sobota, 4 kwietnia 2020

"Face the Music" - Electric Light Orchestra [Recenzja]


Po trasie promującej Eldorado muzycy Electric Light Orchestra zamknęli się w Musicland Studios w Niemczech. W tym właśnie studiu zespół będzie nagrywać w przyszłości prawie każdy kolejny album. Lynne, już jako "etatowy" kompozytor i tekściarz zespołu, chciał kontynuować drogę, którą poniekąd zaczął na Eldorado. Zaplanował, że stworzy więcej prostszych i wpadających w ucho piosenek, zamiast dalej iść w stronę progresywności i bardziej skomplikowanych form. Postanowił zostawić w muzyce wpływy klasyczne, ale już tylko w formie aranżacji, a same piosenki uprościć i "ukomercyjnić". Do tego dołożono jeszcze kobiece chórki i można powiedzieć, że to właśnie na tej płycie ostatecznie ukształtował się styl Electric Light Orchestra, z którym dziś kojarzymy zespół.
Album ukazał się we wrześniu 1975 roku, a promowały go 3 single, z czego 2 stały się wielkimi przebojami, które do dzisiaj są jednymi z wizytówek ELO: Evil Woman i Strange Magic. Nowe brzmienie wyniosło zespół na szczyty popularności, a Face the Music stało się ich pierwszym krążkiem, który pokrył się platyną.

Po ukazaniu się Eldorado wiele ultra-katolików uznało, że na płycie jest sporo ukrytych wiadomości, w których ELO miało ukrywać pochwalne słowa pod adresem Szatana. Jeff Lynne postanowił zareagować na te plotki, w związku z czym pierwszy "utwór" na płycie, Fire on High, ma sens tylko puszczony wspak. To przede wszystkim bardzo dziwna kompozycja. Mamy tu zestaw dziwnych odgłosów, chór śpiewający Hallelujah, głos mówiący tekst mający sens tylko puszczony od tyłu, motyw syntezatorowy, wpadająca w ucho gitara akustyczna... Bardzo dziwne otwarcie, ale w sumie dość pomysłowe i zakręcone. Wprowadza trochę chaosu, ale z pewnością intryguje i przyciąga uwagę, a taki był chyba jego cel.
Zdecydowanie bardziej konwencjonalnie prezentuje się Waterfall. To przepiękna, delikatna i melancholijna ballada, którą Jeff wskazuje po latach, jako jeden ze swoich ulubionych utworów ELO. Mamy tu sporo łkającej gitary rodem z płyt George'a Harrisona. Może utwór sam w sobie średnio wpada w ucho, jednak jak najbardziej nie są to stracone 4 minuty, bo można naprawdę rozpłynąć się przy tych dźwiękach. Przepiękna ballada.

So now it's getting late, for those who hesitate, got no one
But they don't understand and no one hears the sound
It's like a waterfall, it's an illusion

Love is all, waterfall, love is what you are
Pulls you in, takes you down, it's a sad affair
But you know, as you hold, back the power there
Without the friends and lovers, you could never go on living

Oto jak czasem śmieszny bywa los. Evil Woman zostało napisane przez Lynne'a w ciągu dosłownie pół godziny (to w końcu bardzo prosta piosenka z dość banalną progresją akordów) i to właściwie już pod koniec nagrywania, kiedy płyta była już prawie zapięta na ostatni guzik. Jeff uznał w ostatnim momencie, że przyda się jeszcze jedna, szybka piosenka, ale bardziej na zasadzie wypełniacza. A tu proszę; Evil Woman stało się olbrzymim, światowym hitem, największym do tej pory i do dziś pozostaje żelaznym klasykiem ELO. Rozpoczynamy znakomitym, rock and rollowym riffem fortepianu. Całość utrzymana jest niemal w stylistyce disco. Świetne, melodyjne zwrotki, krótkie zawieszenie i wybuchowe refreny, które wpadają w ucho i nie chcą wypaść. W pierwszej zwrotce mamy linijkę "There's a hole in my head where the rain comes in", co jest odniesieniem do utworu Fixing a Hole zespołu The Beatles. Piosenka świetnie wciąga, a solo na fortepianie jest rewelacyjnie i znakomicie koresponduje z wyrazistymi smyczkami. Znakomity, popowy utwór na wysokim poziomie.

Hey woman, you got the blues
'Cause you ain't got no one else to use
There's an open road that leads nowhere
So just make some miles between here are there
There's a hole in my head where the rain comes in
You took my body and played to win
Ha, ha, woman, it's a crying shame
But you ain't got nobody else to blame

Bardzo intrygująco rozpoczyna się Nightrider, kończący stronę A. Tajemnicza partia na Moogu i smyczki. Klimatycznie wybrzmiewa też i zwrotka, jednak całość przełamana zostaje przez refren. Sama piosenka niestety nie wyróżnia się niczym szczególnym i jest raczej mało ciekawa. To niby kolejna chwytliwa melodia, ale jakoś mało przekonująca i wpadająca w ucho. Zdecydowanie najsłabszy punkt pierwszej połowy albumu.

I still see that vision of delight
While crushing on the black of night
But she keeps a step ahead
Looking out the corner of her world
Nobody ever knows a girl
Who once lived along this way

Poker to zdecydowanie bardziej dynamiczna kompozycja z rockowym riffem gitarowym, podbijanym przez Mooga, który zresztą później też pełni tu rolę przewodnią. Niestety, za mało jest tu melodii. Duży plus za bardzo dobry i fajnie skonstruowany rocker z nagłymi zwolnieniami, solówkami smyczek i zmianami tempa, jednak brakuje tu po prostu wpadających w ucho momentów. Słucha się dobrze, ale w pamięci nic nie zostaje na dłużej.

