niedziela, 5 kwietnia 2020

"Mob Rules" - Black Sabbath [Recenzja]


W trakcie trasy promującej Heaven and Hell z zespołu odszedł Bill Ward. Czuł się coraz gorzej, a alkoholizm wcale nie pomagał skupić mu się na pracy. Na jego miejsce muzycy zatrudnili Vinny'ego Appice'a, który był wielkim fanem Warda i praktycznie od ręki był w stanie zagrać wszystkie partie perkusyjne piosenek Black Sabbath. Wniósł do zespołu nieco bardziej minimalistyczny, acz cięższy i mocniejszy styl gry.
Pierwszym utworem, który powstał po Heaven and Hell było The Mob Rules napisane z myślą o animowanym filmie science-fiction, Heavy Metal. Muzycy zamknęli się w domu w Los Angeles i tam tworzyli resztę materiału. Początkowo chcieli nagrać album również w domowym studiu, żeby zaoszczędzić, jednak Iommi nie potrafił osiągnąć brzmienia gitary, które chciał uzyskać. Próbował różnych sposobów, jednak ostatecznie skończyli nagrywanie w studiu Record Plant. 
Mob Rules okazało się jednak ostatnim albumem studyjnym Black Sabbath z Dio na wokalu, aż do 1992 roku. Materiał na Heaven and Hell tworzyli tylko Tony i Ronnie. Gdy do studia przyjechał jednak Geezer, sytuacja diametralnie się zmieniła. Gdy w Black Sabbath byli Bill Ward i Ozzy Osbourne, nie mieli nic przeciwko byciu "tymi mniej ważnymi" i trzymali się raczej na uboczu, robiąc miejsce dla dominujących osobowości, jakimi byli Butler i, zwłaszcza, Iommi. Dio jednak również okazał się być taki. Nie znosił, gdy ktoś mówił mu co robić, i miał ambicje by być liderem zespołu, twierdząc że sukces Heaven and Hell to jego zasługa. Tony i Geezer nie dawali jednak włazić sobie na głowę, co tworzyło konflikty. Za pisanie tekstów odpowiedzialni teraz byli zarówno Butler, jak i Dio, jednak prezentowali oni zupełnie odmienne stylistyki. Geezer lubił pisać o mrocznej rzeczywistości, o pokusach, wojnie, narkotykach, religii itp., podczas gdy Ronnie uciekał w świat fantastyki i opowiadał o demonach lub mrocznych kreaturach, za ich pomocą przemycając jakieś głębsze myśli. Gdy tych dwóch tekściarzy musiało współpracować, pojawiły się napięcia, w którą stronę skierować warstwę tekstową. Oliwy do ognia dolała jeszcze wytwórnia, która - zareagowawszy na sukces nowego składu Black Sabbath - zaproponowała Dio kontrakt na solowe projekty, co mocno podburzyło morale zespołu. Iommi i Ward wiedzieli już, że dla ich nowego wokalisty, zespół nie jest jedyną nadzieją na przyszłość i lada chwila może zostawić ich na lodzie, szczególnie biorąc pod uwagę jego dyktatorskie zapędy.
Album Mob Rules ukazał się 4 listopada 1981 roku i odniósł sukces, aczkolwiek nie jest już dziś tak dobrze pamiętany jak Heaven and Hell. Czy słusznie?

Turn Up the Night to wręcz wymarzone otwarcie, przebijające zdecydowanie Neon Knights. Niższy strój gitary i nieco mniej finezyjna, acz potężniej brzmiąca gra Vinny'ego Appice'a od razu przyniosły rezultaty, bowiem to naprawdę ciężka kompozycja z wręcz przeszywającymi solówkami Iommiego. Jednak to, że jest ciężka, nie znaczy bynajmniej że jest wolno i walcowato. To jak najbardziej dynamiczny utwór z wpadającymi w ucho, metalowymi refrenami i świetnymi wokalami Dio. Piosenka wciąga już od pierwszych dźwięków i nie odpuszcza ani na chwilę, przez 4 minuty zapewniając nam rewelacyjnie ciężką galopadę w stylu Black Sabbath z lat 80. 

