piątek, 13 marca 2020

"Vertical Man" - Ringo Starr [Recenzja]


Pierwszy album perkusisty The Beatles po Anthology. Ringo Starr, podczas Sylwestra w 1996 roku, poznał Deana Grakala, uznanego autora i kompozytora piosenek. Od słowa do słowa, uznali że mogliby założyć spółkę autorską wraz z Markiem Hudsonem (który pracował z Ringo nad Time Takes Time) i napisać nowy album dla Starra. Ringo naprawdę zaangażował się w proces powstawania materiału, co zresztą sam przyznaje. Nie ograniczył się tylko do wykonywania coverów, bądź też piosenek napisanych dla niego przez innych twórców, do których okazjonalnie coś tam od siebie dodawał.
Początek sesji datowany jest na luty 1997 roku. Pierwszą piosenką, którą stworzyło trio był utwór o nazwie My Love. Gdy dowiedzieli się jednak, że tego tytułu użył już w swoim utworze Paul McCartney (utworze, który stał się wielkim przebojem, warto dodać), przemianowali to na Everyday. Podczas komponowania, trio stało się kwartetem, gdyż do Starra, Grakala i Hudsona dołączył jeszcze gitarzysta, Steve Dudas. Podczas kilkutygodniowych prac nagrano parę taśm demo, na których Ringo grał na zestawie perkusyjnym, którego używał w czasach The Beatles. Potem Starr zaczął szykować się do trasy koncertowej, wyjechał na wakacje, a 20 czerwca rozpoczął właściwe nagrywanie następcy Time Takes Time.
Nagrania zakończono w lutym 1998 roku. Lista gości, którzy przewinęli się przez studio i dodali co nieco od siebie na album, musi robić wrażenie. Na płycie udzielili się, między innymi, Paul McCartney, George Harrison, Ozzy Osbourne, Steven Tyler, Tom Petty, Alanis Morisette i Brian Wilson. Iście gwiazdorska obsada.
Pierwsza płyta Paula wydana po AnthologyFlaming Pie, cieszyła się wielkim sukcesem i docenieniem. Ringo liczył na taką samą reakcję. Delikatnie mówiąc, tak się nie stało. Płyta okazała się sprzedażowym niewypałem i zebrała bardzo słabe recenzje.

Początek to typowy Ringo. One to bardzo przyjemna, delikatnie sącząca się z głośników i prosta piosenka w średnim tempie. Na pewno na wyróżnienie zasługują całkiem przyjemne zwrotki. Szkoda, że potencjału nie wykorzystują sztampowe refreny, napisane jakby bez pomysłu. Sama piosenka jednak jest nie najgorsza, szczególnie jeśli wziąć pod uwagę standardy Starra.

It's getting very late
Why did she go away?
I needed her to stay
Look at the state I'm in
Something's been going on
How could I have been so wrong?
And it's true all it takes is

Dość słabo wypada natomiast What In the... World, które okazuje się utworem zupełnie bez wyrazu i nie zapadającym w pamięć choćby na kilka chwil po przesłuchaniu. Słucha się tego po prostu ze znużeniem. Lepiej pominąć.

What it world would I do
Living in a world without you
Me and the sky would be blue
Blues than I ever knew
The sun will shine but there'll be no light
And nothing to look forward to
In a world without you

Jeszcze słabiej wypada pseudo-rockowy i przeprodukowany Mindfield. W pewnym momencie gitary i perkusja zlewają się w jedną, nieznośną ścianę dźwięku, przez którą ciężko przebrnąć. Sama piosenka nie ma sobą nic interesującego do zaproponowania, a słuchanie jej jest po prostu męczące.

What's right, who's wrong, everybody takes sides
My god, your god, god it's such a fine line
E-mail, jump bail, man becomes a female
War wet, dragnet, take another percocet
Somewhere in between
There's a world you've never seen
Perhaps it's just a dream
But it's so real to me

Nieco lepiej wypada ballada King of Broken Hearts. Ringo w wydaniu rozmarzonym zdecydowanie bardziej przypada mi do gustu niż Ringo silący się za wszelką cenę pokazać nam, że wciąż drzemie w nim dusza rockandrollowca. Nie jest to jakiś nie wiadomo, jak bardzo wybitny numer, ale jak najbardziej przyjemny i słucha się tego wreszcie z przyjemnością. Tyle wystarczy, by wyróżniać się na tej płycie.

I'm the king of broken hearts
I've lost before I ever start to love again
I'm the king of broken hearts
I'd give it all away to find a friend again

Ringo postanowił przypomnieć też wszystkim o swoich beatlesowskich korzeniach (zupełnie, jakby ktoś kupował jego płyty z innych powodów), sięgając po klasyk The Beatles - Love Me Do. Robi to jednak w najgorszym możliwym stylu. Całość wypada siermiężnie, topornie i przypomina to bardziej szarganie świętości niż podejście na luzie do klasyka muzyki popularnej. Starr coveruje to na tyle nieudanie i żałośnie, że każdemu fanowi Beatlesów odradzam odsłuch tej wersji. Ja słuchałem i żałuję.