Away, the joker's closing  in
Reform and they will win
The light is fading fast
I know, you know, they know, we all know
Everybody's gonna burn down

The girls come crawling on all fours
Banging on locked doors
High cards call the tune
I know, you know, they know, we all know
Everybody's gonna burn down

Zupełnie inaczej sprawa ma się z rewelacyjnym Strange Magic. Lynne pisał tę piosenkę w trakcie trasy promującej Eldorado, za każdym razem przy innym pianinie. To zdecydowanie najdelikatniejsza i najpiękniejsza piosenka na płycie. Zaczynamy pięknym motywem symfonicznym rodem z Eldorado, po czym pojawia się delikatny riff na gitarze, podbijany przez fortepian. Następnie Lynne śpiewa bardzo liryczne i wyważone zwrotki, przechodząc gładko do przepięknych refrenów; najpierw 3 razy śpiewa "Got a strange magic", by następnie zaśpiewać to półton wyżej, co daje naprawdę przepiękny rezultat, brzmiąc rewelacyjnie i wpadając w ucho. Bardzo podoba mi się to, że z każdym kolejnym refrenem faktura się zagęszcza i dzięki temu, każdy brzmi coraz bardziej okazale i potężnie. Piosenka ukazała się na singlu, jednak odniosła mniejszy sukces niż Evil Woman. W moim prywatnym rankingu jest jednak zdecydowanie wyżej o parę oczek. Mimo że oba utwory uwielbiam i często do niej wracam, to właśnie Strange Magic bardziej mnie hipnotyzuje, wzrusza i sprawia, że chcę tego słuchać bez końca.

You're walking meadows in my mind
Making waves across my time
Oh no, oh no

I get a strange magic
Oh, what a strange magic
Got a strange magic

Down Home Town to kawałek utrzymany bardziej w stylu country, aczkolwiek wciąż noszący niezbywalne znamiona stylu ELO. Rozpoczyna się repryzą Waterfalls, by gładko przejść do wpadających w ucho żwawych zaśpiewów do wtóru gitary akustycznej. Znakomite wokale Lynne'a, zapadające w pamięć refreny i kolejne nawiązanie do Beatlesów (pod koniec mamy: "She loves you, no, no, no Down home town"). Uwielbiam ponadto krótki mostek pod koniec utworu, ale cała kompozycja wypada nad wyraz urokliwie i ujmująco.

The world outside don't like us much
'Cause they ain't got our classy touch
But they ain't good enough to breathe
This town's good air, we make 'em leave

One Summer Dream zamykamy krążek. Niby wszystko gra, niby jest piękna melodia, niby orkiestra gra jak zawsze z klasą, ale jednak... nie mogę się do tego utworu przekonać. Mam wrażenie, że brak tego uroku, który by ujmował przy pierwszym przesłuchaniu, jak to miało miejsce przy Waterfall czy Strange Magic. Wydaje się to takie sztuczne i nieszczere.

Bird on a wing goes floating by
But there's teardrop in his eye

One summer dream


Face the Music to spory krok w tył w stosunku do Eldorado. Przede wszystkim mamy tu mniej spójny klimat, co próbuje się zamaskować płynnymi przejściami orkiestrowymi między kolejnymi utworami. Warto jednak już na samym wstępie zwrócić uwagę na brzmienie. To właśnie na tym albumie ostatecznie wyklarowało się słynne brzmienie ELO, czyli idealny balans między symfoniką a rockandrollem. O ile na pierwszych trzech płytach Jeff trochę się jeszcze gubił i orkiestra była tylko tłem, a na Eldorado brzmienie symfoniczne trochę przytłoczyło całą resztę, o tyle na Face the Music mamy wreszcie niemal idealną symbiozę. Co do zawartości: mamy tu aż 3 nieudane numery (na 8, a właściwie 7, bo Fire on High ciężko zaliczyć do pełnoprawnych utworów), co jest dość wymowne, szczególnie że na poprzedniku ciężko było takowe znaleźć. Ten album przypomina mi trochę współczesną popową muzykę, czyli najlepszymi momentami płyty są te, które stały się przebojami, a reszta zostaje daleko w tyle. Można by i to tak ująć. Rzeczywiście, najlepiej wypadają tu Evil Woman i Strange Magic, ale fason trzymają też Waterfall i Down Home Town, a Fire on High ma też swoje momenty. Generalnie, jak na talent Jeffa, wydaje się że poszedł tu nieco na łatwiznę i nie dopracował tego albumu do perfekcji. Są tu naprawdę świetne utwory, ale jako całość, Face the Music niestety nie zachwyca i daleko jej do doskonałości.

Ocena: 7/10


Face the Music: 36:22

1. Fire On High - 5:30
2. Waterfall - 4:11
3. Evil Woman - 4:35
4. Nightrider - 4:26
5. Poker - 3:31
6. Strange Magic - 4:29
7. Down Home Town - 3:53
8. One Summer Dream - 5:47

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"PWRϟUP" - ACϟDC [Recenzja]

Po tragicznej śmierci Bona Scotta w 1980 roku, zespół ACϟDC z pewnością nie miał z górki. Zdarzało się wiele zawirowań, jednak chyba kolejną...