środa, 15 kwietnia 2020

"The Eternal Idol" - Black Sabbath [Recenzja]


Kolejny album i kolejny wokalista. Początkowo Iommi nowy materiał chciał nagrać z Ray'em Gillenem. Zrobili też ku temu przymiarki, komponując większość nowych utworów i nagrywając taśmy demo. W skutek nieporozumień, Gillen odszedł jednak z zespołu, a na jego miejsce "wskoczył" Tony Martin, którego rola ograniczyła się praktycznie do odśpiewania partii Gillena i częściowemu autorstwu dwóch utworów. Płytę nagrywano w kilku studiach i z trzema różnymi producentami, z czego każdy chciał mieć jak najwięcej do powiedzenia, więc dokonywali daleko idących zmian, którego nie mogły ostatecznie skończyć się spójną całością.
Płytę wydano 1 listopada 1990 roku i spotkała się z żenująco słabym zainteresowaniem (nawet biorąc pod uwagę Seventh Star). Prawie w ogóle się nie sprzedawała, a krytycy zrównali materiał z ziemią. Z miejsca skreślono więc nową odsłonę Black Sabbath.

Całkiem niezły rozpęd daje płycie The Shining. Jeśli chodzi o nowego wokalistę, to najbliżej mu do Ronnie'ego Jamesa Dio, nie tylko barwą, ale i często używanymi wyższymi rejestrami, które czasem mogą irytować. W tym kawałku jest to jednak raczej okazjonalne, a i sama piosenka wypada naprawdę w porządku, w stylu, którego można by oczekiwać od Black Sabbath (choć wciąż o mroku i posępnym nastroju można tylko pomarzyć).

As the page is turned and the story's told
From the visions he had seen
The house on the hill with the haunting eyes that call
No one left when madness came out
To play its game
If you stay too long, you'll finally go insane

Słabiej wypada natomiast pseudo-mroczny i tajemniczy Ancient Warrior. Jedyne, co ten utwór ma dobrego, to całkiem udany riff. Reszta jednak to klasyczne dla lat 80. "radio-friendly" metalowe granie, które nie wyróżnia się niczym szczególnym, a wręcz jest tak kiczowate i zachowawcze, że aż zęby momentami bolą. I jeszcze te sztuczne chórki w refrenach... No błagam...

There's no end there's no beginning to the old man's story
Does he still remember me from lives gone by?
I see his spirit rising upon the black of time
I've got nowhere to hide
Will he keep a place for me?

Podobnie nieciekawie i mało oryginalnie wybrzmiewa Hard Life to Love. To już o wiele bardziej rozpędzony i dynamiczny kawałek, jednak niezbyt interesuje i jest raczej wtórny, typowy dla wszystkich grających wówczas zespołów metalowych.

You're standin' in the rain with
No cover but you never complain
You're an angry young man face to
Face but your mirrors insane
It's a hard life to love

Jeszcze bardziej kiczowato wypada "podniosły" Glory Ride z absolutnie koszmarnymi i tandetnie brzmiącymi klawiszami, które mają piosence dodać odrobiny patosu i doniosłości. Takie przynajmniej było chyba założenie, jednak spokojnie można uznać, że się nie udało, bo i sam utwór kompozycyjnie nie ma raczej nic ciekawego do zainteresowania i jest to po prostu prawie 5 minut nijakiego i raczej mało oryginalnego grania.

Dressed to kill where eagles dare
The fate of a nation's at hand
Is this the answer to the prayers
Come the dawn, thru the blood
Red skies return with tears
In their eyes, and they
Recall thou shalt not kill

Nieciekawie wypada także Born to Lose. O ile jeszcze z poprzednich kawałków można było czerpać jakąś przyjemność i po prostu dać się ponieść, o tyle tutaj absolutnie nie ma mowy o żadnych miłych wrażeniach z odbioru. To po prostu okropnie sztampowy, nieciekawy i nieprzyjemny kawałek bez aspiracji by być czymś więcej niż zwykłym wypełniaczem.

I'll play your game
But if you lose you're gonna have to pay the price
Broken chains, like a prisoner free at last
The fear inside just up and died
Time will tell if I am wrong

Nie najgorzej wypada natomiast Nightmare. Rozpoczyna się raczej niespiesznie, by w końcu uderzyć potężnym riffem i potem płynąć dynamicznie, ale i nie bez ciężaru. Nie ma tu może mowy o jakimś powrocie do formy, czy też choćby nad wyraz dobrym numerze, ale w porównaniu do reszty materiału, piosenka brzmi naprawdę bardzo dobrze.

Silent screamer filled with fear
As the night time shapes a face
Then disappears
Scared forever into believing
That your mind has met the
Prince of whom you see

Scarlet Pimpernel to akustyczna miniaturka Iommiego. Gitarzysta dawno nie sięgał do tej formy, więc cieszy jej powrót, tym bardziej że jest naprawdę całkiem zgrabna. Można oczywiście zapomnieć o takich uroczych motywach jak w Orchid, Fluff czy Laguna Sunrise, ale jest naprawdę przyjemnie.
Lost Forever trzyma poziom i wypada całkiem przyzwoicie, mimo że to tylko kolejny dynamiczny i sztampowy metalowy kawałek.

All your life you're bin slipping and sliding
Trying to find a way
Sun won't shine but now it's your time to pay
There's no turning back as you look
The hangman in the eye
Now hell's just your death away
It's too late to say you care
When there's evil in your stare
You say you're not to blame

Na samym końcu czeka na nas jednak prawdziwa perełka, czyli - wreszcie! - ciężki, mroczny, posępny i tajemniczy Eternal Idol. Już od pierwszego wejścia riffu czuć klimat starego Black Sabbath, a perkusja w zwrotkach przywodzić może na myśl nawet utwór Black Sabbath. Bez obaw, nie mamy tu jednak do czynienia z autoplagiatem. Powolne i mroczne zwrotki kontrastują tu z wybuchającymi refrenami, w których Martin sięga po nieco wyższe dźwięki. Eternal Idol to bez wątpienia piosenka udana i najlepszy moment krążka, który pokazuje, że gdyby muzykom się chciało popracować nad repertuarem, to z tą płytą mogłoby być o wiele lepiej.

Child of tomorrow will die
Not even born
Jesus, our questions he never seems to hear
Dying for the answers may be price we pay
To find a key to our lives


The Eternal Idol to zdecydowany spadek formy i najsłabszy wówczas album Black Sabbath. Słychać, że zespół jest raczej mało zgrany, ale też nie ma co zwalać winy na dość ruchomy skład. Iommi proponuje w większości raczej odtwórcze i mało oryginalne riffy, opierając się w większości na sprawdzonych patentach, a także kierunku, który obrało w tamtym czasie większość zespołów metalowych. Co do Tony'ego Martina... czuć, że jest tu właściwie tylko na etacie. Dostał do odśpiewania partie innego wokalisty i dał tu próbkę swojego stylu, acz nie zaprezentował się jeszcze w stopniu, na który pozwalają jego ambicja, możliwości i warunki wokalne. Jeśli chodzi o same kompozycje, to zgrabniej wypada bez wątpienia końcówka, a na początku jest naprawdę słabo. Nie mają tu czego szukać fani mrocznego i posępnego Sabbathu z Ozzym, a nawet tego z Dio (ci mogą zadowolić się tylko utworem tytułowym). To jest Black Sabbath, w którym Tony Iommi podąża za trendami i zapomina o swoich korzeniach, w efekcie czego powstaje rzecz zdecydowanie zbyt mało sabbathowa. Nie słucha się tego może z bólem, ale raczej bez większej przyjemności.

Ocena: 3/10


The Eternal Idol: 42:42

1. The Shining - 6:00
2. Ancient Warrior - 5:28
3. Hard Life to Love - 5:00
4. Glory Ride - 4:49
5. Born to Lose - 3:43
6. Nightmare - 5:19
7. Scarlet Pimpernel - 2:05
8. Lost Forever - 4:03
9. Eternal Idol - 6:33

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"PWRϟUP" - ACϟDC [Recenzja]

Po tragicznej śmierci Bona Scotta w 1980 roku, zespół ACϟDC z pewnością nie miał z górki. Zdarzało się wiele zawirowań, jednak chyba kolejną...