Love, love me do
You know
I love you
I'll always be true
So please
Love me do

Całkiem nieźle wypada natomiast Vertical Man. Całkiem dobra piosenka, naprawdę. Gościnnie słyszymy tu m.in. Ozzy'ego Osbourne'a (nie trzeba się nawet specjalnie wsłuchiwać, by go usłyszeć), ale i bez niego całość by zachwycała. Najlepszy utwór longplaya. Wreszcie coś naprawdę udanego.

It's never quite as bad as you think it is
Because every bad day turns around
Forgive yourself for all the things you did
The vertical man don't lay down

Następnie mamy jedyny na płycie cover - Drift Away. Gościnnie pojawiają się tu Steven Tyler, Tom Petty i Alanis Morisette. Całość brzmi naprawdę w porządku i, choć nie wpada w ucho, słucha się tego z przyjemnością. Dobre i to.

Day after day I'm more confused
But I look for the light through the pouring rain
You know, that's a game that I hate to lose
I'm feeling the strain
Ain't it a shame?

I Was Walkin' są momenty. Jest to jednak jedyny dynamiczny kawałek na tej płycie, który serio się broni. Nie wiem, czy to komplement czy nie, ale już tyle wystarcza, by słuchało się tego bez bólu.

Everybody's moving, everybody's grooving
Going thru the motions because we don't know what we're doing
Look into the mirror, you're the solution
Inner peace and love is the only revolution

Całą płytę promował tylko jeden singiel - La De Da. Piosenka nie odniosła jednak żadnego sukcesu, więc zaniechano dalszej promocji. Ciężko dziwić się niepowodzeniu utworu, bo jest to rzecz słaba i bez większego polotu. Owszem, tytułowa fraza może wpaść w ucho, jednak poza nią tu się naprawdę nic nie dzieje i nie ma na czym ucha zawiesić. 

I live my life, it's only right
Because I can't live your life for you
I'm satisfied, feeling high
Because I found out just what to do
Oh, you can bet I never let the things I get the best of me
When I get blue, here's what I do and so can you
It is no mystery when you sing

Początek (kobieca wokaliza i dźwięki sitaru) sugerowały coś ciekawszego, niż kierunek, w którym ostatecznie Without Understanding poszło. Wyszedł z tego kolejny mało rockowy dynamiczny i "mocny" kawałek. Rzecz bez polotu i męcząca przy słuchaniu.

The book is open to me
I can see in your empty pages
You got eyes that won't see
Travelling blind in your own mazes

Sympatycznie wypada natomiast chwytliwy i optymistyczny I'll Be Fine Anywhere. I to właśnie jest kierunek, w którym powinien iść Ringo, to właśnie w takich kompozycjach odnajduje się najlepiej.

I got no worries, when I'm out running around
The devil don't owe me, my angel told me
Man you're heaven-bound

Kolejny kawałek, w którym Ringo czuje się jak ryba w wodzie. Puppet to numer potwierdzający fakt, że Starr to artysta odnajdujący się najlepiej w ciepłych, optymistycznych i dynamicznych kompozycjach. Kolejny dobry utwór.

Don't tell me Rome was built in a day
You got to leave before you arrive
If you're willing to give it away
It's the only way to survive
Never up is never in
You got to lose before you can win

Na sam koniec mamy piękną, akustyczną i ciepłą balladkę, I'm Yours. Szkoda jednak, że jest nazbyt rozciągnięta i nuży. Gdyby była krótsza - byłaby o wiele lepsza. 

Daylight is falling
Nightime is calling
All the lights of London town slowly disappear
So lay your lovely head on down
And know that I am here


Nie mam argumentów na obronę tej płyty. Vertical Man to naprawdę bardzo słaby krążek, po którego sięgnięcie odradzam. Nie oszukujmy się, od Ringo nie ma co wiele oczekiwać. Jego płyt słucha się głównie z sentymentu do Beatlesów, ale przeważnie trzymały one chociaż jakiś poziom. Tutaj tego po prostu nie ma, a słuchanie najzwyczajniej w świecie boli. Ringo śpiewa nienajgorzej, ale kompozycje są bardzo słabe, a produkcja okropna. Jak dla mnie to jedna z najgorszych płyt ex-Beatlesa. Starr mógł się bardziej przyłożyć, szczególnie że Beatlesi przeżywali wówczas renesans popularności po wydaniu Anthology, więc to mogło mu się najzwyczajniej w świecie opłacić. Niestety, Ringo nie wykorzystał okazji i stworzył tak słaby album, że nie pozostało mu nic innego, niż się go wstydzić. Czasem zdarzają mu się dobre momenty, ale dobre tempo łapie dopiero pod koniec. Za późno, by uratować tę płytę.

Ocena: 3/10


Vertical Man: 51:48

1. One - 3:02
2. What in the... World - 3:29
3. Minfdield - 4:06
4. King of the Broken Hearts - 4:44
5. Love Me Do - 3:45
6. Vertical Man - 4:42
7. Drift Away - 4:09
8. I Was Walkin' - 3:19
9. La De Da - 5:41
10. Without Understanding - 4:22
11. I'll Be Fine Anywhere - 3:39
12. Puppet - 3:19
13. I'm Yours - 3:24

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"PWRϟUP" - ACϟDC [Recenzja]

Po tragicznej śmierci Bona Scotta w 1980 roku, zespół ACϟDC z pewnością nie miał z górki. Zdarzało się wiele zawirowań, jednak chyba kolejną...