Nighttime sorrow, taken like the pain
Black will not become white
It's all the same
Evil lurks in twilight, dances in the dark
Makes you need the movement
Like a fire needs a spark to burn

Nieco bardziej konwencjonalnie wypada Voodoo, jednak to wciąż ultra-ciężki i zadowalający kawałek. Piosenka nie ma może takiego wykopu, jak Turn Up the Night, ale trzyma poziom i wypada znakomicie. Poza rewelacyjnym i prostym riffem nie ma jednak o co się tu zaczepić uchem, bo melodia jest dość mało wyrazista. Na pochwałę zasługują muzycy, którzy grają tu z prawdziwą finezją i metalowym feelingiem. Całkiem nieźle wypada też Dio, chociaż wniósł tu nieco za mało swojej oryginalnej barwy i maniery, odśpiewując to bardzo dobrze, acz mało indywidualnie. Trochę gorzkich słów napisałem, ale przecież Voodoo to w gruncie rzeczy bardzo porządny i solidny metalowy kawałek.

Say you don't know me, you'll burn
You can refuse, but you'll lose, it's by me
Say you don't want me, you'll learn
Nothing you do will be new, 'cause I'm through

Bring me your children, they'll burn
Never look back, never turn
Cry me a river, you'll learn Voodoo

The Sign of the Southern Cross to jednak zupełnie inna para kaloszy Rozpoczyna się balladowo, ze znakomitym śpiewem Dio pełnym wyczucia i delikatności do wtóry gitary akustycznej. Po chwili wchodzi jednak ciężki i nośny riff, a cała kompozycja nabiera monumentalności. To najdłuższy utwór na płycie (prawie 8 minut), ale nie ma tu ani jednej zbędnej sekundy. Całość wypada potężnie, patetycznie i solidnie. Wszystko służy tu budowaniu napięcia, a monotonia podkreśla tylko znakomity ciężar i wokale Ronniego, które brzmią tu wyjątkowo zadziornie i chropowato. Tu jego teatralna maniera bardzo się przydaje, bo praktycznie cała dramaturgia oparta jest właśnie na wokalach, tak świetnie korespondujących z nisko strojoną gitarą Tony'ego. Piosenka przywodzi na myśl wczesny Black Sabbath, z mrocznym klimatem i nieodłącznie unoszącą się nad kompozycją grozą. Rewelacyjna rzecz.

From the book, the word is spoken
Whispers from forgotten psalms
Gather all around the young ones
They will make us strong

Reach above your dreams of pleasure
Given life to those who died
Look beyond your own horizons
Sail the ship of signs

E5150 to także powrót do mrocznie brzmiących zabaw z formą. Najpierw rozszyfrujmy może sam tytuł. Po rozbiciu go na części pierwsze otrzymujemy: E 5 1 50. To natomiast w notacji rzymskiej można odczytać jako E V I L. I wszystko jasne. To bardzo mrocznie brzmiąca, niepokojąca zabawa ciężko nastrojoną gitarą i syntezatorami, która może przyprawić o gęsią skórkę.
E5150 gładko przechodzi w mocny i dynamiczny riff rozpoczynający utwór The Mob Rules. To kolejny szybki, acz niepozbawiony ciężaru kawałek. Jest jednak dość konwencjonalny, więc nie ma co się bardzo nim zachwycać. Przewidywalnie, ale też z klasą i z odpowiednią dawką szybkości i ciężaru. Dobre granie, acz nie ma co za bardzo wychwalać pod (nomen omen) niebiosa.

Kill the spirit and you'll be blinded
The end is always the same
Play with fire, you burn your fingers and
Lose your hold of the flame, oh
It's over, it's done
The end is begun

If you listen to fools
The mob rules

Bardzo dobry, monotonny i chwytliwy riff pojawia się natomiast w rewelacyjnym Country Girl. To wyjątkowo ciężki, ale i melodyjny kawałek ze świetną linią wokalną, która wpada w ucho już od pierwszego przesłuchania. Znakomicie wypada też zwolnienie w połowie utworu, po którym następuje świetne solo Iommiego. 

In dreams I think of you
I don't know what to do with myself
Time has let me down
She brings broken dreams, fallen stars
The endless search for where you are

Poziom spada nieco przy raczej zachowawczym Slipping Away. Znowu jest tu całkiem niezły riff i dobre wokale, jednak piosenka niczym specjalnym się nie wyróżnia i jest raczej do zapomnienia. Nie twierdzę, że to słaby utwór, bez zalet i nie wart przesłuchania, ale po prostu to za mało.

