With You Like That na stałe wejść do kanonu Eltona, ale chociaż się sporym przebojem. Nic dziwnego, bo to kolejny znakomity utwór; chyba nawet najlepszy na całym albumie. Stały, dyskotekowo-syntezatorowy rytm, fajna linia wokalna i świetny występ wokalny Johna. Mimo, że cały numer jest raczej jednowymiarowy, to wcale nie umniejsza w przyjemności płynącej ze słuchania.
And I don't wanna go on with you like that
Don't wanna be a feather in your cap
I just wanna tell you honey I ain't mad
But I don't wanna go on with you like that
No I don't wanna go on with you like that
One more set of boots on your welcome mat
You'll just have to quit them if you want me back
'Cause I don't wanna go on with you like that
Przy Japanese Hands mamy delikatny spadek poziomu. Przyznaję, bardzo lubię tę piosenkę i naprawdę to nie jest zły numer. Po prostu, w porównaniu z poprzednimi trzema utworami (a nawet w konfrontacji z Town of Plenty) brzmi nudniej i bardziej zachowawczo. Podoba mi się minimalistyczny aranż, delikatne wokale Eltona i tak dalej, ale dzieje się tu za małe, by uznać to za kolejny znakomity kawałek, choć nie można odmówić mu uroku i klasy.
And the sky explodes
and the moon grows cold
To the distant sound of drums
And the sky explodes
And the moon grows cold
As the dragon on the mainland
Wait to heat the sun
Poziom drastycznie spada jednak przy nijakim Goodbye Marlon Brando. Mamy tu niby ostre, rockowe gitary i wszystko, co powinno tworzyć typowy "eltonowy" hit. A jednak całość zagrana jest bez polotu, a Elton wypluwa z siebie kolejne linijki, jakby trochę zabrakło mu czasu na wymyślenie lepszej melodii i musi się spieszyć, by zmieścić we frazie cały wers. Coś tu ewidentnie nie zagrało, a Goodbye Marlon Brando to pierwszy ewidentnie słabszy numer na płycie.
Say goodbye to loneliness, say goodbye to Marlon Brando
Say goodbye to latitudes and the confusion that surrounds you
Say goodbye to misery, say goodbye to the morning news
Say goodbye to prime time and the fools that choose to view
Say goodbye to Wendy, say goodbye to Rhonda
Say goodbye to The Beach Boys from the Palisades to Kona
Nie najlepiej dzieje się też w The Camera Never Lies. Właściwie piosenka cierpi na tę samą bolączkę, co poprzednia kompozycja. Dużo się tu niby dzieje, ale jakoś nic z tego nie przyciąga uwagi, a cały kawałek przemyka między uszami.
And you can count on being safe as houses
Underestimate my eyes
But you can't argue with the image
The camera never lies
There's no distance put between us
Safe enough for you to hide
I'm watching all of your secrets
The camera never lies
W powstawaniu muzyki do Heavy Traffic Eltonowi pomagał jego gitarzysta, Davey Johnstone. W takim samym składzie parę lat wcześniej powstał I Guess That's Why They Call It the Blues. Aż nie chce się wierzyć, że to samo trio odpowiedzialne jest za taką mizerię jak właśnie Heavy Traffic. Praktycznie nic się tu nie dzieje, piosenka jest zupełnie bez wyrazu i polotu i wypada po prostu banalnie.
Mack he's got his Marlboros tucked up in his sleeve
He's shacked up in his basement making P.C.P.
He used to shake the french fries
Down on 12th and Maine
And now he stays up nights on apple juice anc cocaine
Wśród opinii na temat tego krążka, jako jeden z jego atutów wskazuje się często Poor Cow. Nie bardzo się z tym zgadzam, bo jak dla mnie to kolejny przeprodukowany kawałek bez polotu, krzty oryginalności i wyprany z jakiejkolwiek inwencji twórczej. Pójście na łatwiznę.
Poor cow
You'll get your dumb man
You'll see your whole life coming at you
In the back of his hand
Poor cow
It's a monkey see town
You'll walk down the aisle
In the hand me down glow
Of some poor cow
Z pewnością na uwagę zasługuje jednak Since God Invented Girls. Wieńcząca album ballada to zdecydowanie rzecz na wysokim poziomie. Mamy tu bogaty aranż i gdyby oprawiono ją jeszcze symfoniką, to byłaby to zdecydowanie prawdziwa perła. No, ale orkiestrowe aranżacje nie były mocną stroną nagrań Eltona w tej dekadzie. Całość nie brzmi jednak nazbyt plastikowo, a bardzo przekonująco i ujmująco. Since God Invented Girls nieco zaciera nieprzyjemne wrażenie po kilku poprzednich piosenkach i bardzo udanie kończy longplay.
Now I know what Brian Wilson meant
Every time I step outside
I see what Heaven sent
There may be seven wonders
Created for this world
But one is all we need
Since God invented girls
Czy Reg Strikes Back to powrót Eltona do formy? Zdecydowanie nie. To jednak krok w dobrą stronę w stosunku do poprzedzających go Ice on Fire i Leather Jackets. Mamy tu parę całkiem niezłych melodii, Elton wkłada więcej serca w wykonywanie i wszystko wydaje się mieć tu ręce i nogi. Niestety, tych naprawdę dobrych kompozycji jest tu jak na lekarstwo. 4 utwory to ewidentne wypełniacze, 4 - naprawdę wyśmienite piosenki, a 2 - rzeczy trzymające poziom. Jak na legendę muzyki, to bilans raczej średni. Całkiem zmyślnie jednak te piosenki ułożono, bowiem pierwsze 5 to rzeczy naprawdę na poziomie, a i płytę kończymy naprawdę udanym kawałkiem. Praktycznie cała strona B to jeden wielki wypełniacz (z wyjątkiem Since God Invented Girls). Jednak, reasumując, Reg Strikes Back to w gruncie rzeczy całkiem przyjemny album, którego słucha się bez bólu. Ale i bez jakiejś szczególnej przyjemności. Ot, udany krążek, ale jeszcze nie na to czekaliśmy.
Ocena: 5/10
Reg Strikes Back: 42:06
1. Town of Plenty - 3:40
2. A Word in Spanish - 4:39
3. Mona Lisas and Mad Hatters (Part Two) - 4:12
4. I Don't Wanna Go On with You Like That - 4:35
5. Japanese Hands - 4:40
6. Goodbye Marlon Brando - 3:30
7. The Camera Never Lies - 4:36
8. Heavy Traffic - 3:30
9. Poor Cow - 3:50
10. Since God Invented Girls - 4:54
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz