Czasy, kiedy Simon & Garfunkel można było uznać za duet folkowy minęły bezpowrotnie już dawno temu. Na Bookends udowodnili, że mają większe aspiracje niż zamknięcie się w jednym, bezpiecznym gatunku. Muzycy (chociaż głównym inicjatorem był Paul Simon) eksperymentowali z różnymi aranżacjami, poszerzając instrumentarium i stosując coraz to nowe środki wyrazu. Na poprzednim albumie dało się jednak wyczuć coś innego niż krok w stronę dalszego rozwoju, a mianowicie: postępujący rozpad duetu.
Jak wspomina Paul, zaczęły pojawiać się między nimi różnice w kwestii wykonywanej muzyki. Podczas gdy Simona ciągnęło ku dalszym eksperymentom i poszerzaniu horyzontów, Garfunkel coraz bardziej namawiał go do podkreślania uroczych, radio-friendly melodii, w których mógłby bardziej eksponować swój wysoki, delikatny i rozczulający wokal, wprost przecież stworzony do romantycznych love songs. Absolutnie nie chodziło tu o kłótnie, czy gwiazdorzenie któregoś z nich, bo przecież panowie do dziś bardzo się lubią, wypowiadają się o siebie ciepło, a zresztą wcale nie rzadko występowali razem na wielu scenach. Uznali jednak, że różnice muzyczne mogą w przyszłości wpłynąć niekorzystnie na przyszły materiał, więc podjęli decyzję o rozstaniu. Muszę przyznać, że należy się im szacunek za to, że uznali muzykę za dobro wyższe i byli w stanie porzucić szyld Simon & Garfunkel w, na dobrą sprawę, szczytowym momencie kariery. Wiedzieli, że wyrobili sobie taką markę, że poradzą sobie w pojedynkę, a im mniej wewnętrznych tarć - tym lepsza muzyka.
Panowie postanowili stworzyć jednak jeszcze jeden wspólny album. Prace nad nim nieco się opóźniły, gdyż Arta prawie w ogóle nie było w studiu. Nie dlatego, że był niezainteresowany nagrywaniem; po prostu zajęty był wtedy pracą na planie filmu Paragraf 22. (Po rozstaniu Garfunkel zresztą o wiele bardziej wciągnął się w aktorstwo niż śpiewanie, w związku z czym na jego solowy debiut musieliśmy poczekać nieco dłużej niż w przypadku Simona). Paul zresztą też miał zagrać w tym filmie, ale ostatecznie jego rola została wykreślona przez reżysera. Simon był wściekły, że musiał tyle czekać na Arta, by wreszcie zacząć nagrywać (swoją frustrację wylał w piosence So Long, Frank Lloyd Wright), jednak Garfunkel widział to nieco inaczej; twierdzi, że zawsze musiał czekać 3-4 miesiące, zanim Paul wreszcie napisze jakąś piosenkę, więc postanowił po prostu w tym czasie zająć się czymś innym, i nie rozumie, czemu to Simon nie mógł chociaż raz chwilę na niego zaczekać.
Pomijając jednak wszystkie problemy i zawirowania podczas nagrywania, bez wątpienia było warto. Album ukazał się 26 stycznia 1970 roku i z miejsca został okrzyknięty arcydziełem. Do 1972 roku był najlepiej sprzedającą się płytą w historii muzyki. Zdobył szczyt listy Billboard Top 200, gdzie utrzymał się przez 10 tygodni, a na nieco niższych pozycjach spędził kolejne 85. W pierwszych trzech tygodniach w samych Stanach Zjednoczonych sprzedało się prawie 2 miliony kopii. Szacuje się, że w sumie do dziś sprzedano około 30 milionów egzemplarzy na całym świecie. Został też doceniony przez krytyków; zebrał prawie same entuzjastyczne recenzje, a ponadto zdobył dwie nagrody Grammy (Album of the Year i Best Engineered Recording, Non-Classical), a utwór tytułowy - aż 4 (Record of the Year, Song of the Year, Contemporary Song of the Year i Instrumental Arrangement of the Year). Simon & Garfunkel zakończyli więc karierę na najwyższym możliwym poziomie.
Na sam początek utwór tytułowy. Powiem może od razu, bez ogródek: jak dla mnie, Bridge over Troubled Water to po prostu mini-arcydzieło muzyki popularnej. Zaczynamy od przepięknego wstępu na fortepianie i delikatnych wokali Arta. Napięcie stopniowo narasta, by w finale wybuchnąć feerią wręcz symfoniczną. Do tego dochodzi przepiękna, niebanalna melodia i romantyczny, poetycki tekst. Wokal w całej piosence przypadł Garfunkelowi, mimo że on wcale nie był przekonany do tego, czy to właśnie on powinien to śpiewać. Od samego początku mówił, że to świetnie by brzmiało, gdyby zaśpiewał to w harmonii z Simonem (który pojawia się tylko na chwilę w ostatniej zwrotce), jednak ostatecznie Paul - jako autor piosenki miał decydujący głos - zdecydował, że o wiele lepiej zabrzmi, gdy zaśpiewa ją sam Art. Do dziś mówi, że żałuje tej decyzji i że oddał Garfunkelowi taką piękną piosenkę, przez co ludzie zapominają, że to przecież on jest autorem. Twierdzi zarazem, że jest jednak zadowolony z tego, jak ta piosenka ostatecznie brzmi i uważa ją za swój najlepszy utwór. (Widać więc, że jednocześnie żałuje że sam tego nie zaśpiewał, ale też zdaje sobie sprawę, że artystycznie była to dobra decyzja). Kompozycja została też, oczywiście, doceniona przez słuchaczy: zdobyła listy przebojów, a na całym świecie sprzedało się 6 milionów egzemplarzy singla. Przyznaję - jest to też mój ulubiony utwór Simon & Garfunkel, który za każdym razem niezmiennie mnie zachwyca i olśniewa swoim pięknem i delikatnością. Brzmi grafomańsko? Być może, ale nie umiem inaczej tego wyrazić. Tej piosenki trzeba po prostu posłuchać, żeby to zrozumieć.
When you're weary
Feeling small
When tears are in your eyes
I will dry them all
I'm on your side
When times get rough
And friends just can't be found
Like a bridge over troubled water
I will lay me down
Równie rewelacyjnie wypada także El Cóndor Pasa (If I Could). Warto zaznaczyć, że nie jest to w całości autorski utwór Paula; dopisał on bowiem tylko nowe, angielskie słowa do piosenki z 1913 roku pochodzenia peruwiańskiego. Również i ta piosenka zdobyła szczyty list przebojów i stała się kolejnym wielkim hitem zespołu. To też pierwszy utwór na płycie, na którym słyszymy wokal Simona, któremu przypadły w udziale zwrotki. Nie znaczy to jednak, że Garfunkel jest w cieniu, bowiem przypada mu do zaśpiewania piękny, delikatny mostek (który, umówmy się, tylko Art mógłby tak zaśpiewać). Do tego dochodzi jeszcze wcale niebanalna aranżacja i świetny klimat. Znakomita piosenka.
Away, I'd rather sail away
Like a swan that's here and gone
A man gets tied up to the ground
He gives the world
Its saddest sound
Its saddest sound
I'd rather be a forest than a street
Yes I would
If I could
I surely would
Indeks trzeci i kolejny wielki przebój. Cecilia to jednak rzecz zdecydowanie, jednoznacznie dynamiczna, w odróżnieniu od poprzednich dwóch piosenek. Piosenka opowiada o św. Cecylii - patronce muzyków w Kościele katolickim. W utworze tym Simon wylewa swoją frustrację z powodu blokady twórczej (którą - jak dziś wiemy - przeżywał podczas pisania materiału na Bridge over Troubled Water). Całość wypada więc dynamicznie, chociaż tekst podszyty jest melancholią, frustracją i wściekłością. No i cóż mam powiedzieć - to po prostu kolejny zwalający z nóg numer.
Making love in the afternoon with Cecilia
Up in my bedroom (making love)
I got up to wash my face
When I come back to bed
Someone's taken my place
'Cilia, you're breaking my heart
You're shaking my confidence daily
Oh, Cecilia, I'm down on my knees
I'm begging you please to come home
Come on home
Jeśli nazwałem Cecilia utworem dynamicznym, to brak mi określenia na Keep the Customer Satisfied. To prawdopodobnie najszybszy kawałek, jaki Simon & Garfunkel kiedykolwiek nagrali. Przywodzić może na myśl Homeward Bound, jednak charakteryzuje się - w mojej opinii - znacznie lepszą melodią, a przepełniona dęciakami aranżacja dodaje tu tylko klasy i potęgi brzmienia. Piosenka ta okazała się jednym z ostatnich wielkich przebojów duetu.
It's the same old story, yeah
Everywhere I go
I get slandered, libeled
I hear words I never heard in the Bible
And I'm one step ahead of the shoeshine
Two steps away from the county line
Just trying to keep my customers satisfied
Satisfied
So Long, Frank Lloyd Wright. Kim właściwie był Frank Lloyd Wright? Architektem. O napisanie piosenki o nim, poprosił Paula Garfunkel. Simon zaczął więc pisać, z tym że... nie wiedział nic o Franku Lloydzie. Jako, że Art był dyplomowanym architektem, postanowił więc nadać piosence drugie dno. Opisał w niej swój smutek i frustrację wynikającą z uczucia porzucenia przez partnera; podczas gdy Paul godzinami czekał w studiu, Art przebywał na planie filmowym i pojawiał się na nagraniach spóźniony, albo wręcz w ogóle nie przychodził. Utwór ten to też rodzaj pożegnania z Garfunkelem. Panowie wiedzieli, że Bridge over Troubled Water to ich ostatni album, więc Paul postanowił napisać utwór pożegnalny i dał go w całości do zaśpiewania właśnie Garfunkelowi. Kompozycja wypada niezwykle szczerze, delikatnie i przekonująco od początku do końca.
So long, Frank Lloyd Wright
I can't believe your song is gone so soon
I barely learned the tune
So soon
So soon
I'll remember Frank Lloyd Wright
All of the nights we'd harmonize till dawn
I never laughed so long
So long
So long
Największy, po utworze tytułowym, przeboj z Bridge over Troubled Water to jednak bez wątpienia wspaniały i olśniewający The Boxer. Od pierwszych delikatnych dźwięków gitary akustycznej, przez dęciaki, wpadający w ucho i urzekający mostek ze słynnymi zaśpiewami aż po wspaniały, mocno autobiograficzny tekst. Dobrze znów usłyszeć razem Paula i Arta śpiewających wespół piosenkę od początku do końca. To właśnie tej harmonii brakowało mi choćby na Bookends. Czysta magia.
I am just a poor boy, though my story's seldom told
I have squandered my resistance for a pocketful of mumbles, such are promises
All lies and jest, still a man hears what he wants to hear
And disregards the rest
When I left my home and my family, I was no more than a boy
In the company of strangers
In the quiet of the railway station, runnin' scared, laying low
Seeking out the poorer quarters, where the ragged people go
Looking for the places only they would know
Dynamiczniej i radośniej wypada natomiast świetne Baby Driver. W przeciwieństwie do rozbudowanych aranżacyjnie poprzednich utworów tutaj mamy - można powiedzieć - kwintesencję prostoty, czyli kompozycję opartą głównie na akompaniamencie gitary akustycznej (choć można też wysłyszeć parę smaczków). Znakomite wokale (tym razem głównie Simona, choć i Garfunkel odgrywa tu nie małą rolę), dynamiczne, niewymuszone tempo i, oczywiście, świetna melodia, która od razu wpada w ucho.
They call me Baby Driver
And once upon a pair of wheels
I hit the road and I'm gone
What's my number?
I wonder how your engines feel
Scoot down the road
What's my number?
I wonder how your engines feel
Shine the light
The Only Living Boy in New York to kolejna piosenka dedykowana Garfunkelowi, jednak tym razem nie ma tu miejsca na indywidualne odczucia Paula, bądź też jakąkolwiek chęć pożegnania. Utwór opowiada o samotności Arta w Meksyku, gdzie znajdował się na planie filmu Paragraf 22. Przepiękne zwrotki sprawiają wrażenie, jakbyśmy mieli do czynienia z kolejną piękną i rzewną balladą, jednak przełamują je nieco bardziej podniosłe i ekspresywne refreny. Szczególnie interesująco wypada także tło, w którym możemy usłyszeć Simona i Garfunkela śpiewających wokalizy w komorze akustycznej, co zwielokrotniono później aż ośmiokrotnie. Wspaniały, przepiękny utwór.
Tom, get your plane right on time
I know your part'll go fine
Fly down to Mexico
And here I am
The only living boy in New York
Nieco bardziej "egzotycznie" wypada natomiast pogodne - przynajmniej pozornie - Why Don't You Write Me. Mamy tu wiodące wokale Paula i świetne harmonie Arta, ale u mnie uśmiech na twarzy wywołuje zawsze świetna solówka dęciaków w połowie. Całość ma lekki i urzekający klimat, który uzależnia i wciąga od pierwszych nut i nie odpuszcza aż do końca, mimo że piosenka jest raczej prosta i mało urozmaicona.
Why don't you write me
A letter would brighten
My loneliest evening
Mail it today
If it's only to say
That you're leaving me
Bye Bye Love to z kolei jedyny na płycie utwór, w którego powstawaniu Paul Simon nie miał żadnego udziału, jest to bowiem popularny standard z 1957 roku, rozpopularyzowany przez The Everly Brothers. Warto dodać, że wersja, która się tu znalazła, to zarejestrowany na żywo fragment występu Simon & Garfunkel, który miał miejsce w październiku 1968 roku w Burlingtom. Siłą rzeczy aranżacja jest więc bardzo ograniczona (gitara akustyczna, elektryczna i perkusja), ale to wcale nie ujmuje piosence klasy, lekkości i świetnego nastroju. Co więcej: świetna publiczność wręcz dodaje tu swoistego klimatu i dynamiczności.
Bye bye, love
Bye bye, happiness
Helo, loneliness
I think I'm gonna cry
Bye bye, love
Bye bye, sweet caress
Hello, emptiness
I feel like I could die
Bye bye, my love, goodbye
Kończymy jednak wyciszonym (nieco symfonicznym) Song for the Asking. To najkrótsza piosenka na płycie, na której w ogóle nie słychać nawet Arta, ale i tak uważam że udanie domyka ten wspaniały longplay, nawet jeśli jest praktycznie nie do zapamiętania.
Thinking it over, I've been sad
Thinking it over, I'd be more than glad
To change my ways for the asking
Ask me and I will play
All the love that I hold inside
Mimo, że Bookends i Bridge over Troubled Water mają takie same oceny, absolutnie nie uważam te albumy za równe. Mimo, że Bookends niczego nie brakuje, ma wspaniały i melancholijny klimat, to jednak właśnie Bridge over Troubled Water uważam za najwybitniejsze i skończone dzieło Simona i Garfunkela. Mało tego: ten album to jedna z moich ulubionych płyt wszech czasów. Mnogość nastrojów, cudowne i dopracowane kompozycje, głębokie i ciepłe brzmienie, a jednocześnie wspaniała spójność i równowaga... Naprawdę, ciężko mi pisać o tym albumie inaczej niż w samych superlatywach. Chciałbym wskazać coś, co mogłoby dodać mi choć trochę wiarygodności, jako "obiektywnej recenzji" (o ile coś takiego w ogóle istnieje), ale po prostu nie umiem tego "czegoś" znaleźć. Jak dla mnie Bridge over Troubled Water to po prostu jeden z najwspanialszych i najwybitniejszych albumów, który było mi dane usłyszeć. Polecam nie tylko fanom duetu.
Ocena: 10/10
Bridge over Troubled Water: 36:29
1. Bridge over Troubled Water - 4:52
2. El Cóndor Pasa (If I Could) - 3:06
3. Cecilia - 2:55
4. Keep the Customer Satisfied - 2:33
5. So Long, Frank Lloyd Wright - 3:41
6. The Boxer - 5:08
7. Baby Driver - 3:14
8. The Only Living Boy in New York - 3:58
9. Why Don't You Write Me - 2:45
10. Bye Bye Love (Live recording from Ames, Iowa) - 2:55
11. Song for the Asking - 1:49
Och, ile wspomnień się we mnie obudziło przy czytaniu. Mam do tego albumu największy sentyment - nie tylko dlatego, że jest genialny, lecz również dlatego, że to właśnie od niego (konkretniej utworu tytułowego) zaczęła się moja wielka miłość do tego duetu i mam nadzieję że prędko nie wygaśnie.
OdpowiedzUsuńCzasem żałuję, że tak szybko się rozeszli i tak mało płyt wydali, ale przynajmniej łatwiej zebrać całą dyskografię. XD Mówiąc na poważnie, lubię także późniejsze solowe dokonania i jednego i drugiego, choć mam wrażenie że Simon momentami zgubił swoją cudowną melancholię na rzecz (fakt że ciekawych) eksperymentów, a Garfunkel... ma parę piosenek, w których jego słodki głos świetnie się prezentuje, ale bez tekstów Simona ewidentnie czegoś brakuje. Oczywiście, że najbardziej cenię ich twórczość w duecie i chociaż przykro mi gdy jeden drugiego nazwie "jerk" w wywiadzie, gdzieś głęboko wierzę, że skoro występowali razem jeszcze tyle razy (Central Park '81 <3) to może nawet trochę się lubią.
Wracając do samego albumu, uwielbiam ten początek z najwyższej półki - to również chyba mój ulubiony ich utwór przez wspomnienia jakie mam z nim związane i nie tylko - i zarówno spokojne utwory o wgniatającym w fotel tekście jak The Boxer, jak i żywe Keep The Customer Satisfied, a Songs For The Asking to po prostu perfekcyjnie urocze pożegnanie.
1970 zadaje tyle bólu (rozpad S&G oraz Beatlesów), a jednak kocham ten rok, ponieważ przed rozstaniem zdołali jeszcze nagrać tak wielkie dzieła jak album Bridge Over Troubled Water słusznie nagrodzony (czasy gdy Grammy miały swoją wartość), a w przypadku Żuków niosący nadzieję utwór Let It Be.