Take a look at yourself, you've been running in a circle
Round and round you go, you're a start without an end
Start a new life, yeah, from the city of the gypsies
Running away, slipping away, right behind the plow

Falling Off the Edge of the World to niesłusznie zapomniana perełka z albumu. Zaczyna się lekko i balladowo, by po chwili uderzyć z całą siłą potężnym i dynamicznym riffem (echa The Sign of the Southern Cross). Dio śpiewa bardzo melodyjnie, ale i nie oszczędza się w mocniejszych momentach. To bardzo udana kompozycja, która jak najbardziej może się podobać.

Look out, there's danger, nowhere to run!
It seems like desperate measures but sometimes it has to be done
Over, it's over at last
There's a message inside as we build
A new life from the past

We're falling off the edge of the world
Yes, the edge of the world!
It's the end of the world

Najlepsze Sabbaci zostawili nam jednak na koniec. Over and Over to potężnie brzmiąca, monumentalna ballada, która przywodzi na myśl Lonely is the Word z poprzedniego albumu. Rewelacyjnie odnajduje się to Dio, na którego wokalu spoczęła cała odpowiedzialność za klimat piosenki. Riff bowiem jest dość monotonny, a i sekcja rytmiczna raczej gra w jednym tempie. Ronnie musiał więc na tyle zabłysnąć, by skupić na sobie uwagę i nadać kompozycji unikalnego brzmienia i mrocznego, dramatycznego klimatu. A co jak co, ale teatralność to specjalność Dio. Iommi nie zostaje jednak daleko w tyle, fundując nam zachwycające i przyprawiające o ciarki solo. Wspaniały utwór i najlepszy moment krążka, który swobodnie można zaliczyć do listy "Top 3 utwory Black Sabbath z Dio na wokalu" obok Heaven and Hell i Lonely is the Word.

Too many flames, with too much to burn
And life's only made of paper
Oh, how I need to be free of this pain
But it goes over, and over, and over, and over again


Mob Rules to tak naprawdę Heaven and Hell vol. 2. Owszem, dodano tu całkiem sporo ciężaru, jednak w kwestii kompozycyjnej nic się nie zmieniło. Dalej jest to dość konwencjonalny metal, któremu raczej daleko od osiągnięć zespołu w składzie z Ozzym. Zamiast tego dostajemy dość chwytliwe i wpadające w ucho, raczej monotonne utwory, które brzmią jak większość metalowej sceny tamtych czasów. Cieszy natomiast fakt, że pojawia się tu nieco więcej mocniej brzmiących i cięższych kompozycji niż na Heaven and Hell, które pod tym względem było o wiele lżejsze, nastawione raczej na szerszy odbiór. Mob Rules to nieco więcej ciężaru, jednak Tony wciąż jedzie raczej na sprawdzonych patentach, a Dio w pełnej krasie prezentuje swoją teatralną i egzaltowaną manierę wokalną, która nie wszystkim musi odpowiadać. Ja dość ją lubię w niewielkich dawkach, a tu Ronnie wyjątkowo nie szarżuje, więc może to nawet sprawiać przyjemność. Warto zwrócić też uwagę na Appice'a, który zaprezentował zupełnie inny styl gry niż Ward. Gra mniej finezyjnie i bez masy ozdobników, skupiając się bardziej na potężnym brzmieniu, dzięki czemu same utwory wypadają bardziej minimalistycznie i potężniej. Podsumowując: jeśli komuś spodobał się Heaven and Hell, to i Mob Rules może przypaść mu do gustu. Ja oceniam te albumy dość podobnie, aczkolwiek Mob Rules brzmi odrobinę spójniej i momentami dzięki sporej dawce ciężaru może przywodzić na myśl nieco starsze dokonania Black Sabbath. Bardzo dobry album, acz bardziej dla miłośników bardziej konwencjonalnego, modnego wówczas metalowego grania w lekką domieszką Black Sabbath, niż dla starszych wielbicieli "prawdziwego" Black Sabbath z Ozzym na wokalu.

Ocena: 8/10


Mob Rules: 40:25

1. Turn Up the Night - 3:42
2. Voodoo - 4:32
3. The Sign of the Southern Cross - 7:46
4. E5150 - 2:54
5. The Mob Rules - 3:14
6. Country Girl - 4:02
7. Slipping Away - 3:45
8. Falling Off the Edge of the World - 5:02
9. Over and Over - 5:28

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"PWRϟUP" - ACϟDC [Recenzja]

Po tragicznej śmierci Bona Scotta w 1980 roku, zespół ACϟDC z pewnością nie miał z górki. Zdarzało się wiele zawirowań, jednak chyba kolejną...